Dziedzictwo Merlina
Rozdział 49
Gdy gwar weselny ustał cały Rose Hause, który nosił swoją nazwę od wielkiego ogrodu różanego założonego przez Anna Black, umilkł.
Zszargane nerwy Severusa odrobinę się uspokoiły, gdy jego salon wrócił do swojego dawnego wyglądu. Od Weasleyów pozostali tylko Ginerwa, Molly i Ronald, gdy reszta męskiej części rodziny wróciła do swoich codziennych obowiązków. Hermiona i Neville unikali go jak ognia.
Tomas, Ksawery i Seniorzy ich Rodu próbowali wycisnąć z odprawionej Ceremonii Zaślubin tyle korzyści politycznych ile się tylko dało, przez co całe dnie spędzali na rozmowach, spotkaniach lub w Ministerialnych salach. Ich małżonki, nauczone latami żyć własnym życiem, nie wchodziły mu w drogę. Ich jedyny kontakt odbywał się w pokoju chłopców, gdzie doglądali i nadzorowali prawidłowy powrót w naturalnym tempie do zdrowia. Jedynie znudzony Aleksander jeden raz napatoczył się Severusowi pod nogi z jakimś idiotycznym żarcikiem, jednak zagoniony do pobierania śluzu ślimaka szybko przeszedł do taktyki obranej przez innych, czyli unikania Mistrza Eliksirów.
Severus po cichu wszedł do pokoju syna obserwując skuloną uśpioną postać ze zmartwieniem. Delikatnie przeczesał włosy chłopca nim spojrzał na drugie łóżko, gdzie tylko delikatny ruch kołdry świadczył o tym, że pod pierzynami śpi drugi chłopak.
- Chris poszedł do Ginny... - mruknął zadąsany Jack.
Severus uniósł głowę.
- Martwię się o niego, Profesorze.
- Mówiłem Ci byś mówił mi po imieniu, Jack. Jeszcze trzy dni i wyjadą do Hogwartu. Zamkniesz go w skrzydle na dwa dni i podreperujesz... – mruknął posępnie Severus.
- Te powroty co tydzień nie są dobre dla jego układu nerwowego...
- Wiem. Tomas z Marią też się o to martwią. Na pewno pierwszy weekend nie wchodzi w grę. Potrzebują czasu na powrót do równowagi, a Ginerwie nie stanie się krzywda. Moc Ceremoniału jest wciąż silna. A później... później zobaczymy.
Jack wypuszcza powoli powietrze najwyraźniej zadowolony z takiej odpowiedzi.
- A Septimus jak?
- Trzy ataki praktycznie pod rząd nie pozostają bez śladu. Nie sądziłem, że kiedykolwiek to powiem, ale Willi z ich trójki wypada w skanach najlepiej...
- Wolałbym byś go o tym nie informował. Jego wyniki i tak są poniżej normy. Jack... wrócę tu wieczorem. Pilnuj ich i nie zapominaj o posiłkach, ich potencjał podskoczył przez brak pierścieni u Willa. On już jakoś nauczył się funkcjonować z brakiem uczucia głodu, ale oni... I ściągnij tu Chrisa najpóźniej za godzinę. Powinien się przespać przed Wymianą.
- Po to tu jestem. - zauważa nie ukrywając niezadowolenia - Wymiana ich wyczerpuje. Wcześniej budzili się silniejsi, a teraz...
- Weszli na wyższy poziom, Jack. Byłoby łatwiej jakby chcieli mówić co właściwie pamiętają z tego stanu...
- Byłoby łatwiej jakby mówili cokolwiek. – zauważył Jack – Septimus odpowiada tylko jak musi, Chris wygląda jakby w ogóle nie przestawał się zamartwiać, a Willi zamknął się w sobie. Byłem pewien, że będzie nalegał na rozmowę z młodym Weasleyem, ale udaje jakby go tu nie było.
- Akurat to mnie uspokaja, a nie martwi.. Weasley w dalszym ciągu jest pod Subiectum. Jest nieobliczalny i tak macie go wszyscy traktować, jasne? Ślub Christophera z jego siostrą nic w tym temacie nie zmienia. Ten smarkacz wystarczająco napsuł nam krwi i nie zamierzam go tolerować w pobliżu mojego syna. Wystarczy mi, że Rada Nadzorcza Hogwardu rozpatrzyła na jego korzyść odwołanie od decyzji Minerwy…
- Nie wszystko było jego winą... – mruczy Jack
- Subiectum to nie Imperius! Nabrał dzięki niemu odwagi do działania, Jack. Nie będę ryzykować zdrowiem i życiem mojego dziecka, by wszyscy wokół mogli udawać, że nic się nie stało. Już i tak zrobiłem więcej niż chciałem i toleruje jego obecność w moim domu. Gdyby którykolwiek z chłopaków z ochrony miał co do tego wątpliwości to możesz im powtórzyć moje słowa. Ron Weasley ma zakaz przebywania sam na sam z Williamem. Nie obchodzi mnie co Will o tym myśli.
- Święte słowa, synu. – Severus spojrzał na drzwi w których stał Tobiasz - Możemy porozmawiać? – pyta cicho Tobiasz, a Severus kiwa głową.
~oOo~
Laboratorium Severusa było białe, sterylne i chłodne. Tobiasz potrzebował chwili, by odnaleźć się w tej surowej przypominającej szpital scenerii. I kolejnej, by przełknąć fakt, że uwaga Severusa była podzielona pomiędzy nim a składnikami do kolejnego eliksiru.
- Martwi mnie ich powrót do szkoły.
- Tak jak wszystkich... – mruczy Severus.
- Myślę, że powinniśmy rozważyć propozycje Jacka, by nie nocowali w dormitorium Slytherinu. Miałby ich na oku...
- To już zostało ustalone, ojcze. Nic nie zmieniamy. Mnie martwi całkiem coś innego... –oczyszczając ręce zaklęciem podchodzi do biurka, z którego unosi gazetę i czyta. - „Ceremonia Zaślubin Christophera Perevelly był pokazem nowoczesności przeplatanej tradycją. Nie milkną echa spekulacji, że to pierwsza lecz nie ostatnia uroczystość o tej skali, gdyż zarówno Ród Prince’ów, jak i Ród Melyflua mają dziedziców na wydaniu. Czyżby zapierający dech w piersiach pokaż talentów Wilhelma Prince-Blacka i Anny Melyflua był preludium rychłych zaręczyn?”
- Jeśli dowiem się, że spiskujecie z Franciszkiem o przyszłości Willa to Ci przysięgam, że nigdy więcej nie zbliżysz się do mojego syna. To dziecko, do kurwy nędzy! Nie mieszaj mu w głowie bardziej niż już ma tam popieprzone!
- Synu, chyba nie zamierzasz się ze mną kłócić przez stek bzdur w jakimś szmatławcu? Obaj doskonale zdajemy sobie sprawę zarówno ze stanu psychicznego, fizycznego jak i magicznego Williama. Nie zamierzam planować mu ślubu! Tak jak słusznie zauważyłeś, to jest jeszcze dziecko. Jednak miałbym pod kontrolą tą przyjaźń, Ksawery już robi piekło na ziemi...
- Dziwisz mu się? Znając Was możemy się spodziewać wszystkiego! Nie na darmo zawłaszczyliście sobie prawa prawne nad naszymi dziećmi! Mam Cię na oku, ojcze...
- SYNU!
- Mówię poważnie! On łaknie Twojej uwagi i akceptacji jak tlenu! Daj mu to, ale nie twórz z niego idealnej politycznej marionetki wykorzystując to! Może zbliżać się do dorosłości, ale nigdy... on nigdy nie mógł być po prostu dzieckiem... Nie zabieraj mu tego... Nie wykorzystuj jego zaufania, zapatrzenia i potrzeby posiadania rodziny! Bądź dziadkiem! Idzie Ci milion razy lepiej niż przypuszczałem, nie niszcz tego...
Tobiasz spojrzał na syna w zamyśleniu po czym kiwnął nieznacznie głową.
- Tylko jest coś o czym zapominasz synu. On i chłopcy tworzą Trójkąt Merlina. To się w nich obudziło i, jak sami mówią, prowadzi ich jak nikogo innego poza Eksaliaszem i Kasandrem. Głęboko chciałbym wierzyć w to, że ta moc chce zniszczenia Voldemorta. Jednak chyba obaj zdajemy sobie sprawę, że to nie o niego chodzi... Pokonanie Dumbledore’a będzie wyzwaniem, bo on nie morduje, nie gwałci, nie sieje terroru... Za to ma wielu zwolenników. Ta bitwa nie stoczy się gdzieś w lesie, nie będzie rozlewu krwi. Bitwa z Dumbledorem rozstrzygnie się po cichu, zapewne w Auli Ministerstwa... A chłopcy muszą być gotowi. Na to i na moment, gdy to wszystko się skończy by mieli szansę na normalne życie jako wybawcy, a nie jako uciekinierzy za zabójstwo najwybitniejszego Białego Maga...
Skorupa skorpiona pękła w zbyt silnym uścisku dłoni Severusa.
- Wiem, i to mnie przeraża.
- To już nie jest czas na przerażenie. Martwisz się. Ja też. Są młodzi... bardzo młodzi, ale gdy przyjdzie czas to będą na to gotowi. Z naszą pomocą lub bez niej. To nie ja zmieniłem Willa w pieprzonego mówcę! To wszystko dzieje się bez Nas. Oni w trakcie Wymiany Mocy poznają coś... o czym my nie mamy pojęcia. Na razie są tym przerażeni, ale w końcu to zrozumieją i zaakceptują. Nie bardzo mają inne wyjście... - podszedł do biurka i ze sterty gazet wygrzebał jedną – „„Nasza moc nas prowadzi bracia i chwała za to Merlinowi...” Liczne odniesienia do Mocy Merlina i jego Dziedzictwa w trakcie Ceremoniału pokazują jasno, że młode pokolenie arystokratów, pomimo swojego zapatrzenia w nowoczesność i świat mugoli, nie zapomina o historii i o swoich przodkach. Czyżby przygotowywali Nas na ujawnienie pradawnej, dawno zapomnianej potęgi? Czy cała prezentacja Ceremonii Zaślub to tylko PRowy zabieg w celu poprawy swojego wizerunku i akcji swoich spółek, które spadły na łeb i szyję po medialnej burzy między Prince’ami a Weasleyami?
Jakikolwiek był cel zadania sobie trudu organizacją tak potężnego przedsięwzięcia w czasach wojny jedno jest jasne. Rody Perevelly, Meluflua i Prince wychodzą ze swoich jaskiń ujawniając to, nad czym pracowali przez ostatnie dekady milczenia. Już niedługo na Ministerialnych korytarzach pojawi się trzech wyszkolonych polityków, pod pozorem pradawnego Dziedzictwa. Możemy mieć tylko nadzieję, że dobro społeczeństwa stawiają ponad swoimi pełnymi kryptami w Gringocie, bo wszystko wskazuje na to, że miejsce na ławach Wizengamotu już zarezerwowali...”
- To nie jest artykuł, który przyprawia nam zwolenników. Tak samo jak ten, w którym Dumbledore śmie twierdzić, że William był nafaszerowany eliksirami, a ich przemowy były napisane przez naszych ludzi! Merlinie, mogli się chociaż jąkać od czasu do czasu jak na nastolatków przystało!
- Willi był nafaszerowany eliksirami. Tak samo jak Chris i Septimus. Gdybyś miał okazje posłuchać całodobowego wykładu Williama o sensie Dziedzictwa Merlina i jego wpływie na społeczeństwo oraz jego roli w tym wszystkim, nie popychałbyś go do trzy minutowego przemówienia! Ostrzegałem. Sam się sobie dziwię, ale tęsknie za tym smarkaczem co nie umiał złożyć jednego sensownego zdania... - zauważa Severus.
- Dumbledore znowu podważa nasze intencje względem chłopców i letni bajzel znów się zacznie! Nigdy nie sądziłem, że moja walka o ocenę dojrzałości magicznej sprzeciwi się przeciwko mnie, ale jeśli doszłoby do sytuacji, że Dumbledore przejmie Ministerstwo, zechce wykorzystać to przeciwko Nam! Franciszek obawia się, że spróbuje zniewolić chłopaków pod swoją pieczą pod pretekstem wykorzystywania, znęcania i trucia, wmówi społeczeństwu dokładnie to, co Ronaldowi Weasleyowi. To, jak daleko im do uzyskania dojrzałości magicznej nam nie sprzyja i szczerze mówiąc też się tego obawiam. Poparcie Diggory’ego po ataku na Ministerstwo poleciało okrutnie, a jego obecność na Ceremoniale nie została odebrana tak, jak planowaliśmy.
- Uznali go za waszego pachołka. Bo tym właśnie jest, robi to co chcecie! Wystawcie w końcu Ignaciusa, póki macie poparcie Wizegmatonu, zamiast się kryć za mało znaczącymi politykami czy wnukami... – warczy Severus – Zamiast szukać im żon, zacznijcie pilnować piaskownicy, którą mieliście się zająć! – ruga go Severus.
Tobiasz zaciska mocno usta.
- A jak Twoja piaskownica? – pyta zmieniając temat, na co Severus unosi wzrok.
- Charlie z Igorem ogarniają... Jednak obawiam się o tych w szkole. Starsi mieli łatwiej, gdy moc Voldemorta była słaba, przez co zwalczenie Magii Przynależności było znacznie prostsze. – przyznaje w końcu.
- Ale nie mieli mocy Merlina na wyciagnięcie ręki. – zauważa Tobiasz - Może Ksawery ma rację i trzeba pozwolić chłopcom na samodzielne działania...
- Ja im tego na pewno nie zaproponuje!
- Wystarczy byś tylko odrobinę przymknął oko. John, Jonathan i Daniel będą mieli to pod kontrolą. Nie patrz tak! Słyszałeś słowa Magnusa. Oni potrzebują jasnego celu do jakiego dążą. Zmusimy ich do przebudzenia się z tego dziwnego depresyjnego stanu przez kontrolowany bunt. Niech myślą, że robią coś za naszymi plecami, że są w stanie przechytrzyć ochronę… Uwierzą, chłopacy tyle razy im się podłożyli, że cała trójka już zaczyna się zastanawiać po co ich tu trzymamy. Zajmijmy ich czymś. Materiał szkolny dla nich to już za mało...
- Absolutnie i stanowcze nie! To prosty przepis ku tragedii!
- Cała ta sytuacja to jedna wielka tragedia! – zgarnął jedną z gazet pokazując palcem na ruchową fotografię.
Pokazywało całą trójkę na podeście przed rozpoczęciem Ceremoniału. Usta Williama poruszyły się, zapewne coś mówiąc, na co Septimus i Christopher uśmiechnęli do siebie, a po chwili Tim poklepał Williama po plecach. Ten uśmiechnął się zakłopotany ukazując dołeczki w policzkach i przeczesał nerwowo włosy niszcząc idealną fryzurę w chaotyczny nieład.
- Są młodzi... za młodzi na to wszystko.... Mają wszystko nie mając tak naprawdę nic. I za to szczerze nienawidzę to Nasze Dziedzictwo... - mruknął Tobiasz.
Severus musiał się z nim zgodzić.
~oOo~
Ron zwinął gazetę poirytowany.
- Mówiłam byś nie czytał tych głupot - zauważyła Hermiona.
Ron spojrzał na nią poddenerwowany. Rozwinął z powrotem gazetę by odczytać.
- „Zastanawiający jest dobór pierwszej druhny. Hermiona Jean Granger od lat przykuwa uwagę społeczeństwa nie tylko nietuzinkową urodą, ale także inteligencją i osiągnięciami. Hermiona Granger jest czarownicą mugolskiego pochodzenia, a po ukradkowych spojrzeniach między nią, a Septimusem Meluflua coraz więcej osób twierdzi, że łączy ich coś znacznie poważniejszego. Czyżby status krwi przyszłych potomków Rodu Meluflua miał ulec zmianie?”
- Ron, serio? - Hermiona unosi brew – Byłeś tam, wszystko widziałeś. Nie rób scen zazdrości o idiotyczny artykuł. On się wzdrygał jak tylko musiał mnie dotknąć! - warknęła, a Ron się zmieszał.
- Miona, on zemdlał jak tylko wyprowadzili go na taras... Nawet ja nie sądze, by to „wzdryganie się” było powodowane faktem, że miał Ciebie dotknąć – zauważył, na co Hermiona przewróciła oczami.
- To była tylko taka... on serio się wzdrygał tylko wtedy jak musiał być blisko mnie... A gdyby spojrzenie mogło zabijać to już by mnie tu nie było.
Ron uniósł zadąsane spojrzenie, a Miona uciszyła jego zazdrosne pomruki pocałunkiem.
- Musimy porozmawiać z Harrym...- burknął
- Williamem, Ron. On nie jest już naszym Harrym... Wiele przeżył i… Merlinie... on po prostu do nich pasuje.
- Taaa, wyszkolili go na idealną arystokratyczną marionetkę! Miałem mdłości patrząc na to co się działo... On nigdy z własnej woli by się tak nie zachowywał. Nawet Malfoy nie jest tak obrzydliwie sztywny. A teraz Ginny jest w to uwiązana! Bill jest zapatrzony w nich jak w obrazek, Charlie spiskuje z Snapem po kryjomu, A bliźniacy podobno podpisali kontrakt z Biurem Aurorskim na urządzenia śledzące! Przekupują mi rodzinę! Zabrali kumpla, siostrę, a reszta podchodzi do tego jakby nic lepszego nie mogło ich spotkać!
- Może my źle na to patrzymy, Ron...
- Źle? Nie widzę nic dobrego z faktu, że oni pojawili się w życiu Harry’ego i mojej rodziny!
- Ron... Subiectum...
- Tu nie chodzi o Subiectum! Martwię się, Miona! Cholernie się martwię i mam obrzydliwe wrażenie, że zostaję z tym sam... – przeczesuje zirytowany swoje rude włosy.
- Nie jesteś sam. Masz mnie Ron... A co do Wiliama... nie wiem... Oni nie dopuszczą nas do niego. Dzisiaj tylko przechodziłam koło drzwi ich pokoju, a ochrona się już zmaterializowała! Ten Kameleon to jakaś porażka! Mam wrażenie, że ciągle mnie śledzą...
- Bo obserwują głównie nas, Miona. Podsłuchałem jak Aleksander psioczył do ojca, że ma dość ciągłej obserwacji. Perevelly zrugał go, że dopóki ja tu jestem to nic nie zmienią! Merlinie, jakbym był chodzącym psychopatą… To był wypadek, Miona! Ja go wcale specjalnie nie zrzuciłem z tej wieży! Ja nawet tego nie pamiętam!
- Subiectum, Ron... - wyszeptała cicho.
Rudzielec zacisnął mocno usta, by po chwili ukryć twarz w dłoniach.
~oOo~
Ginny zaśmiała się jak oddech Christophera połaskotał ją w szyję. Po chwili zmarkotniała patrząc na napiętą i sfrustrowaną twarz męża.
- Powinieneś odpocząć... – wymruczała.
- Jest w porządku, Gin. – odpowiedział sucho.
- Nie, nie jest. Prześpij się. – usta Chrisa zacisnęły się mocno.
Podniósł się na nogi uwalniając Gin z objęć.
- Magia przynależności to podstępna kreatura. Jak będę spał nie będę miał nad tym kontroli. Ojciec twierdzi, że to wina Przekleństwa i niestabilności mojej magii.
- Nie musisz mieć tego pod kontrolą, Chris. To jest coś co się dzieje... po prostu...
- Nie w moim przypadku! – burczy chodząc nerwowo po pokoju i co chwilę spoglądając na Gin niepewnie, na co dziewczyna wypuściła powoli powietrze.
- Serio, Chris, za bardzo się spinasz... To nie jest tak, że ja muszę czuć Twoją magię cały czas. Wyniszczysz siebie!
- Potrzebujesz mojej magii by to przetrwać! – mówi kilka tonów za głośno - Zlepek tego potrzebuje... – dodaje już zdecydowanie ciszej – Gin, szczerze wątpię, żebyś zdawała sobie sprawę, jak bardzo to jest ważne! Merlinie... Gin, gdyby nie magia przynależności to mnie tu pewnie by nie było! Tak samo jak Septimusa, czy chociażby Wiliama! U niego to już w ogóle był Meksyk, dlatego nosi dwa nazwiska! Myślisz, że Tobiasz zgodziłby się na to by jego Dziedzic nosił dwa nazwiska, gdyby nie zależało od tego jego życie? Nie! Magia jest ważna! I każdy gest, każda deklaracja ma znaczenie. To przez Magię Przynależności mój ojciec uczy w Hogwarcie! Moja magia potrzebowała kontaktu z jego... W sumie to pewnie dalej potrzebuje... Merlinie, ona jest tak niestabilna po tej Ceremonii, że nawet ja to czuje bez skanów Jacka i dlatego to nie idzie tak jak powinno! Wszystko pieprze... – warczy pod nosem chodząc nerwowo po pokoju.
Gin obserwuje go zastanawiając się, czy Chris zdaje sobie jeszcze sprawę z jej obecności, czy mówi to sam do siebie. W końcu zatrzymuje się patrząc na nią rozgorączkowanym spojrzeniem, a ciemne cienie pod oczami i wręcz sinawy odcień skóry na jego policzkach przerażają dziewczynę nie na żarty.
- Spróbujmy jeszcze raz Gin. To w końcu musi zaskoczyć. – mruczy cicho opadając na łóżko, a dziewczyna bez słowa pozwala mu zamknąć się w ramionach delikatnie drżąc od muśnięć jego magii i oddechu w pobliżu karku.
Kiedy wyobrażała sobie jak będą wyglądały ich pierwsze dni po ślubie, liczyła na drżenie z całkiem innego powodu niż przymuszone uzewnętrznianie magii jej małżonka. Zamknęła oczy modląc się, by Chris w końcu zrozumiał, że to nie o przymus i obowiązek w Magii Przynależności chodzi. Czuła złość na Tomasa Perevelly’ego za to, jak bardzo spieprzył sprawę w relacji z synem. Bo fakt, że żaden Perevelly nie rozumiał istoty Magii Przynależności był już dla niej oczywisty.
Gdy godzinę później Christopher wyszedł pogoniony przez jej matkę, Ginny patrzyła na Molly z rozpaczą. Kobieta wypuściła powoli powietrze.
- Chyba najwyższy czas dowiedzieć się, gdzie w tym wielkim domu jest kuchnia moja droga. – Ginny uśmiechnęła się do matki szczerym, wdzięcznym uśmiechem.
~oOo~
Septimus przystanął zdezorientowany na progu obcego mu pomieszczenia. Christopher wyglądał na tak samo oszołomionego jak on. Za to na twarzy Wiliama pojawił się błogi uśmiech.
- Cynamonki... – wyszeptał z niemalże czcią wymijając chłopaków i „kradnąc” jedną z ciepłych jeszcze bułeczek, za co oberwał ścierką po łapach od Molly.
- Najpierw obiad! - zrugała go.
Popatrzyła na chłopca z załzawionymi oczami, by po chwili, zważając na wszystkie przeżycia chłopca, ścisnąć jego dłoń nie mając śmiałości zamykać go w matczynym uścisku. Nastolatek uśmiechnął się delikatnie odgryzając kawałek jeszcze cieplej drożdżówki.
- Merlinie, nie pamiętam, kiedy jadłem coś tak dobrego... - wymruczał z uznaniem, na co Molly uśmiechnęła się łagodnie.
- Spróbujcie! Mówię Wam nigdy w życiu nie jedliście nic lepszego...- zapewnia Will sięgając po kolejną bułeczkę i rzucając ją do Septimusa.
Ten chwyta ją niepewnie oglądając ją z każdej strony, ale zachęcony reakcją Williama odgryza kawałek, by po chwili uderzyć Chrisa boleśnie w ramię.
- Ty serio urodziłeś się w szczęśliwą godzinę... - mruczy.
Chris patrzy na przyjaciół lekko zmieszany, do czasu kiedy Gin nie chwyta go za rękę i nie usadza go na wysokim krześle serwując mu pod nos wypieki matki.
- Powinnaś odpoczywać.
- Jestem w ciąży, baranie, a nie obłożnie chora. To nie wymaga dobowego leżenia. Wcinaj!
Tego przed południa kuchnia Molly Weasley zaczęła odbudowywać mosty, które wydawały się niemożliwe do odtworzenia. Gdy późnym wieczorem pewien Mistrz Eliksirów zajadał jedno z ciastek Molly przyznał, że warto było zaryzykować obrazą skrzatów.
CZYTASZ
Harry Potter i Przekleństwo Salazara
FanfictionHarry zostaje porwany i otruty przez Lorda Voldemorta. Jedynym ratunkiem jest zdjęcie zaklęcia adopcyjnego, które ujawnia, że jest synem Severusa Snapa i Anny Black, młodszej siostry Syriusza. Jak poradzi sobie z nową rzeczywistością? Czy uda mu się...