Dziedzictwo Merlina Rozdział 18

291 16 1
                                    

Dziedzictwo Merlina
Rozdział 18
Wiliam wtulił się w poduszkę czując chłód na ramionach pociągnął kołdrę. Okrywając się po same uszy. I ten ruch, a właściwie wykonanie go bez bólu sprawiło, że otworzył oczy ze zdziwieniem. Usiadł na łóżku zdezorientowany własnymi odczuciami i szybko tego pożałował, gdy pojawiły mu się mroczki przed oczami.
- Powoli. Nasze moce chyba mają swoje granice. Ja też jestem osłabiony.
Wiliam uniósł głowę patrząc na Septimusa, który w piżamie siedział w nogach jego łóżka. A później spojrzał na swoje ręce. Zdrowe ręce... Pierwszy raz poczuł radość na widok pierścieni. Dotknął ramion, a gdy to także nie wywołało bólu odsłonił je i ujrzał bladą skórę. Ponownie spojrzał na Septimusa I chwycił jego dłoń oglądając bladą skórę.
- Fajnie nie? – powiedział nastolatek szeptem zabierając dłoń. – Poszło by szybciej jakbyś nas nie wywalał.
- Co? – Wiliam spojrzał na niego jak na idiotę.
- Ciszej. Swinss chyba w końcu padł. Nie mam ochoty aby zaczął znowu machać mi różdżką przed nosem.
- Ale... a Chris? – Uniósł głowę patrząc na trzecie łóżko z niepokojem. Widząc skuloną śpiącą postać wypuścił powoli powietrze rozmasowując skronie. W końcu spojrzał na Septimusa. Drugi nastolatek uważnie go obserwował jakby go oceniał i Wiliam odwdzięczył się podobnym spojrzeniem.
- Obudził się wcześniej niż Ty. Swinss go tak przemaglować, że ponownie zasnął. Więc mów cicho. Bo zaraz tu przylezie. A mamy do pogadania...- mruknął obserwując Wiliama jak rzadki gatunek w ZOO.
- Co nam się stało? Jak oni to wyleczyli? – wyszeptał obserwując swoje dłonie.
- To nie oni. To my... nasza magia. Moc Trójkąta. Poszło by szybciej jakbyś nas nie wyrzucał.
- Wcześniej ledwie to podleczyliście, a już słanialiście się na nogach! – przechylił głowę obserwując w zamyśleniu Septimusa.
- I uleczyło też was. – stwierdził
- No raczej. Przeszliśmy pierwszy próg, nie? Równowagą... Chyba wiesz co to jest?
- Pierwszy nie równoważy naszych mocy. Miesza je. Dlatego Chris wyczarował moją barierę.  Od inicjacji do pierwszego progu powinniśmy poznać swoje mocne i słabe strony. Wiedzieć co który potrafi, a czego nie. Pierwszy próg powinien być testem naszej wiedzy. Nie wiem na czym to polega. Eksaliasz tego nie opisał. Ale na tym polega każdy próg. Masz etap przejściowy, a później coś w rodzaju testu magicznego. Nasz pierwszy próg jakoś sam się zrobił. Może wy poznaliście mnie dość dobrze? Jakoś przez łączenia. Nie wiem. Nie kumam jak mogliśmy pominąć w zasadzie najważniejszy etap. I  nie wiem jak ojciec to ocenia. Ale twierdzą, że nie ma wątpliwości na jakim jesteśmy etapie. Nasze moce nie są zrównoważone Septimusie. Są wymieszane. Straciliśmy część swoich mocy oddając je kolejnemu. Inicjacja to poznanie siebie. Pierwszy próg jest czymś w rodzaju testu tej wiedzy. Drugi etap polega na bezpośrednim Poznaniu naszej mocy. Nauczenie się jak działamy. Uzdrawianie jest czwartym etapem. Nie drugim. Kiedy już znamy się na tyle aby wykorzystywać swoje moce. Nie możliwe jest aby na tym etapie doszło do tak ogromnego uleczenia! My nie powinniśmy tego zrobić! Trójkąt zawsze chroni dziedzica Codoggana! Jest numerem jeden. Czyli ja. Później jest numer dwa. Jeśli jest dość silny Trójkąt może go ocalić kosztem trzeciego. Tak było u Kasandra. Trójkąt chronił go i Zenobiusza. Mieli podobne potencjały. Zenobiusz był nawet silniejszy od Kasandra. Zabili czterech nim w końcu Gorgoniusz to zatrzymał dołączając do Trójkąta. Ale to i tak go sponiewierało. Na czwartym progu praktycznie polegli przez to, że on już nie miał siły. Był wykończony, a oni nie mogli mu pomóc. Serce Zenobiusza zatrzymało się w trakcie czwartego progu! I wtedy...
- Zenobiusz był bliski śmierci...– powiedział Septimus.
- Dwóch przywróciło do życia trzeciego... Uleczyli wtedy jego i siebie. Ale to było na czwartym progu do cholery. Od tego czasu ich moce były zrównoważone, tak silne, że za pomocą własnej Magii mogli się uzdrawiać. – Wiliam spojrzał na swoje dłonie, a później na Septimusa.
- My nie jesteśmy na czwartym progu Septimusie. Praktycznie się nie znamy. Nasze moce nie mogły się zrównoważyć, bo my ich nie znamy! Do cholery my nawet nad własnymi nie panujemy, a co dopiero nad cudzymi!
- Skąd to wiesz? – Zapytał Septimus.
- Dziennik Eksaliasza. Ojciec mi go dał. Tylko fragmenty, usunął to co moim zdaniem jest najważniejsze, ale twierdzą, że nie mogę poznać szczegółów, że mam robić to co podpowiada mi intuicja. Ale pomijając już paranoje mojego ojca to co opisuje Eksaliasz nijak ma się do tego co my zrobiliśmy.
- Wiliam wy umarliście. Obaj... – przerwał mu Septimus
- Co? – Wiliam zmrużył oczy w niezrozumieniu.
- Jak zdjęli barierę wasze serca się zatrzymały. Przerwałeś to moje otępienie. Tą potrzebę oddawania Ci mojej mocy. Byłem pewien, że to znaczy tyle, że już jesteśmy na równym poziomie. Oni chyba też, albo spanikowali.... Nie wiem... Ale wasze serca przestały bić. Wiliam oni was reanimowali długo... A ty nie reagowałeś. U Chrisa przywrócili akcje serca. Na chwilę w zasadzie. Bo zanim zdążyłem spróbować choć nawiązać połączenie on znowu....- głos Septimusa się załamał. Uciekł spojrzeniem, aby drugi chłopak nie widział łez.
- Co ty zrobiłeś Septimusie? – zapytał Wiliam z obawą.
- Złączyłem wasze ręce i walnąłem Resuscitatio bezpośrednio na serce. Potrzebowałem jednego uderzenia Willi jednego! I jakoś zadziałało...- wyszeptał Septimus. Wiliam patrzył na niego zszokowany.
- Ożywiłeś nas obydwu?
- Chris chyba był mniej martwy niż Ty...
- Nie da się być mniej martwym ! O na gacie Merlina. Co na to mój dziadek? Co o tym mówił? On wie najwięcej. Z jakiegoś powodu ogranicza dostęp do materiałów nie tylko mi, ale także ojcu. Co on o tym mówił.
- Nic. Nawet nie poruszali tego tematu. Jakby to nie miało miejsca. Jedyne co to nalegali, abym próbował nawiązywać połączenie. Ale ty nas wywalałeś! Dlaczego?- Wiliam spojrzał na Septimusa zdezorientowany.
- W ogóle nie chciałem tego połączenia Septimusie. Łączenie do czwartego progu powinno uleczyć tylko mnie, rozumiesz? Tylko mnie, nie Was! Nie wiem jak to zrobiliście, że was nie wyczułem. Myślałem, że już to ogarnąłem. Przez te kilka dni kiedy musieliśmy się izolować, dużo czytałem. O Magii umysłu... Trenowałem na ojcu. Septimus ja praktycznie sponiewierałem umysł własnego ojca , aby nauczyć się was odrzucać! Ale jednak jakoś mnie podeszliście.
- Wywalałeś nas co chwilę. Jakby to trwało dłużej  to nie wiem czy Chris by to wytrzymał. Willi to nie było fajne. Twój dziadek kazał mi oklumować umysł. Wyciszyć swoją magie, abyś mnie nie wyczuł. Podobni byłem za silny...- Wiliam zmrużył oczy próbując zebrać wszystkie fakty do kupy.
- Jestem beznadziejny w oklumowaniu umysłu, ojciec próbował mi to wyjaśnić, ale... Pewnie dlatego Ci się udało. Rzeczywiście wyczuwałem tylko Ciebie, Chris... no jakby go nie było...
- Mogłeś go zabić swoim samolubnym zachowaniem!
- Samolubnym? Cholera spróbuj wywalić kogoś z umysły będąc na granicy świadomości! Zobaczysz jakie to samolubne! Łączenie na tym etapie  powinno Was zabić!  A nie uleczyć! Tak przynajmniej wynika z opisów Eksaliasza. Ale jeśli ty nas ożywiłeś...
- Nie ja... My... Dziadek próbował Ci to tłumaczyć! A ty nie słuchałeś matole!
-Niby kiedy?
- Jak odzyskałeś przytomność. Gadałeś z nim. Prosił Cię tłumaczył, a ty nic! Nawet Swinss próbował, a ty dalej swoje...- wściekł się Septimus. Wiliam zmarszczył czoło w poszukiwaniu jakiś przebłysków, ale nic. Poza ciemnością nie wiele pamiętał.
- Nie wiem o czym ty mówisz Septimusie. Po za uczuciem nawiązywania połączenia nic więcej nie pamiętam. Może za bardzo się zamykałem na tym. Ojciec mówił, że to może mnie zgubić. Nie potrafię skupić się na dwóch rzeczach jednocześnie.- Mruknął posępnie
- Mojej mamy też nie pamiętasz?
- twoją mamę?
- Nazwałeś ją babą. Wystrzeliłeś z łóżka jak z procy. Ale fakt, że za chwilę zacząłeś wymiotować. Krew ci ciekła z nosa. To było obrzydliwe... Więc może masz prawo nie pamiętać...- pokiwał głową Septimus jakby całe zajście jakoś rozgrzeszało Wiliama.
- Nie pamiętam... ostatnie co mi świta to jak wpadłem na barierę i próbowaliście mi pomóc wstać, a później nic. Poza twoją mocą. Ją wyczuwałem.
- To najlepsze Cię ominęło. Jednak to co Ci mówię to prawda. Jak złączyłem nas po resuscitatio wasze serca zaczęły pracować. Moc Trójkąta zadziałała .
- Dwóch ożywiło trzeciego. A nie jeden dwóch! Nie rozumiem...
- Bo może nie chodzi dosłownie o dwóch. Ja byłem w najlepszej formie przynajmniej byłem w stanie działać nawiązać łączenie. Chris zawsze był od nas silniejszy fizycznie, a ty masz ten swój potencjał. Mgiełka pośmiertna unosi się długo nad ciałem. I jest niczym innym jak mocą czarodzieja. Twoje serce nie biło, ale twoja magia jeszcze w tobie była. Najwyraźniej razem to pociągnęliśmy...- wyszeptał Septimus z przerażeniem.
- Nie dobrze mi jak tylko o tym myślę! – Wiliam oparł głowę na ramię łóżka. Zamykając oczy, w próbie wyciszenia myśli.
- To nie powinno się wydarzyć! – Dodał po chwili.
- Ale się wydarzyło. Żyjecie, Obaj. Cokolwiek Eksaliasz napisał w swoim dzienniku to chyba nas nie dotyczy.  Więc Mistrzu Magii Umysłu wykop mnie jeszcze raz to pożałujesz!
- Cały problem w tym, że do mistrza mi daleko. Ty jakoś to wyczułeś. Wiedziałeś, że możesz coś zrobić. Ja chyba też powinienem wiedzieć, że coś się zmieniło. Nasza magia działa w zasadzie bez naszej woli, nie? Nie zaufałem jej, zamknąłem się na tym co przeczytałem i tłumaczył mi Tobiasz. Wierzyłem, że wie co mówi... Zaufałem nie tym co powinienem. – wyszeptał i bezradnie spojrzał na Septimusa.- Przepraszam. Masz rację tym zachowaniem, mogłem zabić Christophera, a nawet Ciebie. Kasander tak właśnie się zachowywał. Robił to co kazał mu dziadek. A inni umierali... Cholera... To trudniejsze niż zakładałem.
- Albo bardzo proste... To nasze Przeznaczenie nie ich... Może czas przestać ich słuchać... Musimy to robić po swojemu... tak jak czujemy. Eksaliasz tak przeszedł swój Trójkąt, Kasander stworzył swój jak przestał słuchać dziadka, nie? Może Eksaliasz miał rację tylko w jednym to Trójkąt wybiera nikt inny. Oni tego nie pojmują tak jak my... Nikt tego nie zrozumie oprócz nas... Musimy ufać sobie...
- Jak nie wiemy co robić! Septimus wiele razy działałem bez wiedzy. Szedłem za głosem serca nie rozsądku. To zawsze się źle kończyło. Zawsze na końcu ktoś umierał.
- Jeśli nam nie zaufasz to możesz mieć pewność, że zabijesz nas.
- Wiem... I to mnie przeraża... – wyszeptał.
-  Willi?
- Co?
- Co mówił Ci Tobiasz?- nastolatek wzruszył ramionami.
- W zasadzie to tylko tłumaczył mi co się z Wami dzieje. Że odczuwacie żal i potrzebę powrotu to naszego układu. W jakiś sposób was uzależniłem od swojej Magii. Odebrałem Wam rozum. Byliście nieobliczalni i niebezpieczni dla siebie i dla nich, a wszystko dlatego, że odebrałem Wam moją moc. Te połączenia. To moja magia was tak zniewoliła. Zabierałem od Was co się da. Spójrz na siebie. W kilkanaście dni schudłeś chyba z dziesięć kilo! A może i więcej. To ja Was tak urządziłem. Gdybym tego nie przerwał robilibyście to aż do czasu kiedy nie było by z czego czerpać. A wtedy byście umarli. Z uśmiechem na twarzy. Kompletnie nieświadomi, że to ja Was zabiłem. – przez ciało Wiliama przebieg zimny dreszcz.
- Ale to przerwałeś.
- Nawet nie wiem jak!  Ja lubiłem te połączenia. W końcu nic mnie nie bolało. Czekałem na to. To było dziwne. Jakbym trafiał do innego wymiaru. Poza ciałem. A kiedy kończyliście znów odczuwałem ten cholerny ból. To było okropne! Ja chciałem aby to trwało...
- Wiem o czym mówisz. To było odjazdowe! Dosłownie jak inny wymiar. W końcu mogłem myśleć racjonalnie! Willi odkąd wypiłem Przekleństwo było tak jakby mnie ktoś zamknął w klatce. Moje myśli były skierowane tylko na temat mocy. A jak założyłem pierścienie to już w ogóle nic więcej nie miało znaczenia. Chciałem ją odzyskać. Wszystko inne nie miało znaczenia. Wszystko mnie irytowało. A jak się łączyliśmy w końcu poczułem spokój,  w końcu mogłem myśleć o czymś innym. Ty wiesz, że sufit w Wielkiej Sali przedstawia niebo? Ja nawet na to nie zwracałem uwagi! W końcu zacząłem rozmawiać z ojcem.
- I to Was uzależniło Septimusie. Ta namiastka normalności. Przekleństwo zmieniło nas na zawsze. A ja w trakcie tych łączeń jakoś go blokowałem. Przez co czuliście się spokojniejsi i chcieliście do mnie wracać. Tak twierdzi Dumbledore...
- W tym jednym to może mieć rację...
-  Mówił, że najbezpieczniej będzie jak nie zwalczę waszego poddania. Nie chciałem mu wierzyć jak opisywał mi co z się Wami będzie się działo,  ale wy naprawdę zachowywaliście się jak obłąkani. Mówił, że muszę nad wami zapanować. Przejąć władze, że tylko tak możecie to przeżyć. W to mu nie uwierzyłem. Nie chciałem. Byliście jak marionetki bez duszy tylko z jednym zadaniem... Merlinie! W zasadzie to nie wiem co by było jakbyśmy spotkali się we trzech na raz! Z Chrisem było ciężko, ale Ty? Jakby Chris ci nie dowalił to nie wiem jakby to się skończyło. A jakbyście byli obaj w tym amoku? Nie dałbym rady sam. To było przerażające! Może ta bariera nas uśmierciła, ale cholera gdyby nie to. Gdybym tam nie wszedł. Gdybym nie miał okazji najpierw porozmawiać z Chrisem...
- To dokończylibyśmy to co zaczęliśmy. Dwóch na jednego. Nie miałbyś szans Willi. A wątpię, abym dał się wyrzucić...
- Zabiłbym Was. Nie zapanowałbym nad wami tak jak mówił Dumbledore. A nawet jeśli... To nie bylibyście wy. Ona nas obezwładniała...
- Ale teraz nam pomaga... spójrz na swoje ręce, patrz na nas. Uleczyło nas. Przełamaliśmy to... A w zasadzie ty to przełamałeś.
- My... jeden nic nie może. Mam wrażenie, że tu wcale nie chodzi o moje pochodzenie Septimusie. To coś innego... Ja jestem słaby. Christopher ma rację poza potencjałem nic więcej sobą nie prezentuje. Ty jesteś rozsądny, wiesz jak używać mózgu,  a Chris on jest silny. On to trzyma w ryzach. Tak myślę.
- Potęga, siła i mądrość... W zasadzie to chyba dobre podwaliny pod coś wielkiego, nie? – usłyszeli z łóżka obok.
- Długo już podsłuchujesz? – spytał Septimus, a Chris podniósł się z cichym jękiem.
- Z tą siłą to się trochę wstrzymajcie. Jestem cholernie słaby...- powiedział w zamian.
- Ja też ledwie stoję na nogach. Ale chociaż ból zniknął. – powiedział Septimus. – Na ciebie zadziałało lepiej?- Spytał Wiliama.
- Nie wiem. Porównując co było a jak jest. Nie zamierzam narzekać.
- W sumie racja. Najgorzej oberwałeś. To co zrobili z tobą w świętej Ricie! Zrobili to specjalnie... Daniel był taki wściekły! - odezwał się Chris jak skończył się układać na poduszkach.
- Może tego właśnie chcieli. Chcieli cie osłabić abyśmy wytworzyli trójkąt. Według mojego dziadka, Dumbledore tylko w tym celu zdradził Aurorom miejsce twojego pobytu. Kiedy ojciec postanowił Cię zabrał stracił kontrolę nad nami... Wiec wykorzystał procedury jakimi kieruje się Biuro Aurorskie kiedy opiekun bez zgody sędziego zabiera dziecko spod pieczy DOSu-powiedział Septimus
- Dostali to co chcieli. Rozpoczęliśmy Trójkąt. O to im chodziło.
- To wcale nie brzmi lepiej.
- Teraz nie. Ale za jakiś czas? Chris jak to ogarniemy to będą mogli nam nagwizdać.
- Albo wykorzystać nas. Jakoś nie pasuje mi kariera Aurora! – mruknął posępnie Chris.
- A kto by cię chciał na Aurora! Daj spokój! – Septimus spochmurniał.
- Ja tam zawsze chciałem być Aurorem- powiedział Wiliam bez zastanowienia.
- To się nie liczy, dorastasz w chwale Potterów u nich każdy był Aurorem.- strzelił Chris, a Wiliam wytrzeszczył oczy. Patrząc na chłopaka nie dowierzając. Christoper dopiero po chwili zorientował się co powiedział. Spojrzał na Wiliama niepewnie. Septimus zasępił się jeszcze bardziej.
- A więc...
- No taka ściema nie zachęca do przyjaźni... Ale postanowiliśmy dać Ci czas. No wiesz spróbowaliśmy postąpić rozsądnie. Skoro nie chciałeś nie musiałeś nam mówić. I Chris powinien to uszanować. – Septimus spojrzał na przyjaciela złowrogo.
- Wymsknęło mi się. Septimus proszę Cię Price w szatach aurorskich? Daj spokój! To dopiero było by wydarzenie historyczne! Chyba nawet większe niż nasz Trójkąt.
- Mój ojciec jest Szefem Aurorów! – Septimus .
- Potrzeba kontroli nic więcej. Dobrze mu było jako Niewymowny...- zauważył Chris
Wiliam siedział przez chwilę w ciszy. Gubiąc się w natłoku informacji, wspomnień i własnych odczuć.
- Jestem winien Wam przeprosiny. Za wszystko...
- Po prostu nam nie ufałeś. I miałeś do tego prawo, ale już je straciłeś! Jeszcze raz zataisz coś przed nami, a pożałujesz- powiedział Septimus. Chris zszedł powoli ze swojego łóżka z wyciągniętą rękę.
- Christopher Perevelly- powiedział poważnie. Wiliam przez chwilę obserwował jego dłoń, aż w końcu ją uścisną
- Wilhelm Prince- Black – powiedział, a Chris zmrużył oczy niezadowolony.
- Harry Potter zmarł 12 grudnia i najwyższa pora to zaakceptować.- Wyjaśnił. Septimus zaśmiał się i położył swoją dłoń na ich.
- Dla nas to już zawsze będziesz Willim – powiedział, wolną ręką tarmosząc włosy Wiliama. Wiliam odsunął się na ten gest z delikatnym uśmiechem.
- Sojusz?– Zapytał Christopher
- Sojusz...- potwierdzili obaj.
- Przydało by się kremowe, aby to uczcić- mruknął Chris
- O jakichkolwiek kremowych możecie zapomnieć na dluuugi czas Panowie- trzy głowy odwróciły się widząc Swinssa w drzwiach.
- Podsłuchiwałeś! – Warknął Septimus.
- Nie podsłuchuje swoich pacjentów Septimusie. Możesz być spokojny. Na każdym z was jest zaklęcie monitorujące. Kiedy się budzicie ja o tym wiem. Po prostu dałem Wam chwilę na rozmowę.
- Mogłeś jeszcze chwilę poczekać. – mrukną Chris.
- Mogłem... Ale zaklęcie rozbłysło na czerwono, a to zawsze zwiastowało problemu. Nie wiem dlaczego. Skoro najwyraźniej nic wam nie jest. Septimus zmykaj na swoje łóżko. Muszę Was zbadać.
- Nic nam nie jest. Przyniósłbyś kremowe, posiedział z nami, pogadał nie jesteś taki stary. Wyluzuj w końcu!– powiedział Christopher.
- Z Wami? Nie da się wyluzować. Septimus zmykaj do siebie, albo zaraz obudzę Poppy. Jest więcej niż chętna napoić was stertą Eliksirów. Może po takim miksie jaki ona Wam proponuję nawet uzyskacie podobny efekt jak po kremowym!
- Zrzęda! Ale niech Ci będzie! Nogi i tak już mi ścierpły– Septimus zszedł z łóżka Wiliama i posłusznie usiadł na swoim.
Uzdrowiciel nie czekał na nic więcej. Rzucił na każdego z chłopców czar skanujący i obejrzał każdego z uwagą, a gdy nie znalazł nic niepokojącego zmarszczył czoło.
- Będziemy żyć? – zapytał Christopher z kpiną. Na co Swinss tylko przewrócił oczami...
- Będziecie. Ale jesteście zmęczeni. I nawet się ze mną nie kłóćcie. Wiem o Was więcej niż byście chcieli. Spróbujcie się połączyć. Może znów zadziała.
- Nie zadziała. Wiem kiedy mamy to robić. – powiedział Septimus.
- On ma rację. – potwierdził Chris- ale ja tam mogę się przespać.- stwierdził zakopując się pod kołdrą.
- Wiliam? – Swinss spojrzał z nadzieją na trzeciego nastolatka. Ten jedynie wzruszył ramionami.
- Ja chyba tego nie ogarniam tak jak oni- odpowiedział w końcu. Swinss zmarszczył czoło niezadowolony. W końcu przywołał dla każdego Eliksir Nasenny.
- Do dna Panowie. Substytut Kremowego...- Trzech chłopców spojrzało na niego złowrogo, Chris nawet prychnął widząc pod nosem eliksir.
- No dalej, albo wam wstrzyknę coś mugolskiego. Musicie odpocząć to były ciężkie tygodnie. A Wasza magia nie naprawi wszystkiego. Więc? – powiedział z uniesioną brwią. Chris jako pierwszy się wyłamał. Septimus niechętnie, ale wypił swój.
- Willi? – Swinss popatrzył na ostatniego chłopca.
- Nic im nie będzie? – zapytał cicho.
- Wszystko w porządku. To tylko nasenny. Słabszy niż Słodkiego Snu. Pozwala się wyciszyć. Jesteście zmęczeni. Potrzebujecie snu. Więc spokojnie możesz to wypić.
- Nie wyglądasz jakby było w porządku. Coś u nich znalazłeś? Nie wyglądają za dobrze. Nie chciałem tego mówić, ale Chris wygląda jakby dalej był poważnie wyczerpany - Stwierdził, ze zmarszczonym czołem. Swinss podszedł do niego przysiadając na łóżku. Przez chwilę obserwował drobną i bladą twarz Wiliama.
- Jest dobrze Wiliamie. Porównując to co było, a jak jest... zrobiliście kawał dobrej roboty. Ale potrzebujecie jeszcze dużo czasu, aby dojść do pełni zdrowia. Nocne pogaduchy to nie jest najlepszy pomysł. To nie tylko Chris jest osłabiony, ale Ty także. Septimus udaje twardziela, ale jeszcze daleka droga przed Wami. Ale na pewno jest lepiej niż było.
- Z jakiegoś powodu te twoje alarmy się odpaliły. Trochę gadaliśmy, a dopiero teraz nam przerwałeś. Więc coś cię zaalarmowało. Ja czuję się dobrze, więc to któryś z nich, prawda?
- Przy Was to one ciągle się odpalają- powiedział z delikatnym uśmiechem. – Willi mówię poważnie... potrzebujesz snu. Uleczyliście się w o wiele większym stopniu niż zakładaliśmy. Spójrz na swoje ręce. Nie ma nawet jednej blizny. To niesamowite... Ale jest jedno, ale... to Was wyczerpało. Zarówno magicznie jak i fizycznie. Zużyliście praktycznie wszystkie zapasy. Gdybym pokazał ci wyniki analizy twojej krwi to byś zobaczył jedną wielką czerwoną plamę. Mikro makro elementy, wszystko to co jest potrzebne do funkcjonowania u was jest grubo poniżej jakichkolwiek norm. Na odbudowanie tego potrzeba czasu. Magia jest niesamowita, ale nawet ona potrzebuje zasobów do prawidłowego funkcjonowania. A wy ich nie macie. Więc myślę, a nawet jestem tego pewien, że ta krótka rozmowa Was wyczerpała, choć sami nie chcecie tego przyznać i dlatego mój alarm zareagował. Zresztą zaraz Ci to pokaże, Chris powinien już się unormować.- machnął delikatnie różdżką- Patrz na jego klatkę. Poprzykrywał się za to nie widać...Daj mi chwilę. No i jest Widzisz? Jaki kolor widzisz ?
- Różowy. – odpowiedział Wiliam- To widzisz jak nas skanujesz?
- Mniej więcej. To co rzuciłem to taki trochę trik szkoleniowy. Od tego zaczynamy naukę na Uzdrowiciela. Po tylu latach nie musimy rzucać aż tak wizualnych skanów, aby rozgryźć co się dzieje z pacjentem. Z czasem nabiera się wprawy. Na pewno zauważyłeś, że moje skany są bardziej wyczuwalne od Daniela.
-  Za to twoje regeneracyjne zawsze mniej bolało...- dodał nastolatek obserwując różową barwę nad Christopherem.
- Akurat to znów świadczy o tym, że jest w tym lepszy. Ma facet spore doświadczenie.
-  Co oznacza różowy? – zapytał ze zmarszczonym czołem.
-  Stan zagrażający życiu. Najprościej mówiąc.
- Ohh... – Wiliam spojrzał na Christophera z obawą. Swinss  zdjął zaklęcie z Christophera i rzucił podobne na Wiliama.
- Widzisz?
- Czerwony- odpowiedział zmieszany tym widokiem.
- Dokładnie. Christopher wypił eliksir. Działa po kilku sekundach. Dlatego tak szybko zasnęli. Eliksir go wyciszył, pozwala mu odpocząć. Normuje się. Ciało z trybu przetrwania przechodzi w stan spoczynku. I ty tego też potrzebujesz. Ten czerwony to najwyższy możliwy wskaźnik. Gdybyś był w Mungo nikt by się nie pytał czy chcesz wypić eliksir. Tylko robili by wszystko, aby uzyskać kolor pomarańczowy. Co jest uznawane za stan w miarę bezpieczny dla chorego. Tam by nikt z tobą nie dyskutował. Bo pacjent z czerwoną sygnaturą jest w stanie zagrożenia życia. Zaklęciem podali by Ci wszystkie potrzebne eliksiry, podłączyli by cię do kroplówek i nałożyli masę przeróżnych zaklęć.- Zawiesił na chwilę głos. – Nie wiem ile pamiętasz z pobytu w świętej Ricie, ale dokładnie to robili. Próbowali Cię ratować za wszelką cenę. Fakt nie mieli o niczym pojęcia. Ani o Pierścieniach, ani o tym, że cierpisz z powodu próby zerwania Inicjacji. Dlatego poszło to w wszystko w tak fatalnym kierunku. Ale ja wiem  Co robię, spędziliśmy z Danielem bardzo dużo czasu na analizie wszystkich informacji i wiemy jak Wam pomagać. Ten Eliksir nie zrobi Ani tobie ani im krzywdy. Proszę po dobroci. Nie chcę tego robić wbrew tobie. Ale uważam, że właśnie tego potrzebujesz. To tylko dwa łyki. Rano jak się obudzisz będzie lepiej. Nie chce mi się wierzyć, że nie czujesz się źle.
- Czuje się lepiej niż kiedykolwiek...- mruknął wściekle obserwując czerwoną barwę unosząc się nad jego sercem.
- Przeszedłeś przez piekło Willi. To co znosiłeś to był koszmar. Wiec logiczne, że teraz czujesz się lepiej. Kiedy zniknął ból przy nawet najprostszym ruchu. Ale jeszcze nie jest dobrze. Daj sobie czas.
- A jak będziemy już zdrowi? To nie będziesz mógł tego wyczarować, czy będzie miało inny kolor?
- Zielony, ale wątpię abyśmy dobrnęli do tego koloru szybko. Jak pojawi się żółty pozwolę Wam wrócić na zajęcia. Ale do tego czasu jesteście skazani na to miejsce. Więc chyba lepiej słuchać co mówię, prawda? Trochę mojej pomocy, trochę tego waszego łączenia i dacie radę się stąd wyrwać...
- Zajęcia...- zapytał zdezorientowany. Jack kiwnął głową.
- Za tydzień rozpoczyna się rok szkolny Will. Może... Jeśli będziecie współpracować to może nawet pozwolę Wam na uczestniczeniu w Ceremoni przydziału. Ale musisz być świadomy, że byłeś martwy. Wiliam twoje ciało już się poddało. Dało jasny znak, że ma dość. Fakt, że tu jesteś, że ze mną rozmawiasz zapewniasz tylko Magii. Ale choć uczyniła coś niesamowitego, teraz ty musisz w końcu zadbać o siebie. O swoje ciało. A to zajmie nam sporo czasu. Nawet z tym Waszym bajeranckim łączeniem.
Swinss złapał lewitujący eliksir i podsunął go pod nos chłopca. Wiliam niechętnie, ale wypił jego zawartość, a gdy zapadł w sen, młody uzdrowiciel powoli wypuścił powietrze.
- Rozdział 12 „ Jak uspokoić małego czarodzieja” jak zwykle daje rade...- Swinss uniósł głowę patrząc na stojącą w drzwiach Joannę.
- U Was też się włączyło? – Zapytał i zaczął rzucać szereg zaklęć na Wiliama ze zmarszczonym czołem.
- Rozbłysło niczym fajerwerki na sylwestra. Gdyby nie wprowadzony stan nadzwyczajny to Daniel by tu sam wpadł. – odpowiedziała podchodząc do Chrisa. Wykonując podobne zaklęcia jak Swinss. Gdy sprawdzili Septimusa spojrzeli na siebie nie rozumiejąc co się dzieje.
- Nie rozumiem...- powiedziała cicho Joanna.
- Przy nich to zacząłem inaczej postrzegać stan zagrażający życiu! – mruknął Swinss- W dalszym Ciągu jest źle. Najwyraźniej myli nas zewnętrzna poprawa... – mruczał sam do siebie- Merlinie omal na zawał nie zszedłem jak to zobaczyłem. Wpadłem tu jakby się paliło i nawet nie zauważyli, dalej sobie gadali... Chociaż już samo to jest dziwne. Willi jest spostrzegawczy.
- Zagadał się, Swinss nie panikuj. Scany są w porządku. Może rzeczywiście alarm zareagował na długą aktywność. O czymś rozmawiali. Cokolwiek to było na pewno nie było przyjemne. Psychika robi swoje... A oni dosłownie przeszli przez piekło. To, że uleczyli ciało nie znaczy, że będą sobie z tym wszystkim świetnie radzić. – odpowiedziała Joanna smutno odgarniając włosy z czoła Septimusa.- To co mówiłeś do Wiliama... masz rację. W Mungo nikt by się nie wahał, Młody. To ty decydujesz, ale jak mogę ci doradzić to bym kuła żelazo puki gorące. Odżywczy i regeneracyjny co dwie godziny. Przynajmniej póki śpią. Później pewnie zaczną wydziwiać. Nie cierpią go pić.
- A ty go piłaś? Jest gorzki jak diabli...
- Ale działa. A oni tego potrzebują. I nawadniaj ich. Masz teraz większe możliwości – Niesamowite... To co zrobili... Nie sądziłam, że jest to możliwe.
- Ja też nie. U Wiliama nie ma śladu. A rany już się babrały okropnie nic ich nie było w stanie uleczyć.
-  Dasz radę? Jeśli tu jest spokój lepiej, abym była w Mungo. To co się dzieje...- pokręciła głową – Tylko młody... Uważaj na to co im mówisz. Nawet słówkiem nie wspominaj o tej gadzinie. Nie potrzebują tego...
- Przecież wiem... – odpowiedział zagryzając wargę.
Aśka zatrzymała się w drzwiach. Rozglądając się po Sali.
- Gdzie Poppy? Nie powinno jej tu być?
- Śmiertelnie obrażona po tym jak Daniel kazał jej się zamknąć. Nie wiem czy Minerwa nie będzie musiała szukać nowej pielęgniarki jak to się nie uspokoi.
- To ją zbajeruj. Przecież to potrafisz.
- Sama ją bajeruj jak podważa każde moje słowo. Faszerowała by ich czym się da... A na kroplówki reaguje jakbym im kwas wlewał. Ach szkoda gadać.
- Stare metody... Daniel też ich nie lubił... Rób swoje... W zasadzie to nawet Ci zazdroszczę. Wolałabym być tutaj.
- No popatrz ja tam bym wolał być w Mungo!
-Działaj... Skoro nic się nie dzieje nie będę marnować czasu... – Powiedziała wchodząc do gabinetu skąd za pomocą świstoklika wróciła do Świętego Mungo.
~oOo~

Wybudziły go ciche rozmowy. Uchylił ostrożnie oczy i od razu jego spojrzenie spotkało się z czarnym. Severus siedział na krześle z założonymi rękami bacznie go obserwując. Wiliam przełknął z trudem ślinę.

- Hej...- mruknął, a brew Severusa powędrowała do góry bez słowa – Dobrze wyglądasz...- powiedział szeptem, czarne oczy zmrużyły się groźnie.

- Ty też...- padła w końcu cicha odpowiedź.

- Tato....- mruknął widząc, że Severus nie ruszył się nawet o milimetr. Był wściekły i Wiliam doskonale wiedział dlaczego.

- Synu?

- Tak wiem jesteś wściekły! Kumam to... To było głupie, wiem! Możemy pogadać o tym później? – zapytał zmieszany obecnością innych osób. Zbieranie bury przy takiej widowni wcale nie jest fajne. Uszy paliły go wściekle z zażenowania.

- Dlaczego później? Wydaje mi się, że im także należą się wyjaśnienia... – mruknął tym swoim niskim spokojnym do bólu głosem, a Wiliam mógł tylko żałośnie na niego spojrzeć.

- Severusie myślę, że Wiliam już dostał wystarczającą nauczkę...- odezwała się mama Septimusa. A Wiliam zamknął jedno oko czekając na wybuch ojca. Nie lubił jak ktoś wtrącał się w jego złowieszczy plan upokarzania kogokolwiek. A Wiliam wątpił, aby fakt, że jest jego synem zmienił w tym cokolwiek.

Zasłony pojawiły się jakby znikąd, odcinając mu widok pozostałych, przełknął z trudem ślinę. W tym momencie najchętniej stałby się nie widzialny. Zapadł się mocniej w poduszkę.

Severus bezszelestnie podszedł do niego. Z siłą zmuszając go, aby usiadł. Jego dłonie złapały twarz Wiliama, w bolesnym uścisku. Obserwował go przez chwilę, jakby czegoś szukał? Ale czego tego Wiliam już nie wiedział. Wisiał niczym kukła w silnym uścisku rąk ojca. Nawet nie próbując się uwolnić. Severus nabrał sporo powietrza nim się odezwał.

- Jeden raz w moim życiu byłem zmuszony pochować dziecko. I nie zamierzam tego powtarzać. Jasne? Czy to w końcu dotrze do tej pustej łepetyny? – wyszeptał. Oparł swoje czoło o czoło Wiliama. Jego oddech był niespokojny, a Wiliam nawet nie będąc świadom co robi, wczepił się rękami w jego ramiona. Głowę oparł na ramieniu ojca z trudem opanowując wstrzymywany szloch.

- Przepraszam...- wyszeptał czując jak niechciane łzy zaczynają mu spływać po policzku. Severus przygarnął go mocniej do piersi mocno wciągając jego zapach. Jakby nie do końca był pewien czy to co widzi jest prawdą. Uścisk Severusa tak długo powstrzymywany z obawy przed zadaniem bólu, a tak bardzo potrzebny przełamał jakiekolwiek opory. Szloch pełen bólu, strachu i pewnego rodzaju ulgi opuścił jego gardło. I gdyby rok temu ktoś mu powiedział, że sam uścisk Mistrza Eliksirów przyniesie mu takie ukojenie, na pewno by uznał go za kompletnego szaleńca. Jednak teraz nie było to ani dziwne, ani nie zręczne. W końcu miał kogoś, komu na nim zależało, kogoś kto się o niego martwił, dbał i chciał go. Takiego jakim jest. Bo co do tego, że Snape go akceptuje razem ze wszystkimi wadami nie miał w tym momencie jakichkolwiek wątpliwości. Ojciec ani go nie uciszał, ani w żaden sposób nie pocieszał. Nie mówił nic. Po prostu go przytulał, a Wiliam niczego więcej nie potrzebował. Nawet, gdy już nie miał siły płakać uścisk nie zniknął. Jedyną różnica jaka zauważył chłopiec było to, że ręką ojca zataczała delikatne kółka na jego plecach.

- Myślałem, że to nigdy się nie skończy- wyszeptał w końcu. A ramiona Severusa spięły się na to zdanie.

- Ja też...- usłyszał w końcu jego głos. Inny niż jeszcze chwilę wcześniej. W zasadzie tak samo bezbronny jak chłopca.- Merlinie Willi tak bardzo się bałem. I tak cholernie nie wiedziałem co mam robić. Pierwszy raz w życiu nie wiedziałem co mam robić, jak Ci pomóc. A to trwało tak długo. Jeszcze te dwa szczeniaki... są takimi samymi idiotami jak ty! Merlin mi światkiem, że najchętniej to bym zlał na kwaśne jabłko całą wasza trójkę! Bezczelne bachory...- wyszeptał w włosy Wiliama.

Nastolatek na to oświadczenie jedynie wzmocnił uścisk na ramionach ojca. Zamknął oczy starając się wyciągnąć z tej chwili ile się da. Wcale nie miał ochoty słuchać kazania ojca. Nie ważne czy mówiłby to ze złością czy z taką obcą dla niego łagodnością. W tym momencie Wiliam nie miał ochoty rozmawiać o niczym. A Severus to zrozumiał. Położył dłoń na głowie chłopca. Modląc się do wszystkich świętości, aby już teraz było mu łatwiej. Niech chociaż fizycznie się uleczy tylko tyle potrzebowali. Wtedy będą mogli chociaż próbować poradzić sobie z całą resztą tego magla.

Łzy chłopca moczyły jego szatę, ale nawet nie zwracał na to uwagi. Trzymał bezczelnego smarkacza w mocnym uścisku. A dłonie chłopca były wczepione w niego z zadziwiającą siłą.

- Chcę do domu...- wyszeptał cicho brzmiąc bezradnie i całkowicie dziecinnie.

Severus zamarł. To była prosta prośba. Jednak o ogromnym znaczeniu. Przycisnął mocniej chłopca do siebie. Nie obiecując nic, bo nie lubił łamać obietnic.

Kiedy oddech chłopca się uspokoił Severus odsunął go delikatnie od siebie. Oceniając, że smarkacz najwyraźniej zasnął. Odłożył go na poduszkę. Jeszcze chwilę głaszcząc włosy. Gdy jego powieka uchyliła się nieprzytomnie, pokręcił jedynie głową.

- Śpij. Będziesz miał czas na całą resztę. – wyszeptał. Odetchnął z ulgą, gdy oczy opadły i zasnął spokojnie po raz pierwszy od dawna. Bez pomocy Eliksirów, bez łączeń, czy z skrajnego wycieńczenia. Po prostu zasnął, a ten rodzaj snu jest najlepszym lekarstwem. Gdy miał pewność, że nie wybudzi się przy jego ruchu wstał z łóżka.

Podszedł do okna obserwując letni pejzaż szkolnych błoni. Spróbował oczyścić umysł z rozszalałych myśli, co wcale nie było łatwe.
W końcu uznając, że w zasadzie nie stoi nic na przeszkodzie by spełnić prośbę chłopca.

















Harry Potter i Przekleństwo SalazaraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz