46

942 49 8
                                    

— O Ivy, akurat miałem do ciebie dzwonić — Powiedział doktor zamykając drzwi

— Coś sie stało? — Spytałam jednocześnie się odwracając, a kiedy zobaczyłam że lekarz mierzy mnie zaniepokojonym spojrzeniem wiedziałam, że nie było dobrze...

Poczułam okropne kucie serca w klatce piersiowej, bo tak bardzo sie zestresowałam.

Wbiłam w lekarza zmartwione spojrzenie.

— Możesz pójść ze mną do gabinetu? Wszystko ci wytłumaczę — Powiedział, a ja tylko kiwnęłam głową

Na nogach jak z waty udałam się za mężczyzną, który zaprowadził mnie do swojego gabinetu. Usiadłam na fotelu, który stał na przeciwko biurka.

— O co chodzi? — Zapytałam jednocześnie zakładając kosmyk włosów za ucho

— Jesteś rodziną poszkodowanego, więc muszę cię o tym poinformować. — Zaczął mówić, a ja znowu poczułam to duszące uczucie, które wyniszczyło mnie od środka

Lekarz wziął głęboki oddech, po czym popatrzył mi w oczy i na jednym wdechu powiedział
— Stan Matta, znacznie się pogorszył. W środę będzie miał operacje, która jest dość niebezpieczna.

Zapadła cisza. Non stop w głowie odtwarzałam słowa które mężczyzna do mnie powiedział. Cały czas wypierałam tą informacje i zapewniałam samą siebie, że pewnie nie jest tak źle.

W końcu jednak podniosłam spojrzenie na mężczyznę i zapytałam
— Co to znaczy niebezpieczna?

Lekarz nie odezwał sie słowem, wpatrywał sie tylko we mnie smutnym, przybitym spojrzeniem.

— Może umrzeć? — Zadałam pytanie, a w moim gardle stanęła gula, która sprawiała, że mój głos zaczął drzeć

Zaczęłam sie trząść. Całe moje ciało przeszły dreszcze, których nigdy wcześniej nie czułam. I w końcu z moich oczy zaczęły wypływać pojedyncze łzy, które za wszelką cenę nie przestały spływać po moich policzkach.

— Pytam sie! Czy może umrzeć?! — Wykrzyczałam jednocześnie wybuchając srogim płaczem
— Proszę być ze mną szczerym — Dodałam chwile później

— Tak. Może umrzeć. Ale musimy być dobrej myśli — Oznajmił, a ja w tamtym momencie poczułam jak jedna cząstka mojego serca właśnie została złamana

W końcu odezwałam sie przerywając głuchą ciszę, która między nami zapadła
— Ile ma szans?

— To zależy, od jego organizmu — Odpowiedział lekarza, ale widząc moje natrętne spojrzenie wbite w jego oczy szczerze dodał
— 30% na 70%

Momentalnie cała się spięłam. Lęk przed utartą najważniejszej osoby w moim życiu sparaliżował całe moje ciało. Tak bardzo nie chciałam go stracić, a fakt, że to czy przeżyje nie zależy ode mnie jeszcze bardziej mnie flustrował.

Wstałam i wybiegłam z pomieszczenia. Otworzyłam drzwi do łazienki i natychmiast weszłam do środka. W środku spotkały mnie zdziwione spojrzenia kilku kobiet, które były w środku. W tamtym momencie nie obchodziło mnie, że mnie oceniały. Wbiegłam do kabiny i się tam zamknęłam. Bezwładnie zjechałam plecami w dół, upadając przy tym na podłogę. Schowałam ręce w dłonie i zaczęłam płakać.

— Halo, wszystko dobrze? — Zapytała nagle jakaś kobieta pukając w drzwi kabiny

— Zostaw mnie... Proszę — Powiedziałam próbując wziąć oddech

Kobieta posłuchała bo usłyszałam jak wychodzi z pomieszczenia. Później nie było słychać już żadnych kroków, ani głosów. Zostałam sama ze sobą w jednym pomieszczeniu i w jakimś sensie mi ulżyło.

Jednak po kilku minutach zaczęłam czuć, że sie dusze. Moja głowa zalewała się milionem pytań i złych myśli, które nie pozwoliły mi normalnie funkcjonować. Sprawiły, że chciałam jak najszybciej sobie ulżyć i się komuś wygadać. Przytulić kogoś i zapomnieć chodziaż na chwile...

O pierwszej sobie o której pomyślałam to Pedri. On zawsze dawał mi ukojenie i pomagał.

Drżącymi rękami wyjęłam telefon z kieszeni i zadzwoniłam do chłopaka.

Jeden syknął.

Drugi.

Trzeci.

I kolejne.

Nie odbierał. Nie poddałam się i jeszcze raz wybrałam do niego numer. Ale znowu to samo.

Pomyślałam, że może akurat śpi. Byłam tak zdeterminowana i tak bardzo chciałam by mnie pocieszył, że stwierdziłam, że do niego pójdę.

Siempre contigo || Pablo Gavi || Pedri ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz