Dziedzictwo Merlina Rozdział 76

206 11 9
                                    

Rozdział 76
Albus Dumbledore pogłaskał blady policzek nieprzytomnego chłopca.
- Ulecz go, Faweks. - poprosił swojego wiernego i najlepszego przyjaciela.
Feniks sfrunął i przysiadł na ramię łóżka nim zapłakał pozwalając by łzy leczyły ciało chłopca. Albus Dumbledore zmarszczył czoło uznając, że to chwilę zajmie. Dla pewności, że dzieciak w przypływie mocy feniksa nie zwieje wyczarował więzy na jego rękach i nogach, po czym okrył go kocem, by ewentualny niepowołany gość ich nie dostrzegł. Zszedł na dół, a dwóch zmartwionych mężczyzn spojrzało na niego z zaniepokojeniem.
- Co z chłopcem? - zapytał niższy - Nie rozumiemy dlaczego zemdlał!
- To słabe dziecko... - mruknął Dyrektor - I zaniedbane. Potrzebuję czasu i opieki. Odpowiedniej. Dziękuję, Panowie. Pozwolicie , że odprowadzę Was do kominka. Chłopiec potrzebuje spokoju i odpoczynku, a mi po dzisiejszych wydarzeniem też przyda się chwila wytchnienia. - wyznał.
- Oczywiście. Choć być może było by lepiej jakby ktoś z nas tu został? - zaproponował.
- Dziękuje, poradzimy sobie. Mam skrzaty, które zaopiekują się chłopcem w trakcie snu. To zlęknione dziecko, nie chce go przestraszyć.
Mężczyźni pokiwali ze zrozumieniem głową i odwrócili się, a ten moment Albus wybrał by posłać w ich kierunku klątwę zatrzymującą pracę serca. Odczekał kwadrans nim uznał, że nikt, ani nic nie przywróci im życia i odesłał dwóch mężczyzn przy użyciu świstokliku do zmasakrowanej wioski. Dwa ciała w tą czy w tamtą... nikt nie zauważy.
Jednak nie dane było mu delektować się ciszą, bo kominek rozpalił się, a głową Alastora pojawiła się w nim.
- Albusie! - okrzyknął oszołomiony - Nimfadora nie żyje! Opuściła pub z młodym Princem! Znaleziono jej ciało!
- A chłopiec?
- Ani śladu! Meluflua szaleje! Podobno tamci dwaj także zaginęli!
Albus Dumbledore zmarszczył czoło. On ich nie miał, a więc kto?
- Alastorze, melduj mi co wiesz. Po ataku Voldemorta jestem zbyt słaby aby Wam towarzyszyć.
- Tak, oczywiście. Odpoczywaj, Albusie. Zajmę się wszystkim. - zapewnił Alastor i zniknął.

~oOo~

- Jak śmiałeś! - Hugo przyparł Avery'ego do ściany prostym zaklęciem - Czarny Pan chyba jasno Wam polecił by sprowadzić ich tu całych... - wysyczał.
- Nasz Pan nie będzie zadowolony, gdy dowie się o Twoim zachowaniu, pupilku! - zauważył z drwiną.
Hugo zrobił dwa kroki przybliżając się do mężczyzny, a ten sapnął. Jako członek Wewnętrznego kręgu, jako zwolennik Lorda Voldemorta od ponad dwudziestu lat pamiętał swojego Pana przed zniszczeniem jego pierwotnej cielesności. Doskonale pamiętał przystojnego, doniosłego mężczyznę jakim był. A Hugo z każdym tygodniem coraz bardziej przypominał go.
Zmiany wydawały się subtelne, dla kogoś kto nie znał młodzieńca wcześniej być może nawet nie zauważalne. Jednak cechy wyglądu biologicznego ojca znikały zastępowane cechami ojca adopcyjnego. Avery do tej chwili nie zdawał sobie z tego sprawy. Czarny Pan poinformował ich o tym, że uznał i naznaczył młodego Rowlesa na swojego zastępce i Dziedzica, a tak naprawdę to była ich ostatnią deską ratunku by chłopak przeżył i zwalczył wszystkie powikłania jakie wystąpiły po Przekleństwie Salazara. Umocnienie w dziedzictwa Salazara i adopcja dała ich Panu kontrolę nad młodzieńcem. Magia Przynależności to ciekawe zagadnienie. Jednak do tej pory zmiany zewnętrzne były znikome. A teraz...
- Jesteś tylko sługą, a Twoim zadaniem jest wykonywać polecenia mojego ojca! Dowie się o Twojej niesubordynacji... - zagroził - A teraz wyjdziesz stąd i znajdziesz medyka, który go uleczy! Już! - wrzasnął.
Avery przez chwilę chciał się sprzeciwić. Przez krótką chwilę. W końcu zrezygnował. Gdy Hugo zwolnił go z magicznego uchwytu, padł na kolana na co młodzieniec zaśmiał się.
- Od teraz ile razy mnie widzisz to taką pozycje masz przyjmować. Czy to zrozumiałe? - zapytał cicho.
- Możesz o tym pomarzyć, smarkaczu.
Kolejna klątwa pojawiła się nie wiadomo skąd. Avery sapnął.
- Gdy mój syn coś mówi, to tak ma być. - zauważył Czarny Pan.
Avery zbladł zwlókł się z kolan i upadł przed swoim Panem.
- Wynoś się! I wezwij Lucjusza oraz medyka! - rozkazał Czarny Pan. -
Hugo uśmiechnął się podle, gdy mężczyzna opuścił pokój, a później spoważniał odwracając się do postaci leżącej na łożu. Ręce i nogi miał związane, a ubrania miał w dalszym ciągu brudne. Jednak w chłopaku było coś... coś co hipnotyzowało młodzieńca. Zwiesił głowę by Czarny Pan tego nie dostrzegł.
Czarny Pan długo obserwował pojmanego młodzieńca, a po chwili w trzech krokach dopadł do Hugo więżąc jego twarz w bolesnym uścisku. Sapnął oszołomiony czymś co odkrył.
- Ojcze..? - zapytał cicho.
Czarny Pan odsunął się zbliżając się do chłopca leżącego niczym kukła. W wpatrywał się w niego długo. A jego usta zaciskały się, aż bielały.
- To nie możliwe... - wyszeptał.
Jego ciało osłabło od skali odkrycia jakie właśnie dokonał.
- Ojcze! - Hugo podszedł i chwycił ramię mężczyzny by nie upadł - Jesteś osłabiony, Ojcze... - zauważył - To co uczynił Dumbledore...
- Zamilcz! - warknął - Wracaj do swoich kwater! - młodzieniec zmarszczył czoło niezadowolony.
- Panie... - sprzeciwił się zapominając się.
- Jestem Twoim ojcem! - wrzasnął - Jesteś krwią z mojej krwi! Żyjesz bo ja tego chciałem! Pamiętaj o tym!
Do celi wszedł Lucjusz Malfoy zwiesił głowę w geście szacunku.
- Zabierz go do kwater! Ma zakaz ich opuszczania - Lucjusz uniósł głowę w zdziwieniu, a Hugo otworzył usta chcąc zapytać dlaczego - W tej chwili! - wrzasnął Czarny Pan.
Lucjusz chwycił młodzieńca za ramię i wyprowadził z celi, a Lord Voldemort przyklęknął przy Septimusie. Analizował jego moce, jego struktury i z każdą mijającą minutą rozumiał coraz więcej.
- A więc to sprawiało, że nie mogłem Was zniszczyć. Moc Salazara...- sapnął oszołomiony.

Harry Potter i Przekleństwo SalazaraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz