Rozdział 10

396 25 0
                                    

Przekleństwo Salazara
Rozdział 10
- Mamy problem...- powiedział Tobiasz na wstępie podając list Severusowi. Ten odczytał go ze zmarszczonym czołem.
„ Wzywa się Tobiasza Rowena Prince'a  o stawienie się w wraz z małoletnim Wilhelmem Kasandrem Princem-Black na Oddziale Pediatrii świętego Mungo we wtorek 26.03.1996 roku o godzinie 10.30 w celu zweryfikowania stanu zdrowia małoletniego.
Z poważaniem,
Główny Uzdrowiciel Świętego Mungo,
Daniel McGonall”
- To standardowa procedura DOS. – zaczął Tobiasz- Kiedy dostają zgłoszenie, że coś się dzieje złego z małoletnim zawiadamiają uzdrowicieli. Ci mają obowiązek zbadać dziecko do dwudziestu czterech godzin od zawiadomienia i na podstawie ich raportu DOS przystępuje do działań lub od nich odstępuje. W zależności od oceny uzdrowicieli i uzdrowicieli umysłu. Zignorowanie takiego wezwania automatycznie zostaje przekazane do Biura Aurorskiego, który ma obowiązek w trybie natychmiastowym zatrzymać opiekuna małoletniego. Trzeba przyznać, że ta jednak struktura organizacyjna działa stosunkowo sprawnie.
- Jesteśmy w innym kraju...- Warknął Severus.
- To nie ma znaczenia...  Wiliam ma obywatelstwo Brytyjskie podlega pod pieczę Brytyjskiego DOS. Podróż świstoklikiem, który dołączyli do listu zajmuje kilkadziesiąt sekund. Mówiłem Ci, że zmiana obywatelstwa jest nie możliwa... Uszczelnili artefakty, odkąd połowa Magicznej Anglii zaczęła szukać schronienia w środkowowschodniej Europie. Powinniśmy się pośpieszyć z złożeniem wniosku o Patronat Węgier, ale Wiliam był do tego potrzebny... Sądziłem, że zdążymy to załatwić nim Ministerstwo ruszy do akcji... Coś spowodowało, że uruchomili tryby systemu znacznie szybciej. I obaj wiemy co, a właściwie kto był tego powodem... Albus wie, że podałeś mu Czarci Kryształ... Za pewne domyśla się, że chłopiec jest już w stanie wytrzymać obciążenie jakie niesie ze sobą podróż świstoklikiem. Chcę go odzyskać, szybciej niż my zdążymy ugrać sprawę z McGonagallem. Mówiąc prosto z mostu synu, twój życiowy mentor doniósł na mnie, że nakarmiłem wnuka „Przekleństwem”– mruknął Tobiasz – Chwała Merlinowi, że ma tyle przyzwoitości, aby nie wkopywać Ciebie...
Severus zamknął na chwilę oczy uświadamiając sobie wszystkie konsekwencje tego wezwania. Jeśli jego ojciec się nie stawi, aurorzy zaczną go ścigać. Jeśli udowodnią, że Wiliam wypił Przekleństwo w grudniu mogą rozgryźć kim jest chłopak lub co już bardziej prawdopodobne poślą Tobiasza Dementorom na śniadanie. I choć Merlin mu świadkiem, że nie jest w stanie wybaczyć mu tego co uczynił nie jest też w stanie zgodzić się na coś takiego. Tylko dlatego, że przyszedł im z pomocą. To nie było fair...
Odetchnął kilkukrotnie analizując wszystkie możliwe rozwiązania. I wydawało mu się, że ma tylko jedno rozwiązanie.
- Na podstawie naszych wspomnień jesteś w stanie stworzyć całkiem nowy obraz tego dlaczego Will wypił Przekleństwo. – mruknął.
- Nie będę mieszać w twoich wspomnieniach.
- A masz inny pomysł? Nie mówię o mieszaniu moich wspomnień bezpośrednio. Na to mimo wszystko nie mogę się zgodzić. Moja relacją z chłopakiem jest zbyt słaba by ryzykować, że cokolwiek zapomnę...- mruknął. – Jednak Ja umiem duplikować wspomnienia mogę też pomieszać niektóre zdarzenia. Ale Ty musisz  zrobić iluzję by te wspomnienia przypominały rzeczywistość stąd... . By Harry wyglądał jak Wiliam...  By słowa Harrego wychodziły z ust Wiliama... Nie wielu jest mistrzów Umysłu. Wątpię by McGonagall czy ktokolwiek chciał analizować wspomnienia...
- Dumbledore wie jaki posiadasz dar synu...
- Dumbledore uważa, że jestem urodzonym Oklumentą... Nic po za tym.- zapewnił. – Jeśli zrobimy to we dwóch szanse na to, że ktoś się zorientuje są nikłe... Nikt nie może poznać tożsamości Wiliama...  Voldemort ma na jego punkcie obsesje. Nawet nie chce myśleć co zrobi jeśli dowie się, że Harremu udało się ponownie przeżyć.- skończył swój wywód wchodząc do tajemnej części biura.
Tobiasz chwilę stał niepewny co do słuszności podjętej decyzji. Zdawał sobie sprawę, że we dwóch są w stanie sfabrykować z powodzeniem wspomnienia. Wiedział, że po za jednym Niewymownym nikt nie ma takich zdolności by zauważyć zmiany.
Jednak Severus miał rację nie mieli za bardzo wyjścia, a bezpieczeństwo chłopca to podstawa. A pod opieką Albusa na pewno nie będzie „bezpieczny”.
Tobiasz ruszył za Severusem stromymi schodkami w dół. Spojrzał na dwie myśloodsiewnie umieszczone w ciemnym pokoju w kształcie koła. Na każdym możliwym regale leżały stare tomy. Wszystkie zgromadzone tu księgi opisywały historie ich rodu, dziedzictwa, przeszłości. I nagle uświadomił sobie kolejny szczegół.
- Rozmawiałeś z nim o dziedzictwie Blacków? – Severus uniósł głowę i zacisnął mocno usta.
- Nie było dobrego momentu...- mruknął w końcu.
- Nie powinieneś tego odwlekać synu... Jeśli Przekleństwo obudzi w nim coś jeszcze... – Czarne oczy spojrzały na ojca Tobiasz widział w nich zmęczeniem i frustrację całą sytuacją.
- Jak wiele może się obudzić w jednej osobie? – Warknął- Dziedzictwo Blacków, Dziedzictwo Mamy... Z Oklumencji jest kompletnym beztalenciem. Szczerze wątpię by pojawiło się coś więcej... Oczywiście jeśli Perevelly I Melyflua Beda się trzymać z daleka. Na chwilę obecną nie widzę powodu by mu dokładać. James żądał od niego, aby wyjawił mi prawdę. Skoro już to wiem za pewne zniknął na wieki wieków. I oby nikt więcej się nie przyplątał... .
- To odrobinę dziecinna nadzieja...- skomentował.
- Słuchaj nie zamierzam z nim poruszać nic ponad to co się samo będzie ujawniać! Jego życie wywróciło się o 180 stopni! Nie potrzebuje zamartwiania się o coś co nigdy może się nie wydarzyć! – odpowiedział ostro. A jego słowa przerwało pojawienie się Mgiełki
- Panie Panicz...- wychrypiało zapłakane stworzenie. A Severus momentalnie oderwał się od misy i pozwolił na to by Mgiełka go aportowała. Tobiasz spojrzał ze zmęczeniem na magiczne naczynia. On w przeciwieństwie do Severusa szczerze wątpił, aby Przekleństwo obeszło się z chłopcem tak łagodnie... Jednak liczył, że wezwanie Mgiełki było tylko kolejnym przewrażliwieniem skrzatki.
Pochylił się nad misą z duplikatami wspomnień Severusa. Cokolwiek działo się na górze muszą sobie sami poradzić. On musi się zająć stworzeniem nowej wersji „Porwania Wiliama Prince’a” tak aby wszyscy w to uwierzyli...
~oOo~
- Zdajesz sobie sprawę, że postać „Feniksa” jako Patronusa świadczy o twojej potędze, ale także dobroci serca?
Harry uniósł załzawione oczy z przerażeniem. Oddech ugrzęzł mu w piersi patrząc na młodą postać zasiadająca na fotelu. Obserwowanie tak dobrze mu znanych włosów, okrągłych okularów, brązowych oczu, było przerażające jak jeszcze nigdy wcześniej...
Obserwowanie ducha Jamesa Pottera, będąc boleśnie świadomym, że już nie tylko nie jest jego synem, ale także nie wygląda już jak Potter była podwójnie przerażająca. Zwłaszcza, że wyglądał...
No cóż od dnia kiedy to poraz pierwszy zobaczył swoje odbicie nie spoglądał już w lustra. Na szczęście nie miał ich wokół siebie za dużo. A to które wisiało w łazience przylegającej do jego pokoju kazał Mgiełce wynieść. Nawet jeśli którykolwiek z mężczyzn uznał to za dziwne nie komentowali tego w żaden sposób. Choć Syriusz każdego ranka przytulał jego chude ramiona mrucząc, że z każdym mijającym dniem wyglądał „zdrowiej” , jednak Harry wiedział że to wcale nie oznacza, że wygląda mniej odrażająco.
A teraz na fotelu rozsiadła się postać uświadamiająca mu boleśnie jak wiele zmian nastapiło w jego życiu
- Patronusy bardzo rzadko przyjmują formę magicznych stworzeń z reguły są dzikimi zwierzętami z regionu w jakim dorastał czarodziej lub mglistym odzwierciedleniem jego pragnień .. – kontynuowała zjawa z uśmiechem.
James Potter był młody... I Harry dopiero teraz zaczął uświadamiać sobie jak młody był jak umarł.
- Dlaczego...- wychrypiał z trudem.
- Dlaczego twój patronus się zmienił? Wątpię by była to wina zdjęcia zaklęcia adopcyjnego pomimo wszystko zawsze już będziesz Potterem, choć przywłaszczyłem sobie Ciebie bezprawnie... – James lekko wzruszył ramionami, a jego wzrok padł na coś za głową chlopca- Zdarza się, że forma Patronusa ulega zmianie w czasie życia czarodzieja. Dzieje się tak pod wpływem silnych emocji takich jak miłość czy smutek lub głębokich zmian w charakterze. Każda z tych opcji w twoim wypadku wchodzi w grę...- kontynuował.
Harry pokręcił przecząco głową. Jakby wcale nie o to pytał.
- Dlaczego Ciebie nie było! – wrzasnął, a zjawa przekręciła głowę.
- Jestem zjawą nie duchem, zjawiam się tylko wtedy, gdy mogę nie wtedy gdy chce Wiliamie... – spróbował wyjaśnić.
- Nie mów tak do mnie! Jestem Harry...– wrzasnął, a jego oczy na nowo zapełniły się oczami. James posmutniał i spoważniał.
- Wiesz Dlaczego jest Ci tak ciężko zaakceptować Severusa?- przerwał mu James, a chłopiec otarł łzy.
- Nigdy nie będzie dla mnie ojcem....- warknął.
- On jest twoim ojcem...
- Wcale nie chciał mieć dziecka! Sam to przyznał. Wiec po co mamy udawać? Mam piętnaście lat! Nie jestem już dzieckiem. Nie chcę Go! Ciagle tylko warczy pod nosem co mogę a co nie! Jest jeszcze gorzej niż w szkole! Tam przynajmniej był wredny...- mruknął. James przechylił głowę.
- Podejrzewam, że masz rację, że nie planował dzieci...- mruknął James- Ale szczerze wątpię by było to spowodowane niechęcią posiadania małego gnoma biegającego po domu... – zaczął wyjaśniać. Chłopiec spojrzał na jawę niechętnie.
- Wiesz... Czasem... – James przerwał jakby nie wiedział co dokładnie ma powiedzieć. – Czasem... Niektóre kobiety nie są w stanie przeżyć urodzenia silnie magicznego dziecka- powiedział w końcu. – A zważając na wszystkie okoliczności jego dziecko i Anny miało spore szanse na dość wysoki potencjał magiczny. Większy niż Anna była by w stanie wytrzymać. On się po prostu o nią bał. Rozumiesz? Nie mógł przewidzieć, że stanie się tak jak się stało. Nie mógł przewidzieć, że Anna wykrwawi się, a my nie będziemy umieli jej pomóc. Tego nikt nie mógł przewidzieć. Jednak problem z potencjałem był dość sporym choć nie stuprocentowym ryzykiem. Które obydwoje brali pod uwagę, kiedy w końcu się na ciebie zdecydowali... – powiedział spokojnie.- Gdyby wszystko poszło zgodnie z planem Severusa za pewne zdołałby uchronić Anne... i na pewno byłby dobrym ojcem dla ciebie. Ale nie mógł, bo ja mu Cię ukradłem.
- Ratowałeś mnie! – wyszlochał
- W tamtej chwili tak to tłumaczyliśmy... Jednak muszę przyznać, że to wytłumaczenie było nam na rękę. Uspokajało nasze sumienia. Miałem piętnaście lat na przemyślenia, a tu to całą wieczność uwierz... Zrobiliśmy coś okropnego Will. Nie wybaczalnego... odebraliśmy Ci rodzinę, skazaliśmy na życie z mugolami i zniszczyliśmy życie Severusa... To jest nie wybaczalne...
- Przestań! – wrzasnął czując jak łzy ponownie zaczynają się zbierać w jego oczach.
- Taka jest prawda... Nawet to imię... Anna nas prosiła, abyś tak miał na imię. Wiliam... Nawet tego nie uszanowaliśmy... Myśleliśmy o sobie. O naszych marzeniach. Nas syn miał mieć na imię Harry... Ale nas syn odszedł. A ty nigdy nie powinieneś być jego zamiennikiem. Ale jednak tak właśnie Cię potraktowaliśmy... Przepraszam...
- Przestań! – wyszlochał błagalnie. Jednak James nie zamierzał umilknąć.
- Wiesz dlaczego jest Ci z tym az tak trudno? Bo to widzisz! Widzisz jak dużo stracileś! Jednak stworzono w twojej glowie obraz nas jako szlachetnych bohaterów, a Severusa znasz także z tej gorszej strony. Łatwo jest Ci go odrzucać. Łatwo jest wmawiać sobie, że on na to zasłużył, ale tak nie było. Nie zasłużył na to co go spotkało. A ja wcale nie byłem kryształowym człowiekiem. Popełniłem wiele błędów, za które przyszło mi odpokutować. Musisz to zrozumieć... Umarłem tamtego dnia. Vildmeort zabił mnie szybciej niż byłem w stanie wyczarować przeciwzaklecie. Nie byłem bohaterem Will. Byłem nieudacznikiem  Który nie umiał ochronić żony i dziecka.
- Przestań! – Harry zatkał uszy. Nie chciał tego słuchać. Skulił się pociągając nosem.
- Musisz dać mu szanse... Masz Go... On... On w przeciwieństwie do mnie naprawdę Cię ochroni. – mówiła zjawa. – Moj czas tutaj się kończy. To co mnie trzymało przy tobie już nie istnieje. Jednak błagam zrozum to co chce Ci powiedzieć. Nikt nie jest idealny. Ani Severus, ani tym bardziej Ja. Nie możesz trzymać się swoich marzeń i wyobrażeń. Bo to są tylko iluzję twojego umysłu. To nie jest prawda. To co o mnie wiesz to tylko mała część mojego życia. I to tylko ta dobra... Nie idealizuj mnie. Bo to utrudnia Ci poznanie twojego prawdziwego ojca. Ojca któremu bardzo na tobie zależy... Daj szanse mu, ale także sobie Will. Błagam...- wyszeptała zjawa podchodząc do chłopca.
Harry spojrzał na zjawę, która robiła się coraz bardziej bezbarwna.
- Muszę iść dalej Will. – powiedział smutno James.- A ty musisz mi na to pozwolić...
Harry pokręcił głową. Spróbował chwycić dłoń zjawy, ale w zamian poleciał na podłogę.
- Wybacz mi moje dziecko....- wyszeptał James- Wybacz mi to co uczyniłem. Nie zasłużyłeś na to co Cię spotkało. Jakbym mógł nigdy już bym Cię nie zostawił, ale nie mogę... mój czas tutaj się skończył. Przepraszam.
- Nie! – wrzasnął chłopiec. – Błagam Nie! TATO!- krzyknął, ale po zjawię nie było już śladu.
Strata Patronusa był dla niego szokiem, ale strata tej namiastki Jamesa jaką uzyskał dzięki rytuałowi jaki odprawił Voldemort na cmentarzu była o wiele trudniejsza. Tym bardziej jeśli już nigdy więcej miał go nie zobaczyć.
~oOo~
Mgiełka aportowała Severusa na korytarz prowadzący do pokoju Wiliama, wołał nie nadszarpywać rdzenia magicznego chłopaka. Choć zdawał sobie sprawę, że Mgiełka co najmniej kilka razy w ciągu dnia zapominała się i aportowała się przy chłopcu gdy czuła, że go potrzebuje. Jednak aportacja małego skrzata, a skrzata i dorosłego czarodzieja to dwie różne sprawy pod względem zapotrzebowania magicznego.
Usłyszał krzyk chłopca i zimny dreszcz przebiegł mu po plecach. Co tym razem? Pomyślał z przerażeniem otwierając gwałtownie drzwi do pokoju. Po czym jeszcze szybciej uchylił się, gdy jakiś przedmiot z prędkością zbliżał się w iego kierunku.
Zdezorientowany spojrzał na chłopca. Zapłakanego, bladego jak ściana, na skraju hiperwentylacji. Kolejny przedmiot trafił w ręce chłopca i sprawnym ruchem został rzucony w jego stronę. Severus ponownie się uchylił. Kompletnie nie rozumiejąc co się dzieje.
- Nienawidzę Cię! – usłyszał co nieco rozjaśniło Severusowi o co może chodzić.
Najwyraźniej chłopiec przeszedł z etapu zawieszenia i cichego poddania się sytuacji w jawny bunt. W sumie niczego więcej się nie spodziewał. Jednak wyczucie chłopca jak zwykle było bardzo kłopotliwe. Mistrz Eliksirów odetchnął głęboko zmuszając się do opanowania. Skrzywił się, gdy kolejny bibelot trafił go w ramię.
- Uspokój się! – zażądał robiąc pewny krok w jego kierunku.
- Wynoś się! – skrzekliwy krzyk.
- Może trochę grzeczniej? – Warknął.
- NIENAWIDZE Cię ! Nienawidzę! Nie chce być twoim synem! Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego? Dlaczego nie pozwolisz mi umrzeć? Nie chce być...
Chłopiec upadł na kolana zwijając się w pozycji obronnej płacząc cicho. Nie mając lepszego pomysłu, Severus ukląkł przy nim kładąc swoją dłoń na jego ramieniu. Nie wiedział co powiedzieć bo nic nie wydawało się właściwe. Chłopiec jak nikt inny miał prawo czuć to co czuł. Miał prawo go nienawidzić. Za wszystko co zrobił, powiedział, a nawet za to czego nie zrobił. A zwłaszcza za to, że nie obronił go gdy był tylko bezbronnym noworodkiem. Więc siedział przy chłopcu. Czując się kompletnie bezradny. Bo łatwo było działać, gdy w grę wchodziło jego życie i zdrowie. Jednak teraz... Teraz Severus Snape’a nie miał pojęcia co ma zrobić by mu pomóc.
Nie wiedział kiedy chłopak zmienił pozycje. Nie wiedział kiedy jego głowa ulokowała się na kolanach Mistrza Eliksorów i kompletnie nie wiedział kiedy jego dłoń zaczęła głaskać przydługie czarne włosy dziecka.  Jednak do tego doszło. Pozwolił chłopcu płakać i moczyć swoje spodnie. I nie ruszył się nawet o milimetr nawet gdy chłopiec zapadł w niespokojny sen.
Ministerstwo i krętactwa Albusa będą musiały poczekać.
~oOo~
Amons Diggory wyszedł z Myślodsiewni i spojrzał na Tobiasza w zamyśleniu.
- Teraz rozumiem twoją zwłokę z przyjęciem propozycji Hubertusa- mruknął. Tobiasz uniósł brew i uśmiechnął się ironicznie .
- Mój wnuk nie będzie Walczył w tej wojnie Amonsie... To nadal tylko dziecko...- mruknął- obiecałem to Severusowi i nie zamierzam łamać tej obietnicy...
- Dotrzymanie jej będzie piekielnie trudne Tobiaszu... Twój wnuk już jest w nią wmieszany...- przyznał Amons – Choć zgadzam się z tobą, że to my dorośli powinniśmy zakończyć ten konflikt zanim będą zmuszeni brać w niej udział. Jedna McGonagall uważa inaczej..
- McGonagall nie ma dzieci... Ty jeden powinieneś mnie zrozumieć. Moje dawne błędy uwikłały Severusa... A teraz ciągnął wnuka.
- Chłopak wie? – padło pytanie
- Nie...- przyznał Tobiasz- Jest przekonany, że Severus wrócił do Hogwardu... - Tobiasz kłamał bez zająknięcia. - Nigdy nie byli sobie bliscy... Jego rola nie pozwalała na częste kontakty... Nieobecność idzie na razie łatwo wyjaśnić. Will ma wystarczająco dużo zmartwień na głowie. Nie chcę mu dokładać dodatkowych. Tym bardziej, że nic pewnego nie wiem...- zachmurzył się
- Biuro Aurorskie robi co może...-przyznał Amons...- Jednak ślad urywa się w Bułgarii. McGonagall nie będzie ryzykował konfliktu z watahą wilkołaków, dla szpiega. Przykro mi...
- Zdaje sobie z tego sprawę. – przytaknął Tobiasz- Mam swoje dojścia. Jeśli żyje znajdę go... Albus nie wydaje się zaniepokojony... Być może to jego kolejna misja, o której wiedzą tylko „Oni...”- Warknął.
- Albus wykorzystuje go... – zaczął Amons.
- Tak samo jak Voldemort... – potwierdził.
- Według naszych ludzi wyznaczył zacną nagrodę za Wasze głowy... Ogłosił Was zdrajcami Tobiaszu. Wszystkich... Nawet Perevellych i Melyflua.
- Wiedzieliśmy, że prędzej czy później tak to się skończy Amonsie... Siedzieliśmy cicho bo dobro chłopców jest dla nas najważniejsze- przyznał Tobiasz...- Jednak Wiliam nie do końca zdawał sobie sprawę z sytuacji. Mój błąd...
- Każdy z nas popełnia błędy... Ty w przeciwieństwie do mnie możesz je naprawić. Gdybym nie naciskał na Cedrica...
- Nie wyobrażam sobie twojego bólu... Był wspaniałym chłopcem – Tobiasz podszedł do barku nalewając do szklanek alkoholu. Amons przyjął ją.
- Nie unikniemy oficjalnej sprawy... Jesteś członkiem Wizegmatonu, opinia publiczna patrzy nam na ręce. Jednak... Myślę, że przesłuchiwanie chłopca jest bezcelowe. Ma zapewnioną opiekę medyczną i teraz potrzebuje spokoju, po tym zajściu. To najważniejsze... Przydzielę do sprawy Zefryka Flansa tylko... Jeśli chcesz uniknąć ciągania chłopaka po Ministerstwie te wspomnienia muszę zabezpieczyć jako dowód Waszej niewinności... Severus jest znanym Warzycielem, wielu będzie podejrzewać że zrobił to osobiście...
- Dziękuję...- kiwnął głową Tobiasz- Jeśli kiedykolwiek byś czegoś potrzebował...
- Moim jedynym celem jest unieszkodliwienie Albusa... Nie rozumiesz jak wielką ma władze zasiadając w gabinecie Dyrektora szkoły! Przyczynił się do śmierci Cedriga! Nie minęło nawet pół roku, a Potter do niego dołączył! Ginie dwoje chłopców pod jego opieką i co zarząd Hogwartu robi? Nic... A Ministerstwo...  połowa moich ludzi jest w niego zapatrzona... McGonagall nie sprzeciwi mu się. Nie na chwilę obecną... Po wyborach być może tupnie w końcu...
- Doszły mnie słuchy, że Ty także chcesz kandydować...- powiedział Tobiasz z chytrym uśmiechem. W sumie doskonale wiedział dlaczego Diggory przypomniał sobie o ich znajomości.
- Na chwilę obecną McGonagall ma znacznie większe poparcie... – przyznał- nie jestem Głupcem Tobiaszu. Nie mam szans w tych wyborach
- To się może zmienić...- Nie wypowiedziana obietnicą. Amons zamilkł jakby szacował wypowiedziane słowa.
- Albus nie ma skrupułów Tobiaszu. Nawet jeśli chodzi o dzieci... To musi się zmienić!– powiedział z wyczuwalną złością porzucając temat stanowiska Ministra- Prawdopodobnie Wiliam będzie zmuszony uczęszczać na ostatnie lata do Hogwartu Tobiaszu. „Przekleństwo Salazara” ma zbyt złą reputację by Ministerstwo zgodziło się na pozostawienie sprawy bez interwencji... Musisz mieć to na uwadze... Zmanipulował Ci syna czy jesteś gotów by wnuk podzielił jego los?
Tobiasz zacisnął wargi bo pomimo lat, fakt jak bardzo jego syn zaufał starcowi doprowadzał go do szału. Idiotyczne przyjęcie Mrocznego Znaku jeszcze jakoś rozumiał, ale szukanie ratunku w Albusie i Zakonie Feniksa było dla Tobiasza kompletnym nieporozumieniem.
- Sprawa jest prosta Amonsie. Zrób co w twojej mocy by Wiliam w dalszym ciągu był pod opieką Severusa... Jego prawa rodzicielskie nie mogą zostać podważone. Mój wnuk nawet jeśli trafi do Hogwartu będzie bezpieczny przy ojcu... A Albus... Myślę, że pocieszy Cię fakt, że nawet mój syn po śmierci Pottera przejrzał na oczy. I nie pozwoli aby starzec mieszał w głowie jego syna... Jednak siła Albusa jest Zakon... Nim usuniesz go ze szkoły to jego członkowie muszą zacząć wątpić w swojego lidera...  Mam nadzieję, że to rozumiesz.
- Niestety myślę, że masz rację... Zgromadził wokół siebie zdolnych ludzi... którzy potrzebują kogoś kto ich po prowadzi...
- I znajdziemy idealną osobę... – zapewnił go Tobiasz- Jednak struktury Zakonu nie powstały w jeden dzień. Ich rozpracowanie też wymaga cierpliwości...
Amons pokiwał głową kończąc upijać swój alkohol. Spojrzał na Tobiasza z chytrym uśmiechem.
- Flans dostanie dokumenty jeszcze dzisiaj... wraz z dokumentami Perevelly I Melyflua. Mogli sami przyznać, że napoili chłopców „Przeklenstwem” w obawie przed obudzeniem Waszego dziedzictwa... Porwanie Wiliama... Myślę, że biuro Aurorskie powinno się tym zająć. Zamkniemy Albusowi pole do nadinterpretacji
- Nie chce stresować chłopca bardziej niż to jest konieczne Amonsie... Zgodzę się na jedno przesłuchanie. Ale nie teraz. Flans musi przeciągać sprawę... Potrzebujemy kilku tygodni... Muszę odnaleźć syna i sprowadzić go bezpiecznie do domu. To nie jest przypadek, że zaginął jak zaczął sprzeciwiać się Dumbledorowi...
- Dobrze, że zdajesz sobie z tego sprawę... Nie chciałem tego sugerować bez dowodów... Obaj mamy co robić. Powodzenia...
Pochylił się nad biurkiem zabierając kłopotliwe wezwanie z Munga.
- Zajmę się tym...- Obiecał. Tobiasz kiwnął głową.
- Jestem twoim dłużnikiem- zapewnił, a Amons uśmiechnął się smutno.
- Dbaj o niego Tobiaszu.
Tobiasz odprowadził Wiceministra do granic swojej posiadłości i gdy ten przekroczył osłony, wezwał skrzata.
- Sprawdź Rezydencje pod względem podsłuchów. Na pewno coś zostawił... a kiedy będziecie mieć pewność,  że jest czysto zdejmijcie swoje osłony z pokoju Panicza... Nawet skrzacie osłony mogą mieć na niego zły wpływ- mruknął przecierając oczy ze zmęczeniem. To była długą noc.
- Oczywiście mój Panie. A co z osłonami w pokoju drugiego chłopca?
- Tam bez zmian. Śledź go... Jest zbyt potulny... Nie sądzę by był aż tak niewinny jak twierdzi Severus. Nie może zobaczyć Panicza... Jasne?
- Oczywiście... Hugo ma na niego cały czas oko...
- I dobrze... I bardzo dobrze...






Harry Potter i Przekleństwo SalazaraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz