Dziedzictwa Merlina
Rozdział 47
Wyszedł z pokoju zamaszyście otwierając drzwi. Przeszedł ledwie kilka kroków, gdy poczuł delikatne muśnięcie magii po czym drzwi cicho trzasnęły zamykając się tuż za jego plecami. Dziadek zapewne uznał, że ma już dość „nastoletnich” histerii. Oparł się o ścianę starając się opanować oddech i zachować resztki godności jakie mu pozostały.
- A Tobie co?- unosisz głowę by spojrzeć na rudowłosego.
- Spieprzaj... – mruczysz do Rona.
- Jak sobie chcesz... - Ron wzrusza ramionami, ale tak naprawdę nie rusza się nawet o milimetr obserwując Cię uważnie.
- Na pewno dobrze się czujesz? – pyta cicho.
Na końcu języka masz, że nie. Nic nie jest w porządku. Wszystko jest do chrzanu i do dupy!
- Taa, na pewno… - wypowiadasz jawne kłamstwo.
Odsuwasz się od ściany z zamiarem opuszczenia tego „miłego” towarzystwa, ale Twoje nogi odmawiają posłuszeństwa i tylko szybka reakcja Rona chroni Cię od pocałowania podłogi.
- Cholera... - słyszysz jego głos.
Zbierasz w sobie resztki sił, by zmusić swoje nogi do utrzymania ciężaru ciała.
- Ja się nim zajmę.
Silne dłonie Raya od razu przejmują Twoje omdlałe ciało.
- Pieprzone szpicle... – szepczesz wyrywając się z silnego chwyty powodując perfekcyjnie bolesny upadek na tyłku, ale za to blisko ściany o którą się opierasz, a Ray patrzy na Ciebie ze zdziwieniem.
- Septimusiem co się dzieje? – milczysz do momentu kiedy do Twojej głowy nie wpada bardzo istotna informacja.
- Ray?
- Tak?
- Umiecie odblokowywać nasze zaklęcia, prawda?
- Septimusie, to co umiemy to już nasza sprawa. Znasz zasady....
- Tak, tylko pytam… bo widzisz... Chris i Willi są przyklejeni do foteli. A nad zaklęciem blokującym drzwi do naszego pokoju trochę się napracowałem... I szczerze wątpię bym był w stanie je zdjąć...
- Nawet tak nie żartuj, Tim... – Ray klęka koło ciebie - Spójrz na mnie. – prosi cicho.
- Będę rzygać… - Przyznajesz, a Ray unosi brew w przerażeniu.
- Serio?
- Mhy… - potwierdzasz zamykając oczy w nadziei, że to coś pomoże.
- Nie jestem pewien, czy na rzyganiu się skończy. Kameleon naprawdę był fatalnym pomysłem… – mruczysz cicho przez zaciśnięte zęby.
Na przemian kurczysz i rozprostowujesz palce dłoni czując pierwsze cierpnięcie, a brzęczenie w uszach nabiera na sile...
- Kurwa mać! Jack!
~oOo~
- Czy Wam się mózgi do reszty skurczyły? – wrzeszczy Severus obserwując Septimusa i Wiliama.
- Cicho, Chris śpi... - prosi Will.
Severus milknie obserwując blondyna przez chwilę by w końcu rozprowadzić wokół niego zaklęcie wyciszające.
- Chris za pięć godzin ma być na dole cały i zdrowy! A Wy..!
- Nic się przecież nie stało...
- Ale mogło!
- Poradziłem sobie przecież z tą blokadą... - mruczy pod nosem Will.
- Poradził sobie! – prychnął - Też mi coś! A gdybyście dostali ataku? Co wtedy?
- To tylko małe wyzwanie przecież... - kłamie Will, a Septimus w zasadzie jest mu wdzięczny za to, że jest w stanie w miarę logiczne myśleć.
Sam po eliksirach od Jacka nie wiele by wymyślił…
- Wyzwanie?
- No taka zabawa...
- Jaka kurwa zabawa, Will?
- No… ostatnia... Skoro Chris ma być poważnym mężem i w ogóle, uznaliśmy, że możemy się „pobawić” ostatni raz. Wiesz… Taki kawalerski… Od alkoholu po ostatnim nas odcięliście, a nie wiemy co się jeszcze robi na takich imprezach. Więc wymyśliliśmy, że zrobimy sobie takie zakłady… No i Septimus wygrał! Załatwił nas tym klejącym....
- Wy się bawiliście... - Severus patrzy na syna jak na ufoludka, a William robi skruszoną minę.
- No… to było zabawne…
- ZABAWNE! Wy jesteście nienormalni! Od tych wszystkich eliksirów już do reszty powariowaliście! Koniec z tym! Koniec z zaklęciami bez kontroli! Jak tylko skończy się ta pieprzona farsa nazywana zaślubinami to nawet nie pierdnięcie bez naszej wiedzy! – wrzeszczy.
- To było obrzydliwe, tato!
Nozdrza Severusa unoszą się złowieszczo. Oddycha mocno najwyraźniej próbując zapanować nad sobą.
- Wy w ogóle coś dzisiaj jedliście? – pyta znienacka.
- A mieliśmy? – kolejne niewinne pytanie doprowadza Severusa do wściekłości.
- Kurwa! Jack! – wychodzi trzaskając drzwiami.
William spogląda na Septimusa przepraszająco.
- Sorry... Nie wiedziałem co mówić... - mruczy cicho.
Septimus lekko unosi brew czując jednocześnie podziw i rozbawienie zachowaniem swojego „brata”.
- Willi, jesteś geniuszem zła w udawaniu bezradnego, niewinnego dziecka.
- Taa, wiem... - uśmiecha się blado – A tak w ogóle to co się stało, Tim?
- Za długo utrzymywałem Kameleona. Chciałem zwędzić Jackowi eliksiry, aby was trochę zrelaksować. No… nie wyszło... - kłamie cicho czując wzrok Wiliama na sobie.
- W sumie to szkoda, że Ci się nie udało… – przyznaje posępnie patrząc w sufit.
Septimus unosi brew.
- Nie no, eliksiry mam. Tylko wrócić nie umiałem//. – uśmiecha się słabo.
Will odetchnął z ulgą i od razu nurkuje dłonią w jego kieszeni wyjmując i wypijając całą fiolkę na raz.
- Chcesz?
- W sumie to czemu nie...
~oOo~
- Wy sobie chyba z nas żartujecie... - Maria spogląda na męża, a później na pozostałych mężczyzn.
- Czy wyglądamy na kogoś kto żartuje? – pyta Tomas.
- W zasadzie to dobrze, że Chris śpi... – zauważa Ksawery.
- Nie mówimy o Chrisie! Tylko o Willu i Septimusie! Naćpali się uspokajającym! – wrzeszczy Maria - Wy kompletnie nie macie mózgu! W tym domu jest dwadzieścia osób! Dwadzieścia dorosłych osób i jeden medyk, które miał przypilnować chłopców! Merlinie, Ci chłopcy mają całodobową ochronę, która chodzi za nimi krok w krok! Jak mogło dość do czegoś tak absurdalnego, że nikt nie zauważył, że oni dzisiaj nic nie jedli?! – wszyscy czując się zrugani jak małe dzieci stali w ciszy unikając wzroku Marii – Jack? Jesteś ich medykiem…
- Ja? Moje eliksiry miały być na czczo! A gdy Tomas kazał zejść Chrisowi na dół byłem pewien, że wtedy coś zje! A do chłopaków przyszedł Ksawery! Ludzie, to Wy mi przeszkadzacie co chwilę! Gdybym miał całą trójkę w pokoju to miałbym to pod kontrolą! Mówiłem, abyście nam dali czas do popołudnia! To nie!
- Jack, uważaj na słowa...
- Ach, w dupie mam to! Oni są chorzy! CHORZY! A po tej maskaradzie z Ceremoniałem na bank odchorują to dwukrotnie! Powinni leżeć w łóżkach, pod wpływem Eliksirów obezwładniającym, by nie doszło do zapalenia mięśni i jedyne co powinni robić to gapić się w sufit! Więc w sumie to chwała Merlinowi, że padli jak muchy po eliksirze uspokajającym… Przynajmniej trochę to odeśpią… A Wam powinna zaświecić się lampeczka, bo oni jak ognia unikają Eliksirów! Jak zaczynają sami po nie sięgać to coś jest mocno nie tak! – Jack podniósł się z zamiarem wyjścia - A jak Wam coś nie pasuje w mojej pracy to chętnie się z tego gówna wypisze! I zmieńcie godzinę tej waszej uroczystości, bo dopóki nie dojdą do siebie to ja nie zamierzam ich na siłę cucić! Chrisa też nie!
Wyszedł trzaskając drzwiami. W pokoju zapada nieprzyjemna cisza, którą przerywa Ksawery
- Musimy mu dać kilka dni wolnego...
- uznaje ponuro
~oOo~
William poprawia koszulę i wkłada podany przez Tobiasza dopasowany smoking.
- Nie powinienem mieć szaty wyjściowej? – pyta przyglądając się samemu sobie z rozbawieniem.
- Catherine uznała, że Ty i Septimus macie mieć smokingi. Nowe pokolenie, świeże spojrzenie na świat magii, mugoli i tradycje... Też uważam to za kompletną głupotę, ale z kobietą nie wygrasz… – przyznaje Tobiasz poprawiając kołnierzyk koszuli chłopca.
Rzucił delikatne zaklęcie na włosy chłopca, by ogarnąć chaotyczny nieład.
- Panie Prince, jesteś gotów. – uznaje Tobiasz, kładąc wielkie dłonie na drobnych ramionach chłopca.
- Jesteście okropni... - mruczy Wiliam zagryzając wargę.
- Słucham?
- Słyszałeś. Chris jest przerażony tym wszystkim, a Wy bez mrugnięcia okiem ładujecie go w jeszcze gorsze gówno.
- Zważaj na język! Chris sam się władował w te kłopoty Will. - zauważa Tobiasz - Jesteście jeszcze młodzi Will, ale nie jesteście już dziećmi. Każdy czyn i wybór ma swoje konsekwencje, mój drogi. Radzę mieć to na uwadze…
- Jakoś wątpię byście się zgodzili na ślub, gdyby Ginny była półkrwi.
- Oczywiście, że wówczas nikt by się na to nie zgodził, Williamie. Dziedzictwo Merlina ma wobec nas wymagania. Zachowanie czystości krwi to jego najważniejszy warunek. Radzę o tym pamiętać. Pomimo twoich nowoczesnych poglądów to jest coś, czego nie masz prawa ignorować.
- Czyli co? Już wybrałeś mi żonę? Dla dobra Dziedzictwa? – warczy wyrywając swoje ramię z jego chwytu.
- William, nic nie będę wybierał, jeśli sam podejdziesz do tego ważnego dla nas aspektu poważnie. Jesteś młody i liczę na to, że nie będziesz myślał o ślubach do czasu, kiedy nie uzyskasz dojrzałości magicznej. Moja jedyna prośba polega na tym, byś po prostu nie robił teraz głupot. Dla dobra nas wszystkich. Wasza sytuacja jest i tak trudna. Nie komplikuj tego na siłę.
- Przysięgasz? – pyta cicho.
- Słucham?
- Chcę byś przysiągł, że nie będziesz mieszał w moich wyborach życiowych. W zamian ja obiecam, że wezmę Twoją prośbę pod uwagę... – jego głos jest poważny, a zielonoszare spojrzenie mierzy Tobiasza z powagą.
- Na słodkiego Merlina, Dziadku Tobiaszu! Moja mama już dostaje nerwicy, że Was nie ma! Minister już jest na dole... – Anna wchodzi do pokoju gwałtownie.
- Już idziemy... - odpowiada Tobiasz kładąc swoją dłoń na ramieniu Williama.
- Jesteś Dziedzicem Merlina, Williamie. Moim Dziedzicem i niesiesz to Dziedzictwo z dumą jakiej nie spodziewałbym się po tak młodym człowieku. Myślę, że podarowanie Ci rodowego sygnetu w tym momencie jest najodpowiedniejszym momentem. Noś go z dumą, ale też odpowiedzialnością.
William zmrużył oczy niezadowolony, a później spojrzał na sygnet w dłoni dziadka.
- William wkładaj to, bo oni już czekają tylko na Was! – upomina go Anna.
William wyciąga dłoń po sygnet wkładając go na palec.
- Nie myśl sobie, że nie zauważyłem, że uniknąłeś odpowiedzi. – mruczy - Mogę mieć tylko nadzieję, że Ty szanujesz moje zdanie i decyzje tak samo jak ja szanuje Ciebie, Dziadku.
~oOo~
William po raz kolejny kichnął, na co Septimus unosi z rozbawieniem brew.
- To przez te kwiaty... - szepcze zakłopotany Will.
A było ich od groma. Cały salon główny został przearanżowany na potrzeby Ceremonii. Zniknęły klasycystyczne meble i obrazy, w zamian pojawiły się tysiące kwiatów pachnących tak słodko, że Will nie zdziwiłby się, gdyby ten zapach będzie czuć jeszcze w Hogwarcie i proste, ale pięknie przystrojone krzesła. Pod jedną ze ścian stał przyozdobiony stół, na którym leżały dokumenty, które młodzi podpiszą podczas zaślubin, wraz z ozdobnymi orlimi piórami – białe dla Panny Młodej i kruczoczarne dla Pana Młodego. Przy przeciwległej ścianie, w części oddzielonej ścianą kwiatów znajdował się stół z gotową zastawą na uroczystą ucztę. Pod ścianą, w cieniu stało kilka skrzatów gotowych do działania. Ku zdumieniu Williamia ubrani byli w czarne koszule przewiązane kolorowymi, eleganckimi pasami. Całości dopełniały lewitujące świece.
Tajemnicę kwiatów (a właściwie ich nieprzyzwoitej ilości) wyjaśniła mu Anna, gdy zmierzali razem z Tobiasem na uroczystość. Okazało się, że w ten sposób chcieli odwrócić uwagę od aktywnego od samego początku Hologramu. I, ku zaskoczeniu wszystkich, pomysł ten należał do Severusa. Will mógł się jedynie domyślać, że gdyby Hologram był na widoku, to rozpraszałby wszystkich i etap błogosławieństwa, a w szczególności błogosławieństwa Mocy Trójkąta, mógłby przez to nie pójść po ich myśli. William po nieudanym rytuale, podczas którego był świadom, że jego stan widzi całe magiczne społeczeństwo Wielkiej Brytanii miał uraz i unikał Hologramów jak ognia. Oczywiście, nigdy głośno się do tego nie przyznał, ale Severus, jak na dobrego szpiega przystało, połączył kropki bez problemu i zadbał o komfort nastolatków. Będzie musiał mu podziękować, bo faktycznie nie był w stanie stwierdzić, z którego miejsca wydarzenie jest transmitowane. Nie to, żeby się jakoś specjalnie starał. Twoja uwaga powraca do tego co się dzieje przed Tobą, gdy Tomas Perevelly całuje czoło Christophera, a później zamyka go w silnym męskim uścisku.
- Nie będę go całować w czoło! – mruczy cicho, a Septimus ponownie unosi brew.
- Will, to tylko symbol. Chodzi o to byś pokazał, że wspierasz Chrisa w jego wyborze. Zarówno emocjonalnie jak i magicznie.
- A Ty co zrobisz?
- Szczerze?
- No.
- Nie wiem. Liczę na to, że jak przyjdzie nasza kolej to samo jakoś to wyjdzie...
- Chłopcy! - ciche upomnienie ze strony Tobiasza powoduje, że obydwaj milkną, w dalszym ciągu nie mając pojęcia jak okazać Christopherowi swoje poparcie. Gdy Ignacius kończy swoje magiczne błogosławieństwo nad głową Christophera obydwaj zamierają, a Tobiasz musi ich obydwu popchnąć by zrobili krok do przodu. Stają na wprost klęczacego Christophera, który wygląda na oszołomionego, a nadzieja, że on im powie co mają robić rozmywa się. Z braku lepszego rozwiązania Septimus podaję mu dłoń by podniósł się z pozycji klęczącej w której przyjmował błogosławieństwo od Ignaciusa.
- Bracie... - zaczyna cicho Septimus wypuszczając powietrze.
William uśmiecha się na jego zakłopotane i fakt, że chyba pierwszy raz Tim nie wie co powiedzieć.
- Magia Nas prowadzi Chris. Nigdy w to nie wątp, a nawet jeśli... To wiesz, masz Nas, aby Ci o tym przypominać, co nie? – słowa opuszczając usta Wiliama nim zdążył przemyśleć dokładnie to co mówi.
Wyciąga zaciśniętą pięść prawej dłoni na której widnieje sygnet Rodu Prince, Chris z uniesioną brwią przybija „żółwika” swoją prawą dłonią na której także widnieje sygnet. Septimus po chwilowym zawahaniu i delikatnym kroku w tył przykłada swoją dłoń i i znajdujący się na niej sygnet do ich. Gdyby nawet dorośli próbowali nimi kierować pewnie sami by nie wymyślili lepszej prezentacji Mocy Trójkąta Merlinowskiego. Trzech chłopców ustawionych w idealnym trójkącie równobocznym, a ich dłonie niczym osie symetrii spotkały się w samym środku. Magia wokół nich zafalowała i zaczęła gęstnieć wokół nich niczym trzykolorowa mgła, odcinając na chwilę ich widok przed oczami zebranych, by po chwili opaść powodując delikatny dreszcz w ciele Christophera. Septimus już bez wahania przybił z Nim „sztame” zamykając przyjaciela w uścisku.
- Nie jesteś z tym sam... - chrypi cicho, by wypuścić go po chwili z uścisku.
William poszedł w ślad za nim korzystając z okazji oszołomienia magią Christophera, uderzył go po przyjacielsku w plecy.
- Ona nas prowadzi, Chris. Nie jest łatwo, ale ona nadal jest po Naszej stronie. – zapewnia go cicho.
Chris uśmiecha się słabo, kiwając głową. Po chwili wypuścił powietrze unosząc głowę prezentując całkowite opanowanie.
- To gdzie jest Moja przyszła żona?
~oOo~
Will mimowolnie co jakiś czas cicho kichał, na co zarówno Tim, jak i Chris dusili w sobie rozbawienie. Stali na podeście udekorowanym lampionami, a Catherine po cichu odsunęła kilka wazonów z kwiatami, by zaoszczędzić Williamowi nieprzyjemności jakie powodowały u niego kwiaty. Niestety, było ich tak dużo, że jemu nie zrobiło to różnicy, ale mimo wszystko docenił gest.
Na krzesłach rozstawionych w półokręgu rozsiedli się Ksawery trzymający na kolanach małą Annemarię, Catherine, obok dumny i poważny Franciszek. Severus wyglądał jakby cała okoliczność nasilała u niego trwający od początku tej całej farsy ból głowy, a Tobiasz nie odrywał wzroku od Williama. Po drugiej stronie zostali usadzeni bracia Weasley z rodzicami Hermiony i Neville. William przez chwilę obserwował w zdziwieniu obecność kolegi, ale uznał, że najwyraźniej w całym zamieszaniu zapomnieli im powiedzieć o obecności cichego chłopaka.
W pierwszym rzędzie zasiadał Amons Diggory w towarzystwie żony, obok nich Ignacius i Joanna z miną jakby wszystkich miała ochotę udusić i tylko co jakiś czas kierowała w stronę bratanka zatroskane spojrzenie. Najbliżej strony Christophera siedzieli Tomas, Maria i zadąsany Aleksander, że nie był drużbą brata.
William nerwowo przestąpił z nogi na nogę obserwując z lekką obawą sztywną sylwetkę Christophera. Jednak przyjaciel nie odrywał wzroku od drzwi z których miała wyjść Ginny. Urzędnik Ministerstwa wyszedł z bocznego wejścia witając się z dorosłymi. Na końcu spojrzał na chłopców z delikatnym „ojcowskim” uśmiechem. Podszedł do Chrisa mówiąc mu coś cicho do ucha na co Chris jedynie skinął sztywno głową. Urzędnik stanął na środku podestu i to najwyraźniej był znak po pokoju rozniósł się delikatny dźwięk skrzypiec i harf. Drzwi się otworzyły, a do pokoju jako pierwsza weszła Hermiona w delikatnej, połyskującej i fiołkowej sukni w dłoni trzymając bukiet. Krok za nią powolnym wręcz tanecznym krokiem podążała Anna. Jej sukienka była identyczna jak suknia Hermiony, ale w delikatnym błękitnym odcieniu.
- O cholera... - wychrypiał zauroczony Will, na co Tim jedynie zacisnął mocniej usta i pięści.
Na końcu pojawiła się Gin w prostej białej sukni jak u greckiej bogini, jej ogniste włosy rozpuszczono i lekko pofalowano, a we włosy wpleciono kwiecisty delikatny wianek. Nawet Will musiał przyznać, że wyglądała zjawiskowo. Niepewnie spojrzał na Chrisa i odetchnął z ulgą, gdy na twarzy przyjaciela pojawił się pierwszy od dawna szczery uśmiech.
~oOo~
Wokół Ciebie roznosi się zapach truskawek, który stłumił słodycz kwiatów, od której aż lekko Cię mdliło. Czujesz jak Twoje spięte do granic możliwości ciało powoli się odpręża. Pozwalasz, aby Artur Weasley zamknął Cię w uścisku.
- Dbaj o nią, synu... - szepcze Ci do ucha.
- Będzie bezpieczna i szczęśliwa... - zapewniasz cicho nie do końca wiedząc jak wypełnić tą obietnice.
- O sobie też pamiętaj, chłopcze.
Dłoń Ginny trafia w Twoją, a jej zaniepokojony wzrok śledzi Twoją twarz uważnie. Ściskasz jej rękę, by zapewnić, że wszystko jest w porządku. Czujesz jej słodki truskawkowy zapach, dzięki któremu skutecznie odganiasz swoje wszystkie obawy. To nie czas i miejsce by je roztrząsać.
Powtarzasz przysięgę nie będąc w stanie zapamiętać dokładnie słów. Głos Gin jest delikatny, ale pewny. Słowa opuszczają jej usta z delikatnym uśmiechem.
Obrączka jest zimna, a jej wsunięcie na palec jest niczym muśnięcie magii. Może tak właśnie było? W końcu to bądź co bądź magiczny rytuał, łączący dwie dusze, dwa ciała w jedno.
Spoglądasz na Amulet na szyi Gin, już nie ukrywany za golfem. Wygląda tak jakby był w odpowiednim miejscu. Gdy Urzędnik ogłasza Was Mężem i Żoną drżącą dłonią dotykasz Amuletu, a jej dłoń trafia na Twój policzek.
- Kocham Cię. - szepczecie w równej synchronizacji.
Wasze usta łączą się w delikatnym subtelnym pocałunku, a magia wokół Was wiruje. W tym momencie nie chcesz myśleć o wszystkich złych rzeczach wokół Was. Jest ona, jesteś Ty, a wokół Was wiruje magia waszych bliskich. Na poważnie, nic więcej nie powinno mieć teraz znaczenia.
CZYTASZ
Harry Potter i Przekleństwo Salazara
FanfictionHarry zostaje porwany i otruty przez Lorda Voldemorta. Jedynym ratunkiem jest zdjęcie zaklęcia adopcyjnego, które ujawnia, że jest synem Severusa Snapa i Anny Black, młodszej siostry Syriusza. Jak poradzi sobie z nową rzeczywistością? Czy uda mu się...