Dziedzictwo Merlina Rozdział 33

201 13 3
                                    

Dziedzictwo Merlina

Rozdział 33

Tam gdzie pojawiają się Śmierciorzercy zawsze pojawiała się śmierć. Zawsze działali w grupach, niosąc za sobą krzyk bólu, ogień trawiący wszystko, bezlitosne i przeróżne zaklęcia torturujące. Tak działali. Doniedawna...

Jednak od kilku miesięcy ich sposób działania stał się inny. Bardziej subtelny, przebiegły, inteligentny... Ron o tym słyszał. Na spotkaniach Zakonu ta zmiana w sposobie działania tych potworów była omawiana że skrupulatnością, głównie dlatego, że próba odgadnięcia ich kolejnych kroków była cholernie trudna. Zwłaszcza odkąd stracili jednego z najlepszych szpiegów.

 SNAPE’A!!!

Ron nigdy by tego na głos nie przyznał, ale nawet on był świadomy jak bardzo działania Zakonu stały się chaotyczne odkąd ten mężczyzna odszedł. Bo nawet kiedy przestał uczęszczać na zebrania śmierciorzerców, posiadał wiele informacji, których nikt po za nim nie był w stanie zdobyć. Dumbledore podejrzewał, że Severus Snape przez lata zbudował w strukturach Voldemorta własną siatkę szpiegów i to od nich zaczerpywał najwięcej informacji. A kiedy Oślizgły Mistrz Eliksirów  odszedł z Zakonu, wówczas dopiero zrozumieli, jak wiele pomocnych informacji im przekazywał. Obecnie Zakon działał po omacku. Starając się przewidywać kolejne kroki Czarnego Pana, ale było to cholernie trudne I wręcz niemożliwe.

Dlatego odzyskanie Harrego było tak bardzo ważne. Dlatego musieli zrobić wszystko by Harry czy tego chciał czy nie musiał wrócić pod opiekuńcze skrzydła Dumbledora. Bo wówczas za nim za pewne wróciłby Snape’a.

Ron nie do końca rozumiał plan Dumbledora. Za to rozumiał, że Harry nie mógł być pod kontrolą Tobiasza Prince’a i jego ludzi. Tak samo jak Snape nie mógł dłużej współpracować z ojcem. Musieli ich rozdzielić. Bo razem stanowili zagrożenie porównywalne z Czarnym Panem. A jego kumpel tkwił w ich mackach Zmanipulowany perspektywą posiadania „rodziny i przyjaciół” . Zmanipulowany i otumaniony miksturami...

Ron nie spał i nie był w stanie jeść od dnia, gdy ten cholerny ochroniarz przewidział jego plan zabrania jego z Hogwardu. Dumbledore był wściekły i Ron także. Proces i wszystko co się w trakcie niego działo było obrzydliwe... Ron zaciskał zęby gotów udusić sam siebie za swoje zachowanie... Ale kiedy nastawały chwilę zwątpienia, wtedy powtarzał sobie, że to minie. Że przyjdzie dzień kiedy Harry to zrozumie... W końcu to dla niego! Ron chciał dla niego jak najlepiej. Był jego kumplem, przyjacielem, bratem...

I Rudzielec wiedział jedno... Harry może go nienawidzić, obrzucać wkurzonym spojrzeniem, ale wszystko co robił Ron było dla niego. Dla jego dobra... W końcu byli braćmi... Na dobre i na złe...

Nie ważne jak wielu złych Czarodziei stanie na ich drodze tkwili w tej wojnę razem.

Ron czuł się chwilami całkowicie osamotniony. Jakby ktoś zamknął go w czarnym pokoju, bez chociaż odrobiny światła i kazano mu znaleźć drogę do wolności. Nie tylko dla siebie, ale także dla Harrego i Miony... Oni... Oni tkwili w jeszcze większym bagnie niż Ron... Dlatego On musiał być silny. Dla nich.

Ale miał Dumbledora. On był w stanie mu pomóc znaleźć drzwi w tym cholernym ciemnym pokoju.

Taki był plan Rudzielca. Dotrzeć do Harrego z pomocą Albusa Dumbledora. Nawet jeśli nie wszystko co planował stary Mag mu się podobało, zagryzał zęby licząc, że „Większe dobro” doprowadzi go do „Dobra jego Kumpla”. Tylko Dumbledore był wstanie poradzić sobie z kimś tak uznanym i szanowanym jak Tobiasz Prince. Więc grał w tą grę.

Ale to nie sprawiało, że czuł się z tym dobrze. Wyrzuty sumienia dawały o sobie znać każdego dnia, a właściwie nocy.

I tak było tej nocy. Noc Wigilijna. Dłużyła się Ronowi jak każda inna. Neville chrapał od dobrych dwóch godzin. Hermiona z Ginny też już dawno zasnęły. Nawet mama już przestała się krzątać po kuchni. Rudzielec ze zmęczeniem spojrzał na fiolkę z eliksirem, który otrzymał od Dumbledora. Odkorkował ją ociężałe i niechętnie. Trzy łyki pozwalały przespać osiem godzin. Jednak po takim śnie Ron był ociężały przez cały kolejny dzień. Jednak nie spał już od dawna. Od wybuchu w Ministerstwie nie zmrużył oka, a zmęczenie i stres dawały o sobie znać. Przyłożył do ust fiolkę i wziął jeden malutki łyk. Tylko tyle by był w stanie przespać chociaż dwie, trzy godziny. Położył się na poduszkach czekając aż mikstura zadziała. Powieki opadły szybciej niż się spodziewał.

Harry Potter i Przekleństwo SalazaraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz