Przekleństwo Salazara
Rozdział 3
„Dzieci mogą być naprawdę dziećmi, gdy dorośli są naprawdę dorośli”
Przerażenie i poczucie bezradności spowodowane niewiedzą co ma dalej robić krążyły w żyłach Severusa. Nie był dobry w szybkim podejmowaniu decyzji. Był naukowcem. Lubił rozwiązywać zagadki, ale poprzez tworzenie racjonalnego planu działania. Lubił też adrenalinę, ale w granicach zdrowego rozsądku. Był Ślizgonem z krwi i kości, nie idiotycznym Gryfonem, który rzuca się w wir wydarzeń i bierze to co przynosi mu los.
Jednak wszystko działo się tak szybko, tak wiele zmieniło się od wczorajszego wieczoru, gdy dostali informacje o tym, że Potter opuścił szkołę tajnym wyjściem i od godziny nie wraca. Wydawać by się mogło, że minęły dni, a nie godziny. Był pewien, że popełnił co najmniej jeden poważny błąd. Przede wszystkim nie powinien umieszczać Harry’ego w domu ojca. Jednak czy miał jakąś lepszą alternatywę?
Wszedł po cichu do pokoju w którym przebywał jego syn. Medyczka krzątała się wokół chłopca i uniosła głowę gdy go dostrzegła.
- Co z nim? – zapytał.
- Źle - padła sucha odpowiedź – Na chwilę obecną zrobiłam co mogłam. Reszta zależy od niego. Musi walczyć. – pomimo profesjonalnego tonu pozbawionego emocji, Severus zauważył, że delikatnie głaszczę dłoń chłopca - Muszę wyjść. Nie spodziewałam się czegoś takiego, kolega zastąpił mnie na parę godzin, ale to za mało. Muszę załatwić sobie wolne. Noc może być trudna. – Severus kiwnął głową – Będziesz musiał zmienić mu kroplówkę – zauważyła.
- Poradzę sobie.
- No tak, Mistrz Eliksirów zna się na wszystkim...
- Gdybym się znał to by nikt nie prosił Cię o pomoc. Za co jestem wdzięczny. - dodał w sumie sam nie wiedział dlaczego.
- Byłam dłużna przysługę Tobiaszowi. Ostrzegano mnie, że u niego spłata długu jest szalenie trudniejsza... Nie kłamano.
- Nie możesz powiedzieć nikomu o chłopcu. Czy to dług wdzięczności czy cokolwiek innego. To dziecko, w tej chwili całkowicie bezbronne, którego śmierci chce zbyt wielu.
- Złożyłam dożywotnią Przysięgę Wieczystą, to w dalszym ciągu za mało? Bierzesz mnie pod włos, bo zauważyłeś, że mnie ruszyło. Nie macie skrupułów. To co o Was mówią to najwyraźniej całą prawda...
- Och, a niby co mówią? – Zapytał drwiąco.
- Że Wasze współczucie umiera wraz z żonami. - odwróciła się zanim Severus zdążył zripostować tą idiotyczną uwagę.
Spojrzał na chłopca. Otoczonego kablami i dziwną, piszczącą aparaturą. Jego klatka piersiowa ciężko unosiła się do góry.
- Ma rację wiesz? Uwierz mi na słowo, że bycie Potterem było znacznie łatwiejsze niż to co Cię czeka jako Prince... Jaki diabeł podpuścił Cię do opuszczenia osłony?
~oOo~
Ron Weasley pociągnął z irytacją za swoje przydługie włosy.
- Merlinie, nie wytrzymam! Dlaczego nam nic nie mówią?! - wrzasnął.
Poderwał się z kanapy rozpoczynając kolejny nerwowy marsz tam i z powrotem. Hermiona była przekonana, że pod koniec dzisiejszego dnia na dywanie w pokoju wspólnym Gryfonów pojawi się wydeptana ścieżka przez najmłodszego chłopca Weasleyów. Od zaginięcie Harry’ego minęło ponad trzydzieści godzin, ale żaden nauczyciel nie puści nawet pary z ust. Za to widzieli, że po szkolnych korytarzach kręci się kilku aurorów. Czego tu szukają?
- Pod Trzema Miotłami zginęło sześć osób. Osiem zostało rannych. O tym, że Harry tam był nie ma nawet słówka. - powiedział Seamus zwijając najnowsze wydanie „Proroka”.
- Będą próbować tuszować sprawę na ile tylko się da. Dlatego nic nie mówią i nie pozwalają nam wychodzić. Nie chcą by plotki się mnożyły. A przede wszystkim by informacja o Harrym przedostała się do mediów z innego źródła niż Biuro Aurorskie. Chociaż wątpię, aby ktokolwiek się o tym dowiedział jeśli znajdą Harry’ego. Diggory chce usunięcia Dubledore’a. Uważa, że to on odpowiada za śmierć Cedrica, a zaginięcie kolejnego ucznia dało mu cały arsenał argumentów. Przynajmniej od Harry’ego się odczepią skoro Śmierciożercy ogłosili oficjalnie swój powrót. – powiedział Dean – Już nie będą robić z niego świra.
Ron zacisnął zęby wiedząc, że Dean ma rację. Ojciec chłopaka był Aurorem i Dean całkiem sporo wiedział, choć starał się nie odzywać bez potrzeby. Najwyraźniej uznał, że wtrącenie swojej opinii może pomóc zamartwiającej się grupie przyjaciół.
Harry zaginął. Minęła kolejna noc, a oni w dalszym ciągu nic nie wiedzieli. Nie wiedzieli czy go znaleźli, czy jest ranny? A może udało mu się uciec z pubu Pod Trzema Miotłami? Dlaczego zablokował przejście? Gdyby nie to, ruszyliby mu na pomoc od razu! A tak stracili za dużo czasu! Tych pytań było wiele, a odpowiedzi tak mało.
Do tego był cholernie wściekły! Na siebie i na chłopaków. Nie powinni opuszczać szkoły. Jednak wtedy, chwilę po zakończeniu meczu wydawał się to dobry pomysł. Taki zabawy, niewinny… A Harry chyba pierwszy raz od bardzo dawna się uśmiechał. To miała być tylko impreza! Nic więcej! Ich ponure rozmyślania przerwało odsunięcie się portretu. Do pokoju wspólnego weszła poważna Minerwa McGonagall. Podeszła na środek pokoju, a uczniowie śledzili jej każdy krok. Coś w jej posturze nakazywało im zachowanie spokoju.
- Proszę zawołać wszystkich – powiedziała.
Ron zmarszczył czoło. Unikała spojrzenia na niego i na Hermionę, którzy zdezorientowani szukali odpowiedzi w tej drugiej osobie. Cokolwiek chciała im powiedzieć to nie było nic dobrego.
- Pani Profesor...- zaczęła niepewnie Hermiona.
- Poczekajmy na wszystkich, Panno Granger- uciszyła ją nauczycielka.
Ron zauważył, że dłonie dziewczyny drżą. Usiadł obok niej ściskając jej lodowate, ale lekko spocone dłonie. W jakiś dziwny sposób domyślali się co opiekunka domu chce im powiedzieć. Wydawało się to nierealne, niemożliwe, a umysł nie chciał przyjmować takich myśli. Ale jednak w głębi duszy wiedzieli.
- Moi drodzy, nie ma dobrego sposobu na przekazanie tej informacji. Dlatego nie będę tego przedłużać. Dziś nad ranem wasz przyjaciel Harry Potter zmarł.
Ron ścisnął mocniej dłoń Hermiony. To nie może być prawda!
~oOo~
- Mój Panie... – Severus upadł na kolana przed Czarnym Panem wmuszając w swój umysł służalczość, odrobinę podziwu zmieszanego z własną wyższością (wątpił, by Lord Voldemort wierzył, że jest w niego bezkreśnie zapatrzony) i dość sporą dawkę zadowolenia. Manipulowanie własnymi emocjami było piekielne trudne, jednak był naturalnym oklumentą, więc ukrywanie prawdziwych uczuć i emocji za barierami umysły od dziecka przychodziło mu z łatwością. A jego ojciec dbał o to by jego syn rozwinął wrodzone umiejętności najlepiej jak to możliwe. Severus przez lata zaobserwował, że tak naprawdę ani Dumbledore, ani Voldemort nie zauważyli jak bardzo skryte są jego prawdziwe myśli i emocje.
- Wyglądasz na zmęczonego. – stwierdził Czarny Pan znad swojego biurka tonem jakby mówił, że niebo jest niebieskie, a trawa zielona.
- To były długie godziny. - odpowiedział.
- Skończyło się szybciej niż przypuszczałem. Co wymyślił nasz cudowny Albus? Co chciał uczynić, że skrócił męki chłopca?
- Chłopiec cierpiał strasznie, Panie.
- Co zrobił? – zapytał tonem nie znoszącym zwlekania.
- Chciał usunąć magiczny ślad matki poprzez zaklęcie Adopcyjne. Poprosił Molly i Artura Weasleyów by adoptowali chłopca. – Czarny Pan wybuchł gromkim śmiechem - Zaklęcie adopcyjne po Przekleństwie? Nawet ja nie byłbym tak okrutny... - zadrwił.
- W rzeczywistości, to co wydarzyło się po odbyciu rytuału adopcji było okrutne. Co nie zmienia faktu, że rytuał się powiódł i chłopak zaczął przypominać dziecko Weasleyów. Jednak jego serce nie wytrzymało takiego przeciążenia magicznego i musieliśmy podjąć próbę przywrócenia krążenia. Serce chłopca zamarło na pół godziny, ale udało mi się przywrócić jego pracę. Wówczas podano drugi eliksir.
- Intrygujące...
- W rzeczywistości takie było. W pierwszym godzinach wydawało się, że wszystko idzie ku lepszemu. Wszystkie wskaźniki pokazywały, że poczynione kroki uratują chłopca. – powiedział spokojnie beznamiętnym głosem.
- Ale umarł...
- Po dwunastu godzinach od podania drugiego eliksiru magia chłopca zaczęła zwalczać zaklęcie adopcyjne. Rdzeń Magiczny chłopca uległ całkowitemu zniszczeniu. Sześć godzin później stwierdzono obumarcie kory mózgowej. Serce przestało pracować o czwartej piętnaście. Już nie podejmowano próby ratowania.
- Och, jaka szkoda... byłby cudowną roślinką! – zachichotał Lord - Tak oto skonał ostatni Dziedzic Godryka! W szpitalnym łóżku, niczym królik doświadczalny! Nie takiej śmierci się spodziewali. Chcieli bohatera! Walczącego do ostatniej kropli krwi...
- Nie byli gotowi na taki obród sprawy. Dumbledore przygotowywał Zakon do odbicia chłopca. Ministerstwo także. Nie spodziewali się, że oddasz im chłopca, bez możliwości ratunku. To wybiło ich z tropu. Są przerażeni.
- Kiedy wydadzą oficjalne oświadczenie?
- Minister Knot nie wyraził zgody na poinformowanie opinii publicznej, że chłopiec zmarł w wyniku Przekleństwa Salazara, chce zwalić winę na niedopilnowanie ze strony Dumbledore’a i nieszczęśliwy wypadek. Naturalnie, nie sądzę, by Dyrektor milczał. W trakcie pogrzebu młodego Diggory’ego już śmiało wygłaszał opinie o Twoim powrocie, więc w tym wypadku za pewne będzie podobnie.
- Pozagryzają się bez mojej pomocy. Sami zniszczą jasną stronę! Wyśmienicie! Tego właśnie oczekiwałem! Wracaj do szkoły, mój szpiegu. Przyniosłeś mi znakomite informacje! Szczerze zazdroszczę Ci oglądania tego kabaretu z pierwszego rzędu! Dumbledore właśnie rozpoczyna drogę ku własnej zagładzie!
Severus skłonił głowę. Pierwszy raz pozwolił wypłynąć swojej prawdziwej emocji. Lord Voldemort ma rację. Albus Dumbledore upadnie. I on, Severus Snape z przyjemnością będzie to obserwować.
~oOo~
Severus rozejrzał się po Wielkiej Sali. Uczniowie w większości siedzieli w ściśniętych grupkach. Wielu miało zaczerwienione i opuchnięte oczy. Flagi domów zamienione zostały na żałobne. W historii Hogwartu chyba jeszcze nigdy nie miało miejsca by w przeciągu pół roku zginęło dwóch uczniów.
Severus po cichu liczył, że w rzeczywistości ten fenomen nie zostanie osiągnięty. Bo Harry walczył. Jego stan w dalszym ciągu był krytyczny, poziom magii zastraszająco niski, a nerki nie podjęły pracy. Ogólne wyniszczenie organizmu było ogromne. Severus nie dowierzał w wyniki badań, które przeglądał i które z godziny na godzinę były coraz gorsze. Nie wiedział czy podanie drugiej dawki eliksiru tak szybko po zdjęciu zaklęcia adopcyjnego było słuszne, być może pospieszyli się. A na pewno uzdrowiciel powinien zobaczyć chłopca dużo wcześniej. Zatrzymane toksyny wyniszczały co tylko się dało.
Do Wielkiej Sali wszedł Albus Dumbledore w towarzystwie kogoś kogo Severus się nie spodziewał. Hubertus McGonagall. Wiceminister Magii. I to by było tyle jeśli chodzi o wrogość Ministerstwa i Albusa. Po Sali przebiegł nieprzyjemny szmer.
- Proszę o ciszę! – powiedział Albus wchodząc na mównicę – W ten zimowy poranek nie sądziłem, że przyjdzie nam przekazać Wam, moi drodzy, tak okropne informacje. Jednak Lord Voldemort znany jest ze z swojego okrucieństwa. Ten potwór nie jest kimś kto jest w stanie zmienić na lepsze nasz świat. Jego jedynym celem jest szerzenie zniszczenia, strachu i śmierci! Śmierci, która odebrała nam w dniu dzisiejszym ucznia. Chłopca, którego znaliście, lubiliście, z którym uczęszczaliście na zajęcia i wiedliście plany przyszłości. Nie sądziłem, że dożyje dnia, gdy będę musiał wypowiedzieć te słowa. – Zawiesił głoś patrząc na uczniów ze smutkiem - Harry James Potter odszedł. Zapewne w waszych głowach powstaje milion pytań na które odpowiem w zaciszu mojego gabinetu, aby zachować szacunek do zmarłego. Jedyne o co Was proszę to o niepowielanie nieprawdziwych informacji, nie snucie kłamliwych czy obraźliwych przypuszczeń. Harry odszedł dzisiaj nad ranem. Po cichu, w spokoju, otoczony rodziną. Spodziewaliśmy się takiego finału tego dramatycznego zdarzenia. Dlatego zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy by ostatnie godziny życia chłopca były pełne szacunku, choć nikt nie powinien umierać w tak młodym wieku. Usiłowaliśmy odnaleźć sposób na ratunek, jednak Lord Voldemort wykorzystał okrutną truciznę! Truciznę, której nikt w dzisiejszych czasach nie byłby w stanie przeżyć i nikt przez wieki nie znalazł na nią antidotum. Harry zmarł w wyniku podania mu przez Lorda Voldemorta starożytnej mikstury zwanej Przekleństwem Salazara.
Po Sali przebiegł kolejny szmer. Ci, co urodzili się w magicznych rodzinach mieli nikłe pojęcie o Przekleństwie. Ci, co wywodzili się z czystokrwistych rodów wymieniali się swoimi spostrzeżeniami. Zapewne o tym, że krew Pottera była zbyt „brudna”. Severus uśmiechnął się kpiąco. Smarkacze nie wiedzą co plotą.
Być może i Severus by wysnuwał takie wnioski, gdyby nie fakt, że krew jego syna była jedną z najczystszych na tym świecie. Osiemnaście pokoleń! Dziewiętnaście jeśli liczyć samego Salazara, ale pokrewieństwo z założycielem szkoły było utajnione, więc oficjalnie syn Severusa może się szczycić osiemnastoma pokoleniami. A i tak spustoszenie organizmu było okropne. I tak naprawdę w dalszym ciągu nie wiedzieli czy chłopiec to przeżyje.
Według spisu Cantankresusa Notta wykonanego w 1930 roku w Magicznej Anglii było dwadzieścia osiem rodów, których rodowód był nieskalany - podobno. Severus szczerze w to wątpił, bo o ile Prince’owie i Melyflua mają magiczne drzewo genealogiczne, Blackowie gobelin, Perevelly kolekcję portretów męskich przodków, to w przypadku reszty cholera ich wie. Lord Voldemort twierdził, że jest jedynym czystokrwistym potomkiem Salazara Slytherina, co oczywiście już samo w sobie było bzdurą. A Tobiasz twierdził, że rodowód Toma Riddle’a nie jest tak nieskazitelny jakby tego chciał.
Większość nawet tych, którzy uchodzą za „czystej krwi” w rzeczywistości nie mają szans. Przekleństwo Salazara zmutowało ich krew przez wieki w tak wielkim stopniu, że nawet te dziesięć pokoleń nie sprawi, aby przeżyli. Jednak smarkacze nie mają o tym pojęcia. I będą żyć w przekonaniu, że są lepsi, bo ich krew jest nieskazitelna!
- W porozumieniu z Ministerstwem Magii ustalono, że ostatnie pożegnanie Harry’ego odbędzie się na szkolnych błoniach w piątek o godzinie dziesiątej. Trumna z ciałem zostanie przetransportowana do grobowca Potterów bez świadków, ponieważ miejsce spoczynku Potterów jest utajnione. Do tego czasu zajęcia są zawieszone. Zważając na fakt, że z całą pewnością jesteście zszokowani, Wasi rodzice zostali poinformowani, że mogą Was zabrać do domu na czas przygotowywań do pogrzebu. W tym celu muszą skontaktować się z opiekunami Waszych Domów lub osobiście że mną. Wydarzenia z soboty miały kolejne konsekwencje. Minister Magii Korneliusz Knot poddał się dymisji, a jego miejsce obejmuje jego zastępca, Wiceminister Hubertus McGonagall, który przybył tu, aby zapewnić Was, że szkoła w dalszym ciągu jest jednym z najbezpieczniejszych miejsc, a śmierć Harry’ego jest wynikiem opuszczenia przez niego osłon szkoły.
Złośliwy uśmieszek pojawił się na ustach Severusa. Jego ojciec miał rację. Zabrali Harry’ego i Dumbledore zabezpiecza tyły. Nie miał ochoty wysłuchiwać kolejnego durnego wystąpienia. Wyszedł z zamiarem wykorzystania świstoklika, aby udać się tam, gdzie naprawdę go potrzebują.
~oOo~
Wszedł do rezydencji, a w drzwiach przywitał go skrzat.
- Panie, z Paniczem jest źle... Pana Ojciec prosił by po Pana posłać, ale bariery zawiadomiły nas o Pana przybyciu. – powiedział Stworek kłaniając się nisko.
Severus ruszył biegiem do pokoju w którym przebywał jego syn. Już od progu wyczuwał tą chłodną i złowieszczą poświatę zbliżającej się śmierci. Harry umierał!
- Musimy odprawić rytuał Nadania Imienia. Teraz! – powiedział Tobiasz.
Severus zamrugał kilkukrotnie nim zorientował się, że już powzięli potrzebne do rytuału przygotowania.
- Brak przyjęcia do rodu blokuje jego magię. Tak przynajmniej sądzę. – wyjaśnił.- Jakie imię mu nadasz?
- Słucham? – zapytał Severus.
- Jak ma mieć na imię Twój syn?! – Upomniał go ojciec – Już ustaliśmy z Syriuszem, że chłopak potrzebuje obydwu dziedzictw. Syriusz jest gotów zrzec się swoich praw, reszta nie żyje. Jest ostatnim męskim potomkiem tej krwi. W trakcie Ceremonii przyjmiemy w jego imieniu Dziedzictwo Blacków.
- OSZALAŁEŚ! - wrzasnął
- To Ty wybrałeś Blackównę na matkę swego dziedzica.
- Bo mnie zmusiłeś! – Tobiasz prychnął
- Proszę Cię. Wasz kontrakt małżeński powstał tylko dlatego, że uganiałeś się za nią! Nie zgodziłbyś się na nikogo innego.
- Ich dziedzictwo jest śliskie. Lepiej by było jakbyśmy go wygasili, a nie budzili! – zauważył.
- W normalnej sytuacji bym się z tobą zgodził. - Stwierdził Syriusz - Jednak On umiera! Coś go blokuje i zabiera resztę sił do walki. To go wzmocni, a przekleństwo zablokuje zapędy czarnomagiczne.
- Możemy go uwrażliwić! Wasi przodkowie jako pierwsi zrezygnowali z Przekleństwa! Właśnie przez szaleństwo jakie ich ogarniało!
- Zrezygnowali bo za bardzo lubowali się Czarną Magią. Harry taki nie jest! A po za tym On jest w połowie Blackiem! W jego genach jest tak samo wiele szaleństwa moich dziadów co i waszych. Naznaczenie go jako mojego dziedzica z genetycznego punktu widzenia nie zmienia nic. Chodzi o magię.
- Nie używamy tego imienia! – zwróciła im uwagę uzdrowicielka, gdy aparatura zasygnalizowała zmiany w stanie zdrowia chłopca.
Severus zmarszczył czoło. Jeśli nawet wymienianie imienia pogarsza stan zdrowia chłopca to mogą mieć rację. A było znacznie gorzej niż gdy opuszczał ten pokój późną nocą. Chłopak był zlany potem, jego oddech przypominał bardziej bolesne rzężenie niż naturalną czynność, a pod oczami pojawiły się czarne okręgi. Podszedł szybko biorąc jego dłoń w rękę. Palce także zaczynały czarnieć. Uświadomił sobie z przerażeniem, że nie zwalcza trucizny. Nie ma w sobie dość mocy, aby z nią walczyć. Czy tego chce, czy nie, jego ojciec ma rację. Chłopak potrzebuje magicznego impulsu, który pobudzi jego rdzeń magiczny!
- Daj mu imię jakie wybrała Anna. Na pewno o tym rozmawialiście. Znając gust Anny to pewnie musiało być coś romantycznego, ale serio Severusie imię to akurat najmniejszy problem na głowie Ha... chłopca - wydukał Syriusz ściskając dłoń cierpiącego dzieciaka.
I Severus musiał się z nim zgodzić. W końcu przypomniał sobie wszystkie propozycje Anny. Od tych całkowicie nieakceptowalnych po te na które mógłby się zgodzić.
- Wilhelm - w końcu padła odpowiedź - Wilhelm Kasander. Jak już wykorzystujemy Dziedzictwa to niech nosi imię po jedynym porządnym przodku.
- To nie jest zbyt mądre. Imię Kasandra jest traktowane z pobożnością samego Merlina! – zauważył Tobiasz.
- Mi nadałeś imię Eksaliasza, do cholery! Jeśli ktokolwiek ma być godzien tego imienia to tylko on! – zauważył.
Tobiasz przechylił głowę przyglądając się leżącemu.
- Nawet jest do niego podobny... - Severus spojrzał na ojca ze zmęczeniem.
Także zauważył ten mały szczegół. Co prawda wołał o tym nie myśleć łudząc się, że smarkacz jest podobny do matki, ale jednak przypominał uśpioną postać z starodawnego portretu.
- Wydaje się, że to powinno go zadowolić. – potwierdził Syriusz. – Wilhelm Kasander Prince-Black
- Książę ciemności, który nigdy jej nie pozna? Ironiczne. - zakpił Severus
- Czy to teraz ma znaczenie, synu? - upomniał go Tobiasz.
Severus spojrzał na chłopca. Zdecydowanie nie miało to najmniejszego znaczenia. To były tylko nazwiska jego przodków. Nic więcej. Bez zbędnego rozdrapywania ich znaczenia. Anna pochodziła od Blacków, on od Prince’ów. Obydwa rody wywodziły się od Kasandra Prince’a.
Tyle.
Zdusił w sobie wewnętrzne zaniepokojenie. Cichy głos szeptał mu wprost do umysłu, aby się na to nie zgadzał. Musiał. Nie mieli wyjścia, ani czasu na szukanie innego sposobu na pobudzenie jego magii. To był najprostszy i najszybszy sposób! A gdy w końcu wszystkie szczegóły zostały ustalone mogli rozpocząć ceremonię. Tobiasz jako najstarszy członek rodu prowadził ceremoniał. Cztery różdżki dotknęły się nad głową chłopca.
- Zebraliśmy się dzisiaj, aby powitać nowego członka naszego rodu. Pragniemy prosić Merlina, aby obdarzył go mądrością, zdrowiem i szacunkiem dla swojego Dziedzictwa. Niech z każdym rokiem wzrasta w mocy odziedziczonej po swoich przodkach. – rozpoczął Tobiasz, który zawiesił głos patrząc na syna – Severusie jakie imię wybrałeś dla swojego syna?
- Wilhelm Kasander.
- Jako najstarszy członek Twojego rodu namaszczam Cię imieniem wybranym przez Twojego ojca. Niech wybrane imiona będą twoją chlubą i potęgą Wilhelmie Kasandrze - słaba poświata po raz pierwszy otoczyła chłopca.
- Syriuszu Auguście Black, zostałeś wybrany przez ojca tego dziecka na jego opiekuna, przyjaciela, nauczyciela i powiernika. Czy przysięgasz opiekować się tym dzieckiem, ofiarować swój czas i mądrość, aby pomóc mu wzrastać w mądrości i sile?
- Przysięgam. – cicha odpowiedź Syriusza wymogła kolejna strugę blasku.
- To dziecko jest Twym krewnym. Ostatnim z Twego rodu. Czy podtrzymujesz decyzję o namaszczeniu syna Anny Black Dziedzicem Rodu Black?
- Moje serce będzie dumne, gdy Magia Rodowego Dziedzictwa naznaczy go jako następcę. – odpowiedział - Noś z dumą nazwisko swych przodków. - kolejna struga światła.
I nagle cały niepokój jaki towarzyszył Severusowi odszedł. Anna umarła, ale ich syn żyje. I będzie żył.
- Joanno Amelio Perevelly - Severus uniósł brew ze zdziwieniem – zostałaś wybrana przez ojca tego dziecka na jego opiekunkę, przyjaciółkę, nauczycielkę i powiernika. Czy przysięgasz opiekować się tym dzieckiem, ofiarować mu swój czas, mądrość i siłę, aby pomóc mu wzrastać w mądrości I sile?
- Przysięgam – kolejna struga magicznej poświaty.
- Z woli Twego ojca z największą radością naznaczam Cię mój wnuku na następcę Rodu Prince. Bądź dumą dla mnie, swego ojca i wszystkich swych przodków noszących to nazwisko. Niech Moc Dziedzictwa Cię wzmocni i pozwoli dorastać w zdrowiu, sile i potędze. – kolejny magiczny obłok spowił ciało chłopca.
- W towarzystwie Twojego ojca i Twoich rodziców chrzestnych witamy Cię w rodzinie Wilhelmie Kasandrze Prince-Black. Bądź naszą radością, dumą i przyszłością.
Z czterech różdżek wystrzeliła ostatnia tęczowa struga światła która rozbiła się o sufit niczym fajerwerki. Promyki powoli opadały migocąc we wszystkich kolorach tęczy otaczając chłopca niczym kokon i delikatnie oświetlając jego ciało. Spektakl magicznego ceremoniału trwał chwilę, a gdy różnobarwne poświaty zaczęły znikać Severus zauważył, że napięte mięsnie twarzy chłopca złagodniały, a z mugolskiej aparatury zaczął unosić się smród spalenizny i ciemny dym.
- Cholera jasna - wrzasnęła Joanna odrywając z ciała chłopca wszystkie mugolskie urządzenia.
Severus natychmiast ruszył jej na pomoc.
- To tyle jeśli chodzi o mugolskie leczenie - zauważył Tobiasz.
Severus miał ochotę go przekląć ale nie miał czasu bo najwyraźniej obudzony Rdzeń bardzo źle reagował na mugolskie igły jakie Joanna wbiła w ciało chłopca.
- Jeśli nerki nie zaczną pracy bez tego umrze – szepnęła wyciągając cewniki – Severus wołał nie myśleć o tym, że najprawdopodobniej stracili szansę na najprostszy sposób na utrzymanie chłopca przy życiu.
Obserwował chłopca z przerażeniem, gdy wszystkie mugolskie sprzęty zostały usunięte. Stanęli nie wiedząc co robić. Użycie Eliksirów mogło jeszcze bardziej wzburzyć magię. Musieli go ustabilizować nim przejdą do uleczania.
- Wywar Żywej Śmierci - powiedział – Joanna pokręciła głową.
- Wejdzie w reakcje z toksynami. Możemy go nie wybudzić.
- SZLAG!
- Jest osłona. Co prawda dla noworodków, ale utrzymuje żądane nawilżenie, poziom tlenu, temperaturę i, co najważniejsze, stabilizuje magię. Nie rzucałam tego na nikogo w tym wieku, ale wiem, że Uzdrowiciele wykorzystują to także na starcach. Nie wywołuje sztucznej śpiączki i w dalszym ciągu trzeba dbać o potrzeby fizjologiczne, ale umożliwia podawanie eliksirów gdy ustabilizuje się bez konieczności jej zdejmowania.
Severus chwilę milczał. Wiedział o czym mówi. Zastanawiał się wiele razy co by było, gdyby Anna urodziła dziecko gdzieś indziej niż w mieszkaniu Blacka (jak do dnia wczorajszego sądził) i wiedział, że jego syn miałby szanse na ratunek gdyby urodził się w Św. Mungo. Uzdrowiciele z powodzeniem ratowali wcześniaki w ten sposób. Jednak mowa tu o nierozwiniętych magicznie i fizycznie noworodkach lub starcach, którzy nie mieli kontroli nad magią. Jak wpłynie na nastolatka, którego rdzeń będzie przechodził przez gwałtowny wzrost potencjału?
- Renibus wchodzi w ostatnią fazę ważenia. Ukończę go w ciągu godziny. – powiedział.
Rozpoczął ważenie eliksiru leczącego nerki przed wyjściem na spotkanie z Voldemortem w nadziei, że będą mogli go użyć zamiast mugolskich zamienników.
- Więc Idź. Przydałby się także przeciwbólowy, przeciwzapalny, przeciwgorączkowy, regeneracyjny.
- Pomogę Ci - zaproponował Syriusz.
Severus zmrużył oczy w poczuciu irytacji.
- Żadne z was nie opuści tego pokoju dopóki jego magia nie zaakceptuje Dziedzictwa! – warknął
- A Ty? – Syriusz najwyraźniej czuł się zagubiony w tej obcej sytuacji.
- Ja? Jestem tylko Ojcem. To nie ja władam Dziedzictwem - mruknął oschle.
Bo takie było magiczne prawo. Magia najstarszego z rodu zawsze była ważniejsza od młodszego.
- To Ty tu zostajesz. Nie wiesz kiedy wezwą Cię do szkoły, a chłopak potrzebuje Przynależności o wiele bardziej niż Dziedzictwa. Kilka porcji wskazanych Eliksirów mam na pewno. Resztę przygotuję. – mruknął Tobiasz wychodząc z pokoju.
Severus przez chwilę zastanawiał się nad konsekwencjami podjętej przez ojca decyzji. Czyżby oddawał mu pałeczkę? Rdzeń magiczny chłopca jest wrażliwy na otaczających go ludzi. Ci, którzy będą przez najbliższe godziny przy nim będą mu magicznie bliskie. Mógłby to wykorzystać, by zmanipulować reakcjami chłopca, gdy ten będzie już zdrów. Jednak zrezygnował z tej okruszyny władzy. Joanna rozpoczęła rzucanie skomplikowanej osłony. Połyskującą bańka otoczyła łóżko i Severus obserwował ją z podziwem.
W tym momencie nie sądził, że wytworzona osłona będzie im towarzyszyć miesiącami i wpłynie na chłopca bardziej niż by chcieli. Dwie doby po wypiciu przez nastolatka Przekleństwa Salazara liczyło się tylko to by chłopiec przeżył. A gdy jegooddech zaczął się uspokajać uznali, że to dobra decyzja.
~oOo~
Minęły trzy godziny od pogrzebu Pottera, gdy Severus otrzymał wezwanie. Tym razem aportował pod bramą dworu Notta, gdzie na progu już czekał na niego Averry. Severus zmarszczył czoło w niezrozumieniu.
- Co ja tu robię? - zapytał nawet nie ukrywając zdziwienia.
- Idziemy. Nie mamy czasu na wyjaśnienia. - warknął Nott ruszając przed Severusem.
Gdy zaprowadził go do jednej z sypialni Severus zamarł. Dosłownie sparaliżowało go to co zobaczył. Czterech jego uczniów zlani potem zwijało się z bólu przez co zostali związani magicznymi pasami, aby nie zrobili sobie większej krzywdy. Pod oczami mieli czarne okręgi. Severus już nawet nie czekał na wyjaśnienia tylko podszedł do pierwszego łóżka. Apollo Nott, dwunastoletni Ślizgon. Severus czuł mdłości widząc w jak agonalnym stanie jest.
- KIEDY? - warknął
- O siódmej rano. O dziesiątej podaliśmy drugą fazę Eliksiru. Ale ich stan się pogarsza! Ratuj ich! - zażądał Nott.
- Ciebie do reszty popierdoliło Nott?! Wzywaj uzdrowicieli, do kurwy nędzy! Nie mnie! - wrzasnął.
Pomimo słów zaczął oglądać dłonie dziecka, które były już poczerniałe.
- Byłeś przy Potterze, wiesz co robić!
- Jeśli nie jesteś tego świadom to Potter kurwa nie żyje! I to nie ja się nim zajmowałem! Nie tylko. Było dwóch uzdrowicieli z Munga, bo nawet Poppy nie miała pojęcia co robić.
- Severusie po co te nerwy? Krew chłopców jest czysta! Na pewno wiesz co robić.
Severus dopiero wtedy dostrzegł Voldemorta siedzącego w fotelu.
- Mój Panie! Wybacz moje rozproszenie... – ukłonił lekko głowę.
- Ratuj chłopców, Severusie.
Severus spojrzał na Czarnego Pana, później na chłopców ukrywając swoje przerażenie za osłonami umysłu. Zdjął szaty i maskę rzucając je na pobliskie krzesło. To tylko dzieci. Tylko dzieci, które umierają przez idiotyzm dorosłych. A on nie był Uzdrowicielem. Jego wiedzą o medycynie może i przekraczała podstawową wiedzę czarodziejów, ale nie był medykiem, do cholery! Zaczął sprawdzać to co wiedział, że sprawdzała Joanna, powielał jej procedury. Być może to wystarczy...
Pytanie skąd wzięli Przekleństwo Salazara cisnęło mu się na usta. Bo on uwarzył tylko jedną porcję, tą co wypił Jego syn. Skąd wzięli cztery pozostałe?
Wlał w gardła chłopców eliksir przeciwgorączkowy i przeciwbólowy. Nie był w stanie ocenić czy ich nerki też zostały uszkodzone, ale za pomocą uroku odprowadził mocz, a na końcu nad każdym z chłopców wyczarował osłonę identyczną jak nad chłopakiem.
- Panie, wybacz, nie wiem co jeszcze mogę dla nich zrobić... Poza... - Zawiesił głos, co prawda nie obawiał się Cruciatusa, jednak wątpił by smarkacze przeżyli atak mgły czarnomagicznej.
- Poza...?- zapytał Voldemort
- Wybacz za moją bezczelność, Panie, jednak obawiam się, że Twoja obecność, Twoja aura nie wpływa za dobrze na chłopców.
- Jestem tu celowo. Muszą się odwrażliwiać. – Severus zmiął w ustach kąśliwy komentarz za który z pewnością zostałby ukarany.
- Na to przyjdzie czas później, Panie. Teraz najważniejsze by ich ciała zwalczyły toksyny, które zatrzymały się w organizmie.
Czarny Pan spojrzał na niego uważnie.
- Naprawdę go ratowaliście.
- Oczywiście, że tak. Przynajmniej do czasu, kiedy rdzeń magiczny funkcjonował.
- Rozumiem! Skoro nic więcej nie jesteś w stanie zrobić, wyjdźmy. Musimy porozmawiać...
Wstał i wyszedł śledzony uważnym spojrzeniem.
Averry, Nott, Goyle i Crable uchylili głowy w geście szacunku, a Severus spojrzał na nich z odrazą. Odezwał się dopiero, gdy miał pewność, że ich Pan oddalił się.
- Jesteście kretynami! Wiecie jakie mają szansę na przeżycie?
- Ich krew jest czysta!
- I co z tego? Przekleństwo zmutowało! To ich zabije! Więc radzę ruszyć dupę i szukać uzdrowiciela co się na tym zna! A do tego czasu pilnujcie by wypłukiwali toksyny, nim uszkodzą ich mózgi.
Wyszedł z pokoju nie oglądając się za siebie. Już nie długo jego dom pożegna czterech uczniów. Przez kretynizm rodziców!
Z pomocą skrzata odnalazł Czarnego Pana w wystawnym salonie Państwa Nott.
- Przeżyją?
- Nie jestem Merlinem by to wiedzieć mój Panie. – Voldemort roześmiał się.
- Severusie... Nie kłam.
- Mój dziad twierdził, że nikt nie jest już w stanie tego przeżyć.
- Ich rodowody są czyste...
- Gdyby nie były druga faza eliksiru by ich zabiła od razu, Panie. Chłopcy są Elitą naszego społeczeństwa. Są Dziedzicami Czystej Krwi. Co do tego nie ma wątpliwości. Chodzi o same powikłania wywołane Przekleństwem. Nie jestem pewien czy ich ciała udźwigną wszystkie konsekwencje.
- Jeśli nie podołają oznacza to tyle, że nie byli godni.
- Oczywiście. – powiedział wyprutym z emocji głosem.
Zapadła chwilą ciszy. Lord Voldemort stukał palcem w fotel nim w końcu się odezwał.
- Mamy zdrajcę. - powiedział w końcu.
Serce Severusa zamarło. Wzmocnił osłony wokół umysłu, ale jego zdziwienie na pewno zostało zauważone. Merlinie, a więc wie... Zabije go w rezydencji Notta. Być może wcześniej zmusi go do próby uratowania otrutych dzieciaków. Jednak już nigdy więcej nie zobaczy swojego syna. Zostawi go na pastwę Tobiasza! Pierwszy raz w życiu czuł przerażenie.
Lord Jednak kontynuował swoją przemowę.
- Miało być ich sześciu. Przybyło czterech. Młody Ares Nott uciekł z domu dzisiejszej nocy. Zapewne udał się do Hogwartu po ratunek. Jednak jego lojalność od początku budziła moją niepewność. – powiedział.
A Severus w duchu pogratulował sam sobie. Ares był mądrym i rozsądnym chłopakiem. Mającym wiele pytań, na które Severus przez lata cierpliwie odpowiadał. Najwyraźniej ich rozmowy skutkowały tym, że chłopak nie dał się zmanipulować.
- Jednak zdrada Malfoya... - Severus uniósł głowę w szoku.
- Lucjusza? - zapytał zszokowany.
- Miał się tu zjawić razem z Draco jednak nie przybył. Zdradził...
Severusowi długo nie potrafił uwierzyć w te słowa. Szczerze węszył w tym bardziej ogromny podstęp, niż rzeczywistą prawdę.
~oOo~
- Gregory zmarł przed północą, Vincent dwie godziny później - zrelacjonował Severus beznamiętnie.
Albus spojrzał na niego z rozpaczą.
- Pan Nott i Rowle?
- Być może przeżyją. Pierwszy tydzień jest decydujący. Jednak wszyscy wiemy jakie mają szansę. Tym bardziej otoczeni Czarną Magią!
Albus pokiwał głową.
- Nawet jeśli przeżyją, wrażliwość na ciemne moce sprawi, że stracą rozum.
- Dokładnie. Jednak Czarny Pan się tym nie przejmuje. Chcę potężnych żołnierzy, nie koniecznie rozumnych.
- Jeśli przeżyją będziemy mieli poważny problem. - powiedział Albus wstając i podchodząc do okna.
- Więc pozostaje nam nadzieja, że jednak nie przeżyją... – powiedział Severus czując niesmak do samego siebie.
- Draco nie wrócił do szkoły. Wygląda na to, że Lucjusz postanowił go ukryć.
- Myślałem, że ta „zdrada” jest tylko kolejnym ruchem ze strony Voldemorta. Jednak Malfoyowie jakby zapadli się pod ziemię...
- Chociaż tyle dobrych informacji. Powinieneś pomówić z Panem Nottem.
- Nie jest bezpieczny w murach szkoły. – zauważył Severus.
- Znasz inne bezpieczne miejsce? – zapytał Dumbledore.
Severus przez chwilę milczał nim w końcu odpowiedział.
- Nie.
~oOo~
Kolejne dni były dla Snape’a prawdziwą gonitwą. Lawirował pomiędzy obowiązkami w szkole, zdawaniem relacji Voldemortowi i przygotowywaniem mikstur dla chłopca. Bo pomimo najszerszych chęci Severus nie mógł zmusić się do używania jego nowego imienia. Coś w jego głowie zaprzeczało temu.
Severus do swoich codziennych obowiązków musiał dodać zajęcia, ale i w szkole nastąpiły zmiany. Gryfoni spokornieli, a ich żal był tak szczery, że nawet Snape zaczął im pobłażać na zajęciach. Za to Ślizgoni spoglądali na siebie ze słuszną ostrożnością. Brak pięciu uczniów wszystkim dało do myślenia, chociaż według obserwacji Severusa żaden z jego uczniów nie wiedział, że Gregory i Vincent nie żyją, Draco z rodzicami się ukrywa, a najmłodszy Nott i Rowle walczą o życie. Za to Ares Nott chodził milczący w cieniach szkoły starając się nie zwracać na siebie uwagi.
Po trzech tygodniach od ogłoszenia śmierci Pottera nauczycielom udało się ukierunkować uczniów na dawne tory nauki i rywalizacji. Jednak Szkoła Magii i Czarodziejstwa Hogwart już nie była tym samym miejscem.
Gorzej było w rezydencji na wschodzie Węgier. Tam sytuacja wydawała się trwać w dalszym ciągu w zawieszeniu. Osłona stabilizowała stan chłopca, a podawane eliksiry działały znacznie słabiej niż powinny. Joanna twierdziła, że jest to wina toksyn, które bardzo powoli opuszczały organizm chłopca. Wymagał stałej kontroli, opieki i obecności któregoś z magicznych opiekunów. Bo bez nich jego stan ulegał pogorszeniu. Pomimo usilnych starań chłopiec marniał z każdym dniem. Jakby dostarczane mu posiłki były zbyt nisko kaloryczne. Więc Severus dwoił się i troił głowiąc jak ulepszyć eliksir odżywczy, który dodawali do lekkostrawnych zup, które magicznie umieszczali w żołądku. Spędzał każdy możliwy czas na wertowaniu ksiąg o Przekleństwie Jednak nigdzie nie mógł trafić na odpowiedź czy to co robią jest dobrym rozwiązaniem dla jego syna, który mimo wielu przeciwności losu wciąż żył, a to było najważniejsze.
Mijający czas pozwolił mu także na poznanie chłopca ze strony, z której raczej nie chciał być poznany, a wszystko za sprawą kufra. Albus dostarczył mu jego szkolny kufer, aby Severus wybrał kilka osobistych rzeczy, których braku nie zauważą jego przyjaciele.
W pierwszej chwili Severus czuł nie smak, że ma grzebać w osobistych rzeczach smarkacza. Jednak uznał, że chłopak być może ucieszy się z kilku osobistych pierdółek.
I tak Severus wygrzebał zbiór magicznych kart, jakąś mugolską książkę z bajkami której stan wskazywał na to, że była często używana. Albumy ze zdjęciami Potterów musiał zostawić, tak samo jak pelerynę niewidkę. Ubrania jakie posiadał były w tak fatalnym stanie, że Severus z trudem powstrzymał się przed ich spaleniem. Jednak prawdziwe „skarby” znalazł ukryte najgłębszych zakamarkach kufra. I to te skarby zmusiły Severusa do zakupu nowego kufra, postarzenia go i użycia wielu zaklęć, które sugerowałyby wścibskiej Pannie Granger, że kufer należał do chłopaka. Przerzucił tam wszystkie bezwartościowe rzeczy i oddał go Dumbledore’owi.
I dopiero wtedy zaczęła się przygoda z poznawaniem smarkacza. Na przykład odkrył, że smarkacz najwyraźniej lubił popalać mugolskie papierosy. Co z kolei mogło jakoś wyjaśniać osłabienie płuc, które wcześniej zwalali na toksyny wytworzone przez Przekleństwo! Gdy Joanna przyjrzała się temu bliżej niechętnie musiała przyznać, że chłopak od jakiegoś czasu musiał palić dość regularnie. Severus był zniesmaczony tym faktem. I nawet strzelił smarkaczowi wykład o wszystkich substancjach jakie wdychał, ale cóż mu to dało skoro chłopiec był pogrążony w głębokiej śpiączce? Jednak mugolskie używki to nie wszystko co znalazł. W skrupulatnie zabezpieczonej kieszeni kufra znalazł coś co doprowadziło Severusa do białej gorączki.
- On wiedział! Wiedział na długo przed porwaniem! - warknął rzucając kilka nowiusieńkich tomów na biurko ojca na co Tobiasz uniósł brew.
- Złamałeś w końcu zabezpieczenia? – zapytał przerzucając sporej wielkości tomy „Magii Umysłu”, „Halucynacji, Wizji, Proroctw czy Urojeń”, „Przysposobienia Magicznego” i „Eliksirów Pokrewieństwa” - Słabi autorzy jak mam być szczery - mruknął Tobiasz przeglądając pierwszą księgę.
- Tu nie o autorów chodzi, tylko o to czego szukał! Kupił pewnie to co było dostępne bez zbędnego zwracania na siebie uwagi. – sięgnął po jedną z ksiąg.
Przekartkował ją i pokazał ojcu.
- „Pieprzony Snape nie jest moim ojcem!”- odczytał nagryzmolone zdanie z rozbawieniem Tobiasz.
- Najwyraźniej w relacjach ojciec-syn w naszym rodzie w dalszym ciągu jest wszystko w porządku. Nienawiść z pogardą to solidne fundamenty do pięknej relacji!
- Przestań ze mnie kpić! – wrzasnął – Tu nie chodzi o to, czy on mnie lubi... Bo zdaje sobie sprawę, że nie!
- Zdecydowanie nie lubi. Sto powodów dla których Snape to kutas... - odczytał Tobiasz w kolejnej księdze - choć pisania po księgach trzeba go oduczyć. To bluźnierstwo! Nie jest tak źle, skończył na 99 punkcie.... - przewrócił kolejną stronę - a nie jest setny. - Severus spiorunował ojca wzrokiem - Też miałeś taką listę? – zapytał. – W sumie z zainteresowaniem bym poczytał.
- Pergaminu by brakło! – Warknął. – To nie jest ważne! Istotne za to jest, skąd smarkacz to wiedział!
- No tak. Bo na pytanie dlaczego Ci nie powiedział spisał sto powodów...
- Merlinie, skończ! – jęknął Severus nalewając alkohol do szklanki.
- Jeśli planujesz go odwiedzić to nie radzę. Aśka kazała rozszerzać osłonę o osobę, która z nim przebywa. To już piąty tydzień. Dzieciak może odwyknąć od obcych mocy w tej sterylnej bańce. Jak to dalej potrwa jego odporność będzie ujemną!
- Jego układ odpornościowy został zmiażdżony przez Przekleństwo – odstawił zirytowany szklankę.
- Jeśli nie chcesz to ja poproszę – mruknął Tobiasz – odkąd Aśka tak rzadko zagląda nie mam okazji na delektowanie się tym cudem skrzatów.
- Na dobre Ci to wyjdzie... - Burknął podając ojcu szklaneczkę.
Kiedy przeszli z wrogości do przyjaznych stosunków Severus nie wiedział. Za to zdawał sobie sprawę, że smarkacz bez Tobiasza by przepadł. Syriusz nie nadawał się kompletnie do opieki nad tak ciężko chorym dzieckiem. Co chwilę zapominał o eliksirach, o karmieniu i nawadnianiu smarkacza. O kontroli czy nerki funkcjonują już kompletnie zapominał i cały ciężar opieki spadał na Tobiasza. Bo Severus zaglądał do nich tylko w środowe popołudnia i weekendy. I to pod warunkiem, że Czarny Pan nie miał dla niego ciekawszych zajęć.
- Co do twojego pytania, wiem kto na pewno mu tego nie powiedział. Dumbledore... - kontynuował Tobiasz upijając alkohol.
- Wie, że chłopak mnie nie trawi! Mógł to wykorzystać.
- William! William Kasander Cię nie trawi. Przyzwyczajaj się. Dałem Ci wybór. Trzeba było wybrać inne imię. – Upomniał go ojciec – Gdy Ty wgapiałeś się z rządzą mordu w oczach w Syriusza, ja obserwowałem Cukierkowego Trzmiela. Był wściekły. Nie powiedziałby o Twoim ojcostwie WILLIAMOWI, gdyby od tego zależało nawet jego własne życie. Będziesz musiał uzbroić się w cierpliwość. Przyjdzie czas kiedy WILLIAM sam Ci to wyjaśni. Jednak zastanowiłbym się nad tym. – mruknął biorąc do ręki „Halucynacje, Wizję, Przepowiednie, Urojenia” - W jakim celu kupił tą księgę? Zważając na Dziedzictwo Blacków nad tym bym się głowił.
- Zaklęcie adopcyjne.
- Nie blokuje Magii Umysłu. Przejrzyj ten kufer dokładnie, albo przynieś go tu. Chłopiec szukał na coś odpowiedzi, coś co nie dawało mu spokoju. O to bym się martwił.
Severus zasępił się patrząc na księgę sfrustrowany brakiem możliwości uzyskania odpowiedzi.
- Aśka badała wczoraj potencjał. – powiedział Tobiasz.
- I?
- 680 i ciągle wzrasta.
- Merlinie... - Severus przetarł oczy.
- W tym tempie do świąt dobije to potencjału Merlinowskiego...
- Wypluj te słowa, do cholery!
- Ustal jaki miał potencjał przed Przekleństwem. Może był wysoki przed, co też nie jest dobrą opcją, ale przynajmniej będziemy mogli szacować w jakich granicach powinien zwalniać.
- Gdybym mógł już dawno bym to zrobił. Albus idzie w zaparte, że akta zniknęły, gdy zmieniliśmy jego nazwisko!
- Kłamie.
- Wiem! Ale na chwilę obecną nic nie mam! Jego szkolne akta rozmyły się, a w Mungo nikt go na oczy nigdy nie widział.
- To pozostaje nam obserwacja i stabilizowanie smarkacza. Ta bańka robi cholernie dobrą robotę.
- To trwa już za długo - mruknął.
- Wymyśl coś lepszego, skoro to Ci nie odpowiada. A teraz idź. Idę o zakład, że ten Twój kundel znów zapomniał go nakarmić.
Severus przewrócił oczami. Szczerze nie miał już sił do rozmowy z ojcem, a Black bardziej zawadzał niż pomagał. Jednak pozbyć się go nie mogli. Tylko wobec niego smarkacz miał zaufanie, a łudzili się, że wkrótce jego stan się poprawi na tyle by odzyskał w końcu świadomość.
Pokonał dwa piętra nim dotarł do pokoju chłopca. I tak jak przewidział Tobiasz, Syriusz spał niczym niemowlę na wygodnym fotelu otoczony osłoną. Severus zmiął cisnące mu się na usta przekleństwo. W zamian zaklęcia rzucił w idiotę poduszką, która leżała na małej sofie. Były Auror poderwał się rozglądając się po pomieszczeniu zdezorientowany. Dopiero po chwili zobaczył stojącego w drzwiach Severusa i potarmosił swoje przydługie włosy z zażenowaniem. Wyszedł ostrożnie z granic osłony, która błyszcząc w kolorach tęczy lekko zadrżała, ale po chwili wszystko wróciło do normy i znów stała się wręcz niewidzialna.
- Czy Ciebie do reszty Merlin opuścił?! - zapytał, a może bardziej wrzasnął zirytowany.
- Tam się nie da wysiedzieć nie zasypiając – spróbował się wytłumaczyć – Merlinie, już dawno tak twardo nie spałem. On się nigdy nie wybudzi w takich warunkach.
- On musi wyzdrowieć nim będzie gotów się wybudzić, a osłona gwarantuje mu idealne warunki do jego stanu zdrowia. I masz rację nie wyzdrowieje, jeśli ten co ma o niego dbać będzie sobie razem z nim spać! Nakarmiłeś go? Umyłeś? Oczywiście, że nie!
- Pilnowałem nawodnienia! Karmicie go co trzy godziny! Nie rób afery jak raz dostanie tą breję trochę później.
- Spada z wagi, kretynie! Poleciał dobre 9 kilo! Spójrz na niego, czy tam jest coś z czego on ma jeszcze tracić? Jego magia zużywa dwa razy więcej energii niż my jesteśmy w stanie mu dostarczać. Jego potencjał z każdym tygodniem wzrasta o sto punktów w skali Herberta. 100! U zdrowo rozwijającego się smarkacza roczny wzrost potencjału w okresie dojrzewania wynosi od 20 do 50. Łapiesz różnice? Wiesz, ile on energii przez to traci? Ile musi jej wyprodukować tylko na potrzeby swojej magii? A gdzie funkcje życiowe? Jeśli wzrost potencjału nie zmaleje on się nie wybudzi, bo zwyczjanie nie ma na to siły!
- Zaczynał od zera! Nadrabia...
- Był skrajnie wycieńczony magicznie. Do tego stopnia, że bez zewnętrznego bodźca jego rdzeń nigdy by nie podjął pracy. Jutro zaczynamy szósty tydzień, a on już ma potencjał bliski siedmiuset. Dociera to do Twojego zapchlonego umysłu? Pierwsze tygodnie nadrabiał. Teraz to Przekleństwo podkręcą jego moce. On musi jeść! Jeśli znowu poleci na wadze będziemy musieli go karmić jeszcze częściej. Dopóki się nie wybudzi nie mamy żadnych opcji na spowolnienie tego procesu. Nic, co by go nie dobiło, więc czy Ci się to podoba, czy nie musimy mu dostarczać substancji odżywczych tyle ile się da. Więc zlituj się, kretynie ostatni, nad moim ojcem i odciąż go chociaż w dzień. A jeśli nie dajesz rady to spieprzaj i chociaż nie przeszkadzaj!
- Nie zostawię go na waszą łaskę!
- No bo to my zapominamy o jego potrzebach, prawda? Ile moczu oddał odkąd mój ojciec stąd wyszedł? – zapytał złośliwie.
- Będzie zażenowany jak się zorientuje, że nawet to sprawdzamy!
- Serio? Na pewno by wołał, aby doszło ponownie do niedrożności nerek. Jest chory! Myślisz, że w Mungo czy w Skrzydle Szpitalnym wyglądało by to inaczej? Nie robimy tego z jakiś chorych pobudek. Merlinie, na cholerę ja z Tobą dyskutuje… Idź mi stąd! – warknął.
Odwrócił się do łazienki z myślą, że w pierwszej kolejności odświeży smarkacza. Osłona ogranicza im zakres zaklęć, więc muszą polegać na sobie.
- Pomogę... - mrukną Syriusz wchodząc ostrożnie w barierę rozpinając i zdejmując z chłopca koszule. Severus przez chwilę milczał zirytowany, ale w końcu przyjął pomoc.
A gdy smarkacz umyty, nakarmiony i napojony eliksirami spał ułożony na brzuchu zaczął mu czytać o konsekwencjach palenia mugolskich papierosów.
- Jak tylko się wybudzisz napiszesz o tym wypracowanie, bezczelny smarkaczu. - mruknął obserwując drobną twarz i uśmiechnął się szyderczo.
- Wiesz, sporo straciłeś. Jako Potter może i nie byłeś zbyt atrakcyjny, ale wyglądałeś jak na dorastającego młodzieńca przystało. Geny Blacka zagwarantowały Ci dziecinny wygląd na najbliższą dekadę! Możesz zapomnieć, że ktokolwiek sprzeda Ci alkohol czy te świństwa z tą dziecinną buźką. Będziesz zadowalać się czekoladowymi żabami do trzydziestki! I dobrze Ci tak, Ty mały diable...
Obserwował chłopca przez chwilę nim poczuł nieprzyjemny uścisk w żołądku. Pomimo logiki jakaś część jego umysłu żywiła nadzieję, że jeśli wkurzy chłopaka wystarczająco ten w końcu się wybudzi. A gdy to nie następowało, czuł jakby żołądek wywracał mu się na drugą stronę.
~oOo~
Minął kolejny tydzień, gdy Severus dotarł do rezydencji swojego ojca. Tym razem był milczący. W nocy dostał kolejne wezwanie od Czarnego Pana. Młody Nott zaczynał przegrywać walkę z Przekleństwem. W zasadzie wiedzieli to od kilku dni. Jednak ich Pan podjął dość ryzykowną decyzję. Zażądał od Severusa Czarciego Kryształu, był to czarno magiczny eliksir, który mógł uleczyć prawie każde schorzenie. Jednak jak wszystko miał swoją cenę i konsekwencje. Nikt nie był w stanie ocenić bezpiecznej dawki. I niestety u Pana Notta już pierwsza dawka była tą ostateczną. Chłopak zmarł, a Severus nie potrafił się otrząsnąć. Czuł się niczym kat. To jego mikstura zabiła chłopca. Co z tego, że ich ostrzegał? Zabił dziecko.
Wszedł do rezydencji i w pierwszej kolejności udał się do sypialni, której używał. Skorzystał z długiego lodowatego prysznica, jednak nawet on nie uspokoił jego rozszalałych myśli. Przekleństwo Salazara zabija bez skrupułów.
- Co się stało? – drgnął nie spodziewając się ojca w tym pokoju.
Z reguły omawiali wszystko na neutralnym gruncie jakim był gabinet jego ojca, ewentualnie salon. Obydwaj starali się nie przekraczać swoich granic prywatności.
- Skąd przypuszczenia...
- Gdyby wszystko było dobrze w pierwszej kolejności wpadłbyś jak burza wypytując skrzaty, wrzeszcząc na Syriusza, by w końcu przemaglować mnie o stan zdrowia Williama. Po czym uznałbyś, że na niczym się nie znamy i zamknąłbyś się z chłopcem w pokoju do czasu, aż nie musiałbyś udać się do szkoły. Więc, co się stało?
Severus milczał przez chwilę nim w końcu powiedział to okropne zdanie. Które nigdy nie powinno dotyczyć dwunastolatków.
- Młody Nott zmarł.
- Kiedy?
- Przed świtem. Podali Czarci Kryształ. Gorączkował od wczoraj, a eliksiry nie zbijały już temperatury.
- Zdjęli osłony?
- Uzdrowiciel, którego zwerbowali uznał to za zbędny wymysł. Bo utrudnia przepływ ciemnych mocy....
- Banda kretynów.
- Rowle sobie radzi... - mruknął Severus.
- Przytomny?
- Na granicy świadomości. Ale to nie jest śpiączka jak u naszego. Czasem nawet mówi coś z sensem.
- U Williama. Merlinie, przywyknij! Myślisz, że trwanie w odmętach świadomości jest lepsze niż śpiączka regeneracyjna?
- Nie wiem.
- Jaki potencjał ma Rowle?
- Myślisz, że to przyznają? Jednak tak jak mówiłem, jest na granicy świadomości. Nie jest w stanie świadomie używać mocy. Ale w gorszych momentach potrafi co nie co wysadzić. Próbują zmusić jego magię do uznania Voldemorta, aby założył pierścienie.
- To go zabije.
- To już nie jest mój problem. – warknął Severus.
Tobiasz zmarszczył czoło.
- A jednak śmierć Notta wybiła Cię z równowagi.
- Bo to dziecko! Rowle był w pełni świadom tego co czyni, ma szesnaście lat. Jakoś Ares wiedział, że trzeba spieprzać.
- Śmierć Apollo sprawi, że jego ojciec będzie miał czas zająć się pierworodnym. - mruknął.
- Wiem! – wrzasnął - I to doprowadza mnie do szału. Smarkacz chce być wolny. W zamian... Teraz, gdy Młodszy umarł jego ojciec nie będzie miał skrupułów.
- Wiec jesteś tego świadom i zamiast iść do szkoły by zapewnić chłopaka, że nie jest z tym sam przyszedłeś tutaj?
- Tu jest moje dziecko...
- Któremu nic nie zagraża. Jest bezpieczny i ma dobrą opiekę. Idź Severusie, nim będzie za późno.
Severus stał patrząc na ojca zimnym stanowczym wzrokiem.
- A niech Cię szlag, synu. Zrobisz z mego domu przytulisko, ale niech Ci będzie.
- Nie rozumiem o czym mówisz. – spróbował się wybronić.
- Jeśli uznasz, że nic innego nie jest bezpieczne możesz go tu sprowadzić. Myślę, że wystarczająco udowodnił, że jest godzien zaufania.
- To Ślizgon.
- No popatrz, co za niespodzianka! Lewe skrzydło jest nieużywane. Nie zbliży się do Williama, już moja w tym głowa. Idź i załatw to co konieczne. Twój syn tęskni za kolejnym wspaniałym chemicznym wykładem!
~oOo~
- Umarł... - cichy szept sprawił, że po plecach Severusa przebiegł zimny dreszcz.
- Przykro mi. – Tylko tyle był w stanie powiedzieć.
Nastolatek siedział sztywno na krześle patrząc na swojego profesora.
- Istnieje obawa, że teraz Twój ojciec będzie miał więcej czasu na opracowanie planu jak wyrwać Cię z bezpiecznych osłon szkoły.
- Zawlecze mnie przed oblicze Pana...
- Nie wykluczone... - potwierdził Severus
- Zabił mojego brata! – zimny głos i zaciśnięte w bezsilności pięści – Powinienem go zabrać! Powinien pójść ze mną! Prosiłem tłumaczyłem... Był małym kretynem!
- Nie odpowiadasz za czyny swojego ojca, chłopcze. Podjąłeś jedyną rozsądną decyzję.
- Skazałem brata na śmierć!
- Gdybyś został Apollo i tak by umarł. Ty zapewne też. Przekleństwo Salazara to podstępna mikstura. Być może Twój brat miałby szanse na przeżycie, ale nie gdy wokół niego krążyła Czarna Magią. Z jakiegoś niewyjaśnionego przez wieki powodu Salazar uwrażliwił ją na Czarną Magię. Może powodować wzrost mocy, ale ogranicza jej użycie tylko wobec jasnych czarów. A Czarny Pan tego nie chce, uważa, że jest w stanie pokonać to ograniczenie.
Ares zwiesił głowę. Milczał długo nim w końcu wstał.
- Dziękuję, że mi Pan o tym powiedział...
- Nie skończyliśmy, więc siadaj. – warknął - Tak jak mówiłem, istnieje obawa, że teraz to Ty staniesz się celem ojca. Dyrektor podziela moją opinię. W związku z tym dostaniesz propozycję, której nie będę powtarzać jeśli ją odrzucisz. Ma wiele minusów i będzie Cię kosztowało życiem w samotności do czasu uzyskania pełnoletności.
- W styczniu skończyłem szesnaście lat.
- To i tak jedenaście długich miesięcy. Jednak mogę Ci zaproponować bezpieczne miejsce. Dyrektor zgodzi się na to byś kontynuował naukę indywidualnie, po za murami szkoły. Potajemnie rzecz jasna.
- Mam przystąpić do Zakonu?- zapytał podejrzliwie.
- Zakon nie przyjmuje nieletnich, chłopcze.
- Więc gdzie jest haczyk?
- Musisz mi złożyć Wieczystą Przysięgę.
~oOo~
Była bardzo późna noc, gdy usiadł przy łóżku swojego syna. Chłopiec był w dalszym ciągu pogrążony w głębokim śnie, jednak poziom toksyn w jego organizmie powoli spadał. W tym tygodniu wzrost potencjału był niższy i Joanna wyraziła swoją nadzieję, że chłopiec powinien się niedługo wybudzić. Ale gdy tylko podjęła próbę zdjęcia osłony stan chłopca na nowo uległ pogorszeniu, więc osłona wróciła szybciej niż początkowo zniknęła.
- Najwyraźniej Twój kompleks bohatera zaczyna mi się udzielać. Nie jestem pewien, czy wyjdzie nam to na dobre...
CZYTASZ
Harry Potter i Przekleństwo Salazara
FanfictionHarry zostaje porwany i otruty przez Lorda Voldemorta. Jedynym ratunkiem jest zdjęcie zaklęcia adopcyjnego, które ujawnia, że jest synem Severusa Snapa i Anny Black, młodszej siostry Syriusza. Jak poradzi sobie z nową rzeczywistością? Czy uda mu się...