Rozdział 8

385 26 2
                                    

Przekleństwo Salazara

Rozdział 8

- Dość!- Wrzasnął Severus. Różdżką którą ściskał w ręku rzucił na krnąbrnego smarkacza zaklęcie lewitujące. Odsuwając go od fortepianu.
- Ej...- krzyknął zaskoczony chłopiec. Ale jedno spojrzenie czarnych oczu wystarczyło by zamilkł. Usta Mistrza Eliksirów były mocno zaciśnięte jak spojrzał na ojca.
- To, że ten mały gumochłon nie ma mózgu wiem od dawna!- Wrzasnął- Ale Ty...- Umilkł jakby nawet nie wiedział jak dokładnie sformułować to co myśli. Za to spojrzenie mówiło wszystko.
W tym samym momencie do gabinetu wpadł Syriusz. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech jak zlokalizował wzrokiem lewitującego nastolatka.
- Mówiłem, że nic mu nie jest!
Severus wydał z siebie wściekłe sapniecie  i Harry uznał, że nigdy w życiu jak długo zna tego mężczyznę nie widział go aż tak wściekłego. Z trudem przełknął ślinę. Bo nawet ucieczka Syriusza Blacka na trzecim roku nie sprawiła Mistrza Eliksirów w tak chłodną i wróżącą katastrofalne problemy wściekłość.
Mistrz Eliksirów machnięciem lewej ręki otworzył drzwi (na co Harry otworzył usta z wrażenia, ale strategicznie postanowił się nie odzywać) i wy lewitował nastolatka z gabinetu ojca idąc chłodnym korytarzem oświetlanym płomieniem magicznych świec.
Już po drugim zakręcie Harry uznał, że odnalezienie gabinetu Tobiasza było zadaniem wręcz niemożliwym do wykonania beż pomocy skrzata. Po trzecim zakręcie i patrzeniu w unosząc się migocąc świece, Harry musiał zacząć łapać głębsze oddechy i modląc się by mdłości i zawroty głowy ustąpiły, po czwartym wiedział, że przegra tą grę.
- Profesorze...- zaryzykował. Mężczyzna nie zwolnił swojego szybkiego kroku. Jednak się odezwał.
- Radzę zamilknąć, Panie...- niewypowiadane słowa ugrzęzły w ustach nauczyciela.
- Nie dobrze mi...- wyznał w końcu i na te trzy krótkie słowa mężczyzna zatrzymał się od razu i usadził go na podłodze. Harry od razu przytulił policzek do chłodnej ściany, zacisnął mocno oczy i złapał głęboki oddech w próbie uspokojenia mdłości. Poczuł na swojej twarzy chłodne powietrze i stwierdził, że Mistrz Eliksirów uchylił jedno skrzydło okna.
- Kretyn- usłyszał gdzieś nad głową i poczuł jak otacza go szata mężczyzny,  mimowolnie uśmiech wypłynął na jego usta i otworzył oczy. Ujrzenie Mistrza Eliksirów w zwyczajnych ciemnych spodniach i białej koszulce było szokujące. Zaśmiał się nerwowo, szybko uznając, że to dość idiotyczne i oparł czoło na kolanach w próbie ukrycia rozbawienia. Jednak jego ramionami i tak co chwilę poruszały się w tłumionym śmiechu.
- Zdecydowanie szaleństwo Blacków Cię nie ominęło... – usłyszał. Podniósł załzawione rozbawieniem oczy na nauczyciela.
- Więc teraz zwalamy winę na geny Blacków nie ojca?- Zadrwił.
- Najwyraźniej już od pierwszych chwil masz tendencje do unikania tego co na najlepsze...- usłyszał poważny głos. Uniósł spojrzenie na nauczyciela.
- Pań żartuje...- stwierdził z nie małym z zdziwieniem. Coś w mimice nauczyciela kazało mu stwierdzić, że mężczyzna nie tylko nie jest już podirytowany, ale nawet odrobinę rozbawiony. Choć w dalszym ciągu starał się zachować całkowitą powagę.
- Jeśli mowa o szaleństwie Blacków to absolutnie nie żartuje. Zresztą spójrz na tego kundla... Najlepszy przykład...- Chłopiec przez chwilę czuł się urażony obelgą skierowaną w stronę Syriusza, ale szybko w jego głowie pojawiła się riposta.
- A jednak pokochał Pan Szalona Pannę Black- odciął. Snape uniósł brew, a jego usta uniosły się w czymś co można było zinterpretować jako uśmiech.
- No cóż może i normalna to ona nie była, ale wygląd rekompensował to małe uchybienie...- padła odpowiedź. Harry momentalnie spurpurowiał uświadamiając sobie co sugeruje nauczyciel. Na twarzy Snape’a pojawił się uśmiech wyrażający satysfakcje. Po czym spoważniał klękając przy chłopcu i unosząc jego podbródek. Uważne spojrzenie mężczyzny onieśmieliło go i próbował uciec wzrokiem, ale chwyt na jego brodzie wzmocnił się.
- „Czarci Kryształ” jest w stanie uleczyć wszystko. Ale jak sama nazwa wskazuje to diabelska mikstura. Jej składniki będą krążyć w twoim krwioobiegu przez bardzo długi czas, nawet po latach będzie można je wykryć w twojej krwi i pozostawia ślad nawet w rdzeniu magicznym. To, że poczułeś się lepiej nie znaczy, że zakończyła swoje działanie. Proces zdrowienia jeszcze się nie skończył. Takie wybryki mogą sprawić, że znów możesz się rozchorować. Nie wykluczone nawet, że możesz ponownie zapaść w śpiączkę jeśli przeciążysz swój układ nerwowy, który jest w strzępach po wzroście mocy i tym co twoja własna magia z tobą wyrabiała i tym co w tej chwili robią pierścienie. Bo one hamują wybuchy Magii na zewnątrz, ale jednak gdzieś ta magia i cała energia jaką jest na nią produkowana musi uchodzić. Czyli twoje własne ciało, pierścienie nie są idealne, niestety... „Czarci Kryształ” wyklucza użycie innych mocnych leczniczych eliksirów. Najlepiej by było byś przez kilka miesięcy nie stosował żadnych mikstur należących do drugiej i trzeciej klasy uzdrawiania. Czyli pozostaje nam bardzo mało wyjść. Łagodne przeciwbólowe, przeciwgorączkowe, pieprzowy, Odżywczy. Nawet regeneracyjny który wliczany jest do pierwszej kategorii jest nie wskazany. Zaryzykowaliśmy diabelnie dużo podając Ci „Czarci Kryształ” Jednak wyjścia dużego nie mieliśmy. Umarłbyś... To nie są puste słowa... Umierałeś. Byłeś bliżej tamtej strony niż tej. A ta mikstura wydarła Cię z objęć śmierci. Jednak przez twoją własną głupotę może Cię popchnąć w jej ramiona jeszcze szybciej. I nikt już nic nie będzie w stanie dla Ciebie zrobić... Gdybyś trafił z jakiegoś powodu do Munga przez utratę krwi, zapalenie płuc, cokolwiek co może się w życiu przytrafić i może wymagać czegoś silniejszego niż wymienione mikstury, a Uzdrowiciele wykryli by w twojej krwi tak wysokie stężenie „Czarciego Kryształy” odstąpili by od prób leczenia. A można go wykryć bardzo długo. Rozumiesz? Uzdrowiliśmy Cię. W tej chwili... Ale zamknęliśmy sobie tym wyborem wszystkie inne profesjonalne drogi leczenia. Zakoduj to sobie w tym pustej łepetynie. Eliksiry mają wielką moc, ale nawet one mają swoje granice... – Warknął kończąc swój wywód. Harry przełknął z trudem ślinę. Coś w spojrzeniu Mistrza Eliksirów mówiło mu, że to nie są puste słowa.
- Dobrze, że chociaż miałeś tyle oleju w głowie by znaleźć szlafrok i skarpety. Przy tak silnym osłabieniu organizmu naprawdę nie trudno o infekcje. – Policzki Harrego spurpurowiały jeszcze bardziej i dziękował Merlinowi, że Snape puścił w trakcie monologu jego podbródek bo chociaż mógł zwiesić głowę.
- Mdłości ustąpiły? – kolejne pytanie. Chłopiec nie pewnie kiwnął głową. Snape wypuścił powoli powietrze. Po czym włożył rękę pod nogi chłopca i bezpardonowo podniósł go do góry.
- Ważysz nie wiele więcej iż kilkuletnie dziecko. Powinieneś ważyć co najmniej dziesięć piętnaście kilo więcej. Byłeś chuderlawy przed tym wszystkim, a teraz... – mężczyzna pokręcił głową z dezaprobatą.
- Mógł Pan użyć zaklęcia. – wyszeptał zrezygnowany. Bo co to tego, że sam nie był wstanie zrobić ani jednego kroku więcej był boleśnie świadomy.
- Zaklęcie leviosa także wpływa na układ nerwowy. W sumie to powinienem użyć noszy by złagodzić go. Nie pomyślałem- przyznał- Twój pokój jest piętro wyżej. Może jakoś zniesiesz chwilowy kontakt z znienawidzonym nauczycielem...- mruknął.
Harry ponownie tego dnia poczuł się okropnie, wbrew wszystkiemu jakoś nie mógł w dalszym ciągu żywić dawnej niechęci do nauczyciela. Nie po tym co wiedział, że mężczyzna dla niego robił. A robił bardzo dużo. I ani razu nie Drwił sobie z niego. Nie upokarzał go. A mógł... mógł naprawdę sprawić, że ostatnie tygodnie były by prawdziwym koszmarem, bo choć były to ulotne chwile chłopiec był w stanie mgliście rejestrować co się z nim działo i kto się nim zajmować.
I gdyby wtedy mógł wybierać między Snapem a Syriuszem zdecydowanie wybrałby Snape’a. Bo Syriusz.... No cóż kochał go całym sercem, ale jednak...
- W całe nie...- zaczął
- Daruj sobie- mruknął mężczyzna. – Nie musisz czuć się zobowiązany zmieniać swoje „odczucia” do mojej osoby- mruknął. Łokciem otworzył drzwi do pokoju chłopca. I topierk teraz w blasku wschodzącego słońca Harry uświadomił sobie, że to całkiem inny pokój w którym przebywał do tej pory. Położył chłopca na łóżku przez chwilę obserwując go. Po czym beż pytania podciągnął nogawkę od piżamy i zaczął delikatnie dotykać jego łydki. Zmarszczył czoło.
- Muszę rozmasować twoje mięśniami. Po dłuższym śnie nie będziesz w stanie sam ich rozruszać. – mruknął. Harry spojrzał w sufit zażenowany. Jednak sam sobie był winiec.  Dłonie nauczyciela wykonywały doskonale znane chłopcu ruchy. Parę razy chłopiec syknął z bólu jaki odczuł, a mężczyzna zmieniał sposób w jaki rozmasowywał zmaltretowane spacerem i osłabione mięśnie.
- Pan też nie musi...- mrukną w końcu patrząc w sufit. Za wszelką cenę siląc sie na spokój.
- Czego nie muszę? – spytał Severus unosząc nogę chłopca do góry.
- No... Nie musi Pan tego wszystkiego robić. – mruknął cicho. Severus uniósł brew.
- I tak nie unikniesz zakwasów, ale uwierz mi na słowo nie chcesz przekonać się jak bardzo mogą być bolesne. – powiedział cicho.
- To, że jestem twoim biologicznym synem nie powinno Cię zmuszać do bycia dla mnie miłym i opiekowania się mną. Znaczy... Nie musisz... Wiemy jak jest nie? - wyszeptał w końcu.
Dłonie mężczyzny opuściły jego nogę i mężczyzna odsunął się na pół kroku. I Harry przez tych kilka sekund na poważnie myślał, że Snape go usłucha i wyjdzie z pokoju. Zostawiając go tu samego.
- Nie muszę...- usłyszał w końcu gdzieś z boku. Najwyraźniej Snape odsunął się jeszcze kilka kroków. Jednak Harry nie miał odwagi oderwać wzroku od białego sufitu. Za bardzo przerażały go jego własne uczucia, gdy usłyszał to potwierdzenie. – Nie muszę, ale chcę. – kontynuował Snape. – Kiedyś, pewien znajomy powiedział mi, że nie toleruje cudzych dzieci. Wkurzają go. Męczą. I irytują. Spytałem go to dlaczego zdecydował się na własne. Odpowiedział, że w zasadzie to Sam tego nie rozumie, bo też go irytują, drażnią i męczą, ale to jednak jego dzieci... To on jest za nich odpowiedzialny. I wiesz? Mam dokładnie tak samo z tobą. Merlim mi światkiem, że nikt nigdy nie działam mi na nerwy jak ty młody człowieku, a jednak... Pomimo najszczerszych chęci nigdy nie byłem w stanie zignorować Cię kompletnie. Nawet, gdy uważałem, że jesteś bachorem Pottera. Więc być może to tylko podświadomość i cholerne poczucie obowiązku, a być może wina Magii krwi, ale czy Ci się to podoba czy nie jesteś skazany na mnie, dopóki tej pomocy potrzebujesz.- powiedział wybranym z emocji głosem. Wyszedł z pokoju do pomieszczenia obok. I do uszu chłopca dotarł dźwięk lejącej się wody. – Wymoczysz te sflaczałe cielsko. Nie widzę innego ratunku. Przeciwbólowego na pewno nie dostaniesz. – mruknął mężczyzna podchodząc do chłopca. Zielonoszare oczy spojrzały na niego bezradnie.
- Nie musisz zmuszać się do lubienia mnie, Harry. – powiedział cicho przysiadając na łóżku chłopca. – Wiemy jak jest, prawda? – powtórzył cicho jego słowa. – Jednak przyjmij moją pomoc. Bo masz do tego święte prawo i nie ma co ukrywać, że tego potrzebujesz... Chyba, że wolisz bym zawołał Syriusza.
Harry przez długi czas wpatrywał się w sufit nim w końcu zaprzeczył. Z trudem podniósł się do siadu. Był słaby, zmęczony i całkowicie zdezorientowany wszystkim co się wokół niego działo. Snape beż słowa pomógł mu wypłatać się z grubego szlafroka odrzucając go na fotel i zdjął koszule od piżamy z chudych ramion. Zdjął z lodowatych stup grube wełniane skarpety, które zniknęły od razu.
Severus zmarszczył czoło patrząc na to zjawisko i po chwili spojrzał na fotel, ale po szlafroku nie było już ani śladu.
- Wyczarowałeś je?- zapytał zszokowany. Harry zwiesił głowę kręcąc głową.
- Twój ojciec- przyznał w końcu. Snape wydał z siebie sapnięcie pełne irytacji. Podniósł chłopca i bez słowa zaniósł go do wanny pełnej ciepłej wody.
Harry poczerwieniał znowu gdy poczuł jak zaklęciem mężczyzna usuwa jego spodnie od piżamy. Na szczęście pozwolił mu zachować odrobinę godności zostawiając ślipki. Odsunął się dopiero, gdy miał pewność, że ciało chłopca jest pod kontrolą zaklęcia i nie zanurzy się nad wodą i wyszedł z łazienki. Harry wypuścił wstrzymywane powietrze. Ciesząc się z tego, że mógł zostać sam. Jednak jego radość nie trwała długo, bo Snape wrócił o wiele za szybko.
- Pij – mruknął podsuwając mu pod nos szklankę z słomką. Harry spojrzał na jej zawartość niepewnie. Wyjął rękę z pod sporej ilości piany chcąc przejąć napój, na co Snape uniósł brew.
- To ma się znaleźć w twoim żołądku nie kąpieli. – warknął- Pij
Harry zdusił w sobie nasuwające się pytania i posłusznie upił jeden mały łyk. Zmarszczył czoło.
- To jest dobre- mruknął zaskoczony. A Snape jedynie ponownie uniósł brew. Drugi raz nie musiał nalegać bo chłopak już sam z chęcią upił gęstej substancji.
- Mówiłeś, że nie mogę pić Eliksirów- powiedział odrywając się od szklanki. Ze zdziwieniem obserwując, że upił prawie jedna trzecia jej zawartości.
- To nie jest Eliksir. – mruknął Mistrz Eliksirów. – Jeśli jesteś ciekawy co to dokładnie jest musisz zapytać Mgiełki.
- Mgiełki...- mruknął przypominając sobie słowa Tobiasza.
- Mgiełki... – potwierdził Severus- za pewne tego nie wiesz, ale nie które żeńskie szaty mają wyjątkowe talenty... Na przykład potrafią dobrać odpowiedni posiłek dla swojego Pana bez pytania na co ma ochotę lub...- Zawiesił głos patrząc na chłopca z nieukrywanym złośliwym błyskiem w oku. Podsunął szklankę pod nos chłopca, a Harry jakby bez własnej woli upił porządny łyk. Dopiero gdy przełknął z przyjemnością napój spojrzał na Snape z przerażeniem.
- Tobiasz miał rację! – wyszeptał- zmusza mnie to picia tego...
- Pełnego witamin koktajlu, który zastąpi  Ci na razie śniadanie przed drzemką która Cię czeka po kąpieli z której na pewno nie wybudzisz się do pory następnego posiłku młody człowieku. – mruknął Snape z nieukrywaną satysfakcją. – Wiesz jeśli do tej pory sądziłeś, że bycie moim synem to najgorsza rzecz jaką mogła Cię w życiu spotkać to uwierz mi, że obudzenie instyktu u skrzatki może być znacznie bardziej uciążliwe... Tym bardziej, że ja nie zamierzam stopować jej zapędów opiekuńczych...- cichy spokojny głos w brew pozorem nie wróżący nic dobrego. Podsunął pod usta chłopca napój, a ten posłusznie upił kolejny łyk. Marszcząc przy tym czoło w niezadowoleniu. – I zanim wpadnie Ci do głowy pomysł by to dziadek lub Wuj wybronił Cię z tej niecodziennej sytuacji wiedz, że Mgiełka tak jak I ja uważa ich za nieodpowiedzialnych i niezdolnych do opieki nad dziećmi...
- NIE JESTEM DZIECKIEM!- zaprotestował.
Snape pochylił się nad wanna patrząc na syna z rozbawieniem jakiego Harry jeszcze nigdy nie widział u niego.
- Wytłumacz to  ponad dwustuletniej skrzatce... Twoje zacne piętnaście wiosen na pewno zrobi na niej wrażenie. – powiedział podsuwając mu szklankę pod nos. – Tylko mam małą prośbę. Jak będziesz próbował to osiągnąć to daj mi znać. Z przyjemnością zaopatrzę się w popcorn i posłucham tej rozmowy.
- Gnojek...- Warknął pod nosem, a później wytrzeszczył oczy jak coś magicznie skleiło jego usta.
- Panicz nie może tak zwracać się do swojego ojca! – usłyszał skrzekliwy głos Mgiełki, która wniosła kupkę śnieżnobiałych ręczników i położyła je na kamiennym blacie.
- Mgiełko nie skończył pił- Upomniał ją Severus. Skrzatka przechylił swoją mała głowę a jej długie uszy opadły na Jedną stronę. Po czym pstryknęła palcami i chłopiec odzyskał kontrolę nad ustami.
- To było...- zaczął. Severus przyłożył palec do ust.
- Lepiej uważaj. Ona Cię słyszy nawet jak jej nie widzisz... Koniec psot Ty mały piorunie– mruknął z ironią- po czym drgnął dziwnie i spojrzał z furią na skrzatkę.
- Pan też powinien zważać na słowa. Młodzi czarodzieje biorą przykład z rodziców proszę Pana- mruknęła i zniknęła.
Harry mimowolnie zachichotał z całej sytuacji. I być może gdyby nie czuł takiej satysfakcji z faktu, że skrzatka nawet na Snape’a miała jakiś wpływ zauważył by dość charakterystyczny dobór słów w ustach Mistrza Eliksorów. Jednak tego nie wyłapał i zaoszczędził Severusowi dość sporo tłumaczenia.
Mężczyzna oparł się o oparcie krzesła obserwującego bladego i przysypiającego chłopca. Dalek droga przed nimi i jeszcze więcej tajemnic...



Harry Potter i Przekleństwo SalazaraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz