71

870 47 24
                                    

Rok później...

Mój wzrok wpatrzony był w wskazówkę zegara, która powoli przesuwała się w kierunku godziny, która oznaczała koniec lekcji i roku szkolnego.

Byłam bardzo podekscytowana, bo dzisiaj w nocy miałam lot do Hiszpanii i w końcu będę mogła zobaczyć się z wszystkimi znajomymi i oczywiście z Pedrim. Przez ten rok między nami nic się nie zmieniło. Codziennie rozmawialiśmy przez kamerkę kilka godzin i nie było tak źle jak myślałam.

A z Gavim... Nie miałam kontaktu. W ogóle do siebie nie pisaliśmy. Tak jakbyśmy siebie nie znali.

W końcu usłyszałam dzwonek szkolny i niemal od razu tak jak reszta mojej klasy gwałtownie wstałam z ławki i przeciskając się przez wszystkich uczniów wyszłam z klasy. Na korytarzu było jeszcze gorzej. Tłumy nastolatków głośno krzycząc szli w kierunku wyjścia.

Kiedy wyszłam na zewnątrz poczułam wolność. To na co czekałam cały rok w końcu powoli sie działo.

Po południu poszłam jeszcze na cmentarz odwiedzić Matta. Usiadłam na ziemi przy cementowym nagrobku z napisem „Matthew Davis. Kochający syn, brat i chłopak".

Dotknęłam ręką zimnego kamienia po czym uśmiechnęłam się sama do siebie.

— Dzisiaj wyjeżdżam do Hiszpanii — Powiedziałam wpatrując się w nagrobek przed sobą

— Nie martw się nie wysadzę twojego mieszkania w powietrze — Zaśmiałam się
— Obiecuje — Dodałam chwile później śmiejąc się

— W końcu zobaczę Pedriego. I Gaviego... Swoją drogą wciąż się do mnie nie odzywa — Wyjawiłam

— Kiedy się spotkamy może być trochę dziwnie, ale zawsze mówiłeś, że czasami tak po prostu jest... — Wzruszyłam ramionami po czym wyciągnęłam telefon z tylnej kieszeni by zobaczyć godzinę

— Cóż... Będę musiała już sie zbierać — Oznajmiłam

— Do zobaczenia za dwa miesiące — Rzekłam wstając z ziemi
— Kocham cię braciszku — Dopowiedziałam chwile później uśmiechając się w kierunku betonowej płyty

Lot miałam na 3:00 w nocy. W nocy w ogóle nie mogłam spać i czekałam tylko na to, aż będziemy wyjeżdżać na lotnisko. W końcu się doczekałam i właśnie wysiadałam z samochodu który mój tata zaparkował na parkingu przed lotniskiem.

Wyszliśmy z rodzicami z samochodu i weszliśmy do ogromnego budynku gdzie usiedliśmy na plastikowych krzesełkach na korytarzu.

Miałam wrażenie, że czekamy tam na ten cholerny samolot całą wieczność. Gdy po kilkunastu minutach oczekiwania mój samolot w końcu pojawił sie na pasie startu pożegnałam się z moim rodzicami po czym skierowałam się do bramek kontrolnych.

Kilka godzin później byłam już w Hiszpanii. Wyszłam z samolotu, a po odebraniu wszystkich walizek udałam się na korytarz gdzie miał czekać na mnie González.

Kiedy kierowałam sie w tamtym kierunku poczułam wielką ekscytacje, oraz adrenalinę w jedynym. Pragnęłam rzucić się mu w ramiona, a później namiętnie całować.

Gdy przekroczyłam ostatni próg wąskiego korytarza moim oczom niemal od razu rzucił sie brunet, który znudzony opierał się o ścianę. W ręce trzymał bukiet pięknych tulipanów, a gdy tylko mnie zobaczył na jego twarzy pojawił się uśmiech, a w oczach zaiskrzyła radość.

Natychmiast do niego pobiegłam i rzuciłam się mu w ramiona. Poczułam się wtedy najlepiej na świcie. Nie moge nawet opisać jakie emocje mi towarzyszyły.

— Tak cholernie tęskniłam — Wyszeptałam odsuwając się od niego jednocześnie wpatrując się w jego oczy

— Ja też Ivy — Odpowiedział po czym odgarnął spadający kosmyk włosów z mojej twarzy i ostatni raz na mnie spoglądając bez wachania wpił się w moje usta.

Siempre contigo || Pablo Gavi || Pedri ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz