Dziedzictwo Merlina Rozdział 5

409 22 12
                                    

Dziedzictwo Merlina

Rozdział 5

- Zdejmij to natychmiast!
- Nie mogę.
- W tej chwili masz się tego pozbyć- wrzasnął.
- Tylko Ty możesz się ich pozbyć.
Severus z bólem obserwował spanikowanego syna i to jak rozglądając się po pokoju próbuję znaleźć drogę ucieczki, a kiedy jej nie znalazł utkwił rozgorączkowane spojrzenie na ojcu.
- Nie miałeś prawa! – jego głos był przepełniony bólem. Harry zrobił ruch ręką jakby chciał rzucić zaklęcie, a gdy to się nie udało zachwiał się, patrząc na ojca z furią.
- Nie miałem wyjścia synu.- próbował zacząć wyjaśniać, ale szczerze wątpił.
- Dlaczego? Przecież nikogo nie skrzywdziłem! – wyszlochał opadając na kolana.
- Krzywdziłeś sam siebie. – głowa chłopaka wystrzeliła w górę. Patrzył na ojca nie rozumiejąc. Nawet nie chcąc spróbować zrozumieć.
- Wiliam... Przecież musiałeś zdawać sobie sprawę co się dzieje! Słabłeś! Twoje moce znów przejmowały kontrolę!
- To nie dało Ci prawa..! To... Nie powinno Cię...- Jego głos załamał się, a gdy spojrzał na swoje dłonie mimowolny szloch wydobył się z jego gardła.
- Synu, proszę...- Severus zrobił krok w jego strony, ale w zamian chłopiec odsunął się o dwa.
- Zostaw mnie w spokoju! Po prostu mnie zostaw.- upadł na kolana, a wstrzymywany płacz co chwilę poruszały jego ramionami.
Nie mając lepszego rozwiązania Severus zrobił to o co poprosił go chłopak. Jednak nim zamknął drzwi spojrzał na niego jeszcze raz i poczuł się parszywie jak jeszcze nigdy wcześniej.
W gabinecie nalał do szklanki whisky. Opadł na fotel czekając tylko nie do końca wiedział na co. Gdy usłyszał jak coś rozbija się o drzwi poderwał się z fotela. Po chwili usiadł uświadamiając sobie, że ten sposób rozładowania frustracji związanej z przytłumieniem mocy jest całkiem dobrym pomysłem. Opadł na fotel nasłuchując huku rozwalanych rzeczy. Za każdym razem zamykając oczy i upijając spory łyk alkoholu. To nie będzie łatwe...
- Hej! – usłyszał kobiecy głos- Pukałam, chyba nie słyszałeś.-wyjaśniła spoglądając z niepokojem na drzwi z którego co raz dobiegał huk rzucanych rzeczy. Spojrzał na Joannę unosząc brew w typowy dla siebie sposób.
- Wejdź.- zaproponował siląc się na lekkość głosu. 
- Więc już wie? – Stwierdziła- To bezpieczne? – zapytała patrząc na drzwi za których co chwilę dochodził albo trzask rozwalanych rzeczy, albo płacz.
- Musi się wyładować. Gdyby coś sobie zrobił to włączył by się alarm. Jest cały i zdrowy. Przynajmniej fizycznie. – Stwierdził oschle.
- I ze spokojem nasłuchujesz jak niszczy pokój?
- A co mam zrobić? Przerwać mu? Z dwojga złego zdecydowanie wolę jak niszczy rzeczy martwe niż samego siebie. On inaczej nie umie...- mruknął upijając alkoholu.
- No nie wiem.- Zawiesiła głos, a później przechyliła głową z zaciekawieniem, po czym drgnęła gdy usłyszała kolejny dźwięk rozbijanej rzeczy- W sumie to jestem w szoku. Nie jesteś z natury tak... spokojny... Znaczy chyba szybko tracisz cierpliwość. Takie chodzą o tobie plotki.- Zauważyła, a Severus posłał jej złośliwy usmiech
- Jestem Mistrzem Eliksirów cierpliwość wpisana jest w mój zawód. – odpowiedział- Nie uczyłem Cię. – zauważył, a jego dłoń mocniej ścisnęła szklankę gdy z pokoju dobiegł głośny huk.
- Chyba trzeba to sprawdzić. – odezwała się Joanna.
- Pewnie regał. Nic mu nie jest.
- Ale...
- Jak masz ochotę to proszę. Z całą pewnością dostarczysz mi rozrywki.
Joanna parę razy podniosła się i z powrotem usiadła na fotelu. Jakby nie mogła się zdecydować. W końcu opadła na dobre.
- Minęliśmy się. Zaczęłam naukę jak ty skończyłeś Hogwart. Skończyłam go zanim zostałeś nauczycielem.
- To wiele wyjaśnia. Nawet nie pamiętałem, że Tomas miał siostrę. Miałaś góra trzy lata jak ostatni raz Cię widziałem.  Ravenclaw...- stwierdził
- Dwa... Według pamięci ojca. Na Slytherin nie jestem dość dobra?- zakpiła
- Kochasz mugoli.
- Tu mnie masz.- zażartowała na siłe i spojrzała na drzwi z niepokojem- Za długo jest cicho.
- Zmęczył się.
- To może idź do niego. – zaproponowała. – Zawsze umiałeś go uspokoić.
- Nie tym razem. Nie będzie ze mną rozmawiał. To nie jest typowa dla niego histeria, nad nią bym zapanował. Jego magia się buntuje. W tej chwili z całą pewnością nie myśli nawet odrobinę rozsądnie. Niech się wyładuje. Nie znajdę dla niego lepszego sposobu. Dobrze wiesz, że eliksiry to ostateczność– stwierdził.
- On nie umie się złościć. Na pewno nie na ciebie. Jeśli tam pójdziesz... Uważam, że w końcu Cię wysłucha. Willi... Wydaje mi się, że nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo potrzebuje twojego wsparcia Severusie. On się dopiero uczy zaufania do dorosłych. Nie zawiedź go w tak ważnym momencie. – Severus roześmiał się zimno.
- Znam go stanowczo dłużej niż Ty. . Uwierz mi, że on potrafi się złościć. A to co zrobiłem jest więcej niż niewybaczalne.
- A co miałeś zrobić? Daniel jest uparty. Nie odpuściłby, a było to konieczne... Wiedzieliśmy, że pierścienie będą potrzebne.
- To ja go nasłałem.
- Co?
- To ja mu kazałem zmusić Dumbledora do założenia podwójnych pierścieni. To na moją prośbę Hedloff przybył do Londynu i uwierz mi, że był gotów przejąć kuratelę... To wszystko było moim pomysłem. I Wiliam to rozgryzie. Nie było innego wyjścia. Sam z siebie nigdyby nie założył pierścieni. Pomimo twojej wiary w jego zdrowy rozsądek...
- To mądry chłopak...
- Oczywiście, że mądry... Tylko jego instynkt samozachowawczy chyba nigdy się nie rozwiną...
- Och, ale... – kobieta zmarszczyła czoło w niezrozumieniu. – Nie taki był plan.
- Oczywiście, że taki...- zakpił- trajkoczesz jak katarynka, woleliśmy uniknąć awantur. Przy nim może byś się pilnowała, ale przy Syriuszu? A ten zapchlony kundel prędzej niż później wszystko by mu wygadał. - Uzdrowicielka sapnęła zirytowana.
- Jak mogłeś! – wkurzyła się- wiesz ile ja czasu spędziłam błagając Daniela by nie mieszał się w to wszystko? Robiłam z siebie debila!
- Był pełen podziwu dla twojego zaangażowania...
- Jesteś potworem!- spojrzała na niego z nieukrywaną złością-. Pierwsze pierścienie przyjął ze spokojem.
- Bo dla niego nic się nie zmieniło, wtedy! Dalej operował magią. Z tą różnicą, że nie musiał wymachiwać różdżka, ani używać nazw zaklęć.  W sumie to było mu łatwiej wystarczyło, że działał intuicyjnie. Pierścienie blokowały napływ mocy. Nic go nie przytłaczało.
- Brzmi idealnie.
- Bo za pewne dla niego tak właśnie było. Nie musiał się trudzić. Nie musiał badać terenu. Po prostu podążał za tym co podpowiadała mu intuicja. Idealnie.
- Gdybyśmy porozmawiali z nim otwarcie. Myślę, że by to zrozumiał. Było by mu łatwiej teraz, Severusie...
- Rozmawiałaś z Danielem o sytuacji w skrzydle?
- Z chłopakami.
- I? Co powiedzieli? Jak opisali to się tam wydarzyło?
- Tyle, że zanim Daniel wyszedł z gabinetu to Wiliam był już gotowy do obrony.
- Powtórz to w swojej głowie parę razy. – Aśka zmarszczyła czoło.
- O co ci chodzi?
- Nie załapałaś nie? Kto ma aż tak wyćwiczone odruchy? Ilu znasz nastolatków z takim refleksem i uważnością. On go szkolił. Szkolił go od pierwszego roku. Trolle, kamień filozoficzny,  komnata tajemnic, turniej trójmagiczny, wiesz co założyli na krótko przed jego porwaniem? Gwardie Dumbledora. Pieprzona Gwardie!  Aby uczyć resztę, a kto miał to robić? Przecież Dyrektor nie pobrudzi sobie rączek. Zmanipulował go do tego stopnia, że czuł się w obowiązku przygotować innych. Znając Go pewnie uważał to za swój psi obowiązek! Kurwa Aśka ten człowiek uczył go Czarnej Magii!  Kto wie jak daleko by zaszli , gdyby nie porwanie!
Zrobił z niego pieprzonego żołnierza i wmówił mu, ze odpowiada za bezpieczeństwo wszystkich dookoła, pal licho jego zdrowie, jego własne bezpieczeństwo. Przecież czym jest życie Harrego jak tylu cierpi. Przecież on jeden może się poświecić . To nie jest ważne. Może się wykończyć- mówił dalej nie jasno zdając sobie sprawę, że alkohol rozwinął mu język i pozwala sobie na o wiele więcej słów niż powinien.
- I serio myślisz, że pozwoliłby mu założyć pierścienie , gdyby nie czuł oddechu Ministerstwa na karku? Myślisz, że dałby mi kolejne? Merlinie jakby Wasi nie wysadzili połowy rezydencji to pewnie i im by ich nie dał. Musieliśmy to załatwić przez Ministerstwo i Daniela. I musieliśmy zrobić to za plecami chłopców. Oni sami nigdy by się nie wyrzekli swojej Magii. Zwłaszcza Wiliam... On ma wpojone... Wbite w głowę, że ma być na każde jego skinienie! Nie widziałaś ulgi w jego oczach jak zobaczył, że tu jest. Jego mózg już opracowywał co ma robić! Jaka ma go czekać przyszłość. Był osłabiony i zdezorientowany, ale wiedział, że Daniel pracuje dla Ministerstwa, wiedział, że teraz gdy jest pod skrzydłami Albusa może się mu przeciwstawić, bo Dyrektor go wybroni!  To właśnie wydarzyło się w skrzydle. Aurorzy by się mogli uczyć od Dumbledora metod szkolenia...- zakończył z ironią. Upił łyk alkoholu i kontynuował.
- Skąd Christopher I Septimus wzięli się w Sali szpitalnej? Skąd wiedzieli, że już tam jest? Nie przyszło ci do głowy, że zostali tam podstępem ściągnięci.
Nie chcę, aby on to dłużej, robił mojemu dziecku. Nie pozwolę na to... Wkurwiało mnie to już wcześniej, ale miałem związane ręce.  Mogłem tylko pilnować, aby gówniarz dorósł i sam wszystko zrozumiał. Jednak zasady gry się zmieniły. Ku rozpaczy Albusa, a ja nie zamierzam dłużej być biernym obserwatorem jego poczynań!
Jeśli te pierścienie sprawią, że Dumbledore uzna go za bezwartościowego w tej wojnie to Chwała Panu.  Mogę zatrzymać Wiliama w jego zapędach, ale Dumbledore jest niebezpieczny. Na niego muszę uważać.
- Chyba nie rozumiem waszej logiki. Mówisz jak mój brat. Z kim wy prowadzicie tą wojnę bo mam wrażenie, że traktujecie Dumbledora na równi z Voldemortem! To zakrawa już o paranoje Severusie. Mówicie jedno robicie drugie! Skoro jest taki zły i podły to dlaczego pozwoliliście przyjść tu chłopcom!
- Pierścienie Fryderyka to kawał ciężkiej magii Celtyckiej Joanno. Przez dziesięciolecia Fryderyk testował je na uczniach by wpasowały się jak najlepiej w styl magii Staroangielskiej. Każdy region magiczny wykształtował się przez wieki w różny sposób. Nie mogliśmy ryzykować, że dostaną pierścienie niepasujące do ich struktury magicznej! Ale pierścienie mają zabezpieczenia. Może po nie sięgnąć tylko Dyrektor. Tylko Albus był w stanie wyciągnąć je ze skarbca! Nikt inny. Szybciej i łatwiej było podjudzić Ministerstwo niż usunąć Albusa ze stanowiska. A poza tym proces dał nam kolejny plus. Większość lekceważąco podchodzi do nas wszystkich. A tego teraz nam potrzeba, ignorancji. Mają nas za debili, że siedzimy pod ogonem Ministerstwa i Albusa. To wyciszy całą sytuację. I sprawi, że chłopcy będą mieli trochę oddechu.
- Chyba nie do końca rozumiem po której ty stronie stoisz.
- Mam tylko jedną stronę. I jest nią mój syn. Nic więcej w tej chwili mnie nie obchodzi. Dumbledore zrobił z niego bezmyślnego pionka. Odebrał mu wszystko i wmówił, że jego jedynym celem życiowym to walka z Voldemortem za Mugolaków. To dziecko żyje w głębokim przekonaniu, że to jego powinność! Stopień w jakim Albus go zmanipulował mnie przeraża! A to co dowiedziałem się dzięki przesłuchaniu powoduje, że włoski stają mi dęba. Jak daleko sięgało to potajemne szkolenie? Byłem przekonany, że zaczyna mi ufać, że wie... że zdaję sobie sprawę, że nie jest już z tym wszystkim sam! Rozmawialiśmy. Aśka przegadałem z nim wiele godzin. O procesie, przesłuchaniu. Ciągnąłem go za język by uzyskać jak najwięcej informacji, a on nawet jednym słowem się nie zdradził. Patrzył mi w oczy I udawał przerażonego dzieciaka!
- On jest przerażonym dzieckiem Severusie!
-  Obserwuje go od miesięcy! Za długo byłem szpiegiem by nie zauważyć czegoś tak oczywistego jak ślepego zapatrzenia! Bezkrytycznie podchodzi do każdego słowa Albusa! Nie zdajesz sobie sprawy jak wielki wpływ ma Dumbledore w uksztaltowaniu jego charakteru! Albus wykorzystał jego najsłabszy punkt. Może od początku taki był jego plan? Wysłał bezbronnego dziecko na pastwę bezdusznych nienawidzących Magii Mugoli, by uratować go i okazać okruszynę zainteresowania. Nie dobrze mi na samą myśl, że tak głęboko mu ufa, że nawet zaklęcie prawdy nie wychwytuje kłamstwa gdy nazywa go dziadkiem!
- Przesadzasz!
- Przesadzam? Mówiłabyś tak samo jakby Chris uważał Voldemorta za swoje mentora? Dziadka? Postaw swojego bratanka na miejscu mojego syna. Nadal podchodziłabyś do tego tak lekceważąco?
- Nie lekceważę tej sytuacji. Jedynie uważam, że pomimo swoich wad Albus tak jak i my chce zakończyć tą wojnę. I uważam, że zależy mu na Wiliamie!- Severus w zamian prychnął pod nosem.
- Proponuję byś już zamówiła Chrisowi ładne szaty bojowe. Bo jeśli nie wymyślimy jak Zdetronizować Albusa w szeregach Zakonu pójdzie w pierwszym szeregu. I nie licz na to, że młody to przeżyje.
- Przestań!
- Już nie jesteś taka spokojna? Kiedy mowa o Harrym to każdy uznaje, że to w porządku, ale jakoś nikt nie chce aby to jego dziecko czy bratanek był na miejscu mojego syna! A tylko chce ci przypomnieć, że chłopcy nie różnią się niczym. Przepowiednia nie wskazuje konkretnie na jednego. Nie ma już blizny. Nie ma naznaczenia. Za to jest wspólna data narodzin. Kto jest teraz Złotym Chłopcem Joanno?
- Wszyscy jesteście nie normalni! Tomas bredzi ciągle tak samo! Merlinie nikt ich nie wysyła do walki z Voldemortem...
- Nikt? – zakpił.- Za tymi drzwiami jest dziecko, które jest święcie przekonane, że jego jedynym celem życiowym jest dotrwanie do dnia, gdy będzie musiał umrzeć niczym baranek ofiarny! – powiedział głośniej niżby chciał- Dziecko, które nawet Stojąc na przeciwko Voldemorta nie wątpi w to, że tak być powinno! Wiem to bo tam byłem! Patrzyłem na niego! I nie uważam by to wspomnienie było powodem do dumy! Bo chłopiec w jego wieku powinien mieć prawo się bać! Merlinie on nigdy nie powinien być w takiej sytuacji! Nigdy... Nie powinien uważać, że zwalanie odpowiedzialności na jego ramiona jest w porządku. Bo nie jest! Ale jest tak zmanipulowany. Tak bardzo ten człowiek zakrzewił w nim chore poczucie odpowiedzialności za ten świat, że On nie widzi w tym nic złego! To nie jest wiek na zgrywanie bohatera! To nie jest wiek w którym powinien myśleć jak wykorzystać Przekleństwo jakie go spotkało na korzyść jasnej strony!
Wypił resztki alkoholu I spojrzał na Joannę I zamarł. Zdecydowanie powiedział za dużo...
~oOo~
- Och Wiliam! Dobrze wyglądasz, znaczy wiesz nie wyglądałeś za dobrze po przesłuchaniu, ale tych kilka dni... Och chyba się zamknę – powiedziała bezmyślnie Joanna, a Severus miał ochotę ją przekląć, a może siebie?

- Aśka wyjdziesz w końcu?- powiedział na pozór spokojnie.

- Tak jasne. Do zobaczenia Willi- Uśmiechnęła się ciepło do chłopca czując się jak kompletna idiotka. Zmierzył ją szyderczym typowo ojcowskim spojrzeniem, od góry do dołu, a po jej ciele przebieg zimny nieprzyjemny dreszcz. „Zdecydowanie mają to w genach” pomyślała posępnie, analizując jego spojrzenie.

-Zostań!- zaczął na pozór spokojnie- Po co tyle razy się fatygować. Skoro uważasz mnie za niezrównoważonego to niech machnie różdżką zrobi te swoje testy i zabierze mnie do świętego Mungo. To wam wychodzi najlepiej! Testy, scany, cholera wie co jeszcze, tylko po to aby zdecydować, że TO ze mną jest coś nie tak, ogłupić pieprzonymi eliksirami i najlepiej uśpić.  Proszę bardzo. Nie będę stawiał oporu. Magię już mi zabrałeś, więc kolejnym krokiem będzie pewnie to!- spokój Wiliama był o wiele gorszy niż gdyby krzyczał.

- Nikt Ci nie zabrał Magii. – powiedział Severus. Modląc się, do wszystkich sił świata, aby wystarczyło mu cierpliwości do małego głąba.

- Ja to widzę inaczej!- odpowiedział chłodno.

- Widzisz to co chcesz widzieć. Joanno wyjdziesz? Chciałbym omówić poruszone tematy z Wiliamem.

- Ale co tu omawiać? Powiedziałeś co myślałeś, tylko nie sądziłeś, że ja to usłyszę. Więc już nie mamy czego rozwijać.- syknął wściekle. 

- Gdybyś zrozumiał sens mojej wypowiedzi nie byłbyś tak wkurzony!

- Och wybacz! Najwyraźniej mój umysł samobójczej,  niezrównoważonej marionetki nie przyswaja wszystkich informacji! Zastanówmy się co jest tego powodem?  Ach wiem! Zapewne  to, że odebrałeś mi magię!- wykrzyknął, zaciskając mocno ręce. Ten niby nic nieznaczący ges,  zabolał Mistrza Eliksirów. Był więcej niż pewien, że gdyby nie założone pierścienie, to jego syn w tym momencie walczyłby nie tylko słownie, ale także ze swoją magią, która chciała by się uwolnić za wszelką cenę i pozwolić chłopcu rozładować nagromadzoną frustracje. Dłonie chłopaka zaciskały się i rozluźniały. Coś co jeszcze wczoraj było dla niego naturalne dziś mu odebrano. I w takim prostym geście było to najbardziej widoczne.

- Nic ci nie odebrałem! Ona jest nadal częścią ciebie! Musisz nauczyć się na nowo ją uzewnętrzniać i kontrolować. Tyle w tym temacie. Kontrola. Tylko tego potrzebujesz!- wypowiadając te słowa Severus był boleśnie świadom, że jego cierpliwość szlak jasny trafił.

- Szkoda, że to nie jest dziedziczne! Najwyraźniej jesteś w tym Mistrzem.- kpiący ton nastolatka rozjuszył Severusa. Bo jak ma mu pomóc jak jest takim upartym osłem!

- Panowie ja wyjdę. Musicie pogadać. We dwóch, bez świadków.– Joanna pospiesznie podeszła do drzwi, ale gdy chwyciła klamkę zawahała się. Nie była pewna czy może ich zostawić. Problem impulsywnej magii Wiliama mieli rozwiązany dzięki pierścieniom, ale Joanna była więcej niż pewna, że podobne egzemplarze powinien dostać także jego ojciec. Pomimo jego szczerego przekonania, że nie ma takiej potrzeby.

Spojrzała na nich niepewnie, w końcu podejmując decyzję,  że jednak muszą to załatwić między sobą. W głowie tylko odnotowała, że Tobiasz powinien dowiedzieć się o nowej sytuacji. Byłby dobrym mediatorem dla tej dwójki. Z powstałym planem otworzyła drzwi i podskoczyła , gdy ujrzała zbliżającego się Dyrektora.

- Och Dzień Dobry Dyrektorze! – powiedziała zaskoczona, a może aby zawiadomić Severusa? Teraz, po ich krótkiej rozmowie wiedziała, że jest to ostatnia osoba, której akurat teraz  potrzebują.

- Dzień dobry! Zapewne byłaś u Wiliama. Jak się czuje nasz chłopiec? – bez zaproszenia wszedł do komnat należących do Severusa wymijając ją zgrabnym krokiem-  Och mój chłopcze jak dobrze Cię widzieć!

- Dzień dobry Dyrektorze. – opowiedział, uśmiechając się złośliwie.

- Nie spodziewałem się, że tak szybko dojdziesz do siebie. Chciałem porozmawiać z twoim ojcem. Ale skoro już jesteś na  nogach i najwyraźniej odzyskujesz siły to dobrze bo sprawa dotyczy głównie Ciebie.- powiedział dobrotliwym głosem. Krew w żyłach Severusa zawrzała. Od kiedy Albus chciał cokolwiek wyjaśniać chłopakowi? Miał do niego ważne sprawy? Ktoś z boku może i by uwierzył w dobroć i troskę staruszka, ale Severus już wiedział po co tak naprawdę tu przyszedł.

- Dyrektorze, Wiliam nie czuje się jeszcze na siłach i nie będzie z Panem rozmawiał na jakiekolwiek tematy dopóki nie wyzdrowieje.- powiedział siląc się na kulturalny ton.

- Niech go Pan nie słucha! – Chłopiec Machnął ręką lekceważąco. – Ojciec jest nadopiekuńczy. Chyba przyprawiam mu zbyt wiele zmartwień.- oparł się o fotel patrząc na ojca z uniesione brwią. Jakby chciał powiedzieć „Teraz twoja kolej. Jak odbijesz tą piłeczkę?” Severus dopiero teraz dostrzegł, że dzieciak nie ma na sobie piżamy, a dresowe spodnie i czarną koszulkę. Zmiana ubioru zaciekawiła Severusa. Co dzieciak chciał zrobić? Przyszedł do jego gabinetu najwyraźniej gotowy, ale do czego? Za pewne już się tego nie dowie.

- Trzeba przyznać, że twój ojciec nie ma czasu na odpoczynek. Miejmy nadzieję, że teraz już obydwaj zaznacie spokoju.

- Zawsze trzeba mieć nadzieję. Więc co ma Pan mi do powiedzenia? – Severus analizował postawę ciała syna. Wydawał się zrelaksowany, jakby wcale nie targały nim skrajne emocje. Zaledwie kilka minut temu zdemolował pokój w przypływie złości. A teraz? Ostoja spokoju. Jakby podwójne pierścienie wcale go nie dobijały. Musiał przyznać, że jego syn był wybitnym aktorem. I to odkrycie wcale mu się nie podobało. Dumbledore miał chyba podobne spostrzeżenia, bo milczał o kilka sekund za długo patrząc na Wiliama.

- Jak wiesz ministerstwo powierzyło mi twoją kuratele. Mają kilka warunków, które muszę spełnić. Jednym z nich jest zapewnienie wam prywatnych pokoi. Oficjalnie, pomimo tego, że wasi ojcowie są w szkole nie możecie z nimi mieszkać. Naturalnie ja Wam tego nie zabronię, ale jednak gdyby ktoś z Ministerstwa zainteresował się tym szczegółem to Wasze pokoje muszą wyglądać tak jakbyście spędzali tam czas. Przynajmniej na czas wakacji, dopóki nie zostaniecie przydzieleni.

- Brzmi to jak dobry plan Dyrektorze. Chciałbym zobaczyć ten pokój...– Severus zacisnął mocno szczęki. Co za przebiegły stary dziad! Dobrze wiedział, że dzieciak będzie wkurzony, że wykorzysta taką okazję, aby odciąć się od ojca na którego jest tak bardzo wściekły. Dyrektor wybrał idealny moment na zapoznanie chłopaka z tymi wymogami Ministerstwa. I Severus wiedział, że to nie jest przypadek.

- Och drogi chłopcze, może jutro. Daj sobie czas na odpoczynek. Obawiam się, że Pan Melyflua i Perevelly  zamęczął cię pytaniami. Są tacy ciekawscy. Jednak przyszedłem tu, aby twój ojciec wybrał kilka twoich osobistych rzeczy, aby pokój wyglądał na zamieszkały

- Nie ma potrzeby Dyrektorze. To idealny moment. Lepszego nie mógł Pan wybrać.

- Wiliam...- Jego ton głosu był za pewne zbyt mocny, ale nie mógł nic na to poradzić. Dzieciak nie mógł wyjść z jego kwater zanim nie wytłumaczy mu wszystkiego.

- Ojcze? – niewinny ton jakby nie wiedział o co chodzi.

- Wolałbym, abyś zostawił to na jutro... – czarne oczy toczyły niemy bój z zielonym spojrzeniem.

- A ja jestem bardzo ciekawy przydzielonych mi pokoi. Po co marnować czas? Dyrektorze, ma Pan coś przeciwko? – kolejne niewinne pytanie, które doprowadziło Severusa do wściekłości.

- Twój ojciec ma rację, Wiliamie. Jutro też jest dzień... Wybierzcie kilka rzeczy, skrzaty je zabiorą...- chłopak zmarszczył czoło niezadowolony. Nie taki miał plan. Chwilę milczał jakby szukał idealnej odpowiedzi, a gdy jej nie znalazł jego ramiona opadły. Severus wręcz widział jak przyjęta maska powoli się rozpada. Zielone spojrzenie spojrzało na niego z wściekłością, bezradnością, żalem i czymś czego Severus nie potrafił nazwać, ale spowodowało u niego nie przyjemny ucisk żołądka. Gdy się odezwał nie mógł uwierzyć we własne słowo.

- Idź!

Wiliam na nic więcej nie czekał. Opuścił kwatery Severusa jakby się w nich dusił. Dombledore uniósł głowę w zwycięstwie. A młodszy mężczyzna z trudem powstrzymał się przed przeklęciem go.

- Nie zabierzesz mi go...- syknął wściekle.

- Nie rozumiem o czym mówisz mój drogi. Byłbyś tak dobry i przygotował jego rzeczy? Może ich potrzebować. – powiedział ciepłym głosem.
Gdy dyrektor opuścił kwatery, szklanka, która przez cały ten czas tkwiła w silnym uścisku Snape’a roztrzaskała się o drzwi.

Wiliam podążał za Dumbledorem nawet nie słuchając jego słów. To co mówił do niego dyrektor, nie miała dla niego znaczenia. Był tak cholernie wściekły na Snape’a, że za pewne gdyby sam Voldemort dał mu możliwość uwolnienia się od ojca, to by z niej skorzystał. W głowie miał tylko jedną myśl „ nie miał prawa”. Nie miał prawa decydować za niego. Nie miał prawa odbierać mu Magii. Nie ważne co sądził, jakie miał argumenty czy powody. Snape’a nie miał najzwyczajniej do tego prawa.

Dotarli na trzecie piętro, a dyrektor podał hasło portretowi strzegącemu drzwi. To przypomniało Wiliamowi o Grubej Damie. Jak on cholernie tęsknił za Gryfindorem, ich pokojem wspólnym, za zajęciami i całym tym „normalnym” życiem. Chciałby móc ponownie zmienić się w Harrego. O ironio bycie Harrym Potterem było o wiele łatwiejsze.

Dyrektor wprowadził go do małego saloniku który przypominał pomniejszoną wersję pokoju wspólnego. Dwoje nastolatków, którzy najwyraźniej rozgrywali partyjkę szachów, spojrzeli na nich zdziwieni.

- Dzień dobry, chłopcy! Mam nadzieję, że noc minęła Wam spokojnie. Poznaliście się już, prawda? Wiliam?

- Mieliśmy tą okazję. – odezwał się. Włożył w to jedno zdanie całą pewność siebie. W tej chwili to najchętniej uciekłby z powrotem do lochów, żałując podjętej decyzji.

- Pokaże Wiliamowi jego pokój i zostawię was. Pewnie macie wiele do przegadania. – powiedział spokojnie.

Oczy nastolatków bardzo szybko przeniosły się z dyrektora na Wiliama. Ich spojrzenia od razu zostały skierowane na pierścienie. Gdy usłyszał jak obaj wciągają z zaskoczeniem powietrze, przeklął swoją głupotę. Mógł ubrać bluzę.  Jakoś je zakryć. Zakłopotany i zawstydzony wsadził obie dłonie do kieszeni spodni. Co nie wiele już mu dało. Zobaczyli je,  więc wiedzą jak bardzo bezbronny jest. Był idiotą.  Dlaczego musiał przeciwstawić się ojcu?

- Pójdziemy na górę zobaczysz pokój, jak wyjdę będziecie mieli czas porozmawiać. – powiedział dyrektor, a Wiliam mógł jedynie przytaknąć na zgodę. Zostawili dwóch nastolatków, a ich zszokowane Miny dobiły Wiliama do reszty. To tyle jeśli chodzi o ukrycie się w śród nich. Jest wyrzutkiem nawet wśród wyrzutków. To niesamowite osiągniecie. Pomyślał ironicznie. Tylko On mógł mieć takiego pecha.

Dyrektor otworzył pierwsze drzwi na lewo.

- Na przeciwko jest pokój Christophera, obok Septimusa. Jest jeszcze jeden pokój jako gabinet. Podejrzewam, że ministerstwo nie będzie ułatwiać nam zadania i co jakiś czas będą tu wpadać. Więc może się przydać. Tu masz łazienkę.- podszedł do drzwi i je uchylił.

Wiliam rozejrzał się po pokoju. Łóżko, biurko, szafa, fotel przy oknie. Było znośnie. W sumie było lepiej niż w sypialniach Gryfindoru, milion razy lepiej niż u Druslayów, ale nie tak dobrze jak w domu Tobiasza. Tam już się czuł bezpiecznie. Tu wszystko wydawało się obce.

- Potrzebujesz czegoś szczególnego? – dyrektor dotknął jego ramienia, Wiliam nie mógł nic poradzić na to, że jego ciało od razu się odsunęło.

- Mój chłopcze tak wiele przeszedłeś. – powiedział ze smutkiem

- Mogę tu zostać? Chyba musze zebrać myśli.

- Oczywiście. To twój pokój. Gdybyś czegoś potrzebował to wezwij skrzata. Poinformuję twojego ojca, aby się nie martwił.

Kolejne skinienie głową. Chciał już zostać sam i z ulgą przyjął, że dyrektor nie przeciągał tylko szybko wyszedł.

Podszedł do okna, błonia Hogwartu jak zawsze były piękne. Było by łatwiej gdyby znów mógł tak zwyczajnie rozsiąść się na trawie, rozmawiać z Ronem i Hermioną. Tak bardzo za tym tęsknił. Byli jego pierwszymi i za pewne jedynymi przyjaciółmi. Jedynymi którzy rozumieli go całkowicie. Ich strata była najgorsza.
A teraz też stracił Magię. Po raz tysięczny tego dnia spróbował rzucić zaklęcie i nic. Nawet delikatnego mrowienia w palcach. Nic jakby jej już nie było. Jakby został kompletnie sam.

Usiadł w fotelu, podwijając nogi pod brodę.  Jego myśli galopowały od jednej  do drugiej. Nie chciał ich nawet próbować uporządkować. Jedno wiedział na pewno był nikim. Magia była jedynym co w sobie lubił. Była Jego ochroną od zawsze. Chroniła go przed Dudleyem, Voldemortem, dała mu przyjaciół i wiarę że coś potrafi. W czymś był dobry. Jego magia go wyróżniała. A teraz  jej nie ma...

Jest pusty...

W pokoju pojawił się skrzat który za pomocą Magii porozkładał jego rzeczy. Choć nie były jego tak naprawdę. Kupił je Snape. Swoje rzeczy stracił praktycznie wszystkie. Nigdy ich nie odzyska.  Skrzat zapytał czy czegoś potrzebuje. Zaprzeczył, a mimo to na małym stoliku pojawił się dzbanek soku dyniowego i półmisek z owocami.

Zamknął oczy próbując nie myśleć, że nawet Skrzat ma więcej mocy niż on.

Ktoś zapukał do drzwi. Zignorował to. Chciał być sam. Upływający czas mógł stwierdzić po widoku za oknem. Nie mógł, ani nie chciał wyjąć z odrętwienia jakie go opanowało. Gdy ktoś zapukał po raz drugi domyślił się , że to pora kolacji. Nie miał ochoty na wspólny posiłek. Nie chciał aby ktokolwiek patrzył na jego dłonie. Na znak jego upodlenia.

Gdy za oknem zrobiło się ciemno w końcu wstał i poszedł do łazienki. Zamknął drzwi i usłyszał zgrzyt zamka. Drzwi się zatrzasnęły. Nie było to coś dziwnego. Wszystkie drzwi w toaletach same się zabezpieczały. Nawet nigdy nie zastanawiał się co by było gdyby zatrzasnęły się na dobre. Jednak nigdy nie był w takie sytuacji. Zawsze miał magię. Wystarczyło dotknąć klamki ręką, a zamek się odblokowywał. Teraz jej nie miał. Pierścienie blokowały jego magię. Więc i zamek się nie odsunie. Stał patrząc na klamkę niedowierzając. Dopiero po chwili stwierdził, że może jego teoria nie jest prawdziwa. Serce mu waliło Gdy dotykał klamki. Nic. Nie usłyszał charakterystycznego i tak dobrze mu znanego zgrzytu. Popchnął drzwi ramieniem, ale wiedział, że to mu nic nie da. Zatrzasnął się w toalecie. Jeśli do tej pory nie dotarł na szczyt upodlenia to teraz już na pewno go osiągnął. Ktokolwiek go stąd wypuści będzie miał ubaw po pachy.

Był jaj charłak.

A za chwilę dotarło do niego, że Filch jest charłakiem, a na pewno nigdy mu się to nie zdarzyło.

Wiec był jeszcze niżej niż charłak.

Merlinie był niemagiczny.

Był jak mugol.

Walnął kilka razy w drzwi. Jednak aż za dobrze wiedział, że nikt go nie usłyszy. Na każdą łazienkę i toaletę w Hogwardzie było rzucone zaklęcie prywatności. To dlatego łazienka Płaczącej Marty była idealnym miejscem do uwarzenia eliksiru wielosokowego. Nie dość, że duch wszystkich odstraszał, to nawet gdyby ktoś chciał ich podsłuchać to nie miał takiej możliwości.
Uderzył głową w drzwi kilkukrotnie nim w końcu osunął się po nich na zimną podłogę, patrząc bezmyślnie przed siebie.
Nawet nie był świadomy, że osłabione ciało się poddaje i usuwa się w odmęty snu.

~oOo~

Kolejny rozdział! Jak myślicie co sprawi, że Harry pogodzi się z Snapem? Czy nawiąże nic porozumienia z chłopakami?

Opinie mile widziane!

Pozdrawiam,
AJM






























Harry Potter i Przekleństwo SalazaraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz