Dziedzictwo Merlina Rozdział 22

197 15 17
                                    

Dziedzictwo Merlina

Rozdział 22

Harry wiele razy wyobrażał sobie moment powrotu do szkoły. Takiego prawdziwego powrotu. Jednak żadne z jego „wyobrażeń” nie przedstawiał tego z czym musiał się zmierzyć.
Wściekłość Tobiasza czy Severusa za ich idiotyczny „wyskok” był niczym. Lista obostrzeń jakie wymienił mu dziadek nagle też przestała mieć jakiekolwiek znaczenie. Fakt, że zmusił ich do zaakceptowania „dodatkowych zajęć wspierających” też jakoś przełknął. Choć nowy nauczyciel od obrony Mateo Dayson, który miał także zajmować się tymi dodatkowymi zajęciami nie wydawał się uszczęśliwiony z tego dodatkowego zajęcia. I Wiliam czuł w kościach, że późne popołudnia będą wymagające pod każdym względem.
Nie to wszystko co usłyszał od dziadka jakoś mógł zaakceptować. W sumie to sobie zasłużył.
Nie powrót w mury Hogwardu był koszmarem z jeszcze innego surrealistycznego powodu. Uczniów.
Szczerze wierzył, że przez ostatnie lata nauki poznał czym jest bycie „nielubianym, wyśmiewanym, gardzonym”. W końcu zaznał tego na drugim roku, gdy wszyscy obwiniali go o otwarcie komnaty tajemnic, zaznał tego na czwartym roku kiedy sądzono, że sam zgłosił się do Turnieju, a piąty rok gdy praktycznie codziennie dostawał liścik z „propozycją” by poszedł się leczyć, wydawał się być szczytem możliwości nastoletnich uczniów.
Jednak jak zwykle jego nadzieją zdała się na nic.
Był wrogiem publicznym numer jeden. Chris I Septimus wcale nie byli w lepszej sytuacji.
Przez pierwsze dni nie spotkał nikogo kto by nie patrzył na niego z pogardą, wstrętem lub złością.
Dla Ślizgonów byli zdrajcami Krwi, a dla reszty Tymi dla których usunięto że szkoły najlepszego Dyrektora Szkoły.
Wiliam był zszokowany tym odkryciem. Hogward bez Albusa Dumbledora wydawał się dziwny...  Ale jeszcze bardziej był zszokowany i zdezorientowany jak usłyszał, że Albus naumyślnie zdradził Aurorom miejsce pobytu Wiliama, a także Syriusza, który mógł zostać stracony gdyby nie szybką interwencja prawników z Kancelarii PPM.
Ale ta zdrada tak bolesna dla Wiliama była nie zrozumiana dla uczniów. W ich mniemaniu Dyrektor został „zawieszony” bo sprzeciwiał się temu by PPM wprowadziło swoich ludzi w mury szkoły.
A skoro starszyźnie nie mogli nic zrobić całą złość młodzieży i za pewne rodziców skupiała się na chłopakach. Wiliam był zszokowany i zdezorientowany, gdy pierwszego dnia przy śniadaniu zaatakowało go sześć sów z wyjcami!
Na szczęście McGonagall poradziła sobie z nimi szybciej niż ochroniarz Wiliama postanowiłby się ujawnić. Chłopak wyszedł z wielkiej Sali goniony szyderczymi odżywkami.
Nie mógł zrobić kroku by nie słyszeć uszczypliwego słowa.
„Zdrajca krwi”
„Czystokriwsty dupek”
„ Mutanci”
„Wybryki natury”
„ Pozerzy”
„ Lulusie”
To naprawdę były najłagodniejszego obelgi jakie słyszeli. O bombach wodnych jakie na nich spadały, czy śmierdzących cukierkach jakie znajdowali w szkolnych torbach Nie chciał myśleć. A to i tak była tylko to co umknęło uwadze Jona. I Severus jasno mu powiedział, że jeśli do końca tygodnia sytuacją się nie uspokoi To będą zmuszeni rozważyć „ujawnienie” ochroniarza, lub cofnięcie decyzji o pobycie chłopaków w murach szkoły. Ani jednej ani drugiej opcji Wiliam nie chciał brać pod uwagę.
Na zajęciach wcale nie było lepiej. Choć z całkiem innego powodu. Nauczyciele wychwalali ich. Wiliam naprawdę miał już serdecznie dość słuchania, że jako jedyny zaliczył dwanaście SUMÓW, a taki sukces ostatnim razem osiągnął Wilhelm Wesaslay dziesięć lata temu. Był na granicy przeklęcia samego siebie pod koniec pierwszego tygodnia.
- Minie im...- usłyszał za sobą spokojny głos. Uniósł brew. Draco Malfoy stał półtorej metra przed nim.
To była kolejna zmiana jakiej Wiliam się nie spodziewał. Informacja, że „przyjaciele” Malfoya nie żyją po wypiciu Przekleństwa Salazara wytrąciła chłopaka z równowagi na  kilka dni. Myśl, że Malfoy „ukrywa” się przed Czarnym Panem była jeszcze dziwniejsza. Choć ojciec kazał mu się mieć na baczności i nie ufać blondynowi, pomimo jego rzekomemu nawróceniu.
- Ta szkoła nie lubi mądrych, przystojny, bogatych członków Magicznego Społeczeństwa. Byłbyś Sierotą to może by Ci jeszcze „trochę” współczuli. A tak? Masz wszystko to czego pragnął te nędzne kreatury... A do tego nie daliście sobie wejść na głowę wielbicielowi cukierków... – wyjaśnił blondyn- Ale minie im...
Wiliam zacisnął wargi w niechęci skomentowania usłyszanego zdania.
- Naszym też minie jak zobaczą korzyści z posiadania złotego Trio...- powiedział blondyn.
- Naszym? – zapytał Wiliam.
- Ślizgonom.
- Chyba nie kumam o co Ci chodzi Malfoy. – mruknął Wiliam.
- No dobra. To powiem wprost. Chcecie spokoju? To dołączcie do drużyny. Jest jeden temat który łączy wszystkich. Puchar Quidditcha i Puchar Domu. Od pięciu lat podstępem Gryfonii nam go kradną. A my chcemy wrócić na szczyt. Więc się na coś przydajcie... Chcecie spokoju i ochrony domowników? Dajcie coś od siebie. Dwudziestego ósmego gramy pierwszy mecz.
- Masz problem. Ja nie gram w Quidditcha...- powiedział.
- To nie ja mam problem. Tylko Wy. Mamy w domu trzech „Magicznych Mutantów” chcemy mieć z tego jakieś profity. Nie umiesz latać to się naucz. Przekleństwo chyba sporo ułatwia co?  Albo twoje życie w naszym domu, będzie naprawdę „trudne”. Nie lubimy darmozjadów... Tym bardziej, że przez Was nawet my mamy utrudnione funkcjonowanie w tej pożal się Boże placówce...- mruknął Malfoy I odszedł.
Wiliam obserwował nastolatka zmieszany. Nie chciał latać! Nie był pewien czy jest w stanie „wejść” na murawę. A później Jon odciągnął go od wybuchającej smrodobomby i uznał, że jeśli chce zostać w Hogwardzie to musi jakoś złapać sympatię rówieśników. 
~oOo~
- Kopuły magiczne dzielimy na trzy części. Kto mi wyjaśni na jakie? – Dayson przechadzał się po Sali w trakcie wykładu.
- Pan Prince?- zapytał lekko Dayson  ignorując uniesioną rękę Hermiony. Wiliam zacisnął zęby. Dayson miał hopla na punkcie jakichkolwiek kopuł, osłon, barier, tarczy. I jego ulubionym chłopcem do bicia w tym temacie był Wiliam. I chłopak zdawał sobie doskonale sprawę dlaczego.
- Spodkowe, parasolowe, żeglugowe...- wymienił niechętnie.
- Wyjaśnić Panie Prince nie wymienić. – Wiliam zagryzł zęby.
Byli w Hogwardzi drugi tydzień i chłopak szczę wątpił by kiedykolwiek w swoim życiu poświęcał tyle czasu na przygotowywanie się do zajęć. Jednak i tak nie czuł się komfortowo z tym, że nauczyciele zwracają na niego aż tak dużo uwagii. Zresztą na Chrisa I Septimusa też. Dla chłopaków było to jeszcze trudniejsze niż dla Wiliama bo nie przywykli do prac domowych. Sami przyznali, że ich nauka w domu była luźna i przyjemna i ograniczała się tylko do czasu jaki był przeznaczony na zajęcia. A później mieli wolne.
- Kopuły parasolowe zapewniają ochronę tylko gdy są postawione na barierach. Zamykają otoczoną barierą przestrzeń powietrzną.
- Wykorzystanie? – Wiliam zamarł na chwilę. Nim przypomniał sobie fragment z książki „Quidditch przez Wieki”
- Zabezpieczenie boisk Quidditcha- walną. Parę osób zachichotał i nawet poważną miną Daysona nie ukrywała rozbawienia.
- Zabezpieczenie publicznych zgromadzeń, ale Tak mecze Quidditcha się do tego zaliczają.- sprostował nauczyciel. – kolejna Panie Prince...
- Spodkowe...- mruknął Cicho – Muszą mieć styczność z gruntem- powiedział już znacznie mniej pewnie.
- Zastosowanie... No mów chłopcze! – ponaglił go Dayson. A Wiliam westchnął zamknął oczy w próbie przypomnienia sobie czym właściwie jest kopułą spodkowa.
- Kopuły spodkowe ze względu na małą średnicę są mało praktyczne. Fakt, że ich punkty energetyczne są uziemione wykorzystuje się w saperce w trakcie neutralizowaniu przedmiotów szkodliwych, wybuchowych, czarnomagicznych. Brak zastosowań w życiu codziennym... – Burknął
- Skrótowo ujęte, ale tak. Masz rację. I ostatnia. Żaglowa...
- Jak sama nazwa wskazuje przypomina kształtem żagiel. Zatrzymuje wiatr, w rejonach nadmorskich używa się ich w celu zabezpieczenia urwisk, plaż, domów przed falami...
- Piętnaście punktów dla Slytherinu. O urwiskach to akurat Pan sporo wie, prawda?- Zadrwił Dayson. Uczniowie zachichotali. A Wiliam zamknął oczy w modlitwie o cierpliwość.
Jeśli kiedykolwiek spotka tą przeklętą Ritę to udusi ją własnymi rękami za ten podły artykuł. Jedna z wiszących lamp eksplodowała nad głową Wiliama. Dayson machnięciem różdżki pozbył się odłamków szkła nim te mogłyby spaść na uczniów.
- I trzydzieści punktów od Slytherinu za brak kontroli Panie Prince... i szlaban....
Wiliam z trudem opanował chęć rozwalenia wszystkich lamp.
~oOo~
- Tato! – Wiliam wszedł do prywatnych kwater ojca. Rozglądając się po pomieszczeniu. Jednak nigdzie, go nie znalazł.
Nie przyjemny dreszcz przeszedł mu po plecach. Chciał z nim pogadać. A od kilku dni mijali się między zajęciami i Wiliam szczerze wątpił by był to przypadek. Przeszukał komnaty, ale tu go nie było. Tak samo jak w pracowni, Eliksirów. Pewnie patroluje korytarze. Uznał zrezygnowany. Wyszedł zostawiając krótką notatkę, że był i chciałby pogadać. Może to sprawi, że ojciec przestanie się wściekać za ten durny skok.
~oOo~
- Przytulałeś się do tatusia?- usłyszał znajomy głos.
Odwrócił się w stronę znajomego Rudowłosego chłopaka.
- To co robiłem w prywatnych kwaterach mojego ojca to nie twoja sprawa, prawda? – powiedział ze zmęczeniem.
Ronald zmrużył oczy unosząc różdżkę od niechcenia.
- Powinieneś zgnić w Askabanie...- wycedził Ron.
- Ah tak? To ciekawe niby z jakiego powodu? – zapytał. – Słuchaj latem się nie dogadywaliśmy. Ale Serio nie mam nic do ciebie. Trafiłeś w zły moment. Sorki...- Spróbował załagodzić niechęć rudowłosego.
- Sorki? Chyba sobie Kpisz!- podszedł do Wiliama zdecydowanie zbyt blisko.
- Ron...- zaczął cicho. – Ja Serio nie zawsze panuje nad magią. Odsuń się!- poprosił.
- I to jest pierwszy powód dla którego powinni Cię zamknąć.
- Za brak kontroli nad magia? Sory chłopie ale jakby za to zamykali to ta szkoła by nie miała uczniów! – Zadrwił. – Spójrz na siebie. panujesz nas swoimi mocami gorzej niż ja. Jedyna różnica polega na tym, że ja nie mogę mieć takiego ułatwienia jak ty...- wyjaśnił  patrząc na różdżkę Rona. I to był błąd. Nie wiadomo kiedy klątwa trafiła w pierś Harrego, a zaklęcie z niewiadomego punktu strzeliło w Rona.
- Co tu się dzieje! – Snape patrzył na nich z furią.
- Pana synalek mnie przeklął!- odezwał się Ron. Wiliam z trudem zwlekł się z ziemi na którą powaliło go zaklęcie.
Snape zmrużył oczy i spojrzał z furią na syna.
- Szlaban Panie Prince! I pięćdziesiąt punktów od Slytherinu.
Wiliam otworzył usta zszokowany.
- Ja nic nie zrobiłem! To On pierwszy...
- No tak najlepiej zwalaj na mnie! Dobrze mieć rodzica w kadrze nauczycielskiej prawda?- zakpił Ron.
- Panie Weaslay proszę wrócić do swojego pokoju wspólnego! – rozkazał Snape.
- A ty! – wskazał palcem na Wiliama.
- to nie ja! – spróbował się bronić.
- Taaa jak zawsze... Chodzące niewiniątko- zadrwił Severus. Wiliam sapnął pod nosem.
- I po co ja próbuję! – Warknął pod nosem nastolatek.
Wyminął ojca ignorując żądania by się zatrzymał. Już nie miał ochoty na rozmowę.
Potarł bolesne miejsce na piersi. Dobrze, że z Wymianą Mocy idzie im coraz lepiej. I ulecza takie pierdoły...
~oOo~
Drugi tydzień nauki miną dla Harrego za szybko. W sobotę miał stanąć na boisku w celu bycia przetestowania na gracza drużyny Slytherina. Na nic zdały się tłumaczenia, że nie jest zainteresowany, że nie chce.
Chris z Septimusem uznali, że mają dość bycia wytykanymi i jeśli to sprawi, że chociaż domownicy zaczną traktować ich po ludzku to zamierzają to wykorzystać. A William ma przestać biadolić.
Ubranie szat do Quidditcha w kolorach Slytherinu było dziwne. Na boisko wszedł wkładając wszystkie siły w Oklumowanie umysłu. I chyba tylko dlatego nie zwymiotował na widok boiska.
- Panowie potrzebujemy trzech Ścigających – zaczął spokojnie tłumaczyć Rowle’s siódmoroczny kapitan drużyny.  Obrońca to Blaise Zabini, Szukający Draco Malfoy, Pałkarze Ja i Aress Nott. Nie ukrywamy, że liczymy na Was.
Wiliam po raz pierwszy uśmiechnął się przebiegłe.
- I tu jest problem...- zaczął
- Nie gram na innym stanowisku niż Szukający....- powiedział pewnie. Wiedział, że Malfoy nie odpuści tego stanowiska. Nie ma takiej opcji. Kocha bycie szukającym prawie tak samo mocno jak kochał To Harry!
- Wczoraj twierdziłeś, że wcale nie latasz....- mruknął przebiegłe Rowle’s.
– Jak chcesz Prince. Albo wskakujesz w szaty naszego ścigającego, albo twoje życie tutaj będzie jeszcze mniej przyjemne. I tatuś w żaden sposób Ci w tym nie pomoże...
~oOo~
- Ahhh....- Lee Jordan zawył do mikrofonu. – Znaczy kolejna bramka dla Slytherinu.... Być może Sędziowie powinni rozważyć analizę mioteł graczy drużyny Slytherinu? – zawył.
- Panie Jordan Miotły wszystkich graczy zostały sprawdzone!- mruknęła Profesor Sproud.
Wiliam nie miał czasu wsłuchiwać się w komentarze Lee. Miał jeden cel skopać dupę Ronowi.
Odmówił. Tamtej soboty w trakcie naboru odmówił Rowlesowi. Miał w dupie jego groźby. I za rzadne skarby nie chciał grać tym bardziej w stroju Slytherinu. Jednak...
Wszystko się zmieniło po tym Ron rozgłosił wszem i wobec jak to Wiliam go zaatakował i jak Snape próbował rzekomo utajnić całą sprawę. Co było absurdalnym kłamstwem!
McGonagall wezwała ich wszystkich do swojego gabinetu. I sprawa szybko się wyjaśniła w tym fakt, że Ronald oberwał zaklęciem odpychającym od Jona nie od Wiliama.
Afera skończyła się odjęciem stu punktów od domu Gryfindora i publicznymi przeprosinami nauczyciela za rozpowszechnianie kłamliwych historii.
Po tym zajściu Ron stał się jeszcze mniej sympatyczny i bardziej subtelny w swoich złośliwościach.
A Wiliam ni jak nie mógł się bronić. Bo gdyby spróbował to wyszło by, że Ron od początku mówi prawdę, a McGonagall stanęła w obronie Snape bez powodu!
Gdy na wtorkowych Eliksirach Ron spowodował wybuch jego kociołka wiedział, że jest tylko jeden sposób na pokazanie Ronowi, aby się pieprzył.
Quidditch!
Ron był obrońcą, ale także nowym kapitanem. Przegrana przez stratę absurdalnej ilości bramek będzie dla niego bolesna!
I choć Harry nie czuł się pewnie na stanowisku ścigającego wiedział, że powinien sobie poradzić. Zwłaszcza, że inni Ścigający to Chris I Septimus. Z nimi zaczynał się rozumieć bez słów. I cała ich trójka miała miotły o których pozostali mogli tylko pomarzyć. Najnowszy model Błyskawicy Edycja Gold. Kierowana do profesjonalistów.
Nie mieli szans...
A Harry był tak wściekły, że pozbył się jakichkolwiek skrupułów. Chciał skopać Ronowi tyłek tak by nikt mu nic nie mógł zarzucić.
- O nie... szykują się do ataku...- zawył Lee.- Prince podaję do Perevellyego, kafel szybko trafia do Melyflua, Prince wylatuje w linie strzału. Nieeee 180 do 0 dla drużyny Slytherinu. Oni oszukują! – wrzasnął.
Wiliam obleciał boisko ignorując te jednostronne komentarze. Nie oszukiwali. Nie musieli. Byli lepsi. Nim Malfoy pochwycił znicza Chris dobił dwie bramki. A Grifindor zyskał szanse na honorową bramkę.
350 do 10
Harry nigdy nie sądził, że wygrana domu Salazara Slytherina tak go ucieszy.
~oOo~
- Pożałujesz! – wrzasnął Ron przyciskając Wiliama do szafek w szatni Slytherinu.
Nim Will zdążyłby odezwać się choć jednym słowem Ślizgoni oderwali rozszalałego Rona rzucając go na ławkę.
Opuścili szatnię nim jakikolwiek nauczyciel zdążyłby zainterweniować.
~oOo~
Jeden mecz sporo zmienił.
Fakt Gryfoni jeszcze bardziej byli wrogo nastawieni.
Ale reszta uczniów?
Rowle’s miał rację. Bycie zawodnikiem drużyny Slytherinu sporo ułatwiło.
~oOo~
Tydzień po spektakularnym meczu ślizgoni zorganizowali imprezę. Słysząc tą wiadomość Wiliam spodziewał się czegoś porównywalnego do imprez jakie robili w Gryfindorze.
Ale nie.
Ślizgoni jak zwykle musieli ich przebić.
Stał w kącie pokoju wspólnego wsłuchując się w muzykę, gdy podeszła do niego Anna.
- Robię się zazdrosna... – mruknęła.
- Słucham?- zapytał szczerze zdziwiony.
- Od tego meczu nie masz chwili by pogadać.
- Przed Meczem też go nie miałem za dużo... Merlinie Dayson mnie wykończy! – przyznał. Upijając swojego kremowego. Anna uśmiechnęła się porozumiewawczo.
- Nie wyglądacie na wykończonych... Znaczy... No wiesz. Wszyscy trzej wyglądacie w końcu normalnie... – przyznała- Już przynajmniej nie muszę się o Was martwić.
- A martwiłaś się?
- O Braci? Zawsze...- uśmiechnęła się.
- Jak wrócicie do pokoju ? Nauczycie Nas wszystkich rozszarpią za złamanie ciszy nocnej... – zauważył. Bo w imprezie brali udział nie tylko Ślizgoni ze starszych roczników, ale ku zdziwieniu Wiliama także niektórzy Puchoni i Krukoni.
Anna roześmiała się.
- Na wszystko jest sposób. Mają tajne przejście łączące nasze pokoje. Nauczyciele go nie kontrolują. Żałuj, że nie było was na imprezie Rozpoczynającej rok szkolny! To była dopiero impreza!
Wiliam uniósł brew w zaciekawieniu, a Anna zaczęła mu opowiadać jak to się stało, że została wybrana w grono „Hogwardzkiej Elity” najwyraźniej Wiliam po trzech tygodniach też do niej awansował.
Po czwartym kremowym nawet dał się namówić na tańce...
~oOo~
Zimny wiatr rozwiał jego Włosy. W głowie mu przyjemnie szumiało. A chłód na wierzy Astronomicznej nieco go otrzeźwił. Wykorzystał zamieszanie jakie sprawili dwaj uczniowie rozpoczynając bójkę i wymknął się tajnym wyjściem. Po cichu licząc, że Jon, albo jego zmiennik nie zauważą jego „ucieczki”. Po trzykrotnej zmianie drogi odwrócił się i spróbował sprawdzić czy w rzeczywistości udało mu się uciec ochronie i dopiero wtedy udał się do wieży Astronomicznej.
A tam pozwolił sobie na opuszczenie maski. Lubił tu uciekać, gdy wszystko go przerastało. I tak właśnie teraz się czuł.
Ojciec w dalszym ciągu był na niego wściekły, a po dzisiejszej imprezie pewnie rozszarpie go na małe kawałeczki i Will wcale się nie zdziwi jeśli Tobiasz wyślę mu wyjca!
Ron był dupkiem.
Hermiona go ignorowała.
A Swinss twierdził, że sprawa Trójkąta posuwa się diabelnie szybko i drugi próg może się zacząć w każdej chwili.
A on w dalszym ciągu nie panował nad swoimi mocami. Na pewno nie tak jak Chris czy Septimus!
- No no kogo my tu mamy. Tatuś nie będzie zadowolony! – Usłyszał.

Ron zdjął z siebie pelerynę niewidkę. A Wiliam patrzył na materiał z żalem. Należała do niego. Jego jedna z pierwszych rzeczy po Jamesie Potterze. A teraz miał ja Ron. Rudzielec zaciągnął się mocno papierosem.

- Co taki smutny jesteś? Tatuś odmówił nowej zabawki? Kupił złotą miotłę, a czegoś zabronił?

- Daj spokój- mruknął Wiliam.

- Dlaczego mam dać ci spokój! Niby dlaczego! Powiedz mi! Wytłumacz mi dlaczego wokół trzech czystokrwistych dupków skacze tyle osób? Jesteś pieprzonym śmieciem! Powinieneś zginąć! Rzygać mi się chce jak na ciebie patrzę!

- Ron...- zaczął

- Nie mów do mnie po imieniu, śmieciu... Wy macie wszystko.  Wszystko to czego nie miał Harry. Ale jednego nie macie. On był dobry... Tak cholernie dobry... A ty? Jesteś zepsuty... Rozpieszczony smarkacz! – wrzasnął. Z impetem pchnął Wiliama.

- Słuchaj. Uspokój się! Trochę źle zaczęliśmy!

- Z takim gnojem jak Ty nigdy bym nie chciał dobrze zaczynać!

- Merlinie nic nie wiesz! Daj mi czas. Zacznijmy od nowa. Zrozumiesz! Przysięgam, że jak mnie poznasz to wszystko zrozumiesz. – powiedział w desperacji.

- Jakoś nie mam ochoty poznawać takiego plugastwa jak ty! – kolejne pchniecie, rudzielec uniósł pięść jakby chciał go uderzyć. Wiliam odsunął się robiąc krok w tył.

„ Will! GDZIE TY KURWA JESTEŚ!”

Wiliam wystraszył się słysząc w swojej głowie obcy głos. A później przypomniał sobie o zaklęciu jakie Jon na niego rzucił. W skrajnych sytuacjach miał pozwalać mu na namierzenie nastolatka, a także na krótką wymianę myśli.

„ Wieża Astronomiczną”

Odpowiedział nim pięść Rona wykorzystała jego rozproszenie i uderzyła go w szczękę. Poleciał całym ciałem do tyłu. W szaleńczej próbie uchwycenia się czegokolwiek. I może miał diabelnie dobrą równowagę, ale wypił też za dużo kremowego. Jego nogą potknęła się o coś nim stracił resztki równowagę.

Wieża Astronomiczna była najwyższa w Hogwarcie i stała prawie bezpośrednio nad frontowymi drzwiami zamku. Dzięki wysokości, z wieży był doskonały wygląd na rozgwieżdżone niebo, ale było coś jeszcze. Wielkie wykucia okienne nieoszklone, nie zabezpieczone. W dziejach Hogwardu nigdy nie doszło do sytuacji w której uczeń wypadłby z wieży.

Wiliam miał dziwaczne upodobania do udowadniania całemu światu, że nie możliwe jest możliwe...

Jako pierwszy uczeń Hogwardu wypadł z wieży... A właściwie to został wypchnięty przez Ronalda Weaslaya, który stał nie dowierzając temu co się stało i nawet przez sekundę nie pomyślał o różdżce którą ma w kieszeni. A nawet najgorzej rzucone zaklęcie spowalniające upadek chłopca, było by pomocne.



















Harry Potter i Przekleństwo SalazaraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz