Rozdział 6

523 31 4
                                    

Od Autorki!
Witam wszystkich, którzy postanowili poświecić swój drogocenny czas na przeczytanie mojego autorskiego opowiadania. Przekleństwo Salazara powstaje od jakiegoś czasu. Jego zarys wisi na Fanfiction.net. Jednak tamto opowiadanie, które ma jedynie 200tys. Słów traktuje jako zarys do rozwinięcia tego co tu publikuje. Sytuację, relacje między bohaterami będą rozbudowane. Niektóre rozdziały zostaną pominięte ( ze względu na problem jaki powstał w rozwijaniu późniejszej akcji), ale jednak tamto opowiadanie jest grubym zarysem tego. Nie lubicie spojlerów nie czytajcie.
Nazwiska bohaterów też uległy zmianie by wpasować chłopaków w kanon Rodów czystokrwistych.
Mam nadzieję, że Wam się spodoba i dacie mi znać o swoich wrażeniach.
Pozdrawiam,
AJM

PRZEKLEŃSTWO SALAZARA
Rozdział 6
„Dziedzictwo jest trudne, składa się ze zbyt wielu nieszczęść, w których zbyt wielu ludzi odziedziczyło udziały, a nikt nie wie, jak je zainwestować i co w ogóle z nimi zrobić.”
Severus Snape cierpliwie czekał, aż dzieciak zaśnie. Powinien być wykończony dość mocno by przespać co najmniej dwie godziny. Jednak z nim nigdy nic nie było pewne. Dlatego Severus nie zamierzał opuścić pokoju.
Wielomiesięczne walka będzie przybierać teraz znacznie trudniejszy wymiar. Nie lubił się oszukiwać i łudzić się, że teraz będzie łatwiej. Bo wiedział doskonale, że to łatwiej będzie beznamiętnie mijać z każdym dniem kiedy chłopak będzie bardziej świadomy swojego ciała, mocy i sytuacji w jakiej się znalazł.
Bo szczerze mówiąc bycie synem Severusa Snape to stanowczo jego najmniejszy problem zdaniem Mistrza Eliksirów.
Przeklenstwo Salazara da im wszystkim popalić. Tego był absolutnie pewien. Bo został skonstruowany tak by wydobyć z sygnatury magicznej młodego czarodziej to co tkwiło w nim głęboko ukryte i nie zawsze dawało o sobie znać. Potęgowało moce i budziło dziedzictwo. A dziedzictwo Princeów już i bez tego miało trudną historię, a o dziedzictwie Blacków które Najwyraźniej już się w chłopcu Obudziło nie chciał nawet w tej chwili myśleć. Dar Camara było niczym innym jak możliwością porozumiewania się z duchami, które nie zaznały spokoju. I być może Severus czułby satysfakcję, że ten Przeklęty Potter nie spoczywał w pokoju tylko dręczyło go to co uczynił, gdyby nie fakt, że na drodze jego syna może stanąć znacznie więcej takich dusz, a nie wszystkie były tak spokojne i cierpliwe jak James. Bo fakt, że chłopak nie wpadł do Snape w skrajnej histerii wykrzykując, że jest jego ojcem wskazuje, że Potter był dla niego bardzo łagodny.
Severus rozsiadł się wygodnie w fotelu. Obserwował śpiącego dzieciaka. Jak wiele tajemnic jeszcze skrywał, bo to, że istniało coś jeszcze było oczywiste. W jego kufrze były jeszcze dwie nie rozbląbowane kieszenie i to co w nich było musiało być bardzo ważne dla smarkacza bo ich zabezpieczenia były bardziej skomplikowane. Nie żeby Severus nie byłby w stanie ich przełamać. Jednak brakowało mu czasu aby się nad tym pochylić , a może wcale nie chciał wiedzieć co chłopiec tam ukrył? Ten smarkacz miał bardzo wiele tajemnic o wiele za dużo jak na piętnastolatka. A teraz... Teraz będą musieli złożyć na jego ramiona jeszcze więcej.  A przecież życie szkolne też go nie oszczędzało. Odrodzenie Czarnego Pana, Atak dementorów na jego dom, drwiny rówieśników, gdy próbował uświadomić tym durniom, że Voldemort naprawdę powrócił. A to wszystko przeplatane duchem zmarłego Jamesa, który twierdzi, że wcale nie jest jego ojcem, tylko jest nim znienawidzony nauczyciel. Nie wiedział jak on to wszystko był w stanie znieść i się nie załamać. Żaden piętnastolatek nie powinien nosić takiego ciężaru.
Los był niesprawiedliwy. Był tylko dzieckiem, jego jedynym problemem powinna być praca domowa, czy przygotowanie do egzaminów. Powinien grać w Quidditch, uciekać po kryjomu ze szkoły z przyjaciółmi bez obawy, że komuś stanie się krzywda. Severus przysłuchiwał się zeznaniom chłopców po tym jak ogłosili śmierć Pottera. I widział w tych zeznaniach coś czego nawet nastolatkowie nie byli świadomi. On ich wykiwał. To nie oni podpuścili Harrego aby poszedł sam do baru po alkohol. Nie... Ten Dzieciak w imponujący sposób zmanipulował całą grupę nastolatków, aby pozostali w bezpiecznym miejscu.  Wiedział, że coś złego może się stać... Tego wszystkiego było tak dużo, że nawet Severusa zaczynała boleć głowa.
Poruszenie na łóżku wyrwało go z zamyślenia zdecydowanie za krótko spał. Cicho podszedł do łóżka najdelikatniej jak mógł uniósł głowę chłopaka i napoił go najpierw eliksirem odżywczym. Z wyrzutami sumienia sięgnął po eliksir usypiający. Jeden mały łyk powinien wystarczyć na kilka godzin spokojnego snu.
- Nie chce...- wychrypiał nastolatek czując kolejny eliksir.
- Cii tylko jeden łyk- nastolatek otworzył nieprzytomnie oczy, ale upił odrobinę mikstury. Jego oczy szybko ponownie się zamknęły.
– Czasem to rodzić musi zdecydować co jest dobre dla dziecka. – powiedział, odgarniając włosy z czoła chłopaka.
- Ale dzieci z reguły tego nie doceniają.- Severus odwrócił się do drzwi skąd dobiegł go głos Tobiasza.
- Idź coś zjeść. Ja z nim posiedzę.
- Nie potrzebuje...
- Oczywiście...- zadrwił Tobiasz.
Severus z zamyśleniem przyjrzał się ojcu. Ich konflikt sięgał bardzo daleko i pojawienie się chłopca niczego nie zmieni. Jednak smarkacz był Princem. Czy Severus tego chciał czy nie jego dziecko będzie nosić brzemię tego nazwiska. A czy na tym świecie jest ktoś kto lepiej zna wszystkie konsekwencje i pułapki ich dziedzictwa niż Tobiasz Prince? Na pewno nie... Nawet on Severus odciął się od niego jak tylko miał taką możliwość, wiec nie znał wszystkich możliwych konsekwencji. Jednak chłopcu odrzucenie dziedzictwa na pewnie nie przyjdzie z taką łatwością. Przekleństwo Salazara już o to zadba.
- O dziesiątej musi wypić eliksiry. Pasuje aby coś zjadł jeśli się wybudzi. Podłączę mu kroplówkę. Wiec jak się skończy to ją zmienisz. Uprzedziłem go o twoim istnieniu, ale mimo wszystko bądź ostrożny. Wiesz jak jest... – Tobiasz kiwnął głową przyglądając się stolikowi na którym stała cała kolekcja przeróżnych mikstur.
- Wiem. Idź odpocznij potrzebujesz snu.
- Serio? Proszę Cię nie udawaj troskliwego ojca.
- Severusie...
- Ustalmy coś raz na zawsze. Jestem ci wdzięczny za pomoc. I wiem, że zaopiekujesz się nim, w końcu to twoja krew, Ale to nic między nami nie zmienia. Nigdy Ci nie wybaczę. 
- Nie oczekuje tego.
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, aż w końcu Severus się poddał. Wyszedł z pokoju syna.
W salonie dostrzegł Syriusza pochylającego się nad jakimiś dokumentami. Przez krótka chwilę miał ochotę dowiedzieć się czym zajmuje się mężczyzna, ale szybko się pozbył ciekawości. Cokolwiek robił Black nie powinno go obchodzić. Zdecydował, że najlepiej udać się na patio. Tam przynajmniej miałby chwilę na zebranie myśli. Poprosił skrzata o przygotowanie śniadania i mocną kawę. Gdy starożytne stworzenie pomimo odesłania nie znikło spojrzał na Mgiełke z irytacja.
- Coś jeszcze? – stworzenie zmięło w dłoniach sukienkę.
- Panie Snape, Mgiełka pomyślała, że może gdy Panicz już się wybudził, może mogłabym przygotować dla niego coś pożywniejszego. Panicz jest taki chudziutki. – Severus spojrzał na skrzatkę oceniając jej intencje. Jej spojrzenie było przepełnioną troska .
- W porządku, ale niech to będzie coś lekkostrawnego. Nie chcemy, aby gorzej się poczuł. .
- Oczywiście proszę Pana!- wykrzyknęła zadowolona.
- I Mgiełko proszę abyś nie podsuwała mu słodyczy 
- Proszę Pana Mgiełka nigdy...- Severus spojrzał na nią z politowaniem. Przecież ją znał! To ona się nim zajmowała gdy był dzieckiem. Skrzatka posmutniała, ale kiwnęła głową na znak, że zrozumiała polecenie.  I Severus po raz kolejny poczuł się jak dupek.
- On jest chory Mgiełko, bardzo chory. Musimy rozsądnie podejść do tego co je i pije, aby eliksiry uzyskiwały jak najlepsze efekty. Ale myślę, że za jakiś czas na pewno ucieszy się z kilku czekoladowych żab.
Skrzatka poweselała i znikła obiecując, że będzie przygotowywać same zdrowe rzeczy dla jej panicza! Gdy kilka minut później przed Severusem pojawiło się śniadanie, zaśmiał się gdy zobaczył, ze na małym talerzyku obok kawy  leżą jego ulubione łakocie.
- Mogę Ci zająć chwilę? – spytał Syriusz, gdy Severus kończył popijać kawę.
- Siadaj – wskazał na wolny fotel.
- I jak z nim?
- Wiedziałbyś jakbyś pofatygował się na górę.- warknął-  Wygląda na to, że w końcu wychodzi na prostą.
- Trzeba będzie mu powiedzieć...
- Na pewno sporo już wie, sporo się domyśla. Na resztę przyjdzie lepszy czas.
- Oh...
- O co chodzi Black? – spytał widząc, że czarodziej nerwowo szarpie skraj koszuli.
-  Dumbledore przed chwilą fiukał.
- Wykrztuś to z siebie zanim moja cierpliwość do ciebie się skończy
- W nocy był atak na dom Longbottonów. Neville przeżył tylko dlatego, że nocował u Weslayów, jego babka nie miała tyle szczęścia.
- Czystki ciąg dalszy?
- Ale to nie wszystko. – Syriusz wziął głębszy wdech. Syriusz wyjął z kieszeni pergamin rozwijając go na blacie.-Lista urodzonych 31 lipca 1980 roku będzie upubliczniona w dzisiejszych numerze Proroka. To kopia, którą przekazał mi Dumbledore. To cały rocznik z 1980 urodziło się w Wielkiej Brytanii 32 dziewczynki i 36 chłopców z magicznymi zdolnościami. Z czego aż 8 jednego dnia. Syriusz wskazał palcem datę 31 lipca. Severus pochylił się nad pergaminem odczytując nazwiska.
31.07.1980 godzina  3.46 Neville  Fryderyk Longbotton – Szkoła Magii i Czarodziejstwa Hogward
31.07.1980 godzina  5.32 Mattias Harold Smith- Instytucji Magii Durmstrang 《Zmarł》
31.07.1980 godzina 8.15 Harold James Potter- Szkoła Magii I Czarodziejstwa Hogward 《Zmarł》
31.07.1980 godzina 10.24 Christopher Igor Brian Perevelly – Edukacja domowa

31.07. 1980 godzina 12.39 Ignacy Ksawery McCartney- Instytut Magii Durmstrang 《Zmarł》

31.07. 1980 godzina 13.02 Wilhelm Kasander Price-Black - Edukacja domowa

31.07.1980 godzina 16.15 Damien Teodor Lucjusz Parkinson – Instytut Magii Durmstrang 《Zmarł》

31.07.1980 godzina 19.46 Septimus Georg Melyflua – Edukacja domowa

- Każde dziecko urodzone na terenie Wielkiej Brytanii z automatu jest przypisywane do Hogwardu, jeśli rodzice podejmują decyzję o innej formie edukacji lista sama się aktualizuje. Dlatego dziecko Jamesa I Lily i jest zapisane do Hogwardu. Całe szczęście, że w spisie nie ma daty zgonu. I całe szczęście, że przeprowadziliśmy Ceremonię Nadania Imienia tak szybko.
Severus przyglądał się spisowi i przypomniał sobie rozmowę z Dumbledorem. Wtedy wydawało mu się, że to zwykła rozmowa 
„– A co z szkołą Severusie. Zapiszesz chłopca do Hagwardu? – zapytał niewinnie Dumbledore
– Albusie on jest w śpiączce! Nie wiadomo co będzie dalej, a ty pytasz się o to gdzie zapisze go do szkoły?
– To wydaje się ważnym pytaniem. Jego rocznik zdaje w tym roku SUMy.
– oh na Merlina to najwyżej napisze je w domu! O ile w ogóle będzie w stanie!- Warknął podirytowany
– Naturalnie rozumiem twoją decyzję.”

To była ich luźna rozmowa, tak wydawało się wówczas Severusowi. Ale mimo wszystko to była rozmowa rodzica z Dyrektorem szkoły! A Dumbledore poprowadził ją w taki sposób, że najwyraźniej pergamin uznał ją za wiążącą.
Severus mimowolnie stuknął palcem w listę gdzie uwidoczniono imię zmarłego Pottera.
- Zdajesz sobie sprawę, że ta lista przypieczętowuje mój wniosek, że Dumbledore od początku wiedział kim jest Harry? I nawet, gdy go przyniosłem nie planował tego ujawnić. -powiedział spokojnie.
- Wiem... Wypłyniecie tej listy też nie jest przypadkowe. Ministerstwo jakimś cudem to utajniło najwyraźniej zależało im na poufności w związku z porozumieniem z Wami. Wkurzył się, że dogadujecie się za jego plecami...
- Wkurzony Dumbledore to o wiele większy problem niż sam Voldemort. Choć do tamtego na pewno już dotarły informacje, że mój syn żyje....
Dalsze wywody Severusa zostały przerwane przez pojawienie się Mgiełki.
- Panie, panicz. Szybko – skrzatka była tak spanikowana, że obydwaj zerwali się i czym prędzej pobiegli do pokoju chłopca. Drzwi do pokoju wydawały się zabarykadowane i Severus musiał użyć bardzo silnego zaklęcia zanim udało mu się je wywarzyć. To co zobaczył gdy w końcu udało mu się wedrzeć do pokoju zmroziło go. Tobiasz został magicznie przygwożdżony do ściany i najwyraźniej się dusił. Za to Harry leżał na podłodze z uniesione prawa dłonią. Pot z niego ściekał i ciężko łapał oddech.
- Harry! – wrzasnął, ale to nie rozproszyło dzieciaka.
- Wiliam! Synu- powoli zaczął do niego podchodzić. – Wiliam spójrz na mnie!- Gdy w końcu podszedł wystarczająco blisko złapał dłoń chłopaka w swoją własną. Poczuł jakby dotknął żywego ognia. Ale wiedział, że musi wyrwać chłopca z paniki która najwyraźniej nim zapanowała.
- Synu on nie chciał cię skrzywdzić. Jesteś bezpieczny. To twój dziadek nie zrobiłby Ci krzywdy! Rozmawialiśmy o tym! – dopiero po tych słowach Severus usłyszał jak ciało jego ojca opada z hukiem na ziemię. Z gardła chłopca wydarł się przerażający szloch, przygarnął go do swojej piersi, zapewniając go, że jest przy nim i jest bezpieczny. Trwali w tym uścisku, aż ciało chłopca się odprężyło I zapadło w sen. Severus dopiero wtedy spojrzał na ojca. Black w tym czasie już pomógł mu usiąść na fotelu.
- Co się stało? – zapytał Tobiasza
- Podawałem mu eliksir, wybudził się w trakcie i grzmotnął mną o ścianę.
- Wystraszył się. Kurwa mogłem o tym pomyśleć.
- Podawałem mu już eliksiry.
- Raczej nie był wtedy świadomy co i kto w niego wlewa. Byłem pewien, że po eliksirze usypiającym pośpi chociaż do południa. Nic Ci się nie stało?
- Przeżyje. On rzucił zaklęcie bez różdżki! Wiesz co to oznacza?
- Przypadek!  Dzika magia. Spanikował– zaprzeczył Severus. Tobiasz zaśmiał się.
- Naprawdę w to wierzysz? To nie był przypadkowy wybuch Magii, gdyby tak było wszystko dookoła mnie by roztrzaskał. To było precyzyjne „Alarte Ascendare”.  Bez różdżki i bez głośnego wypowiedzenia zaklęcia.
- Nie możliwe! – Zawołał Syriusz.
- Przekleństwo Salazara nie odpuści nie ważne jak bardzo będziemy go wyczerpywać najwyraźniej działa to o wiele krócej niż powinno- skomentował Tobiasz.
Severus oparł głowę o ścianę zamykając oczy w sumie dlaczego czuł się tak zaskoczony? Z tym smarkaczem nic nigdy nie było proste! Tobiasz z trudem wstał z fotela I podał Severusowi maseczkę z tlenem. Ten dopiero po chwili uświadomił sobie, że chłopiec rzeczywiście bardzo ciężko łapie oddech.
Syriusz naszykował kąpiel dla chłopca. To był jedyny rozsądny sposób na rozmasowanie nadwyrężonych mięśni i zmycie krwi jaką się ubabrał wyrywając sobie igłę z ręki
- Nie pozwalasz nam się nudzić – stwierdził przytrzymując ciało chłopca. Syriusz w tym czasie zamienił maskę tlenową na wąsy i przez chwilę stał nie wiedząc co z sobą zrobić. Severus przewrócił oczami na to zachowanie i w końcu kazał mu wyjść.
- Przepraszam- padła odpowiedź. Oczy chłopca były w dalszym ciągu zamknięte.
- Długo już jesteś przytomny?
- Chwilę, dobrze mi tu. Chyba powinienem być zawstydzony, że Pan mnie myje.
- Robiłem to już wiele razy. Więc schowaj swoją dumę do kieszeni.
- Chyba nie mam wyjścia.- Severus mimo słów chłopca rzucił na niego delikatne zaklęcie tak, aby nie zapadł się pod wodę bo z całą pewnością nie był w stanie samodzielnie usiąść , ale pod wpływem zaklęcia woda dalej obmywała jego ciało. Co innego było mycie nieprzytomnego i niczego nieświadomego dzieciaka, a co innego jak ten był świadomy. Przywołał dla siebie krzesło.
- Wystraszyłem się. Przepraszam.
- Nie powinieneś przepraszać za odpowiedni odruch.  To moja wina. Powinienem przemyśleć to zanim was zostawiłem samych.
- To naprawdę mój dziadek?
- Niestety nie ma co do tego wątpliwości. – chłopak uniósł powieki z zaciekawieniem.
- Nie lubisz go...
- To już ustaliliśmy, prawda? Podobno to nasza domena rodzinna. Żaden ojciec nie dogaduje się z synem. Jeszcze nie było przypadku by w naszym rodzie relacje ojciec-syn były normalne... – mruknął – jednak mówię to z całą świadomością nie skrzywdzi Cię. Nie musisz się go obawiać. Nasze zatargi niech pozostaną między nami. Ciebie to nie dotyczy...
- Chyba już nic nie rozumiem...- powiedział zamykając ponownie oczy. Chwilę milczeli nim chłopak ponownie się odezwał.
- Woda nie stygnie...
- Rzuciłem na nią zaklęcie termostatyczne.
- Oczywiste!
- Gdybyś wychował się w rodzinie czarodziejów nie dziwiło by cię to.
- Ale wychowali mnie mugole.
- Będziemy musieli popracować nad tymi brakami.
- A więc nie lubisz swojego ojca, ale ufasz mu na tyle aby powiedzieć mu, że twój syn przez ostatnie lata był Potterem? Czy to kim byłem jest tajemnicą?
- Wie o wszystkim. I tak ufam mu, wiem że zrobi wszystko co konieczne aby cię ochronić.
- Jakoś nie podoba mi się to zapewnienie. Nie mógłby być zwykłym dziadkiem? No wiesz takim co rozpieszcza swoje wnuki i podsuwa im słodycze bez zgody rodziców.  – Severus zaśmiał się wyobrażając sobie Tobiasza w takiej roli.
- Wydaje się, że to nie ten typ.
- Szkoda.
- Chcesz już wyjść?
- Jeszcze chwilę. – nastolatek znowy zmierzyłem go wzrokiem.
- O co chodzi chłopce.
- Zmieniłeś mi imię...- powiedział w końcu.
- Musieliśmy. Magia rządzi się swoimi prawami. Jeśli będziesz chciał możesz je zmienić ponownie. Za jakiś czas... Na razie wystarczy nam zawirowań magicznych wokół ciebie ok?
- Wiliam... – wyszeptał- Możesz tak do mnie mówić. Nawet podoba mi się to imię. I chyba obaj musimy do niego przywyknąć.
- Anna je wybrała. – Tego już chłopak nie skomentował. Za to wpatrywał się zawzięcie w sufit. Severus przewrócił oczami nim się odezwał
- Szczerze wątpię aby sufit odpowiedział na pytania jakie najwyraźniej nie dają ci spokoju.
- a twoja mama?
- Tu się nic nie zmienia. Nie żyje. Zmarła krótko po moim urodzeniu.
- oh przykro mi.
- Nie ma potrzeby. Nie znałem jej.
- Ja też nie znałem Lily i Jamesa a jednak mi ich brakowało. 
- Ja miałem ojca i skrzaty które się mną opiekowały.  Chyba nie odczuwałem aż tak jej braku.
- Ale nie lubisz swojego ojca.
- To już całkiem inna historia. Jak byłem mały  był całkiem przyzwoitym ojcem.
- To powiesz mi co takiego zrobił, że przestałeś go lubić? – Severus milczał dłuższą chwilę nim się odezwał.
- Zmusił mnie do małżeństwa z twoja matką.
- Oh czyli jej nie kochałeś.
- Nasze małżeństwo było zaaranżowane. To był magiczny układ czystokrwistych rodów. Ani Ja, ani Anna nie mieliśmy wyboru, gdy nasi rodzice podpisali kontrakt. To jest powodem dla którego przestałem szanować mojego ojca. Odebrali nam szanse na podjęcie własnej decyzji. Potraktowali jak konie rozpłodowe, których jedynym celem miało być poczęcie czysto krwistego Dziedzica. Mając taka świadomość raczej nie myślisz o miłości. 
- Nie brzmi to najlepiej.
- Raczej nie. Ale zanim zaczniesz się zamartwiać  czy wmawiać sobie jakieś niestworzone historie o swoim poczęciu czy co tam ten twój barwny umysł mógłby wymyślić, musisz wiedzieć, że byliśmy przyjaciółmi. Znaliśmy się od dziecka, przyjaźniliśmy. W normalnych warunkach zawarcie małżeństwa nie byłoby taka straszną perspektywą. Chodziło tylko o brak szacunku naszych rodziców do nas. Zawsze uważałem, że ojciec traktuje mnie jak równego sobie. Od dziecka pozwalał podejmować własne decyzję nawet jak wiedział, że popełniam błąd nie interweniował. A w tej jednej kwestii potraktował mnie jak gówniarza którego zdanie się nie liczy.
- Obraziłeś się na niego!
- Nie, to nie była zwykła obraza. On nie uszanował mojego prawa do wyboru. Takich rzeczy się nie wybacza. Podpisał za mnie magiczny kontrakt. Który to ja musiałem spełnić. Gdybym nie poślubił Anny to ona by najbardziej na tym ucierpiała. Społeczeństwo by ją wykluczyło. Uznali by, że nie jest wystarczająco dobra dla mnie. Nikt nie mógłby się z nią związać. Nigdy nie mogła by urodzić dziecka innego mężczyzny. To ona najbardziej ucierpiała przez ten kontrakt. Ja mogłem go odrzucić bez większych konsekwencji. Wystarczyło, abym wyznał, że nie chce jej za żonę. Mój status społeczny był wyższy niż jej. Mógłbym wybrać inna kobietę i z nią się związać. Anna nie. To nie było fair wobec niej.
- Więc ją poślubiłeś i spłodziłeś Dziedzica.
- Oh nie, zrobiłem coś o wiele gorszego w mniemaniu twojego dziadka. Przyjąłem Mroczny Znak, Wyrzekłem się nazwiska i dopiero wtedy poślubiłem twoja matkę. Ciebie w planach nie było. Przypadek- mruknął, a Harry cicho wymamrotał „O fuuuj”  Przez co Severus cicho się zaśmiał.
- Twoja mama bardzo chciała mieć dziecko...- powiedział w końcu.
- Ale Ty nie...
- Przyzwyczajałem się do tej myśli. Nie bardzo miałem jak ignorować rosnący brzuch Anny i jej trajkotanie o wyprawce... Nie porzuciłbym Cię. – mruknął poważnie. Harry a raczej Wiliam zagryzł wargę zamykając oczy.
- Jesteś zmęczony... Musisz odpocząć. – powiedział stanowczo podnosząc się z krzesła. Chłopak zazgrzytał zębami w irytacji.
- Dlaczego Potterowie mnie adoptowali? Musiał być jakiś powód...- powiedział cicho.
- To nie będzie krótka historia. Najpierw cię wyciągnę, ubierzesz czystą piżamę i zjesz zupę. Wtedy będziemy mogli o tym porozmawiać. – Powiedział w końcu.
- I znowu mnie uśpisz eliksirem! Nie zgadzam się.
- Jestem twoim ojcem I to ja decyduje co jest dla ciebie najlepsze.
- Oh a mi się wydawało, że jesteś zwolennikiem wolnego wyboru!
- Bezczelny dzieciak!
- Najwyraźniej mam to po Tobie!
Severus zaśmiał się, ale i tak rzucił zaklęcie, aby pozbyć się wody. Smarkacz pisnął, ale szczerze mówiąc Severus się tym nie przejął miał go już dzisiaj dość.
~oOo~
Severus z rozbawieniem obserwował nadąsaną twarz syna.  Pomimo sprzeciwów udało mu się dopiąć swego i nawet nakarmić dzieciaka zupą. Gdy wypił eliksiry jego oczy same się zamykały.
- Znowu mnie uśpiłeś- powiedział z pretensja ziewając. Severus uniósł pełną fiolkę na znak, że eliksir wciąż na niego czeka.
- Jesteś osłabiony i potrzebujesz snu bardziej niż chcesz się przyznać. Dlatego jak tylko skończymy, wypijesz ten eliksir, który pozwoli Ci przespać co najmniej dwanaście godzin. „Renibus” musi być podawany regularnie co cztery godziny w dzień i w nocy. Jak będą cię co chwilę wybudzać nigdy nie nabierzesz dość siły. Zrozumiałeś?- chłopak nie chętnie kiwnął głową ponownie ziewając. A Severus był wdzięczny, że jest tak nieprzyzwoicie wykończony by nie połapać się, że to zaklęcie wyczerpujące miało go usypiać na noc.
- Jutro mam ważne spotkanie. Dlatego poprosiłem ojca, aby to on się tobą zajął. Mam nadzieję, że nie przeklniesz go gdy zechce podać ci eliksiry. Pomimo tego jak bardzo rozbawił mnie ten mały spektakl twojej Magii musimy brać pod uwagę, że nie jest już najmłodszy. Kolejna rzecz to musisz jeść i pozwolić mu się karmić. Nie ufam Syriuszowi by mu zaufać na tyle, że tego dopilnuje! On zapomina normalnie o wszystkim, a jak jeszcze ty zacznie mu nawijać makaron na uszy to na pewno uzna, że nic się nie stanie jak pominiesz posiłek czy eliksiry, a to ważne abyś...
- Dobra skończ już. Mam spać, jeść, pić eliksiry i nie przeklinać twojego ojca. Załapałem- mruknął nadąsany
- To się jeszcze okaże...
- To ty znowu unikasz odpowiedzi...
- To nie jest unikanie...ah no dobra. James I Lily podjęli decyzję o adopcji na prośbę Anny. Która dowiedziała się, że jej matka chce złożyć jej nowonarodzone dziecko, czyli ciebie w ofierze. – wyrzucił z siebie potok zdań.
- Co kurwa? – o ile nastolatek chwilę wcześniej zasypiał teraz wydawał się całkowicie rozbudzony.
- To co słyszałeś. Walburga Black miała umowę z Voldemortem, że odda mu nasze dziecko do odprawienia czarnomagicznego  rytuału. Który miał zwiększyć Moc Czarnego Pana. Anna dowiedziała się o tym przez przypadek i udała się do Blacka po pomoc. On spanikował i teleportował ją do Jamesa.
- Dlaczego ?
- Sprecyzuj bo obawiam się, że nie rozumiem.
- Dlaczego do Syriusza, a nie do ciebie, przecież byleś jej mężem? Pozwoliłbyś na to?
- Do jasnej cholery oczywiście, że nie!  Według słów Syriusza miałem nie dożyć dnia twoich narodzin.
- I co Potterowie od tak zgodzili się mnie adoptować? Zataić całą prawdę przed tobą? Nie wiem jak w magicznym świecie, ale u mugoli za Porwanie dziecka idzie się siedzieć!
- Według Magicznego Kodeksu Karnego za rzucenie na dziecko zaklęcia adopcyjnego grozi pocałunek Dementora. Ale James był Aurorem wiedział co mu grozi, gdyby prawda wyszła na jaw.
- Oh a mimo to się zgodził.
- Myślę, że akurat tego dnia nikt kto brał w tym udział nie myślał racjonalnie. Black pojawił się pod ich drzwiami z rodzącą Anna, chwilę po tym jak ich syn umarł.
- Nie rozumiem.
- Dziecko Potterów urodziło się tego samego dnia co ty. Z jakiegoś powodu Zmarł zaraz po narodzinach. Ina dokładkę  Black dowalił im, przyprowadzając spanikowaną Annę, która była gotową zrobić wszystko, aby zataić fakt, że się urodziłeś. Myślisz, że ktokolwiek z nich był w pełni władz umysłowych kiedy rzucali na ciebie zaklęcie adopcyjne?
- Chyba nie...
- Syriusz był związany Przysięga Wieczysta. Dlatego nie mógł mi powiedzieć prawdy. Przynajmniej do czasu kiedy dalsze utrzymywanie tajemnicy nie spowodowało by twojej śmierci.- wyjaśnił. Chłopiec patrzył ba niego szeroko otwartymi oczami.
-  A ja myślałem, że Harry Potter miał... kłopotliwe życie – mruknął posępnie nastolatek.
- Rytuał już ci nie zagraża, dotyczy tylko noworodków.
- Jakoś mnie to nie pociesza...  chwila, ale dlaczego ja, a nie ktoś inny. Voldemort nie przeprowadził tego głupiego rytuału prawda?
- Jak zwykle chodzi o czystość krwi, a dokładnie o nasze dziedzictwo. Jesteśmy potomkami Merlina. Do tego w naszej Linii dziedziczenia nigdy nie trafiła się żadna szlama, czy półkrwi.
- Merlina? Chyba sobie ze mnie jaja robisz?- Severus przewrócił oczami.
- To twoje dziedzictwo powinieneś być z tego dumny. Wywodzisz się w prostej linii męskiego dziedziczenia od pierworodnego syna Merlina. Mamy to udokumentowane. Każdego naszego przodka. Nie wiele Rodów może to przyznać z taką pewnością jak my. Chociaż nazwisko Prince pojawiło się dopiero w siedemnastym wieku i nadał je Eksaliasz swojemu wnukowi, który nosił imię Kasander to też twoje drugie imię. Pomyślałem, że przyda Ci się jego opatrzność to jeden z nielicznych porządnych czarodziejów w naszym rodzie... - powiedział. Choć sam osobiście uważał, że ich dziedzictwo zesłał na nich sam Lucyfer a nie Merlin. – Nasze nazwisko tworzyło świat jaki znasz. Powinieneś być z tego dumny...
- Ty jakoś nie jesteś...- zauważył
- W konflikcie między mną a ojcem z całą pewnością nie chodzi o nasz rodowód. Nie uważam za hańbę to od kogo się wywodzę.
- Chciałem uważać Eliksir Dziedzictwa- przyznał. – Na pergaminie pojawiło się tylko twoje nazwisko- przyznał.
- O to ciekawe... I jak zinterpretowałeś ten wynik?
- To oczywiste nie? Ty jesteś szlamą, a moja matka była mugolaczką. To brzmiało znacznie lepiej niż ta... rzeczywistość- przyznał
- Na pewno bardziej by pasowała do twoich wzniosłych ideologii jakie wyznajesz.
- A skąd ty wiesz jakie ideologię wyznaje?
- Och to nie jest takie trudne. Wszyscy czarodzieje są równi. Nie ma lepszych i gorszych. Szlamy i czarodzieje półkrwi nie różnią się niczym od czysto krwistych. Tak uważasz prawda?
- Przecież to prawda! Hermiona jest tego najlepszym dowodem! Jest bystra, mądra i spostrzegawcza, potrafi rzucić każdą klątwę. Zawsze ma najlepsze stopnie! Jest dużo mądrzejsza ode mnie!
- Z tym ostatnim to niestety muszę się zgodzić. Ale ty dalej nie rozumiesz. Panna Granger jest po prostu pracowita. Ona musi tyrać za dwóch aby osiągnąć to co dla ciebie jest oczywiste. Bo się z tym urodziłeś. Bo w twoich żyłach płynie krew wielu potężnych magów. Panna Granger nie ważne jak ciężko będzie pracować nigdy nie osiągnie takiego potencjału magicznego jaki masz ty, nie wkładając w to nawet odrobiny wysiłku.
- W tej chwili to nie wiem czy mnie obrażasz czy komplementujesz.
- Och to powiem to prościej. Jesteś śmierdzącym leniem niedoceniającym tego co otrzymał po swoich przodkach.
- Czyli mnie obrażasz. – stwierdził chłopiec, a Severus zazgrzytał zębami
- Idź już spać. Przez ciebie nabawię się migreny.
- Ron jest czystej krwi i nie różni się niczym od innych uczniów, albo Malfoy.
- Spróbuję inaczej. Czy widzisz różnice w potencjale magicznym Syriusza a Lupida? Który z nich jest twoim zdaniem silniejszy.
- Syriusz.
- Dlaczego?
- Nie wiem... – odpowiedział po chwili chłopak. Obydwu lubił tak samo- Syriusz ma coś w sobie, przez co wydaje się silniejszy.
- A porównując mnie z Syriuszem. Gdybyś mógł wybrać  tylko jednego w walce, którego byś wybrał.
- Ciebie.
- Dlaczego?
- Bo jesteś moim ojcem?
- On jest twoim ojcem chrzestnym. Znasz go lepiej. To Syriusz uciekł dla ciebie z Azkabanu. Kogo byś wybrał.
- Ciebie.
- A ty i Draco
- Ja
- Ty i Nevile
- Ja
- Ty i Ron
- Ja
- Voldemort i Dumbledor – przy tym pytaniu chłopak zamilkł wpatrując się w ojca ze zdumieniem.
- Nie zastanawiaj się odpowiadaj tak jak czujesz.
- Voldemort
- To jest potencjał magiczny. To jest to co czujemy od drugiego czarodzieja. Intuicyjnie jesteśmy w stanie określić który jest silniejszy. I to nie jest coś co spada z nieba. To nie jest przypadek losowy, że jeden czarodziej jest silniejszy od drugiego. To jest nasze dziedzictwo i masz to szanować, a nie traktować jak jakąś skazę czy coś czego należy się wstydzić.
- Uważam, że masz obsesję na tym punkcie.
- Wypij eliksir i idź spać. – powiedział wypuszczając ciężko powietrze.  Nastolatek zaśmiał się.
- Przyjdzie dzień kiedy nie uciszysz mnie eliksirem.
- Chwała Merlinowi, że to jeszcze nie jest ten dzień. Pij. – Przysunął szkło do ust nastolatka, a ten posłuszne wypił. Opadł na poduszki i Severus obserwował jak umęczone spojrzenie łagodniej.
- Było by łatwiej jakbym był mugolakiem- wymamrotał w półśnie.
-  Byłbyś już martwy jakby tak było.
- Dokładnie...- padło ostatnie słowo....
Severus odczekał kilkanaście sekund nim odezwał się zmęczonym głosem.
- Było by Ci sto razy lepiej jako Mugolak, Panie Prince.
~oOo~
Harry był znudzony!
Tak jak Snape mu obiecał nie było go cały dzień. Gdzie się podziewał tego chłopiec nie wiedział. Za to został pod opieką Syriusza i Tobiasza Prince’a. Ten drugi postawny i groźno wyglądający mężczyzna o piorunującym spojrzeniu, jaki Snape posyłał mu jak wysadzał swoje kociołki na zajęciach, nie przypadł Harremu do gustu. Dlatego ignorował go na tyle na ile mógł. Zgodnie z obietnicą wypijał Eliksiry, które mu podsuwał, pozwalał  na zmianę kroplówek i rzucanie na siebie zaklęć. Jednak każda tą czynność była wykonywana pod srogim spojrzeniem nastolatka. Co bawiło Syriusza, który za każdym razem gdy musieli coś zrobić siadał koło chrześniaka zapewniając go, że wszystko jest w porządku i nie ma się czego obawiać.
I Harry pierwszy raz w swoim życiu uznał, że wolałby by to Snape tu był, a nie ojciec chrzestny. Syriusz był męczący. Ciągle próbował z nim rozmawiać. Więc Harry perfidnie go zbywał informacją, że jest zmęczony i aby pozwolił mu odpocząć. I tak przez cały okrągły dzień.
Późnym popołudniem Syriusz wszedł do jego pokoju z szerokim uśmiechem, Harry miał ochotę go przekląć, bo jemu wcale nie było do śmiechu.  Był bezwładny, skazany na opiekę obcego człowieka, wlewali w niego hektolitry obcych mu substancji, wmuszali w niego obrzydliwe papki i nawet kontrolowali jego potrzeby fizjologiczne znacznie bardziej niż chłopiec by siebie tego życzył.
- Już się obudziłeś, to świetnie. – Harry nawet nie odezwał się słowem, że wcale nie spał tylko udawał, aby Łapa dał mu święty spokój.
- Co powiesz na to, że szybciej Cię dzisiaj wykąpiemy? Aśka miała wpaść zrobić skany i cię przebadać, ale coś ją zatrzymało w Świętym Mungu. Mówiła, że wpadnie dopiero jutro. Udało mi się zaczarować jeden z obrazów aby pokazywał mecz Harpii z Armatamii. Już nie mogę się doczekać. To będzie świetne spotkanie! Snape na pewno nie wróci przed jego ukończeniem. Szukający Armat jest geniuszem.- nagle mężczyzna umilkł odrywając się od fiolek z eliksirami uświadamiając sobie, że nastolatek w żaden sposób nie zareagował na jego słowa.
- Wiliam?- Harry miał ochotę zawyć, że wcale nie był Wiliamem, nie jest Princem, ani synem Snape’a, a Syriusz jako jego Ojciec Chrzestny wcale nie powinien z taką łatwością przejść od nazywania go Harrym do używania jego nowego imienia. Ale tylko zacisnął zęby, odwracając się do mężczyzny plecami. Ciesząc się, że chociaż tyle może już zrobić.
- Ej Szczeniaku co jest? – Gdy nie uzyskał odpowiedzi z niepokojem okrążył łóżko, aby przyjrzeć się nastolatkowi. Jego ręka bez uprzedzenia wylądowała na czole chłopca.
- Nie masz gorączki- powiedział z ulgą. Przysiadł na skraju łóżka, próbując wywnioskować co jest nie tak.
- Chce spać. Daj mi spokój.- powiedział nastolatek, bo wiedział, że taka wymówka zawsze działa na Syriusza. Zawsze tylko kiwał głową i wychodził z pokoju pozwalając mu na odpoczynek. Nie tym razem.
- Przespałeś cały dzień Will. Co się dzieje? Boli cię coś?
- Daj mi spokój!
- Teraz to na pewno nie dam Ci spokoju. Przecież widzę, że jesteś nie swój. Nie jestem ślepy Wiliamie.
- Nie mów tak do mnie! – wy warczał ze złością.
- To twoje imię przecież...
- Nie powinno Ci to przychodzić z taką łatwością. Jestem Harry do jasnej cholery. Nie żaden Wiliam Sryliam! Nic się nie zmieniło. To dalej ja!
- No jasne, ze to dalej Ty. Przecież nic się między nami nie zmieniło. To tylko imię przecież...
- Nie powinni Ci to przychodzić z taką łatwością! Nawet Snape’a nie może przywyknąć. Dlaczego tobie tak łatwo jest to mówić!
- Wiliam... nie sądziłem, że to ci przeszkadza. Naprawdę myślałem, że po prostu to przetrawiłeś tak samo jak swój wygląd. I w sumie pewnie dlatego łatwiej jest mi używać nowego imienia. Przecież już nie wyglądasz jak Harry. – chłopak otworzył szeroko oczy przyglądając się z przerażeniem Syriuszowi.
- Co chcesz powiedzieć, że nie wyglądam już jak Harry?
- No przecież Severus powiedział Ci o zaklęciu adopcyjnym. – Gdy mężczyzna zobaczył niczym niezmącony szok na twarzy nastolatka zrozumiał, że chłopak nie był do końca świadomy, że nie tylko jego nazwisko uległo zmianie, ale także wygląd.
- Co chcesz powiedzieć Syriuszu? Byłem kopią Jamesa, a teraz wyglądam jak Snape tak? Och na pewno... dlatego mi nie powiedział. Cholerny oślizgły wąż. O mój Boże. Wyglądam jak On, Boże Ron już na pewno nie zrozumie. Nienawidzi Snape’a. A może Oni już wiedzą i dlatego się nie odzywają. Już teraz rozumiem.
- Chwila stop. Zaczynasz już panikować.  Nawet gdybyś był podobny do swojego ojca czy to źle?  Na Merlina przecież nie jest jakiś szkaradny.
- Syriuszu proszę cię nie pocieszaj mnie! Przecież wiem jak wygląda Snape. Boże, a teraz ja też nim jestem. A już myślałem, że gorzej nie może być.
- Na Merlina, Accio Lusterko!- podał zwierciadło spanikowanemu chłopcu. Harry spojrzał w nie od razu i aż się przestraszył.
Jego nowe oblicze było okropne. Był blady, chociaż i to słowo nie oddawała w stu procentach jego wyglądu. Jego twarz była wręcz sina, pod oczami miał aż granatowe cienie. Skóra była naciągnięta na kościach policzkowych. Wyglądał jak truposz. Zapadnięte policzki wyglądały szkaradnie w ocenie chłopaka. I nagle zrozumiał, że wolałby wyglądać ja Snape. Ale nie wyglądał. Jego nowa twarz była obrzydliwa. 
- Widzisz, nie jesteś kopią Severusa. Jesteś bardzo podobny do Anki. Nawet troszkę do mnie powiem nieskromnie. – chłopak spojrzał na swojego ojca chrzestnego jak na kosmitę. Nie nie był podobny do niego. Był brzydki, a Syriusz był przystojnym mężczyzną. On jako Wialiam nigdy nie będzie nawet choć odrobinę do niego podobny. Spojrzał jeszcze raz w lusterko, a obca twarz jakby drwiła sobie z niego.
Nawet nie do końca był pewien co takiego zrobił, ale lusterko wybuchło raniąc swoimi odłamkami zarówno jego jak i Syriusza.
- Cholera Wiliam!- wrzasnął Syriusz zrywając się z łóżka gdy ostre krawędzie go zraniły. Harry nie czekał aż Łapa zezłości się na niego przykrył się kołdrą. Wyobrażając sobie, że jest to jego kryjówka. Kryjówka do której nikt nigdy nie będzie miał dostępu. W której będzie Harrym, po prostu Harrym. I nikt nigdy nie będzie miał do niej dostępu...



































Harry Potter i Przekleństwo SalazaraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz