Dziedzictwo Merlina Rozdział 25

184 18 4
                                    

Dziedzictwo Merlina
Rozdział 25

Jak wiele zmian w życiu człowiek jest w stanie znieść? Harry głowił się nad tym pytaniem przez długi czas. Miał go przecież całkiem sporo.
On prawdopodobnie jest najlepszym przykładem na to, że człowiek potrafi dostosować się do każdej sytuacji.
W końcu jego życie wywróciło się do góry nogami dwukrotnie.
Pierwszy raz, gdy Hagrid poinformował go, że jest czarodziejem i przekazał mu okrojoną wersję tego jak powstała jego słynna blizna. Z dnia na dzień z dziwaka stał się Chłopcem, którego znali wszyscy.
Drugi raz jego życie wywróciło się do góry nogami, gdy za sprawą Lorda Voldemorta stracił wszystko to nad czym pracował przez ponad cztery lata w świecie Magii.
Szczerze wierzył, że nie uniesie ani jednej zmiany więcej, ale może jego limit życiowych przewrotów już został wykorzystany? Nadzieja matką głupich powiadają.
Po prawie siedmiu tygodniach w końcu został zwolniony z szpitalnego łóżka z nakazem ostrożności. I zwiał stamtąd szybciej niż Jack Swinss jego prywatny uzdrowiciel, skończył wymieniać milion rzeczy na które powinien uważać.
Merlinie jaki normalny szesnastolatek ma prywatnego Medyka? Harry znał tylko dwa takie wybryki natury! I dziwnym trafem są uwikłani razem z nim w prastary związek magiczny.
I właśnie w tej chwili spędzał z nimi czas na szkolnych błoniach. Listopad powoli się kończył. Na zewnątrz było mroźno i wszystko wskazywało na to, że już nie długo błonie pokryje śnieżna pierzyna. Ale im to nie przeszkadzało. W końcu mogli zaznać odrobiny swobody. Harry mimowolnie uśmiechał się widząc, że twarze dwóch nastolatków są zrelaksowane, po raz pierwszy od bardzo dawna. Dla nich okres jego „niedyspozycji” też był diabelnie trudny.
Jednak ten Rozdział chciał jak najszybciej zamknąć. Zapomnieć I nigdy prze nigdy do niego nie wracać.
Teraz było dobrze. Długi okres tkwienia pomiędzy życiem a śmiercią chciał zakończyć raz na zawsze i cieszyć się tym co ma i z uniesioną głową przyjąć to co przynosi mu Przeznaczenie. Fakt to nie będzie łatwe i zdawał sobie z tego sprawę. Ale nie chciał już dłużej kulić się ze strachu.
- Prince...- Wiliam odwrócił głowę słysząc swoje nazwisko. Dwa metry przed nim stał Ron.
Ron Weaslay
Jego pierwszy przyjaciel.
Do nie dawna sądził, że jedyny który potrafił go zrozumieć, ale to nie była prawda. Był wstanie przyjaźnić się z wieloma osobami. A Ron?
Szczerze zastanawiał się czy akurat On jest w dalszym ciągu wart jego zachodu. I jeśli ma być szczery sam ze sobą nie miał Zielone pojęcia co z nim zrobić.
Krok za Ronem stała Hermiona. Jego dawna przyjaciółka. Co do niej Wiliam też miał mieszane uczucia. Nigdy nie sądził, że Hermiona może być obojętna na „niebezpieczne” zachowania Ronalda. Jednak wygląda na to, że miłość wiele wybacza. Harry przez długi czas nie mógł wyjść z szoku kiedy Anna opowiadała mu o „miłosnych” czułościach tej dwójki. Coś w środku niego zakuło boleśnie kiedy uświadomił sobie, że Hermiona tak naprawdę zawsze stawała bardziej po stronie Rona niż Harrego. Teraz przynajmniej nikt już ich nie rozdziela.
- Według moich informacji poza salą lekcyjna masz zakaz zbliżania się do mnie. – zauważył.
Christopher I Septimus zamarli. Obserwując całą sytuację z bezpiecznej odległości. Nie odzywali się. Nie obrażali rudowłosego chłopaka, ani w żaden sposób nie próbowali stawać w obronie Wiliama. I za to ich lubił. Wiedział, że w razie konieczności skoczą za nim w ogień. Ale bez potrzeby nie narzucali się.
- Uznałem, że powinniśmy porozmawiać...- zaczął niepewnie rudowłosy.
- Uznałeś czy twoja dziewczyna Cię do tego zmusiła? – Zadrwił. Twarz Rona poczerwieniała gwałtownie.
Ten moment wybrał sobie Will, aby postawić wokół nich barierę. Tylko oni. Bez światków. Choć nie był pewien czy jego „ ochroniarz” nie załapał się w granice.
- Co to kurwa jest?- Spanikowałem Ron. Patrząc na otaczającą ich przestrzeń.
- Sam nie wiem... Samo mi wychodzi...- przyznał. – Być może jest to bariera, a może osłona? Szczerze mówiąc nie pasuje do żadnej ze znanych mi regułek... Nazwijmy to moja osobistą bezpieczną strefą...
- Wypuść mnie! – wrzasnął Ron.
- Dlaczego? Boisz się ? W sumie to nawet masz czego. Latem omal nas nie zabiła... pochłania bardzo dużo energii magicznej. Mam nadzieję, że nie jesteś zmęczony...
- Co ty Pieprzysz Prince...- Ron spojrzał na niego z przerażeniem.
- Tylko Cię informuje... – mruknął spokojnie.
- Zdejmij to! – wrzasnął.
- Nie umiem... – przyznał- Dayson chciał mnie tego nauczyć, ale... No cóż przeszkodziłeś nam...
- Nie możesz...
- Nie mogę? Wiesz tego typu zaklęcia są traktowane jako obronne. Nawet jeśli nie wytrzymasz i tu umrzesz jestem pewien, że uznają to za akt samoobrony. W końcu to ty chciałeś mnie zabić. I to ty złamałeś zakaz zbliżania się...
- Jesteś popieprzony! – wrzasnął Ron. – Powinieneś...
- Co powinienem Ron? Co twoim zdaniem powinienem zrobić? Zgnić w więzieniu, za to, że żyje? Czy za to, że nie umarłem, gdy ty chciałeś mnie zabić. Wytłumacz mi do jasnej cholery co ja Ci kurwa zrobiłem, że aż tak mnie nienawidzisz?
- Jesteś nie normalny! – Ron rozglądał się w panice wokół siebie. Za pewne próbując znaleźć drogę ucieczki.
- Pewnie masz racje. Na pewno nie jestem normalny. Już nie... A może nigdy taki nie byłem? Przekleństwo Salazara zmienia bardzo wiele. Wywraca cały układ nerwowy do góry nogami. Wzrost Magii jest tak cholernie wielki, że stajesz się niebezpieczny dla siebie i innych. Stąd Pierścienie Fryderyka. One nad tym Panują. Ale nawet z nimi to wszystko jest pochrzanione...
- Czy ktoś kazał Ci to pić? Sam tego chciałeś, psycholu! – wrzasnął Ron
- Chciałem... – Powtórzył z trudem. Przypominając sobie ten jeden szczególny dzień. Dzień w którym wszystko się rozsypało. Dzień który zamknął z hukiem drzwi do jego dawnego życia.
A później coś w nim pękło. Nie wiedział co było tego powodem. Czy czysta nienawiść w brązowych oczach, czy różdżką przyjaciela skierowana wprost w jego klatkę piersiową. Czy widok Hermiony walącej w jego barierę jakby to miało coś jej dać.
- Wiesz Dziadek powiedział mi, że nie może doczekać się dnia, kiedy poznasz prawdę. Stwierdzilem wówczas, że nie wiem czy chce by ktokolwiek wiedział, ale po cichu liczyłem, że będziemy w stanie „zrozumieć się bez słów” nawet po tym wszystkim... Rozwikłacie tą najtrudniejszą zagadkę. W końcu zawsze byliście w tym dobrzy...
- Co ty pieprzysz? – Ron mrugał w niezrozumieniu.
- Wiesz wiele się nie zmieniło. W dalszym ciągu trafiam tylko na Albusa w czekoladowych żabach.- wyszeptał z bólem nim machnął ręką, a bariera rozpadła się na milion maleńkich odłamków.
Hermiona dopadła Rona sprawdzając czy nic mu nie jest. Posyłając Wiliamowi nienawistnie i przerażone spojrzenie. Tylko Ron mrugał jakby w dalszym ciągu nie rozumiał.
Wiliam od niechcenia strzepną z szaty pozostałości bariery. Nim został odciągnięty na bok przez ochroniarza, a później zaprowadzony do kwater ojca, gdzie dostał ochrzan życia i informacje , że od jutra ochrona nie będzie nosić zaklęcia kamuflażu skoro w dalszym ciągu zachowuje się jak kretyn.
Wygląd na to, że wszystko się zmieniło, a jednocześnie nie zmieniło się absolutnie nic.





Harry Potter i Przekleństwo SalazaraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz