Przekleństwo Salazara Rozdział 1

1.1K 36 5
                                    

Przekleństwo Salazara



Rozdział 1



„Diabeł wymyślił młodość byś popełniał błędy... Bóg wymyślił dojrzałość byś mógł za nie zapłacić..."



Na czarno ubrana postać na chwilę zatrzymała swój szaleńczy pęd. Zrobiła to, aby spojrzeć na budynek do którego zmierzał.


Czarny Dwór.


Miejsce kaźni jasnych czarodziejów.


Ostoja dla tych, którzy wielbią Czarną Magię.


Budowla było wzniesiona w XVI wieku przez ówczesnego Czarnego Pana i tak przechodziła z rąk do rąk tych, którzy łaknęli niewyobrażalnej mocy i absolutnej władzy. Z kolei mężczyźnie ubranemu w szaty Śmierciożercy wielkie zamczysko otoczone mgłą magiczną obecnie kojarzyło mu się jedynie z porażką. Jego błędem, zgubą i hańbą. To tu dwadzieścia lat temu upadł przed Czarnym Panem błagając o Znak. To tu zaofiarował mu swoją lojalność, siłę i potęgę. To tu chciał znaleźć zrozumienie, a stał się niewolnikiem. Nic nie znaczącym pionkiem na szachownicy dwóch Panów. To tu stracił godność. Musiał zapłacić za naiwność i kretynizm. Musiał odpokutować swoje błędy młodości. I najwyraźniej godzina pokuty wybiła właśnie dzisiaj.


Severus Snape poprawił swoją maskę i ruszył przez mgłę. Czarna Magia otulała go niczym matka. Lubił ją. W przeciwieństwie do znacznej części magicznego społeczeństwa uważał ją za piękną. Władanie Czarną Magią wymagało gracji i szacunku, ale jednocześnie trzeba było być pewnym swego wyboru. Ona nie wybaczała błędów. Gdy ktoś pragnął ją poznawać musiał się zgodzić z tym, że to ona była Królową. Trzeba było się jej podporządkować, a jej władza była brutalna. Znaczna część Śmierciożerców, których Severus znał oddało się jej bezkreśnie. Nawet nie zauważając, że tracą przy tym rozum.


Jednak On, Severus Snape nie zaliczał się do nich. Dla niego Czarna Magią była sztuką, która wielbił, ale nie oddawał jej swojego serca i rozumu. To on nad nią panował. Była mu poddana. I dlatego zapewne jeszcze nie postradał rozumu. A może się mylił? Może każdy myśli i czuje tak jak on. Bo kim on niby jest, aby wywodzić tak roszczeniowe wnioski?


Wszedł do budynku pokonując ciemne brudne korytarze. W mniemaniu Severusa Lord Voldemort mógłby wysłać skrzaty, aby je uporządkowały. Nie lubił brudu i chaosu. Jednak to nie on jest tu Panem, więc jedyne co mu zostało to zacisnąć zęby z obrzydzenia, gdy przychodziło mu klękać na oblepionej brudem podłodze. A być może wszechogarniający brud jest właśnie naumyślnie utrzymywany? Aby takim jak on udowadniać, że dla Czarnego Pana są niczym innym jak brudem na podeszwie. Bo na pewno nie są dla niego niczym ważnym, choć zdecydowana większość otaczających go współtowarzyszy twierdzi inaczej. A prawda jest taka, że są zwyczajnymi sługami. Niewolnikami. Głupcami. Oddali szaleńcowi swoją wolność, moc i potęgę. On Severus złożył w dłonie tego szaleńca swoją przyszłość i cóż z tego miał?


Odgonił pochmurne myśli. To przeszłość. Bo oto nadszedł dzień, gdy odzyska swoją wolność. Bo był tylko pionkiem w panującej wojnie, a każdy pionek prędzej czy później musi zostać usunięty z szachownicy.


A wszystko za sprawą małego idioty Potterów. Chłopca, Który Przeżył. Marionetki Dumbledore'a. To dzięki temu butnemu szczeniakowi zakończy swoją długą drogę do odkupienia. W zasadzie, odkąd ten smarkacz wszedł do Wielkiej Sali patrząc na wszystkich z wyższością tymi swoimi zielonymi oczami i czupryną po ojcu, Severus Snape wiedział, że to właśnie On jest punktem kulminacyjnym jego nędznej egzystencji. To w tym szczeniaku pokładał nadzieję, że prędzej czy później Severus będzie musiał oddać za niego swoje życie.

Harry Potter i Przekleństwo SalazaraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz