ooo
Czułam jak wszystkie pary oczu spoglądają ku nam. Ku mnie. Podświetlają mnie wzdłuż i wszerz. Czułam to, a V zdawało się, że także. Nadal jest tak sławny? Przypomniały mi się nasze wspólne chwile. Byliśmy tak szaleńczo w sobie zakochani.
- Kim właściwie jesteśmy dla siebie? - zapytał ,gdy skończyliśmy jedzenie. Spojrzałam na niego zaskoczona. Choć mnie także nurtowało to pytanie to nigdy nie miałabym na tyle odwagi by je zadać.
- Nie wiem. - odparłam szczerze. - Dużo się zdarzyło niedobrego w naszym życiu. - stwierdziłam. Nie wiedząc co powinnam powiedzieć. Jedna część mnie zawsze za nim tęskniła, ale druga...
- Wiesz, że wciąż o tobie nie zapomniałem. - powiedział, a moje serce zabiło mocniej.
- Ja... - wtedy podeszła do nas kelnerka. Nie zdążyłam nic dodać od siebie. Przecież to ja byłam winna naszemu rozstaniu.
- Rachunek? - zapytała. Tae skinął głową. Wtedy do restauracji wpadła starsza kobieta.
- Pomocy! Pomocy! - krzyczała. - Na ulicy! Pomocy! - podniosłam się z krzesła i wychyliłam w stronę okna. Przerażona wybiegłam z lokalu. Na jezdni leżał poturbowany mężczyzna. Samochód stał z poduszką powietrzną na zewnątrz. Kierowca miał zakrwawioną twarz. Odwróciłam się do przechodniów. Tae podszedł bliżej mnie. Widziałam, że jest przerażony.
- Dzwoń na pogotowie. Powołaj się na mnie. - nakazałam i ruszyłam do leżącego. Był przytomny.
- Słyszy mnie Pan? - zapytałam.
- Tak... - szepnął.
- Jestem lekarzem. Doktor Lee HaRam. - przedstawiłam się. - Zaraz przyjedzie pomoc. - zapewniłam. - Proszę się nie ruszać i powiedzieć co Pana boli. - poprosiłam.
- Ramię... - zakaszlał. Skinęłam głową.
- Rozepnę kurtkę i sprawdzę, dobrze? - zgodził się i rozpięłam zamek. Natychmiast chlusnęła we mnie gorąca ciecz.
- Kurwa! - zaklęłam, a ludzie zaczęli krzyczeć. Spojrzałam w stronę Taehyunga.
- Co się dzieje? - przybliżył się, bo deszcz zaczął mocniej padać.
- Daj mi jakiś szalik czy coś takiego! - poprosiłam. - Leje z tętnicy pod obojczykowej! - stwierdziłam i przyłożyłam materiał, który podał mi jeden z gapiów. Uciskałam z całych sił. Mężczyzna był przerażony.
- Patrz na mnie i mów. - kręcił głową. - Nie ruszaj się! - skarciłam go. - Jak masz na imię?
- Ahn Ikjoon. - odpowiedział.
- Ikjoon wszystko będzie dobrze. - próbowałam go uspokoić. - Tae! - zawołałam chłopaka. Podszedł do mnie niepewnym krokiem. - Musisz sprawdzić co z kierowcą. - pokręcił głową. - Taehyung. - dałam nacisk na jego imię. - Sprawdź czy oddycha. - zbliżył się do auta.
- Oddycha, ale jest nieprzytomny. - oznajmił mi.
- Krwawi skądś? - pytałam cucąc co jakiś czas Ikjoona.
- Ma ranę na skroni.
- Oprócz niej? - stąd widziałam, że jest powierzchowna. Usłyszałam syrenę. Karetka po chwili zatrzymała się przy nas. BanRyu wysiadł jako pierwszy. Podbiegł do mnie.
- Co Ty tu robisz? - zapytał pretensjonalnie. Był bardzo zdenerwowany.
- Mogłabym zapytać o to samo. - huknęłam. Nigdy nie jeździł w karetce.
- Co mamy? - dołączył do nas drugi lekarz.
- Leje z tętnicy podobojczykowej. - odparłam. - Drugi oddycha ,ale jest nieprzytomny. Nie zdążyłam ich zbadać ,bo hamuję krwotok. - skinęli głowami.
- Zajmę się kierowcą. - odparł drugi lekarz ,a Choi został ze mną. Spojrzał na mnie i poświecił mi latarką w oczy.
- Nie brałam udziału w wypadku BanRyu! - zbeształam go.
- HaRam czemu zawsze musisz mi to robić?! - był zły.
- BanRyu błagam nie teraz. - poprosiłam. - Porozmawiamy w domu. - Tae się nam przyglądał. Był zaskoczony. - Musicie przetransportować nas razem do szpitala. - popatrzyłam na twarz wciąż klęczącego obok mnie BanRyu. - Jeśli puszczę wykrwawi się w trzydzieści sekund, jak nie mniej. - powiedziałam.
- Słyszałeś Joon?! - podniósł się gwałtownie. Był wściekły, ale opanował się w porę. - Przenosimy ich razem! - przełożyli nas ostrożnie na nosze. Choi chwycił przednie rączki noszy, nie zrywając ze mną kontaktu wzrokowego. Na trzy unieśli mnie i mężczyznę. Czułam się okropnie jako dodatkowy balast, ale nie było innej opcji.
ooo
Dotarliśmy bezpiecznie do szpitala. Wciąż skupiałam się na jak najmocniejszym ucisku na ranę. Nie chciałam by Ikjoon umarł w moich rękach.
- Gdzie HaRam?! - usłyszałam krzyk ojca.
- Spokojnie. - odezwał się BanRyu ,wciąż bardzo przejęty. - HaRam nic nie jest. - odpowiedział i wniesiono mnie z noszami do szpitala.
- Co jest? - podszedł bliżej mój ojciec zakładając rękawiczki.
- Tętnica pod obojczykiem. - skinął głową. - Więcej nie zdążyłam.
- Wytrzymasz? - pytał zmartwiony.
- Nie mam wyjścia Ordynatorze. - uśmiechnęłam się blado i wróciłam spojrzeniem na rannego, który był coraz bledszy. Spuściłam wzrok na własne dłonie. Krew zaczęła zasychać na moich palcach.
- Co z kierowcą? - spróbowałam odciągnąć jakoś umysł od zmęczonych rąk, gdy przewozili nas na blok.
- Złamanie otwarte lewej nogi. - odparł BanRyu już w fartuchu. - Yunho go poskłada. - zapewnił mówiąc o ortopedzie. Żałowałam ,że znów zmarnowałam szansę szczerej rozmowy z Taehyngiem.
ooo
Sounds great
CZYTASZ
BTS -V
Fanfic🎖#1 bts - 10.02.2021 🎖#1 tae - 24.02.2022 🎖#2 kimtaehyung - 24.05.2020 🎖#1 vbts -12.10.2020 🎖️#4 idol - 01.01.2021 HaRam po śmierci matki musi przeprowadzić się z Włoskiego miasteczka do wielkiego miasta jakim jest Seul. Musi zamieszkać z ojcem...