Dziedzictwo Merlina
Rozdział 19
Ron z irytacją przemierzał swój pokój w Norze. Znów tu wylądował. Znów musiał dzielić pokój z Fredem i Georgiem. Dlaczego nie mogli pozostać w Hogwardzie?
Oczywiście wiedział komu to zawdzięcza. Snape nie tylko wykopał Zakon ze swojego luksusowego domu, ale także sprawił, że Dumbledore stracił posadę! Przez co musieli opuścić mury szkoły! Bill i Charlie wraz z ojcem stworzyli mocniejsze osłony wokół Nory, a Albus Dumbledore rzucił na ich dom Fideliusa. Od tego dnia ich mały domek był siedzibą Zakonu.
Przez co mieli jeszcze mniej miejsca niż normalnie. Bo ciągle ktoś tu przebywał.
Ale to nie wszystko. Bill Śmiertelnie pokłócił się z ojcem o ten fakt. Twierdząc, że Albus Dumbledore ma własny dom, który mógłby udostępnić na potrzeby Zakonu, a nie wiecznie wykorzystywał jego członków. Oczywiście ich tato nie widział nic złego w tym, że każdego dnia przez ich dom przetaczało się co najmniej piątka obcych ludzi, a także zajęli dwa pokoje, przez co oni musieli się gnieździć.
Nawet Ron uważał to za stanowcze nadużycie gościnności. I wiedział kogo powinien obwiniać o swój dyskomfort.
Wszystko było winą Wiliama Prince’a. Tego pyszałkowatego rozpuszczonego smarkacza! Gdyby nigdy nie pojawił się na Grimmaund Plance nie było by problemu!
Zakon miałby swoją siedzibę (Dom Syriusza był trzykrotnie większy niż Nora), a oni nie musieli by gnieździć się. Dumbledore w dalszym ciągu zarządzałby szkołą i wszystko było by w porządku!
Ten chłopak od kiedy tylko Ron go zobaczył działał mu na nerwy. Jego trzytygodniowy pobyt w Grimmaund Plance tylko utwierdził go w tym przekonaniu. A dalsze „komplikacje” sprawiły, że miał mdłości jak tylko słyszał jego nazwisko.
No Serio!
Już samo nazwisko wskazywało jak okropnym człowiekiem był.
Prince- Black!
Też coś.
W sumie Ron żałował, że Ministerstwo nie podjęło ostrzejszych kroków. Ktoś taki już za sam fakt pochodzenia powinien zostać „zneutralizowany”.
Ron przestał już wierzyć, że chłopak jest w stanie wytworzyć Trójkąt Merlina w celu ochrony jasnej strony. Nie, gdyby był prawdziwym potomkiem Merlina dbałby o dobro jasnej strony! Nie stawałby się wrogiem Albusa Dumbledora! W końcu to właśnie Dyrektor przecież jest najpotężniejszym czarodziejem jasnej strony.
To Dyrektor jako jedyny pomógł mu po stracie Harrego. I to Dumbledore pozwolił uwierzyć, że jeszcze nic nie jest stracone. Mają szansę. Mają szansę na wygraną. Mają w końcu Neville’a. A Ron musi dopilnować by chłopak nie tylko przestał się bać swojego cienia, ale także uwierzył, że jest w stanie stanąć na przeciw Lorda Voldemorta.
Dyrektor prosił go by otoczył Nevilla przyjacielskim wsparciem. Ron doskonale zrozumiał co starzec miał na myśli. W końcu już raz pełnił funkcję „przyjaciela Złotego Chłopca”. Fakt z Harrym było łatwiej bo byli prawdziwymi przyjaciółmi. Był zabawniejszy, miał ciekawe pomysły i instynkt do wyczuwania złowrogich planów Voldemorta. A po za tym przyjaźń z Harrym miała wiele przydatnych profitów. Jak chociażby zainteresowanie Hogwardzkich dziewcząt i prawdopodobnie w przyszłości jego kariera zawodowa też szła by łatwiej jako chłopaka ze Złotego Trio... Ronald nie był na tyle naiwny by sądził, że dostał odznakę Prefekta za własne zasługi. Nie Ron wiedział, że otrzymał ją tylko dlatego, że przyjaźnił się z Harrym. Perspektywa przyjaźni z Nevillem nie wydawała się nieść za sobą żadnych osobistych korzyści. Ale jeśli Neville rzeczywiście ma moc pokonania Czarnego Pana to postanowił zagryźć zęby i poświecić się dla dobra wygranej. W końcu trwała wojna...
Harry umarł i wszystko się zmieniło. To też była wina Snape nie potrafił go ocalić. Za pewne dlatego, że zamiast skupić się na jego kumplu myślał o swoim lalusiowatym synalku!
Ron spojrzał na szkolny kufer. W tym roku szkolnym ma dwa bardzo ważne zadania.
Po pierwsze Nauczyć Neville’a odwagi, sprytu i walki.
Po drugie dać nauczkę Snapeowi i jego synalkowi. Lepiej niż to zrobiło Ministerstwo.
Jeszcze kilka dni... I będzie mógł działać.
~oOo~
Harremu zajęło dłuższą chwilę zorientowanie się, gdzie się obudził. Jednak malowidła na suficie jasno powiedziały gdzie jest. Usiadł gwałtownie rozglądając się.
- Spokojnie synu...- usłyszał cichy głos Severusa.
- Co my tu robimy?- zapytał.
- To ty chciałeś wrócić do domu...- zauważył.
- Ale...- rozejrzał się po pomieszczeniu. Duży pokój który jeszcze nie dawno pełnił funkcję małego prywatnego saloniku w domu Tobiasza zmienił się. Stało w nim trzy łóżka na dwóch pozostałych spali Chris i Septimus. Okna były przysłonięte dając poczucie większej prywatności.
Z boku stała kanapa i stół z eliksirami, w kąt wciśnięto biurko.
- Salon nie jest genialnym rozwiązaniem. Ale na razie wytrzymacie co? Tobiasz z Ksawerym pracują nad kominkiem w pokoju na piętrze. Daniel pomimo, że Swinss tu jest musi mieć łatwy i szybkie dojście do Was.
Harry mrugnął kilka razy. Nie wiedząc co powiedzieć.
- Jesteś szalony...- wydusił z siebie.
- Taaak Tobiasz też uznał, że Cię rozpuszczam...- mruknął z słabym uśmiechem.- Jednak w zadziwiająco szybkim tępię zorganizował Wasz transport. Szczerze mówiąc chyba nikt z nas nie miał ochoty spędzać tam czasu. A Wam należy się odpoczynek w miejscu gdzie poczujecie się bezpiecznie... – Harry mimowolnie uśmiechnął się.
- Zadowolony? – zapytał, a chłopiec kiwnął głową.
- To teraz Prześpij się. – polecił. – Będę tu... – zapewnił. Zmuszając chłopca do ulokowania się na poduszkach. Harry zmrużył oczy próbując zebrać myśli do kupy.
- Tato...- wychrypiał.
- Tak? – zapytał spokojnie.
- Dziękuję...
Severus uśmiechnął się mimowolnie.
~oOo~
Zerwał się z łóżka mając nadzieję, że zdąży dobiec do łazienki. I gdy wisiał nad muszlą opróżniając zawartość żołądka ten moment musiał wybrać ojciec, aby wejść do łazienki. Lub co było bardziej prawdopodobne przyszedł tu bo zaklęcia, które miał na sobie Will go zaalarmowały.
Severus kucnął koło syna kładąc mokrą ścierkę na jego karku. A gdy chłopak skończył pomógł mu wstać, usadził wiotkie ciało na toalecie podając mu szklankę wody. Całkowicie ignorując protesty syna.
- Jesteś rozpalony- mruknął że zmarszczonym czołem.
- Co się dzieje? – zapytał ciężko sapiąc
- Odtrucie... – powiedział cicho Severus. Wiliam zmrużył oczy nie do końca rozumiejąc co ojciec ma na myśli.
- Ci idioci z Świętej Rity ładowali w ciebie obrzydliwe ilości Eliksirów. Później nie mieliśmy wyjścia musieliśmy to kontynuować. Ale Willi. Uodporniłeś się na większość substancji czynnych. Został nam naprawdę ograniczona ilość mikstur leczących. Jednak. Teraz jesteście w stanie sami się uleczyć. Dlatego musimy oczyścić twoje ciało. Pozbyć się toksyn w tak dużym stopniu jak to tylko możliwe. Aby w razie konieczności była możliwość użycia podstawowych mikstur. Danielowi udało się skontaktować z Japońskim Uzdrowicielem. I on polecił nam pewne zioła. Ich napar działa oczyszczająco są cholernie silne, ale po analizie uznaliśmy, że warto to zrobić. Ale... No cóż... trochę pochorujesz...- przyznał. Wiliam zmrużył bezsilnie oczy.
- Mam coś do powiedzenia?- zapytał zmęczony. Czując kolejną fale mdłości. Jęknął cicho, gdy poczuł, że przegra tą walkę. Severus w porę wyczarował wiadro. Przytrzymując go, gdy kolejny raz opróżniał zawartość żołądka. Nie żeby tam coś było.
- Nie za bardzo...- mruknął. – Pocieszę Cię, że uznaliśmy je za tak obrzydliwe, że nie będziemy zmuszali Cię do ich picia. Swinss umieszcza napar w twoim żołądku za pomocą zaklęcia. – przyznał.
Harry uniósł spocony twarz.
- Wasza łaskawość nie zna granic- zadrwił.
- Wykąpiemy Cię. Strasznie się pocisz.
- Chyba podziękuję... Nie mam siły... – wymruczał opierając głowę o tors ojca. Severus pogłaskał jego włosy z cichym westchnięciem.
- Dlatego tu jestem.
- Nie... Nawet jesli... Jeśli musze to sam to zrobię...- wystękał słabo.
- Oczywiście, że tak... Za kilka dni na pewno.- mruknął Severus.
Wiliam popatrzył na ojca bezradnie. Severus widząc, że nastolatek nie zamierza mu się sprzeciwiać rozebrał go i włożył rozpalonego chłopca do letniej wody. I nawet nie zdziwił go fakt, że nastolatek zasnął w trakcie kąpieli.
Gdy już ułożył śpiącego chłopca w czystej pościeli, ktoś po cichu wszedł do pokoju.
- Co z nim?- Zapytała Catherine zamykając cicho drzwi
- Gorączkuje- mruknął Severus przywołując zimny kompres kładąc go na głowie syna.
- To źle... Myślałam...
- To dobrze. Bardzo dobrze. Jego ciało zaczyna walczyć. Na to czekaliśmy. Teraz już z każdym dniem będzie lepiej. Nie może opierać się tylko na wymianie mocy. Bo to tylko pozorna siła. On musi być silny od środka. – powiedział.
- Septimus...
- Septimus I Christopher byli zdrowymi silnymi chłopcami. Przekleństwo nie wyniszczyło ich w tak dużym stopniu jak Wiliama. Tu jest różnica. Co nie zmienia faktu, że na nich też musimy uważać. Nie mogą przesadzać. Wczoraj za długo latali. Przeciążyli mięśnie. Uparte matoły. Więc dzisiaj nawet nie chce widzieć, że patrzą na miotły. – Catherine zaśmiała się pod nosem.
- Znamy się od dziecka Severusie, a mam wrażenie jakbym w ogóle Cię nie znała.
- Nigdy nie chciałaś mnie poznać- powiedział.
- Ale Anna Cię znała. Z tej strony, którą my poznajemy teraz. Jesteś dobrym ojcem. Tomas mógłby brać z ciebie przykład. Pogadaj z nim. Za dużo zwala na Chrisa.
- Nie jestem odpowiednią osobą, aby pouczać go jak ma rozmawiać z synem. Do własnego nie umiem dotrzeć. Posiedzisz z nim? Swinss powinien nie długo wrócić. Nie wiemy jak długo to będzie trwało. Coś czuje, że nie obędzie się bez Eliksirów tego Japończyka.
- Weź Septimusa. Lubi Eliksiry, a jest znudzony. Chris praktycznie cały czas śpi, a on nie ma co z sobą zrobić – powiedziała siadając na krześle obserwując śpiącego chłopca.
- Septimus ma odpoczywać. A nie wdychać opary! Naślę na niego Mgiełkę. Może jej czary w końcu go uśpią! Potrzebuje odpoczynku tak samo jak Chris. Uparty matoł...- mruczał pod nosem. Catherine roześmiała się słysząc jego narzekania o „nieznośnych bachorach”.
Zdecydowanie chłopcy są pod dobrą opieką.
~oOo~
- Mam Cię na oku- cichy głos Severusa Snape rozniósł się po salonie – Jesteś tu tylko dlatego, że on z jakiegoś dziwacznego powodu się o ciebie martwi!
- Severusie... – Syriusz zaczął.
- Idź na górę. – Ciche warknięcie. Syriusz obserwował go chwilę nim w końcu z zaciśniętymi ustami udał się do pokoju Wiliama.
- Nie jesteś dla nie za ostry- odezwał się Tobiasz siedzący w swoim ulubionym fotelu.
- Za ostry? Nie wydaje mi się. – odpowiedział burkliwie.
- Wiesz wydaje mi się, że to ty powinieneś go wybronić z całego... zajścia. Może wtedy zdawałbyś sobie sprawę, że zrobił co mógł.
- Pozwolił na to by Aurorzy zabrali Wiliama! – burkliwa odpowiedź.
- Jesli mnie pamięć nie myli to według raportu ośmiu Aurorów wylądowało w Mungo. Był sam a ich blisko dwudziestu z zablokowanymi kominkami, osłoną antyaportacyjną. Nie miał szans... Jeśli chcesz się na kimś wyżywać to nie jest to odpowiednia osoba...
- Ale on jest tutaj... Z Albusem rozliczę się na spokojnie...- mruknął zirytowany.
- Wiesz, mimo wszystko...
- Mimo wszystko co?
- W dalszym ciągu całą tą sytuacją nie pasuje mi do Albusa. To... Nie jego styl.
- Nagle zaczynasz go bronić? Nie cierpisz go.
- Co nie zmienia faktu, że potrafię docenić jego subtelność w manipulacji. Szczerze mówiąc obawiałem się, że będzie próbował wpływać na Wiliama przez jego rozbudowane poczucie odpowiedzialności... Przy okazji ciągnąć za nim Ciebie, chłopaków... Nie spodziewałem się, że aż tak... – Severus zmarszczył czoło.
- Aż tak co?
- Aż tak ułatwi mi zadanie w przemówieniu Ci do rozsądku! – skończył poważnie.
- Przemówić mi do rozsądku...- powtórzył Severus, a żyłka na jego skroni zaczęła mocniej pulsować.
- Dokładnie tak... Na Merlina pozwoliłeś wejść Zokonowi do Rose Hause! Do jedynego miejsca w którym pozostał ślad Anny. Czy to nie oczywisty znak, że jednak liczyłeś na jego pomoc? Pomimo tego wszystkiego co zrobił tobie, co zrobił naszemu chłopakowi, Ty otworzyłeś przed nimi drzwi najważniejszego dla Ciebie miejsca... Byłem wściekły! To była najgłupsze co mogłeś zrobić. I jak mam być szczery kompletnie nie wiedziałem jak mam Ci wytłumaczyć, że to kretyński pomysł.
- To była czysta kalkulacja...- bronił się Severus.- Wiliam potrzebował Grimmaund Plance! Potrzebował czuć magię rodu Black. Moje początkowa nadzieją, że przyjaciele odwrócą jego uwagę nie powiodła się. Musieliśmy go w końcu wyrwać z tego odrętwienia. To trwało już za długo. A nie chciałem by byli świadkami, jego... No cóż... obaj wiemy, że druga faza zrywania Inicjacji to cholernie nie przyjemna sprawa... Nie chciałem by ktoś oprócz najbliższych widział Wiliama w takim stanie. Skoro Ty sprzeciwiłeś się by zabrać go tutaj. Co miałem robić? Musiałem zaproponować im inne bezpieczne miejsce. Tam były dzieci Ojcze! Przyjaciele Wiliama. Uwierz mi, że oni muszą być bezpieczni... dla Wiliama.
- Nazywa to miejsce domem! Nie chciałem... Nie chciałem by to miejsce kojarzyło mu się tak jak mi... – powiedział Tobiasz... – Byłem więźniem tego miejsca przez pięć lat synu! I Kolejne dwadzieścia z własnego wyboru. Dopiero jego pojawienie się sprawiło, że zacząłem inaczej patrzeć na te mury... Możesz mnie znienawidzić za to co powiem, ale w jakiś sposób jestem wdzięczny, że Willi nie musi przeżywać już horroru jakim jest zrywanie inicjacji! – Severus zacisnął mocniej usta.
- Nie wierze, że to mówię, ale ja też ojcze. Ja też... Zresztą nie jestem pewien czy to by nam się udało. Pierścienie na pewno by nie ułatwiły tego zadania. Nie brałem pod uwagę, że pierścienie aż tak go ranią! Musiały to robić już na Grimmaund Place. Jakoś to maskował. Te obrażenie nie powstały tylko w św. Ricie. Opinia uzdrowiciela była prawdziwa. Te oparzenie powstawały od dnia gdy zabraliśmy go z Hogwardu. A on... – Severus pokręcił głową- Ten smarkacz mnie wykończy!
- Nie wykończy... To by było za łatwe...- mruknął Tobiasz. Severus spojrzał na ojca niechętnie.
- Cóż mam Ci powiedzieć? Witam w świecie Rodzicielstwa. Dzieciarnia zawsze myśli, że wie o wszystkim lepiej...
W zamian otrzymał tylko mordercze spojrzenie.
~oOo~
- Łapa?- Harry uniósł się z niedowierzaniem.
- Hej szczeniaku...- Syriusz stał nie pewnie w drzwiach. Snape informował go, że wrócili do tego co było w marcu, ale mimo wszystko Syriusz nie chciał w to wierzyć.
Jednak Snape jak zwykle miał rację. Willi naprawdę wyglądał źle. Jak miał być szczery to jego szczeniak wyglądał dużo gorzej niż przed podaniem Czarciego Kryształu. I to sprawiło, że zamarł w progu nie zdolny do ruchu.
Głowa chłopca opadła, a palcami bawił się poszewką kołdry w którą był poprzykrywany po same uszy.
- Przepraszam...- Syriusz zmrużył czoło nie do końca rozumiejąc.
- Niby za co?- zapytał.
- Za...- głos chłopca załamał się, a prawa ręka zaczęła masować czoło w miejscu, gdzie jeszcze nie tak dawno temu była słynna blizna. Odruch z który Snape zawzięcie próbował wyplenić z zachowania chłopca, a który wracał, gdy ten za bardzo się denerwował.
Syriusz podszedł do niego i chwycił jego dłoń. Zamykając ją w swoich.
- Jeśli ktokolwiek powinien przepraszać to ja... Nie zbyt mi wychodzi bycie twoim opiekunem...- powiedział cicho. Zielono- szare spojrzenia w końcu się spotkały.
- Gdyby nie ja...- chłopiec wzdrygnął się- Nawet nie chce myśleć co Ci zrobili! Nigdy bym sobie nie wybaczył. Gdyby Dementorzy...
- Ej Szczeniaku... – Syriusz uniósł jego podbródek. – Oni nic nie zrobili. Szczerze mówiąc nie sądziłem, że Aurorzy mogą być tak... – Zawiesił głos- Zastraszeni...- mruknął w końcu. – Co jak co, ale prawnicy twojego dziadka mają jaja... – przyznał że słabym uśmiechem. – Szkoda, że... – Zawiesił głos nie mogąc wydobyć z siebie słowa.
- Ci co odpowiadają za twój stan nie przeżyją dnia, gdy ich spotkam- przysiągł uroczyście. Wiliam uśmiechnął się słabo, a po chwili zachichotał nerwowo.
- To nie jest zabawne Szczeniaku. Przysięgam, że dzień kiedy dorwe tych osłów z Świętej Rity... I tych którzy Cię tam zabrali.
- Obawiam się, że sam sobie jestem winny- wymamrotał cicho.
- Twoje poczucie obowiązku w wybranianiu cudzej głupoty nie zna granic.
- Ale to ja! – zaprzeczył chłopiec. – Nie pamiętam zbyt wiele. Znaczy. Naprawdę nie wiele pamiętam z tych kilku dni. Chyba, że ból był tak silny, że co nie co do mnie dochodziło. Ale to...- chłopiec wzdrygnął się.
- Nic co Cię spotkało nie jest twoją winą! – zapewnił go ostro Syriusz.
- Wszystko jest moją winą! Wszystko- wrzasnął. Jego oddech zrobił się cięższy, a szklana butelka eksplodowała.
- Szlak!- zaklął chowając dłonie pod pachy i przytulił czoło do kolan. Zaczął się huśtać w próbie zapanowania nad wzburzoną magią.
- Willi?- Syriusz delikatnie dotknął jego ramienia.
- Nie mów mu! – zaczął błagać cicho. – błagam nie mów mu! – wyszlochał.
- Czego mam nie mówić?
- Błagam Łapa! To przez przypadek! – Syriusz zmrużył oczy i spojrzał na pozostałości po butelce. Później jego wzrok wrócił do chrześniaka i spojrzał na bladą skórę jego rąk. Nim chłopiec byłby wstanie się sprzeciwić rzucił najsilniejsze znane mu zaklęcie demaskujące. I wciągnął gwałtownie powietrze.
- Kurwa Willi!
~oOo~
- Wiemy...- usłyszał cichy głos Snape.
- Jak to kurwa wiecie?
- Robi to cały czas. Na pewno robił to już na Grimmaund Plance. Być może od początku Inicjacji.
- I nie zamierzacie z tym nic zrobić? – zapytał wkurzony.
- Robimy co możemy. Na chwile obecną pierścienie podwójne są na tyle silne by próbować zwalczać moc jaka w nim krąży. Ich związek. Ich wzajemna wymiana mocy przesuwa ich granice. I to mocno. Liczymy, że w przeciągu tygodnia może dwóch pierwsza para pierścieni zniknie. Wtedy problem powinien być znacznie mniejszy.
- On ukrywa oparzenia!
- Teraz przynajmniej wiemy, że to robi! Swinss ma to pod kontrolą. A każde łączenie powoduje uleczenie. Błędne koło. Bo to co go leczy w dzień go rani, ale na chwilę obecną naprawdę nie mamy lepszego rozwiązania. Jesteśmy na dobrej drodze do Oczyszczenia jego organizmu. Musimy wzmocnić jego ciało. A później... Później musimy zacząć pracować nad jego pojęciem równowagi.
- Ale...
- Jak myślisz po co Cię tu ściągnąłem? Miałeś z nim pogadać! Pozwolić mu się wygadać! A nie naskakiwać na niego! Serio Black na ciebie to kompletnie nie można liczyć!
- Może było by łatwiej jak byś mi mówił o wszystkim, co? – Warknął Syriusz.
- Nie podejrzewałem, że akurat teraz zaczniesz myśleć! On To ma po tobie! Cholerni Gryfonii!
~oOo~
- Nie założą kolejnych pierścieni. Zdają sobie sprawę jak bardzo pierścienie Cię ranią i zdają sobie sprawę, że wymiana mocy miedzy tobą a chłopakami przesuwa granice do tego stopnia, że magia znów wymyka Ci się spod kontroli. Jedynym sposobem na to by nad tym zapanować jest pozbycie się chociaż jednych pierścieni. W tym celu musisz zacząć pracować na Magią Umysłu, dokładnie rzecz ujmując Oklumencją. Jednak uważają, że w tej chwili jesteś zbyt osłabiony na próby nauki czy treningi kontroli. W tych ziółkach co pijesz jest coś co Cię powinno uspokajać i to powinno pomóc w panowaniu nad mocami. Ogarnięcia to jak wyzdrowiejesz...- Syriusz wydobywał z siebie potok słów w próbie zwrócenia uwagi chłopca na siebie. W zamian Will leżał ukryty pod kołdrą otoczony przezroczystą barierą. Za pewne wszystko po to by ukryć się przed dorosłymi.
- Willi zdejmij to! – Warknął wkurzony Syriusz. – Wiem, że mnie słyszysz! W całej rezydencji porozstawiali detektory uniemożliwiające Wam stworzenie pełnej bariery! Więc nie myśl sobie, że to Ci coś da!
To spowodowało, że chłopiec odkrył głowę. Po chwili bariera zaczęła migodać, a Syriusz z irytacją dotknął ją różdżką dzięki czemu pękła niczym bańka mydlana.
- Co zrobili? – zapytał z niedowierzaniem chłopak.
- Melyflua stworzył coś co uniemożliwia Wam postawienie wszystkich warstw bariery.- wyjaśnił. – Tak twierdzi Snape. Podobno przeanalizował tą barierę która się rozsypała w Hogwardzie. Tą co omal Was nie zabiła! Z jej resztek stworzył magiczne detektory. Które jakby przejmują Wasze moce, gdy próbujecie stworzyć coś podobnego. Podobno już nie tylko ty masz ten głupi zwyczaj odgradzania się od świata jak robi się nie przyjemnie. – zrugał go Syriusz. Wiliam zwiesił głowę.
- Willi musisz z nami rozmawiać. I... Serio młody nie możesz ukrywać takich rzeczy... Razem to jakoś ogarniemy!
- Gdy ojciec ostatnim razem mi to obiecał to skończyłem z tym! – Warknął machając ręką.
- Teoretycznie to był jedyny sposób na uchronienie Cię nie tylko przed własną magią, ale też magia Chrisa i Septimusa. Wszyscy liczyliśmy, że pierścienie zablokują możliwość wywiązania Inicjacji. No... Trochę się przeliczyliśmy...
- Wiedziałeś? – zapytał zszokowany.
- Nie wszystko, ale tak. Wiedziałem, że będziesz musiał nosić podwójne pierścienie.
- I... Nawet Ty...- chłopak spojrzał na niego ze złością.- Zdradziłeś mnie!
- Willi wszyscy chcemy twoje dobra! Merlinie dzieciaku zrozum to! Cokolwiek twój ojciec planuje jest przeanalizowane niczym złoto w skarbcu Goblinów! To wydawało się słuszne. Założenie podwójnych pierścieni to cholernie trudna sprawa. Twoja magią nigdy by Ci na to nie pozwoliła. Brat mojego prapradziadka zabił własnego ojca w trakcie próby założenia drugiej pary! – próbował wyjaśnić.
- Baliście się, żs Was zabije?- zapytał słabo. Syriusz spojrzał na niego smutno.
- To by było mniejsze ryzyko. Gdybyśmy się tego obawiali to pewnie Snape by mnie wysłał do tego zadania...- zażartował. Wiliam spojrzał na niego rozeźlony.
- Willi baliśmy się, że w próbie zapanowania nad buntującą się magią zrobisz sobie krzywdę- przyznał w końcu- Nie baliśmy się, że zrobisz krzywdę nam. Tylko sobie...- wyjaśnił.
~oOo~
- To było tak... – mruknął Harry patrząc w rozgwieżdżone niebo. Siedzieli z Syriuszem na balkonie wychodzącym z jego pokoju. Za ledwie godzinę temu, zakończył wymianę mocy z chłopakami. Miał więcej siły i nie był już śpiący. Więc Syriusz zaproponował by odetchnął świeżym powietrzem chociaż na balkonie. I tak skończył w wygodnym fotelu, przykryty kocami, z kubkiem gorącej czekolady.
W dalszym ciągu Był słaby jak gumochłon i potrzebował pomocy dorosłych w najprostszych czynnościach. Ale już przynajmniej nie wymiotował, ani nie pocił się okrutnie. Czuł się jakby miał grypę tyle, że bez kataru. Ale Swinss informował go, że do zakończenia kuracji oczyszczającej jeszcze daleka droga.
- Wiesz w jednej chwili obrzucaliśmy się klątwami, a w drugiej... Wszystko przestało mieć znaczenie. – kontynuował. – Zaszywaliśmy się w labiryncie który wyczarował i po cichu próbowaliśmy uzyskiwać ten dziwny stan. Teraz wiem, że już wtedy pozwalaliśmy na wymianę mocy. Ale wtedy...- westchnął.
- Jak zabrali mnie z Hogwartu jedyne o czym byłem w stanie myśleć to fakt, że już tego nie poczuje! Byłem taki wściekły- wyznał zmieszany.
- No coś Ty! Nikt nie zauważył...!- pocieszył go Syriusz. Wiliam uniósł brew, a później pokręcił głową.
- Wątpię by Ron kiedykolwiek wybaczy Mi, że nazwałem go „Ryżym kretynem o mózgu gumochłona...”
- Jak mam być szczery to zasłużył. – mruknął Syriusz.
- Nie... To mi puszczały nerwy... Merlinie... Byłem złośliwy naumyślnie! Chciałem by wszyscy czuli się tak jak ja! To było samolubne i okropne. Nie wiem jak ja to teraz naprawie...
- Willi oderwano Cię z najsilniejszego związku magicznego jaki poznał świat. Twoje... No twoje zachowanie miało wytłumaczenie. I szczerze? Gdyby to o mnie chodziło zachowywałbym się o wiele gorzej.
- Chris mówi, że przeklął ojca...
- Noo tego też oczekiwaliśmy od ciebie. Na pewno poczułbyś się lepiej niż dusząc te wszystkie emocje w sobie. Naprawdę Willi trzeba było pieprznąć jednym konkretnych zaklęciem, a nie pozwalać by magia robiła miazgę z twoich rąk. A Ronem się nie martw. Jeśli jest prawdziwym przyjacielem wybaczy Ci tego Rudego gumochłona...
Wiliam uśmiechnął się słabo. Szczerze w to wątpił.
~oOo~
Wiliam po woli wszedł na spory taras rezydencji Codoggana i przywitał go wesołe oklaski i pogwizdywania. Mimowolnie się uśmiechnął do Chrisa, Septimusa, Anny I Aleksandra.
- No stary przetrwałeś! – Zawołał Chris. Harry uśmiechnął się Nie wiedział co dokładnie zmieniło się między nimi. Jednak relacją jaką tworzyli małymi krokami z blondynem stawała się o wiele mniej „wybuchowa”. A może ojciec ma rację, że wytworzenie Trójkąta i związana z nią wymiana mocy pozwoliła Chrisowi na opanowanie swojej Magii w takim stopniu, że przestało go wszystko wkurzać? Być może...
O dziwo nawet Harry czuł większy spokój. I miał nadzieję, że to nie minie.
- Jack twierdzi, że to jeszcze nie koniec, ale pozwolili mi wyjść – mruknął opadając na wolny hamak.
Przebywali w domu Tobiasza już kilka dni. Z czego tak naprawdę dopiero dzisiaj czuł się na tyle dobrze, by zwlec się z łóżka I przekonać Jacka, że równie dobrze może leżeć na zewnątrz. A może czuł się na to gotów bo rozmowy z Syriuszem sporo mu dały? Na pewno nieco uspokoiły jego wyrzuty sumienia. Spojrzał na swoje zabandażowane dłonie. Zdecydowanie okłady chłodzące Jacka były lepszym rozwiązaniem nic glamour.
- Dla pocieszenia powiem, że nam też fundują te herbatki- mruknął Chris. Rozkładając się w swoim hamaku. Merlinie nigdy nie piłem niczego obrzydliwszego. – Burknął. Wiliam uniósł brew.
- Haaa i tu jest korzyść tego, że podobno potrzebuje większych dawek niż Wy. Ja nie muszę tego przełykać. Ostatnio tylko to powąchałem. Wystarczy...- wzdrygnął się.
- Farciarz...- Septimus spróbował wyciągnąć się w hamaku.
- To skoro jesteśmy w komplecie to może Quidditch! – Zawołał Aleksander. Anna spojrzała na niego jak na idiotę.
A trzech nastolatków pogratulowało mu pomysłu, ale podziękowali za propozycję.
- Nie wiem jaki macie plan na dzisiaj, ale ja idę spać. – mruknął ziewając Septimus.
- To najlepszy plan jaki słyszałem- potwierdził Chris.
Z hamaku w którym ukrył się Wiliam dobiegł tylko spokojny oddech.
Nie zajęło długo jak Aleksander wrzasnął z bólu i zeskoczył z tarasu.
- Co to było?- zapytał z przestrachem, spoglądając na Anne. Ta uniosła jedynie brew w rozbawieniu.
- Przecież mówili, że są na tyle osłabieni, że nie kontrolują swoich mocy. Najwyraźniej wszedłeś w pole siłowe.
- Ale aż tak? Brata magią atakować!- mruknął urażony. A Anna jedynie przewróciła oczami.
- Quidditch? Młody Serio?- zganiła go.
- No co przecież we wtorek latali! – zaprotestował.
- Taaa bo ich namówiłeś ośle! Dwa dni ledwo się ruszali.
- Do chrzanu to...- Burknął najmłodszy Perevelly.
- Najważniejsze, że żyją. Słyszałeś co mówili rodzice... Nie podsuwaj im więcej takich durnych pomysłów.
- Tu jest nudno! - Marudził trzynastolatek.
- Wytrzymaj... Za dwa dni zaczynamy Hogward!
- Szkoda, że oni nie mogą...
- Kto by pomyślał, że będziesz tęsknić za Chrisem! – Aleksander prychnął.
- W nosie mam Chrisa. Willi obiecał pokazać mi skróty w przejściach! I co? Teraz mam sobie sam radzić? To nie fair!
Anna przewróciła oczami. Spojrzała na trzech chłopaków niepewnie. Ona też czuła by się raźniej jakby oni tam byli...
CZYTASZ
Harry Potter i Przekleństwo Salazara
FanfictionHarry zostaje porwany i otruty przez Lorda Voldemorta. Jedynym ratunkiem jest zdjęcie zaklęcia adopcyjnego, które ujawnia, że jest synem Severusa Snapa i Anny Black, młodszej siostry Syriusza. Jak poradzi sobie z nową rzeczywistością? Czy uda mu się...