Dziedzictwo Merlina Rozdział 45

179 14 1
                                    

Dziedzictwo Merlina
Rozdział 45
Bill zamiera widząc jak Christopher upada. Jego koszula i spodnie przesiąknięte są krwią. Przeraźliwy krzyk Ginny otrzeźwia go na tyle, by podbiec do Chrisa. Różdżką rozcina koszulę w poszukiwaniu krwawienia, ale nagle ktoś go odepchnął do tyłu.
- Odsuńcie się od niego! No już! - Tomas Perevelly wpada do pokoju i bez wahania odrzuca dwóch Weasleyów w daleki kąt pokoju, a Ginny chwyta w pół i nic nie robiąc sobie z jej szamotania i histerycznych wrzasków wynosi z pomieszczenia.
- Zabierzcie ją na dół! – rozkazuje komuś nim wraca do pokoju trzaskając drzwiami.
W tym momencie przez ciało nastolatka przebiega pierwszy impuls wyginający jego ciało w łuk. Bill był w tym momencie wdzięczny, że Ginny tego nie widzi. Robi niepewny krok w stronę chłopaka, by chociaż spróbować mu jakoś pomóc, ale dłoń Tomasa zatrzymuje go.
- Ani kroku bliżej - szepcze, a zarówno Bill jak i Charlie patrzą na niego jak na szaleńca. – Ani kroku, i tak stoimy za blisko... - wyjaśnia, ale dla nich nie ma to najmniejszego sensu.
Chris zdecydowanie potrzebował pomocy. Więc dlaczego mają stać i patrzeć jak jego ciałem raz za razem wstrząsają konwulsyjne skurcze mięśni? Przy każdym te blizny, które jeszcze nie krwawiły otwierały się, a z ciała chłopaka ściekała krew zabarwiając podłogę na szkarłatny kolor.
- Przygotujcie różdżki. Jak to się skończy od razu używacie zaklęcia zasklepiającego na najpoważniejsze rany... Resztą zajmie się Jack jak tylko opanuje sytuację na górze. – głos Tomasa był na pozór spokojny, jakby przedstawiał im plan nudnego spotkania, a nie próby ratowania jego syna.
Bill nerwowo przebiegał wzrokiem z Chrisa na Tomasa i z powrotem, by spostrzec tak samo przerażony jak jego wzrok swojego brata. Co chwilę przecierał spocone dłonie o spodnie, a gdy nawet Tomas zaczął coraz częściej spoglądać na zegar wyraźnie czuł, że coś jest mocno nie tak.
Bill nie miał zielonego pojęcia jak długo to trwało, ale gdy tylko ciało Christophera znieruchomiało nie miał zielonego pojęcia, czy to oznaka poprawy, czy zwiastun czegoś dużo gorszego. Dopiero, gdy wybrzmiał ciężki, lekko rzęźliwy oddech, Tomas dopadł do twarzy syna, by natychmiast wlać w jego gardło porcje eliksiru.
- Zasklepiajcie rany! – rozkazał, gdy zaklęciem usunął spodnie chłopaka, by odsłonić rany na nogach.
Sam w tym czasie dawkował eliksiry w małych ilościach o regularnych przerwach.
Cichy bolesny jęk i nieskuteczna próba odmowy kolejnej dawki eliksiru najwyraźniej uspokoiły Tomasa, bo oddech ulgi jaki z siebie wydał mówił więcej niż słowa. Bill przez chwilę obserwował mężczyznę, by wrócić do powierzonego mu zadania. Tylko od czasu do czasy spoglądali na siebie z Charliem z niedającym się ukryć przerażeniem. 
- Budzimy się synu... – poklepał blady policzek w zamian otrzymując kolejny jęk.
Tomas uniósł głowę syna układając ją na swoich kolanach, odgarniając klejące się od potu włosy. Powieki słabo się uchyliły, aby po chwili znowu opaść.
- Już synu. To tylko kilka łyków, Chris... Nie zasypiaj, dasz sobie z tym radę. Tylko nie zasypiaj. Jasne? To nie jest takie trudne... – mówił pomiędzy kolejnymi mikroskopijnymi dawkami Eliksirów.
Nerwową atmosferę przecina gwałtowne otworzenie drzwi, przez które wchodzi szybkim krokiem Swinss.
- I jak? – Jack upada na kolana przed Chrisem patrząc na Tomasa jedynie przez kilka sekund nim zabiera się za szukanie w rękach chłopaka żyły do założenia wkucia.
- Sześć minut i czterdzieści osiem sekund. Ale reaguje na eliksiry. – odpowiada Tomas.
Jack kiwa głową i jak na autopilocie wykonuje tylko sobie znane czynności. Podsuwa pod rękę Tomasa kolejne dwie fiolki Eliksirów.
- Waży więcej od Wiliama. Dawki muszą być większe. - wyjaśnia na wahanie Tomasa – Chris?! - nachylił się nad twarzą blondyna klepiąc go delikatnie po twarzy - Było by miło jakbyś się do nas odezwał. – powieki uchyliły się z trudem.
- Wiem, że to nie jest proste. Ale pod żadnym pozorem nie zasypiaj. Jeszcze kilka łyków tego świństwa i będzie lepiej. Spokojnie. – klepie jego rękę.
Powieki chłopaka opadają ponownie, a oddech powoli się uspokaja i wycisza. Jack bez zastanowienia wymierza mu mocny cios w policzek. Bill spojrzał na Swinssa jak na ostatniego debila, a Tomas delikatnie się krzywi, ale nie komentuje, gdy z ust nastolatka wydobyła się zachrypnięte „Au”. Powieki uchylają się z wyraźnym zirytowaniem.
- Jack, nie lubię Cię - głos Chrisa jest cichszy od brzęczenia komara, mocno zachrypnięty jednak tyle wystarcza, by Jack zawisł nad Chrisem, ze złośliwym uśmiechem.
- Zignoruj moje prośby jeszcze raz, to się dopiero wtedy zorientujesz jakie mam metody na budzenie i nie będzie to miłe. – informuje podłączając kroplówkę - Trzymaj to Bill. Nie lubię rzucać zaklęć na plastik.
- Chce spać… - szepcze Chris zamykając ponownie oczy.
- Jeszcze nie teraz. Chris! – potrząsa lekko chłopakiem widząc brak reakcji – Jak zaśniesz to się nie obudzisz!
- I dobrze… Mam… dość… - usłyszeli ledwie słyszlanym głosem, ale dla nich był to niemal jak krzyk.
Tomas przerażony stanem zarówno fizycznym, jak i psychicznym nawet nie stara się ukryć za maską zobojętnienia swoich uczuć. Jest to pierwszy raz, kiedy Bill widzi swojego szefa okazującego coś innego niż opanowanie lub względne zdenerwowanie.
- Wcale nie dobrze, bez Ciebie Septimus i William umrą, chcesz tego? Z nimi jest jeszcze gorzej niż z Tobą, ale musisz dla nich się pozbierać by przeprowadzić ich przez Wymianę Mocy, rozumiesz? – Chris słysząc te słowa otworzył w końcu oczy.
- Jesteś… chujem, Jack.
- Twoje zdanie w tym temacie perfidnie ignoruje. Jeszcze jedna dawka Tomasie, za bardzo nam się chłopak spina... - mruczy pod nosem, sprawdzając mięśnie.
- Pierdol się…
- Może jednak dwie dawki. Wyluzuj młody. Serio, nie walcz z eliksirami, ok? Jesteś przytomny, ale pozwalaj im działaj. Na poważnie, to najłagodniejsze gówno jakie mam i działa, więc nie psujmy tego, ok? Nie chce podawać Ci mocniejszych eliksirów, ale jak nie odpuścisz to nie będę miał wyjścia. Nie chcemy powtórki z rozrywki - wyjaśnił kiwając na Tomasa, by w dalszym ciągu dawkował eliksiry po czym zwrócił się do stojących z tyłu Weasletów – Uporządkujcie łóżko. Nie przeniesiemy go na górę na razie, stracił za dużo krwi. – informuje.
- Co z nimi?- pytanie jest lekko bełkotliwe przez co Jack uśmiecha się.
– Tragedii nie ma, choć u Ciebie jest lepiej. No, chłopie, ostatnia dawka. – ścisnął dłoń nastolatka w geście wsparcia i spojrzał na Tomasa - Myślę, że osiągamy zadowalający efekt. Przydałby się ktoś, kto go zagada, odwróci uwagę i nie pozwoli zasnąć. Bez skrupułów.
Tomas kiwnął głową przeczesując mokre posklejane włosy.
- Mam kogoś kto się świetnie do tego nada...
~oOo~
- Wyglądasz jak gówno... - Aleksander rozsiadł się w nogach łóżku, obserwując brata tylko chwilę by wrócić do wcześniejszej czynności odbijania tenisowej piłki o ścianę tuż nad głową brata.
- Przestań...- niewyraźna prośba na co Aleks przestał tylko na chwilę, by wrócić do czynności.
- Nie. Chciałeś mnie zostawić. Nas. Nie ładnie… - pokiwał palcem cmokając w dezaprobacie jak małemu dziecku – Choć powiem Ci brat, że takiego szamba to się po tobie nie spodziewałem! Na serio, dziecko? Stary, Ty nawet Annemarii nie lubisz. A ją każdy lubi. Jak Ty chcesz mieć swoje własne?
- Nie chce i to nie Twoja sprawa... - spojrzał na brata błagalnie - Przestań...
- Nie mogę, ojciec dał mi wolną rękę. Mogę robić co mi się żywnie podoba bylebyś nie zasnął. Matka chciała tu przyjść, ale stwierdził, że potrzebujesz silniejszych bodźców. Chociaż nie jestem pewien, czy nie popełnił błędu. Jest wściekła na Ciebie. Ciągle rozpacza, że jest za młoda na bycie babką. Żyła w przekonaniu, że Twój związek z Ginny to pieprzone Love-Story napędzane magią, a nie popędem seksualnym. No, bracie rozczarowałeś jej kobiecy umysł.
Chris zaśmiał się co przez wpływ Eliksirów brzmiało jak jeden z chichotów Williama. Aleksander uniósł brew tłumiąc własne rozbawienie. Cieszyła go wyraźna  poprawa w ekspresji brata, ale postanowił zaoszczędzić mu jeszcze większego upokorzenia drwinami. Wstał i zaczął krążyć po pokoju odbijając piłką od podłogi.
- Tu nie ma co się śmiać – powiedział z udawaną powagą jednocześnie walcząc z chęcią prychnięcia śmiechem – Jestem całkowicie przekonany, że jak nie skończy truć ojcu dupę to za rok będziemy mieli w domu nie jedno, a dwoje berbeci. A ja się na to nie zgadzam! Mugole udowodnili, że środkowe dziecko zawsze jest najbardziej ignorowane przez rodziców. Nie, i koniec! Status najmłodszego jest mój, bracie. Za bardzo lubię go i wszystkie profity jakie z niego płyną, więc jeśli przez Twój idiotyczny wybryk cokolwiek w moim życiu się zmieni to nie ręczę za siebie! – zagroził, na co Chris jedynie uniósł drwiącą brew po chwili zanosząc się kaszlem.
- Nie umierasz? – zapytał blondyn unosząc się nad bratem. – Mogę dać Ci wody, chociaż ojciec odradzał. Podobno eliksiry za bardzo obezwładniły mięśnie i możesz się zakrztusić, czy coś w tym stylu. A wolałbym, żebyś się nie utopił. Nie miałbym kogo irytować swoim urokiem osobistym – postukał palcem w usta w głębokim zamyśleniu – Wiem! Zawołam matkę, ona będzie wiedzieć co robić!
Chris odkaszlnął ostatni raz patrząc na brata załzawionymi oczami.
- Siadaj na dupie, młody! – wychrypiał w próbie podniesienia głosu po czym znów zaniósł się kaszlem - Szybciej bym się udusił, niż Ty skończysz gadać. – zakpił patrząc ze zmęczeniem w sufit.
Jego ciało było bezwładne, co było cholernie dziwacznym stanem i zastanawiał się jak Willi to wytrzymywał tyle czasu.
– Młody przestań nawijać i zostaw tę pieprzoną piłkę. Ja się kimnę... Nie daje już rady. - piłka uderzyła o ścianę tuż nad jego głową.
- Nie możesz. Ojciec by mnie obdarł ze skóry. Zresztą, jak nie będę dawać rady to mam ich wołać, a wątpię byś wolał mieć go tutaj zamiast mojej cudnej osoby. Nie możesz spać jeszcze… - spojrzał na zegrakek - czterdzieści trzy minuty. Takie rozkazy...
Chris mrugnął kilka razy, by w końcu uznać, że ma go kompletnie w nosie i pozwoli swojemu zszarganemu ciału odpocząć. Poczuł nagle jak materac się gwałtownie ugina, a jego samego lekko wybiło do góry.
- Nie spać! Czterdzieści dwie minuty i trzydzieści dwie sekundy. Tyle czasu jeszcze zostało. Według Jacka w tym czasie Twoje cielsko z pomocą eliksirów nadrobi straty w krwi. I szczerze wierzę bracie, że jesteś kompletnie wykończony, ale to, że kontaktujesz pomimo tego całego szajsu jest już wyczynem. To już jest ogromny plus, którego się nie spodziewali. Jack mocno podkolorował mówiąc, że tam na górze nie ma tragedii. To istna makabra, jak źle jest z Timim, a nie wiem jak z Williamem, bo mnie do niego nie dopuścili. Ale biorąc pod uwagę jak wyglądał Snape gdy od niego wychodził to raczej też nie za dobrze. Ty kontaktujesz dużo lepiej, niż wszyscy się spodziewali. Więc musisz pociągnąć to wasze Czary-Mary byście jutro byli na chodzie. Ale najpierw musisz naprodukować brakujących krwinek. – usiadł, a na jego twarzy znów się pojawił pogodny pozbawiony jakichkolwiek zmartwień wyraz.
- Bliźniacy Weasley to geniusze zła! Przysięgam! Już się z nimi dogadałem, że jak tylko położę łapki na swoich aktywach to w nich inwestuje i wchodzimy na rynek światowy. To będzie interes mojego życia…
Trajkotania nie było końca, a gdy powieki Christophera opadały na dłuższą chwile, piłka uderzała o ścianę z głośnym „Bum!”.
~oOo~
- Melduje wykonanie zadania. - wchodzi do pomieszczenia i bez skrupułów zagląda ojcu przez ramię na stertę papierów.
Tomas zatrzasnął teczkę uniemożliwiając mu czytanie.
- Myślałem, że dziadek zajmuje się papierologią. - zauważa
- Bo tak właśnie jest.
- Więc dlaczego Ty nad tym ślęczysz? – przekrzywia z zainteresowaniem głowę.
- Bo to diabelnie ważne dokumenty. I warto by przejrzało to więcej niż jedną osobą.
- Śmiem twierdzić, że przejrzało je już co najmniej dwie...
- Aleks... Idź polatać.
- Sprawdzasz, czy dziadek go nie udupia?
- Synu! – warczy z irytacją Tomas
- Ja nic nie mówię! Serio mogę polatać?
-  Myślę, że to bardzo dobry pomysł.
- Ok - mówi lekko z delikatnym uśmiechem – I nie martw się o Chrisa, ich Wymiana Mocy zrobi już z nimi porządek. Nie było co się bać.
- Za dużo podsłuchujesz! – gani go, na co chłopak uśmiecha się łobuzersko chwytając za klamkę.
- Jakby co, to powiem, że Ty mi kazałeś użyć miotły Chrisa... – uciekł zanim Tomas zdążył krzyknąć, że akurat ta miotła nie jest dla niego odpowiednia.

~oOo~
Severus siedział zmęczony z zamkniętymi oczami nim w końcu spojrzał na morze rudych głów. Później jego wzrok padł na Ksawerego, który wyglądał na tak samo wykończonego jak on sam się czuł.
- Nie chce Was naciskać, ale uważam, że jakieś wyjaśnienia sytuacji nam się należą. Zwłaszcza, że jutro Chris i Ginny mają być ze sobą związani magicznym rytuałem, a według informacji przekazanych przez moich synów przyszły Pan Młody omal nie wyzionął ducha! – Severus szczerze sądził, że jeszcze kilka dni i Artur Weasley dozna załamania nerwowego, a przecież to dopiero początek drogi jego córki z młodym Perevellym.
- Do jutra Chris będzie zdrów – zapewnia cicho Tomas.
- Wy tak na serio? - pyta Charlie patrząc na nich jakby na głowach wyrosły im czułki
- Z tym „będzie zdrów” bym nie szalał Tomasie… Ale tak, do jutra Christopher będzie w stanie uczestniczyć w Ceremonii. Septimus i William też. Śmiem twierdzić, że ich obecność i zgoda na ten tak ważny w życiu Christophera krok jest ważniejsza, niż poparcie rodziców... - powiedział z ironią w głosie Severus.
- Merlinie, Septimus nic nie wie... - Ksawery potarł oczy ze zmęczeniem.
- Miałeś mu powiedzieć! – wścieka się Tomas.
- Niby kiedy?
- No to jeszcze jeden dramat przed nami... - mruczy złowieszczo Severus.
- Wiliam wie?
- Oczywiście, w przeciwieństwie do Ciebie ja z nim rozmawiam. Nie pozostawiam go na łaskę skrzatów!
- Długo jeszcze będziesz mi to wypominać? – wściekł się Ksawery
- Och, czyli teraz jest co wypominać? – zakpił.
- Przysięgam Severusie, że jeśli nie skończysz....
- To co? Chwila, może dam Ci trochę tego nieprzyzwoicie drogie pergaminu z Kancelarii naszych ojców, abyś zapisywał sobie swoje groźby, bo lubisz się zapominać... Skoro potrafisz zapomnieć o synu, to tym bardziej pogróżki Ci umkną.
- Nie zapominam o synu! – warczy – Nie każdy ma możliwość przesiadywać tu całymi dniami.
- No tak, bo Ty jako jedyny masz zobowiązania zawodowe, prawda? Nie chce być złośliwy, ale biuro Aurorskie też Ci krety ryją...
- Dość! – ucisza ich Tomas.
- Akurat Ty powinieneś mieć do niego najwięcej zażaleń. Septimus odstawiał szopki tylko ze świadomością zaręczyn Chrisa. Perspektywa wieczornego ślubu i faktu, że jego przyjaciel zostanie ojcem na pewno pozostawi bez słowa, akceptując wszystko z uśmiechem na twarzy! – zakpił Snape.
- Nie było kiedy! On ledwo zipał...
- Jutro na pewno będzie w lepszej formie…
Artur uniósł się z krzesła przerywając dyskusję potomków Marlina, którzy najwyraźniej zapomnieli, że nie są sami.
– To chyba nie był najlepszy pomysł, prosić Was o rozmowę w dniu dzisiejszym. Z całą pewnością był to stresujący dla wszystkich dzień... - spróbował załagodzić sytuację, na co Ksawery prychnął pod nosem.
- Codzienność. Czym tu się przejmować? Takie błahostki jak nieplanowane ciąża, przyjaciele planujący zabójstwo, nocne eskapady po pijaku, wykrwawienie się w trakcie snu... toż to chleb powszedni, dzień jak co dzień… – zakpił Ksawery.
- Usiądź, Arturze. – poprosił Tomas - Ksawery ma na myśli tylko to, że wszyscy jesteśmy już naprawdę zmęczeni i zdenerwowani. Jednak macie rację. Jakieś wyjaśnienia się Wam należą. Choć prawda jest taka, że niewiele jeszcze sami wiemy, bo to było pierwsze zdarzenie o takiej skali. Nie jesteśmy w stanie powiedzieć czy to był jednorazowy wypadek, bo przeciążyli układ nerwowy po teleportacji, czy dalekosiężne konsekwencje rytuału Voldemorta. Nie wiemy. – Tomasz rozłożył ręce w geście bezradności chwilę zastanawiając się co powiedzieć dalej - Tak jak mówiłem, minęło zbyt mało czasu od drugiego szczytu energetycznego, aby zorientować się we wszystkich konsekwencjach z nim związanymi. Jednak fakty są takie, że blizny porytualne Williama są teraz także bliznami Christophera i Septimusa. Z jakiego powodu się otworzyły? Nie wiemy. Na chwilę obecną nie udało nam się znaleźć żadnych informacji o kimkolwiek, kto przeżył tego typu rytuał. Jednak ogólna wiedza o bliznach porytualnych nie napawa nadzieją. Dlatego byliśmy przygotowani na ewentualne krwotoki…
- I drgawki... – dodał Bill zachrypnięty głosem.
- A to już robota Waszego brata. - mruknął Severus.
- Słucham? Teraz wszystko będziecie zwalać na Rona?
- My nic na nikogo nie zwalamy. William w trakcie upadku doznał złamania kręgosłupa w trzech miejscach! Zważając na fakt, że rdzeń magiczny przebiega przy jego granicach doszło do wstrząsu. Nie ulegał poprawie pomimo wdrożonego leczenia, a wręcz było coraz gorzej. Uzdrowiciele zaproponowali przeprowadzenie bardzo ryzykownego zabiegu na rdzeniu na który się zgodziłem. Na szczęście zabieg się udał, a sytuacja zaczęła się stabilizować, dzięki czemu William jest w stanie normalnie funkcjonować. Jednak nastąpiły powikłania w postaci niekontrolowanych wyładowań energetycznych. To, co mieliście okazję zobaczyć u Chrisa, tak wyglądały wstrząsy u Willa. Utrata krwi zapewne spowodowała, autodestrukcyjny atak magii. Ponieważ chłopcy wymieniają się mocami to problem jednego staje się z czasem problemem całej trójki.
- Tego nie da się wyleczyć?
- Całkowicie? Pewnie nie. Ale i tak jest znaczna poprawa. W pierwszych tygodniach po zabiegu William cierpiał z powodu ataków każdego dnia. Rozumiecie? Codziennie miał takie ataki! – Severus zdał sobie sprawę, że się uniósł zbyt mocno, więc zamknął oczy oddychając głęboko zanim był w stanie kontynuować - Z czasem przerwa między nimi były coraz dłuższe, aż w końcu prawie ustały. Prawie. Ale jak to będzie wyglądało teraz? Nie wiemy. Nie mamy pojęcia, czy chłopcy będą cierpieć z powodu ataków tylko w tym samym czasie co Will, czy jednak przeciążenie organizmu dla jednego będzie skutkowało atakiem. Nic więcej na chwilę obecną nie wiemy. Wymiana mocy jaką wykonują między sobą jest w stanie postawić ich na nogi w kilka godzin. Fizycznie sobie poradzą, psychicznie... – spojrzał sugestywnie na Ksawerego – to już tylko Merlin jeden wie...
~oOo~
Było Ci zimno.
Przyglądasz się chłopakom i stwierdzasz, że czują się dokładnie tak samo jak Ty. Wiliam nawet wygrzebał bluzę o dobre trzy rozmiary za dużą i włożył kaptur, po czym ściągnął kołdrę z łóżka, którą owinął się niczym jeż na fotelu opierając głowę o podłokietnik i praktycznie się nie odzywając.
Chwilę Ci zajmuje pokonanie własnej dumy nim robisz dokładnie to samo w próbie zachowania jak największej ilości ciepła. Czujesz się kompletnie pokonany już nie tylko przez własne emocje i ciało, ale także przez swoje moce. Zdradziła Was. Wasza magia. Ta, co zawsze o Was dbała, wyrwała z objęć śmierci, teraz jakby się obraziła, odwróciła od Was, karząc nie wiadomo za co… A może wiadomo..?
- Gin jest w ciąży... - przyznajesz w końcu cicho.
Zapada krępująca cisza, a przez Twoje ciało przebiega dreszcz. Otwierasz oczy patrząc na Williama, później na Septimusa. Wasze oczy się krzyżują i uświadamiasz sobie jak bardzo stresowało Cię powiedzenie tego Septimusowi. Bardziej, niż powiedzenie Willowi.
- Gratulacje... – prychnął cicho.
Milczycie długo, a Ty kompletnie nie wiesz co powiedzieć. Czujesz w kościach, że od teraz już nic nigdy nie będzie między Wami tak jak dawniej. Zamykasz oczy w próbie opanowania zdenerwowania, strachu, przerażenia. To Twój problem, nie Septimusa. Musisz ponieść konsekwencje swojego wyboru, postanowienia i deklaracji. Wszystkiego spodziewał się po nim. Krzyków, ataków złości, rzucania klątwami… Ale nie pogardy.
- To jeszcze nie wszystko… – szepczesz cicho nie patrząc na swoich „braci”.
- W takim razie oświeć nas – wypluł Septimus.
- Tim, nie pomagasz – zwrócił mu uwagę Will.
- Odwal się, Chochliku. To wszystko jego wina – zawyrokował po czym zmrużył oczy zwracając się do Ciebie – Chyba chciałeś nam o czymś jeszcze powiedzieć, Perevelly.
- Co, to teraz po nazwisku będziemy? – oburzyłeś się.
- Mów co masz powiedzieć i miejmy to z głowy. – stwierdził odwracając od Ciebie wzrok, na co wzdychasz ciężko.
- Jutro bierzemy ślub – wyrzuciłeś z siebie stwierdzając, że im szybciej oderwiesz ten plaster tym mniej będzie boleć.
Will spojrzał na Ciebie wzrokiem pełnym szoku, ale Septimus jedynie powoli wstał i bez słowa wyszedł, Śledził jego kroki do mementu, aż nie zniknął trzaskając drzwiami. Zamykasz oczy pokonany i przerażony.
- Przemyśli i się uspokoi... – słyszysz cichy głos Wiliama. Jedyne na co Cię stać to delikatne zaprzeczenie ruchem głowy.
- Zobaczysz, przejdzie mu. On nie umie się gniewać. Pomyśl o tym jak był zły na mnie... Przeszło mu szybciej niż moje własne wkurzenie na jego słowa. Będzie dobrze... We wszystkich kwestiach.
A twoim jedynym życzeniem jest to by Wiliam miał rację.

~oOo~
Rozdział powstał współpracy z
@GalaktykaAndromedy. Jesteś nie zastąpiona ❣️

Dajcie znać co sądzicie.

Pozdrawiam,
AJM

Harry Potter i Przekleństwo SalazaraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz