Rozdział 72
Dryfował.
Aż w końcu stanął w miejscu. A właściwie coś go zatrzymało i gdyby tylko miał ciało to zapewne by się zachwiał. Jednak to była tylko mentalna myśl. Przez krótką chwilę przeraził się, że po raz kolejny stracił kontrolę nad własnym ciałem, ale w dalszym ciągu czuł i słyszał bicie swojego serca, a zaklęcie Syriusza było, choć delikatne - raczej jako ubezpieczenie niż ograniczenie.
- Na poważnie, jeszcze nigdy nie spotkałem kogoś tak opornego na pomoc jak Ty Williamie. – usłyszał cichy melodyjny głos z lekko skrytą naganą.
Wiliam potrzebował chwili, aby zlokalizować jego właściciela. Jednak w końcu go ujrzał.
- Kasander! – okrzyknął zdziwiony obserwując młodzieńca, którego w zasadzie znał.
Znał z pierwszych dni Inicjacji. Zniknął wraz ze swoimi naukami gdy Severus zabrał go z Hogwartu.
- W końcu się do Ciebie dobiłem. Nie chce marudzić, ale ja tam swoje przeznaczenie wypełniłem całe wieki temu i wiedz, że nie zamierzam dalej ułatwiać Ci tej drogi. Trzy progi! Trzy progi za Ciebie odwaliłem! – mruknął zagniewany.
William z konsternacją obserwował ni to zjawę, ni to wspomnienie i przechylił swoją głowę w głębszej analizie istoty.
- Nie jesteś duchem. - zauważył.
- Nie. Raczej powinieneś wiedzieć czym jestem. - zauważył.
- To duchy mogą przyjmować eteryczną formę? – zapytał lekko oszołomiony.
- Nie jestem duchem, ani zjawą. Mugole nazywają tę formę aniołem stróżem. Jestem Twoim opiekunem Will. Opiekunem Twojego przeznaczenia. – Will uniósł brew.
- To masz co robić... - mruknął.
Kasander spojrzał na niego lekko rozbawiony.
- To nie jest prosta droga, a Ty... nie należysz do najłatwiejszych przypadków. Utrzymywanie Cię przy życiu to najtrudniejsze zadanie jakie mnie spotkało.
- To nie moja wina! A przynajmniej nie zawsze... - mruknął zakłopotany.
- Kończy Ci się czas. - powiedział groźnie.
- Słucham?
- Twój czas się kończy. Czwarty próg jest ostatnim, który Cię chroni Will. Ostatnim, gdy ja będę w stanie Cię chronić. Nasz czas się kończy.
- To po co przeprowadzałeś nas przez progi! – warknął.
- TO CHYBA OCZYWISTE! Abyś przeżył! A teraz czas na to byś w końcu się przygotował, Will...
Will zmarszczył czoło w analizie słów prapradziada, który wyglądał jak jego równolatek.
- Gdybym nie był przydatny to raczej byś sobie głowy mną nie zawracał... - zauważył.
Cichy śmiech zupełnie rozgonił szczątki niepokoju chłopca.
- Więc spróbuję inaczej. Jesteś ciekawy co jestem w stanie Ci pokazać?
- To brzmi zdecydowanie lepiej. - zapewnił ignorując myśl, że ciekawość jeszcze nigdy nie doprowadziła go do niczego dobrego.
Po chwili, jakby za dotknięciem magicznej różdżki, otoczenie wokół nich się zmieniło. William zmarszczył swoje eteryczne czoło uświadamiając sobie co widzi.
- Przecież to ja! – zauważył.
- Tak Will. To Ty, a ja pokażę Ci co pominąłeś i dlaczego jest Wam tak trudno i co dzięki temu się nauczyliście...
~oOo~
Medytacja okazała się stanem dzięki któremu myśli i emocje Williama porządkowały się z prędkością światła. Jakby segregowały zawartość jego umysłu do poszczególnych szuflad, choć chłopak nie łudził się, że jest to zasługa samej medytacji. Godziny spędzone na rozmowach z Sonią dawały zapewne solidne podstawy do rozdzielenia bolesnych wspomnień do poszczególnych szuflad. Will doskonale pamiętał to co ukazywał mu Kasander na początku Inicjacji. Jednak wówczas pamiętał tylko brutalność ówczesnego Czarnego Pana, niszczycielską moc wojny i nienawiść jaka tkwiła w czarodziejach, a teraz w chaosie wydarzeń własnego życia był wstanie wyłuskać z tych wizji coś znacznie ważniejszego.
Drogę. Drogę jaką powinni podążać, którą Will powinien iść i znaki, że w każdej burzy jest światełko nadziei. A to już nie przerażało. To mobilizowało go do odnajdowania siły w sobie. I nawet zakończenie spotkania z Kasandrem nie było frustrujące, bo wiedział, że jutro będzie to kontynuować.
Otworzył oczy w swojej ludzkiej cielesność z satysfakcją i uczuciem błogiego spokoju, którego nawet leki Soni nie były w stanie osiągnąć. I co najważniejsze, z wiedzą co ma robić.
- Udało się! – mruknął zadowolony patrząc na Syriusza.
Wrócił do swojego ciała! Sam! Wuj spojrzał na niego zdezorientowany i przetarł oczy.
- Zdążę na mecz? – zapytał z nadzieją.
Syriusz zmarszczył brwi w dalszym ciągu oszołomiony. Dopiero wówczas Will zmarszczył czoło i zwlókł się z fotela.
- Wszystko dobrze?
- Tak... - zapewnił Syriusz.
William zmrużył oczy analizując magię wuja. Jednak nie dostrzegł niczego niepokojącego, oprócz tego, że Syriusz wyglądał na kogoś zaspanego. Przechylił głowę niepewnie.
- Zawołać Jacka?- zapytał cicho.
Syriusz odgonił zmęczenie i spojrzał na Williama z szerokim uśmiechem.
- Kurza stopa, udało Ci się! – okrzyknął.
Will zaprezentował swój popisowy śmiech.
- Wiem!
~oOo~
Przez ilość gości w domu i powagę meczu, który chcieli zobaczyć wszyscy – prawie, bo ani dziadkowie, ani ojcowie nie widzieli nic fascynującego w dorosłych mężczyznach uganiających się za kaflem w czasach wojny co Sonia od razu skomentowała, że tego typu spotkania i możliwość transmitowania ich w bezpieczne miejsca daje poczuje normalności i nadziei, że wojna minie - Ksawery odrobinę nadużył swojego stanowiska i załatwił im Hologram przedstawiający wydarzenie w salonie Rose House w którym pojawiły się dodatkowe kanapy i fotele by pomieścić wszystkich zainteresowanych.
William dosłownie zbiegał po dwa stopnie w nadziei, że nie ominęło go nic istotnego. Wparował do salonu zarówno podekscytowany meczem, ale też nowym odkryciem.
- I jak? – zapytał patrząc na Hologram.
- Pierwsza przerwa, 30:30. Idą łep w łep. Znicza ni widu, ni słychu! – zrelacjonował blondyn – Aleks, spadaj z fotela!
- Bo co?
- Bo ja tak mówię! – warknął na młodszego brata.
- Willi choć na chwilę – Jack podniósł się z kanapy obserwując chłopca uważnie przez co Will jęknął żałośnie.
- Ale mecz…
- To zajmie nam chwilę – zapewnił otwierając drzwi do jadalni.
Will niechętnie podreptał w tamtym kierunku.
- Niech moc będzie z Tobą! Opowiemy Ci o meczu! – zawołał Septimus na co Will jedynie uniósł dłoń z wyciągniętym środkowym palcem.
- Jak medytacja? – zapytał Jack.
- Wyśmienicie! Jack, musisz? I tak przegapiłem początek…
- Jest przerwa. – zauważył rzucając na chłopca czar i zmarszczył czoło uzyskując wynik.
- O nie nie nie! Nawet nie chce słuchać co Ci tam wyszło, dobrze? Jest mecz! Ja się czuje wybornie, więc nawet nie próbuj…
- W końcu załapał, medytował dwie godziny i dwadzieścia sześć minut - mruknął Syriusz wchodząc do pokoju.
Jack zmarszczył czoło w jawnym zamyśleniu.
- Stężenie toksyn skoczyło dwukrotnie w porównaniu do tego co było rano... - Will jęknął. Syriusz uniósł brew.
- U chłopaków też tak jest?
- U Chrisa. Tim nie, więc obstawiam, że w dalszym ciągu nie osiąga wymaganego poziomu.
- Czyli to dobrze? – zapytał z nadzieją Will.
- Nie Will! Wysoki poziom toksyn ma ogromny wpływ na mózg i organy… – mruknął.
- To po co każecie nam medytować - z salonu dobiegł optymistyczny krzyk, a Will spojrzał na Jacka wkurzony.
- Jack, mecz! Nic mi nie jest!
- Jasne. Idź, ale za chwilę podłączam kroplówki!
- A rób co chcesz! – mruknął zaskakując ze stołu na którym zasiadł.
Wystrzelił z jadalni i opadł na fotel, który Aleks widocznie opuścił.
- I jak? – zapytał szeptem Chris.
William przyjrzał się blondynowi, który bez oporów przytulał Gin prawą ręką trzymając na jej okrągłym brzuchu, a w drugą miał podłączoną kroplówkę.
- Nie będziesz sam - mruknął niezadowolony gnieżdżąc się by znaleźć jak najlepszą i najwygodniejszą pozycję.
- Serio? - zapytał Chris unosząc brew.
Will kiwnął głową.
- Willi, serio serio? - zapytał szeptem, a Gin uniosła brew w zaciekawieniu.
Will przez chwilę milczał nim powiązał fakty.
- Ty też? - zapytał cicho. Chris kiwnął głową patrząc na zadąsanego Septimusa - To teraz czekamy na mądrale... Serio ,szkoda, że Sonia nie zaserwowała mu Fluoksetyny bo to sporo ułatwiło. Dobra robota, Will! – po chwili zawył jak ściągający Katapulty z Caerphilly nie trafił w obręcz - Ślepy jesteś czy co! – zawył.
„Być może ścigający Katapult powinien udać się na przeszkolenie do szkolnej ligi Hogwartu!”- zawył komentator, na co Chris jedynie zarechotał zadowolony.
- Kiedyś to będziemy my, Will! – zapewnił.
- Spadaj! Ja tam nie zamierzam rezygnować z pozycji szukającego! To w szkole to tylko przymus...
- Ta jasne! – zakpił blondyn - Sorry Willi, ale już nie jesteś solistą! Masz nas, nie Tim? – Septimus uniósł głowę.
- Mnie tam w swoje kariery na miotłach nie mieszajcie. Mam swoje plany... Bez Was! – okrzyknął.
- Taaa kodeksy, paragrafy, umowy, aneksy... Nudaaaa. – zawył - Ale spoko, odsprzedam Ci swoje udziały w PPM za skromną górkę złota.
- Ja też! – zapewnił Aleks - Mam plan na biznes więc szykuj skrytkę Tim! - William jedynie mrugnął nie rozumiejąc o co chodzi.
A później ścigający Tajfun strzelił kolejną bramkę i kwestie udziałów i planów na przyszłość poszła w odstawkę. Tak samo jak myśli o tym co będzie jutro.
~oOo~
Will z obrzydzeniem powąchał swoje śniadanie.
- To jest zepsute! – orzekł bez ceregieli i wbrew wszystkim zasadom kultury wypluł to co jeszcze chwilę temu próbował przeżuć na talerz.
- Merlinie, Will! – warknął Severus.
- To jest zepsute! Daje stęchlizną... – wyjaśnił i powąchał swój napój, który mieli wypijać na polecenia Jacka i aż się zatrząsnął z obrzydzeniem.
- Nie wymyślaj tylko jedz! Twoje jedzenie na pewno jest dobre - sprzeciwił się Severus.
Will zdegustowany wbił widelec w omlet ojca, powąchał go nim w końcu niepewnie wsadził go do ust. Zmarszczył czoło.
- To jest dobre! A moje nie! – krzyknął.
- Odzyskałeś smak! – wykrzyknął uradowany Jack.
- Świetnie! To teraz mi wyjaśnijcie czemu moje jedzenie cuchnie.. – mruknął odsuwając od siebie talerz. Po chwilowym zawahaniu zabrał talerz Severusa – To ten Twój odżywczy! Nawet do omleta go dodajecie? Jesteście okropni...
Chris z wahaniem powąchał swój, podobnie jak Septimus. Młody Melyflua bez oporów napił kawałek na widelec kawałek omleta i podsunął pod nos brata.
- Cuchnie! – zawyrokował Will - Serio nie czujesz? – zapytał.
Septimus powąchał by z obawą wsadzić go do ust.
- Jest słodki! – zauważył po czym wsadził nos w omlet i powąchał.
- Jak diabli… I cuchnie! Nie no, tato mogłeś się bardziej postarać... – zawyrokował – Sam sobie to jedz! Ja wolę normalne jedzenie.
Severus zmarszczył czoło, ale widząc, że chłopak nie zamierza przestać jeść usunął talerz z nieszczęsnym omletem by przywołać czysty dla siebie.
- Odżywczy tak czy inaczej masz pić - zastrzegł – Musiałbyś jeść całą dobę bez przerwy by zapewnić sobie niezbędne zapotrzebowanie kaloryczne. Wasz metabolizm przez wysoki potencjał jest nieludzko szybki- wyjaśnił – Jedz! Wy dwaj też! – warknął.
- Ale nie truj mojego jedzenia! To obrzydliwe! Nie no, Chris jedz, jedz toż to samo zdrowie!- zakpił, a Chris powąchał kolejny raz swój omlet. W końcu podsunął kawałek swojego posiłku pod nos Gin. Ona bez wahania go zjadła.
- Słodkie, ale dobre- zapewniła, na co Will zmrużył oczy.
- Ciebie też faszerują odżywczym - zawyrokował.
Gin uśmiechnęła się do przyjaciela.
- Wiem i nie zamierzam na to narzekać. - zapewniła.
- Choć jeden głos rozsądku! – mruknął Jack mrugając do nastolatki z uśmiechem.
- Akurat Tobie jako pierwszemu musiał wrócić smak i węch! – westchnął Severus zirytowany.
- Zawsze byłem wyjątkowy! – zapewnił Will szczerząc zęby.
- I zawsze nie wtedy co trzeba!
~oOo~
Will niepewnie podszedł do Hedwigi, która siedziała na żerdzi.
- Mogę? - zapytał cicho Hermiony.
Przyjaciółka uniosła brew.
- To Twoja sowa, Will- powiedziała cicho.
Will niepewnie wyciągnął rękę w kierunku sowy, która nastroszyła pióra.
- Nie poznajesz mnie? - wyszeptał.
Sowa dzióbnęła go boleśnie w palec i zahuczała jeszcze głośniej.
- Wiem, maleńka. Też tęsknie... Ale nie możemy... – wyszeptał zanurzając palce w jej piórach – Nawet nie wiesz jak bardzo tęskniłem, maleńka... – przyznał przeczesując jej białe pióra.
- Will należy do Ciebie... – przypomniała delikatnie Hermiona - Możesz ją odzyskać.
- I jak wytłumaczyć jej brak? – zakpił - Fakt ja nie wrócę do Hogwardu, ale ona musi...
- Will to tylko kwestia czasu. Kiedy wyzdrowiejecie... – nastolatek parsknął na to stwierdzenie.
- Nie wrócimy do Hogwartu. Nigdy. To nie wykonywalne. Łudziliśmy się, że to wypali, ale nie! I nie chodzi o to, że wyglądamy jakby nas tu głodzili. Nasze przeznaczenie zbliża się wielkimi krokami. To się wydarzy... nie długo. - oderwał wzrok od ptaka i spojrzał na dziewczynę – Nie możemy być z tym sami, Miona.
- Nie jesteście! – zapewnił gorliwie.
- Mamy rodzinę, ale potrzebujemy Was.
- Przecież jesteśmy po Waszej stronie! Will!
- Dlaczego mnie nienawidzisz, Miona? – dziewczyna sapnął oburzona.
- Co Ty gadasz?! Will! Jesteś moim przyjacielem! Kocham Cię jak brata.
- A jednak mnie zdradziłaś.
- Nie wiedziałam! Rozmawialiśmy o tym! Mówiłeś, że rozumiesz!
- Kłamałem! Szpiegowałaś mnie dla Dumbledore’a! – wrzasnął – Nie mieszajcie w to moją sfingowaną śmierć! Szpiegowaliście mnie wcześniej! Jak mogliście?!
Hermiona zaniemówiła.
- Will, Subiectum...
- W dupie mam Subiectum, Miona! Ja też byłem pod jego wpływem o to znacznie silniejszym niż Wy! Ale ja Was nie próbowałem zabić! – wrzasnął po czym przetarł oczy w próbie opanowania – Chcę Wam zaufać, ale nie umiem! I nie umiem dalej udawać, że nic się nie zmieniło. Zmieniło się. Ja się zmieniłem. I nic na to nie poradzę. Pytanie czy Wy się zmieniliście i czy jesteście godni tego bym Wam ponownie zaufał. – wyszeptał odsuwając się krok od Hedwigi - Jeśli opieka nad Hedwigą sprawia Ci kłopot będę szczęśliwy jeśli tu zostanie... - mruknął obojętnym tonem i wyszedł z pokoju nim Hermiona zebrała swoje rozszalałą myśli w logiczną całość.
~oOo~
- Co zrobiłaś Chochlikowi? – zapytał Septimus wchodząc do pokoju dziewczyny bez pukania.
Hermiona otarła łzy co Septimus skomentował jedynie szyderczym uśmiechem.
- Powinieneś pukać.
- To nie jest Twój pokój. To nie jest nawet Twój dom. To ogólnie dostępne pomieszczenie, więc nie widzę powodów bym miał pukać. – stwierdził rzucając na stolik kawowy czarną teczkę.
- Na rozkaz dziadka oddaje co Twoje. – stwierdził. Hermiona wytrzeszczyła oczy.
- To ty ją ukradłeś? – zapytała.
- Na podstawie definicji kradzieży to tak. - Septimus wzruszył ramionami.
- Dlaczego? – zapytała.
- To chyba oczywiste, nie chcę byś przyjmowała dziedzictwo Roweny. Już i tak jesteś nieznośna.
- Nic o mnie nie wiesz! – warknęła urażona.
- I nie chce wiedzieć. Jednak jeśli to zrobisz... Jeśli przyjmiesz Dziedzictwo Roweny, wówczas będę zmuszony się dowiedzieć.
- Niby dlaczego? – zapytała.
- Bo mój dziadek nie robi nic bezinteresownie i nie na darmo poświęcił czas na analizę Twojego pochodzenia! Jako inteligentna osoba powinnaś się domyśleć, że ujawniając przed Tobą tę informację będzie oczekiwać czegoś w zamian. – brwi Hermiony zmarszczyły się.
- A Ty wiesz czego chce... – stwierdziła.
- Jako osoba bezpośrednio związana z tą... transakcją… owszem jestem w nią wtajemniczony. – potwierdził.
- Czego on chce? – zapytała, a Septimus uśmiechnął się szyderczo.
- Jak zwykle, potęgi rodu... - mruknął, a Hermiona zmrużyła oczy.
- Chyba nie rozumiem...
- Jednak nie jesteś tak mądra jak sądziłem. Mój dziadek ma tylko jeden cel w życiu. Utrzymać potęgę rodu Meluflua, zarówno w kwestii finansowej, politycznej, jak i dziedzicznej. A do tego potrzebuje kolejnych pokoleń. –widząc niezrozumienie przewrócił oczami – Jeśli przyjmiesz jego pomoc i zaakceptujesz swoje pochodzenie będziesz zobligowana przysięgą do urodzenia mojego dziecka przed dwudziestym piątym rokiem życia. – wyjaśnił siląc się na spokój, gdy oczy Hermiony zrobiły się ogromne.
- Co Ty pieprzysz?
- Prawdę. – mruknął - Rok temu doszło do podpisania umowy między naszymi rodami. Ba, sam ją podpisałem choć nie miałem pojęcia o przekręcie dziadka, mimo, że formuła umowy była od początku dziwna... Jednak moim jedynym usprawiedliwieniem jest rozkojarzenie po Przekleństwem Salazara, które wówczas było… cóż, znaczne. Umowa była prosta, kontrakt małżeński między mną, a Pierworodną Dziedziczką Roweny Ravenclaw. Mój ojciec klepał się w czoło jak to usłyszał, jednak w końcu na to przystał, gdy kilku uzdrowicieli uznało, że charłak jest w stanie urodzić magiczne dziecko, a zwłaszcza, gdy ojciec, czyli ja, wypił Przekleństwo Salazara. O nic więcej nie chodziło. Tylko o dziecko... które w wyniku tej krzyżówki będzie nosicielem krwi trzech założycieli.
- Ty tak na poważnie? – sapnęła oszołomiony.
- Śmiertelnie. To temat, który raczej mnie nie bawi. Nie zamierzam brać z Tobą ślubu, ani tym bardziej zbliżać się do ciebie „w ten sposób”. - sapnął wzdrygając się.
- To świetnie! Bo ja się Tobą brzydzę dokładnie tak samo! – warknęła.
Septimus klasnął w dłonie.
- To świetnie! – mruknął z ożywieniem – Czyli kwestię przyjmowania dziedzictwa mamy za sobą! Wiedziałem, że się dogadamy!
- Zamierzam przyjąć Dziedzictwo Roweny! Ono się we mnie budzi i nie daje spokoju!
- Nie możesz! – wrzasnął.
- Bo co? Bo ktoś bez mojej zgody umówił się na coś? To bezprawie!
- To całkowite magiczne prawo rodziców względem dzieci! Klepnęli to, a to Magia Krwi! Kurwa, tego nie da się cofnąć! – wrzasnął.
- W nosie mam jakieś przestarzałe tradycje, Septimusie! Nikt nie będzie decydował o moim życiu!
- Ty serio nie kumasz! – wrzasnął - Dlaczego Severus poślubił Anne?
- Co? A co decyzję profesora mają wspólnego ze mną?!
- Bo to dokładnie taki sam kontrakt! – wrzasnął - Severus wyrzekł się nazwiska, majątku i ojca! Wyrzekł się wszystkiego co mógł, ale Anne poślubił! Wiesz dlaczego? Bo musiał! Bo nie miał wyboru! Bo gdyby tego nie zrobił jej życie było by skończone! Nie mogła by grać w Quidditcha, nie mogła by umawiać się z innymi, nigdy nie została by matką! Jej Magia była by niespełniona, a z każdym roku była by coraz słabsza! A na końcu pewnie by umarła. Bo On by ją odrzucił! Dlatego wzięli ślub! Teraz kumasz powagę tego co mówię?! Jednak u nas jest inaczej! Ty nie jesteś w sensie prawnym i magicznym Dziedziczką Roweny, bo mugole nie odprawiają Ceremonii Nadania Imienia tak jak magiczne Rody, a dopiero Ceremoniał budzi Dziedzictwo i je gruntuje w dziecku! To dlatego Tobiasz z Severusem musieli go odprawić po zdjęciu zaklęcia adopcyjnego z Williama! Nikt ani nic Cię do tego nie zmusi bo jesteś już pełnoletnia i jeśli się nie mylę osiągnęłaś już dojrzałość magiczną! Błagam, odrzuć to! Dla własnego dobra… – wyszeptał o wiele ciszej. Jego ramiona opadły, a wzrok uciekł na coś ponad głową Hermiony – Mój dziadek nie robi nic za darmo, Hermiono. Przykro mi... Naprawdę sądziłem, że znajdę na to lepszy sposób. Jednak nie udało mi się. Przepraszam... – wyszeptał – To nie tak miało wyglądać.
- A jak? – zapytała cicho.
Tim wzruszył ramionami.
- Teraz to bez znaczenia! Nie przyjmuj Dziedzictwa to kontrakt przestanie być wiążący, bo ta dziewczyna jest mugolem, a ja nie mogę poślubić kogoś takiego. Tym bardziej mieć dzieci z mugolem! Nasz problem sam się rozwiąże, tylko Ty nie możesz przyjąć Dziedzictwa! – zastrzegł.
~oOo~
- Nabawisz się niestrawności! – warknął Ignacius zniesmaczony tempem w jakim Will pochłaniał obiad.
Nastolatek zamarł na chwilę patrząc na Ignaciusa w zamyśleniu.
- Cholesterol Ci znowu skoczył – zauważył wracając do swojego posiłku kompletnie ignorując uwagę Ignaciusa, a gdy skończył odkorkował fiolkę z eliksirem odżywczym i wypił ją jednym duszkiem krzywiąc się okrutnie.
Otarł usta serwetką i spojrzał na Syriusza zniecierpliwiony.
- Możemy już iść? – zapytał, a gdy Syriusz ze zmarszczonym czołem kiwnął głową, chłopak poderwał się za stołu jakby go gnomy goniły.
- Dlaczego mam dziwne wrażenie, że on znowu coś odpieprza, a my jak zwykle nie wiemy co? – burknął Ignacius spoglądając z wyczekiwaniem na Christophera, ale blondyn pokręcił głową.
- Na mnie nie patrz! To, że go na mnie napuściłeś nic nie zmienia! Złamałeś moje zaufanie do swojej osoby i zawiłości Twojej logiki tłumaczone przez Chochlika wcale a wcale nie powodują, że Ci wybaczyłem! – warknął blondyn, ale wbrew słowom wszyscy mieszkańcy Rose House zdawali sobie sprawę, że mediacje Williama w Rodzie Perevelly wspierane przez cierpliwą Sonię ostudziły ścieżki wojenne jakie toczyły się od dnia wyjawienia uczynku Ignaciusa - Jest tak zajęty medytacja z Syriuszem i oklumencją z Tobą, że z nami prawie nie gada! No, oprócz tego, że kazał mi więcej czasu spędzać z Gin... Jack może byś ją zbadał co? – poprosił medyka, który zmarszczył czoło.
- Badałem ją wczoraj, Chris. Wszystko jest w porządku. – zapewnił, a Chris uniósł brew.
- Nie zeszła na obiad... - zauważył blondyn.
- Dobra! Sprawdzę ją też dzisiaj. – zapewnił.
– Will bierze leki? - mruknął zaniepokojony Severus.
- Tak. Sprawdzam regularnie stężenie we krwi, jeśli ktoś ma wątpliwości. Może one odpowiadają za to... ożywienie? – skończył patrząc z uwagą na Sonię.
- Zmienność nastroju jak najbardziej może być wywołana przyjmowanymi lekami.- mruknęła w zamyśleniu.
- Zmienność nastroju? On zachowuje się jakby ktoś mu serwował kawę dożylnie! – warknął Ignacius. – Pięciu minut spokojnie na dupie nie umie usiedzieć!
- A oklumencja? – zapytał Severus.
Jego skrzywiona mina jasno mówiła, że nie za bardzo mu się podoba, że to Perevelly przejął naukę jego syna. Ignacius zmarszczył czoło.
- Jak już przestanie bujać w obłokach to nawet zaczyna rozumieć podstawy, ale miał rację, że jest kompletnym beztalenciem w Magii Umysłu. Odstawcie mu te... – zawiesił głos na chwilę ważąc swoje słowa by nie rozpętać kolejnej awantury - leki. To zdecydowanie działa na niego w dziwny sposób.
W ferworze rozmów i dyskusji na temat zdrowia poszczególnych członków rodziny Ron niepewnie spojrzał na matkę, Neville’a i Hermionę. Ta jedynie zgromiła go obrażonym w dalszym ciągu wzrokiem i udała, że jej jajecznica pochłania jej pełną uwagę. Rudzielec całkiem inaczej wyobrażał sobie przebieg przerwy wiosennej. Szczerze mówiąc, liczył na to, że wszystko będzie po staremu. Na pewno nie sądził, że wyląduje na psychoterapii z mugolskim psychiatrą i Williamem, który jakby na nowo zaczął analizować ich wieloletnią przyjaźń.
~oOo~
- Dlaczego nie zaprosiłeś Aresa? – padło ciche pytanie. Severus zmarszczył czoło, gdy syn stanął przy jego boku - Mogę Ci pomóc? – Severus wręczył mu moździerz, a Will zaczął rozgniatać składniki - Wiec wyjaśnisz mi, dlaczego go tu nie zaprosiłeś? Powinieneś...
- Skąd o nim Wiesz? – zapytał cicho.
- Wyprawa po Hogwarcie. W pierwszej chwili myślałem, że to tTwój syn! – przyznał.
Severus spojrzał na niego jak na szaleńca.
- A wywnioskowałeś to po czym?
- Po jego magii. Nie miałem wtedy jeszcze doświadczenia. No i sam swojej magii nie widzę by porównać. Chociaż teraz już pewnie nie wyciągnąłbym takich wniosków. Ale mimo wszystko, masz ogromny wpływ na kształtowanie jego magii. – wyjaśnił
- Will...
- Jestem dumny, że jestem Twoim synem! I cieszę się, że pomimo całego zamieszania ze mną znalazłeś czas, aby pomoc także jemu. Myślę, że Ares poczułby się pewniej jakbyś w końcu okazał mu więcej zaufania i zaprosił go oficjalnie do naszego domu. – zaproponował.
~oOo~
Septimus zirytowany spojrzał na Rona i Hermionę.
- Jak to nic nie zrobiliście? - warknął rozeźlony.
- A co mieliśmy robić jak Was nie było? – zapytał Rudzielec.
- Zostawiłem Wam kilkadziesiąt stóp pergaminów! - Septimus sapnął oburzony
- Co nic nam nie dają!
- Willi ryzykował życiem, by sprowadzić Wam Ślizgonów, a wy co?! – warknął, a Chris uniósł brew ni to rozbawiony, ni to zdenerwowany.
- Wiesz Timi... W zasadzie to trochę zostawiliśmy ich na lodzie. – zauważył.
- To nie jest coś nad czym miałem kontrolę. Serio Granger, oczekiwałem po Tobie więcej... – burknął.
- Akurat Ty nie masz prawa krytykować moich decyzji!
- Kiedy są kretyńskie to owszem, będę! – wrzasnął, na co Chris z zaciekawieniem poprawił się na fotelu.
- Posłuchaj mnie Ty... Łatwo jest siedzieć na dupie i oceniać jak wszyscy wokół się narażają dla Was, nie? A na koniec jeszcze pretensje!
- Nie no, pewnie! Bo ja kurwa nic nie robię! – wrzasnął
- Timi, wyluzuj, bo Sonia ma na Ciebie oko, wiesz?- mruknął Chris – Słuchajcie, jak macie się drzeć między sobą to ja wracam do Gin!
- Nikt nigdzie nie idzie. - powiedział Will wchodząc do pokoju – Mamy gości i sporo do omówienia. – wyjaśnił wpuszczając Aresa, Draco i Igora do pokoju.
– Może Ron i Hermiona nie mieli czasu na prowadzenie WSC, ale my coś tam zrobiliśmy... – wyjaśnił Igor.
Septimus obrzucił Williama zaciekawionym spojrzeniem, na co chłopak wzruszył jedynie ramionami. A później zaczęła się burza mózgów jak nauczyć uczniów bariery Willa.
~oOo~
Will zacisnął mocno usta wysłuchując napływu słów Hermiony. O wszystkim, o depresji, o strachu, o wielogodzinnych rozmowach z Dumbledorem na temat „Wyższego dobra”, o pogrzebie Harry’ego, o bólu i pustce, a nawet o nienawiści, do której nie chciała się przyznać, choć jednak ją czuła.
- To nie uczciwe, Will, wiem! Okropne i czyni ze mnie potwora, ale nic nie mogłam na to poradzić. Nienawidziłam Cię. Nienawidziłam bo Ty żyjesz, a Harry odszedł na zawsze bez pożegnania… To wbrew mojej logice! Ale tak czułam… – wyszeptała przez łzy – Zawiodłam przyjaciela. Masz rację, zdradziliśmy Cię! Jednak czuliśmy jak się od nas odsuwasz! Nie wiedzieliśmy co robić, a Dumbledore... On okazywał nam tyle czasu, tyle zrozumienia i też się o Ciebie martwił…
- On mną manipulował, Miona!
- Wiem! Teraz już to wszystko wiem! Ale wtedy… wtedy nic nie wiedzieliśmy, bo Ty nie chciałeś z nami rozmawiać. Will, ja nie chce udawać, że nic się nie stało! Bo stało. Wydarzyło się wiele złego. Jednak... mówię poważnie, jesteś dla mnie bratem. Martwię się o Ciebie! Kocham Cię i największym koszmarem jest myśl, że mogłabym znowu Cię stracić… Harry Potter czy William Prince, to bez różnicy. W środku dalej jest tym chłopakiem, którego polubiłam na pierwszym roku, gdy ocalił mnie przed trollem. I chce odzyskać Twoje zaufanie. Już na zawsze.
Will zmrużył oczy by po chwili opaść na kanapę i ukryć głowę w dłoniach. Jakby chaos i natłok myśli mógł w ten sposób uporządkować.
- O co chodzi z Septimusem? – zapytał unosząc głowę - Nie kłam. Mam oczy i uszy. A w jego sygnaturze jest dziwnie dużo Twojej magii! Spotykacie się? Zdradzasz Rona z Timem?
- Żartujesz sobie ze mnie? – wyskrzeczała.
- Wiem co widzę! – wyjaśnił ostro. Hermiona uniosła głowę i podeszła do regału, z którego wyciągnęła czarną teczkę.
- O tym co jest w środku wiem tylko ja, Septimus, jego dziadek, a teraz też Ty. – mruknęła podając mu ją – I chyba powinieneś wiedzieć, że ja i Ron nie jesteśmy już parą. To była pomyłka... – mruknęła, a Will uniósł brew obserwując przyjaciółkę, aż w końcu wyciągnął rękę po dokumenty.
Przejrzał je skrupulatnie mrużąc oczy, a później rozszerzając je w zdziwieniu.
- O ja Cię sole! – wyszeptał przejeżdżając palcami włosy - Myślisz, że to prawda?
- Na początku uważałam to za stek bzdur. Nawet nie mogłam przeczytać tych dokumentów, bo Septimus je ukradł! Ale zaczęłam szukać. – Westchnęła i wyjęła jakąś księgę - To księga pamiątkowa rocznika 1957. – wyjaśniła otwierając ją na jednej stronie - To moja biologiczna matka. - wyszeptała.
Will pochylił się nad fotografią i zaklął.
- Nie rzucono zaklęcia adopcyjnego? – zapytał.
- Wszystko wskazuje na to, że nie. Nigdy nie odprawiono Ceremonii Nadania Imienia. A podobno to ona budzi i gruntuje w dziecku magiczne dziedzictwo. Na chwilę obecną jest tak jakbym wyrzekła się swojego pochodzenia. Tak myślę... a Septimus się ze mną zgadza.
- Co ma Tim, z tym wspólnego?- zapytał oszołomiony.
- To jego dziadek trafił na ten ślad. Zna Blishwicków. Pewnie rozpoznał mnie jak ubiegałam się o zmieniacz czasu. Pogrzebał i odkrył całą prawdę, a mi powiedział o tym w trakcie przerwy zimowej – wyjaśniła.
- Ale co ma z tym wspólnego Tim?! Ja wiem, że mam nie wnikać w Wasze sygnatury magiczne, ale kurde… Miona, tego nie trzeba analizować! W Twojej magii jest pełno jego nacieków magicznych!
- A mojej w jego? – zapytała cicho.
- On ją dobrze maskuje. Ale Chris też to długo robił, znaczy maskował magię Gin jak było z nią źle. Myślę, że on się bał. Bał tego co będzie. Teraz... Teraz jest całkiem inaczej. Oboje chyba zaczynają wierzyć, że to się może szczęśliwie skończyć. – przyznał - Oby... – dodał szeptem - Więc ta tajemnica połączyła Was? To dlatego Tim nalegał by to z tobą omawiać plan WSC? Chris padnie jak się dowie – uśmiechnął się chytrze, a ramiona Hermiony opadły.
- To nie tak... - zaczęła wyjaśniać – Septimus mnie nie lubi, zresztą z wzajemnością! – zastrzegła - Wybacz Will, wiem, że jest dla ciebie jak brat, ale nie cierpię go! Jest taki przemądrzały! – sapnęła na co Will zaśmiał się lekko złośliwie.
- Swój na swego trafił! – orzekł z rozbawieniem – Na serio nie musicie się ukrywać!
- Will! – wrzasnęła - To nie tak! My... znaczy on… On jest zaręczony! – usta Wiliama otworzyły się, a później zamknęły.
- Fakt! Kurde zapomniałem. Chris coś wspominał.- mruknął zadąsany – No to chyba trochę utrudnia... Ale Miona, on nawet nie zna tej dziewczyny! Tak twierdzi Chris, a on zawsze sporo wie. Być może te zaręczyny to jakaś ściema...
- Przestań! – wyszeptała - Ja i Septimus nie jesteśmy parą!
- Wasza magia mówi co innego! – zauważył.
- Jego kontrakt małżeński dotyczy Dziedziczki Roweny Ravenclaw! On jest zaręczony ze mną! – wrzasnęła.
Usta Wiliama rozdziawiły w zdziwieniu, a Hermiona zaczęła wylewać z siebie potok słów. O mataczeniach Franciszka, o tym, że Tim o niczym nie wiedział, o tym jak prosi ja by nie akceptowała swojego dziedzictwa i jak bardzo ona sama czuje się zagubiona z tymi informacjami.
- Will, tu nie chodzi tylko o mnie! Moi rodzice... Oni mają prawo poznać swoją córkę! Ta dziewczyna ma prawo wiedzieć, że ma cudownych rodziców! Że nie jest... wyrzutkiem... A jednocześnie… Will ja wiem, że Ty zaakceptowałeś warunki... No, tradycję swojej rodziny. Jednak ja absolutnie nie zgadzam się na to by ludzie których nie znam decydowali o tym z kim i kiedy mam brać ślub! Tym bardzie nie mają prawa do decydowania o tym kiedy urodzę dziecko!
William zmarszczył czoło kiwając powoli głową w geście, że absolutnie się z nią zgadza i świetnie ją rozumie. Po czym znieruchomiał gdy w pełni dotarły do niego jej.
- Co miałaś na myśli, że ja akceptuję tradycję mojej rodziny? – zapytał podejrzliwie.
CZYTASZ
Harry Potter i Przekleństwo Salazara
FanfictionHarry zostaje porwany i otruty przez Lorda Voldemorta. Jedynym ratunkiem jest zdjęcie zaklęcia adopcyjnego, które ujawnia, że jest synem Severusa Snapa i Anny Black, młodszej siostry Syriusza. Jak poradzi sobie z nową rzeczywistością? Czy uda mu się...