Rozdział 12

401 27 0
                                    

Przekleństwo Salazara
Rozdział 12
- Jak to wyczarował Patronusa! – Tobiasz z wrażenia aż usiadł. Syriusz przeczesał palcami długie włosy. A Severus stał przy oknie zaciskając mocno usta. Każdy z nich wiedział, że chłopak operuje większą ilością zaklęć niż powinien. Jednak rewelację jakie przekazała Severusowi Mgiełka sprawiły, że ten od razu stracił jakiekolwiek opanowanie.  Wyciągnął obrażonego Merlin jeden wie na co smarkacza z łazienki, napoił eliksirem opartym na bazie melisy i wyciągnął z niego wszystko to czego Mgiełka nie wiedziała.
Nagle wzburzenie na widok pudełka ze zdjęciami nabrało całkiem nowego znaczenia. Jednak rewelację z Patronusem przerosły wszelkie wyobrażenia Severusa.
- Musimy przekonać go do założenia kolejnych pierścieni... To dopiero drugi tydzień!
Tobiasz prychnął na tą propozycję.
- Chcesz mu zniszczyć życie? – Warknął.
- Jeśli tego nie zrobimy nie ma szans na jakiekolwiek życie! – Warknął odwracając się od okna.
- Słyszałeś historie o moim pradziadku Severusie... Nie bez powodu był ostatnim z naszej Linii który wypił Przekleństwo.
- Doskonale też pamiętam historie o tych co nie zgodzili się na kolejne pierścienie! – Warknął.
- Dajcie mu czas. Tobiasz dobrze mówi. To dopiero drugi tydzień. Nie wiesz czy władanie mocą na tak dużą skalę sprawi, że będzie odczuwał skutki fizyczne. Je, śpi, czaruje. Na chwilę obecną wszystko jest tak jak być powinno – powiedział Severus.
- Je i śpi bo skrzacie opiekunką nad nim czuwa!
- I niech czuwa do cholery. Co w tym złego? Jeśli to pozwoli mu wzmocnić organizm to niech tak będzie. Aśka sprawdzą go dwa razy w tygodniu. Jeśli zauważy, że magia hamuje jego wzrost lub zaczyna marnieć nie będzie wyjścia. Jednak na razie? Z każdym dniem wygląda coraz lepiej. – przekonywał go Syriusz.
- On wygląda na dzieciaka, Syriuszu. Chciał abym obciął mu włosy. Dopiero teraz widać jak młodo wygląda. Nikt obcy nie dałby mu więcej jak dwanaście , góra trzynaście lat. Latem skończy szesnaście.
- Regi też późno urósł! Merlinie wyglądał jak kurdupel do piątek roku! – upierał się przy swoim Syriusz.
- Mamy kwiecień! Jego piąty rok nauki skończy się za dwa miesiące! Przestań klepać durnoty! Był mały już jako Potter! Niski i drobny. Dużo mniejszy od rówieśników. Wchodzą w wiek kiedy większość rośnie jakby wpadła do kociołka z Eliksirem wzrostu! – wrzasnął na Syriusza Severus.
- Sugerujesz, że jego magia hamowała jego rozwój już wcześniej? – przerwał ich spór Tobiasz
- Sugeruje, że Albus robi mnie w konia z wynikami jego analiz potencjału z lat szkolnych. Nikt go nie badał dopóki nie trafił do Hogwardu. Potencjał urodzeniowy też jest zakłamany, bo urodził się przed trzecim semestrem ciąży! Merlinie on się nie skurczył przez zdjęcie zaklęcia Adopcyjnego! On był mały! Cechy Potterów dodawały mu trochę powagi. Ale teraz? Teraz gdy już nic nie zakłamuje jego rzeczywistego wyglądu? Spójrzcie mi w oczy i powiedzcie ilu widzieliście szesnastolatków by wyglądali jakby dopiero zaczynali naukę w Hogwardzie? Bo ja do jasnej cholery pracuje w szkole od piętnastu lat! Są mniejsi i więksi, chudsi i grubsi, ale u każdego wraz ze zbliżaniem się do dojrzałości magicznej widać oznaki dojrzałości fizycznej. Wiliam w lipcu skończy szesnaście lat! Szesnaście! Na jego twarzy nie widać nawet jednej oznaki zbliżającego się okresu dojrzewania. Mógłby być niski I szczupły, ale na twarzy coś by było widać!
- Panikujesz...
- Panikuje? Cholera jeśli magia hamowała jego rozwój przed wypiciem Przekleństwa, a wszystkie znaki na niebie i ziemi właśnie na to wskazują to co zrobi z nim teraz? Nie mam w zwyczaju panikować Ojcze. Jednak umiem wysnuwać wnioski.
- Dopóki jest w domu, a magia Mgiełki na niego działa wstrzymał bym się. Jego układ nerwowy nie wytrzyma dodatkowego obciążenia...- powiedział spokojnie Tobiasz.
- Masz racje Tobiaszu. Jednak obawy Severusa tez mogą być słuszne. Musi zacząć regularnie przyjmować Odżywczy I regeneracyjny- odezwała się w końcu Joanna.
- Regularne spożycie Eliksirów opóźni oczyszczanie się organizmu z toksyn. -zaprotestował Severus.
- Jeśli nie wzmocnimy go przed założeniem kolejnych pierścieni jego układ nerwowy tego nie wytrzyma Severusie. Jego organizm jest wyniszczony. Anemia, niedowaga... Jeśli spróbujesz założyć pierścienie wcześniej niż będzie na nie gotów to go zabijesz. – powiedziała ostro Joanna. – Masz rację poziom toksyn w jego organizmie przekracza znacznie dopuszczalne normy. Jest to wina Przekleństwa, ale także Czarciego Kryształu. Musimy je wypłukiwać jeśli w przeciągu kilku tygodni będzie konieczność założenia drugich pierścieni musimy łapać się tego co możemy. Jednak zanim ustalę dawkowanie sprawdzę jego wiek biologiczny. Jeśli masz rację i jego magia hamowała go wcześniej to nie będzie miał piętnastu lat w wyniku analizy. Jeśli wyjdzie poniżej piętnastu. Musimy... Nie będzie innego wyjścia jak przygotować jego ciało na kolejne pierścienie. I od razu zaznaczę Tobiaszu. Nie mówimy o miesiącach. Tylko o tygodniach... – mruknęła Joanna i nie czekając na ich opinie wyszła z gabinetu Tobiasza.
Senior rodu Princeów Warknął pod nosem.
- Nie minęła godzina odkąd Amons stąd wyszedł! Godzina, kiedy wydawało się, że mamy to pod kontrolą!
- Chwała Merlinowi, że udało Ci się przekonać Amonsa by powstrzymał zapędy DOS! Jeśli Uzdrowiciele doszli by to tych samych wniosków nie wiem czy doczekali byśmy procesu! – powiedział ściszonym głosem Severus.
~oOo~
- Hej młody!
Joanna opadła na fotel patrząc na Wiliama z uśmiechem. Chłopiec wysilił się na skromny uśmiech biorąc głębszy oddech przygotowując się to szeregu nieprzyjemnych zaklęć jakie Uzdrowicielka zawsze na niego rzucała.
- Zagraj coś zanim przejdziemy do formalności.- poprosiła kładąc się na sofie. Harry przechylił głowę obserwując ją z rozbawieniem.
- Przypominasz mi Tonks...- przyznał. – Nie myślałaś o zmianie koloru włosów? W różu było by Ci do twarzy!
- Nie przeginaj, młody! – Warknęła patrząc na niego uchylając jedno oko. – A Wiesz, że byłam z Tonks na jednym roku? – powiedziała po chwili.
- Lubiłyście się?
- Nie koniecznie... Nimfadora ma dość zero jedynkowe podejście do ludzi. Jesteś Czytokrwisty to jesteś złem wścielonym...
Harry spojrzał na nią ze zdziwieniem. Dla niego Tonks zawsze była miła, zabawna i pomocna. 
- Lubi Rona, a przecież też jest Czystej krwi....
- Taaa Weaslayowie... No wiesz oni nie ukrywają swojej miłości do wszystkiego co mugolskie... Oficjalnie opowiadają się po stronie Dumbledora. No nie da się ich nie lubić. Zresztą Tonks uganiała się swego czasu za Billim, ale olał ją dla   Puchonki.
- Serio? Jest od niego starsza... – zauważył z rozbawieniem
- Noo i to cztery lata! Wyobrażasz sobie? Ale Billi chyba lubi starsze... Zresztą jest przystojny... Rok temu trafił do nas z paskudnym urokiem. Musiałyśmy robić losowanie z dziewczynami która będzie się nim opiekować... Ale oczywiście Daniel musiał wszystko zepsuć i przydzielił go Jackowi... Szkoda... – Harry roześmiał się szczerze z jej paplaniny.
- Mówisz poważnie? – zapytał w końcu
- Całkowicie Bill Weaslay to chyba jedyny Czarodziej Czystej Krwi z którym byłabym wstanie... Chociaż nie twój ojciec, albo Syriusz też są niczego sobie.
- Nie chce tego słuchać! – wrzasnął chłopak zatykając uszy. Na co Uzdrowicielka wybuchła ponownie śmiechem. Oceniła nastolatka po raz pierwszy od przyjścia i spoważniała.
Severus miał rację zmiana fryzury dopiero teraz uwidoczniła dziecięce rysy jakie Will posiadał. Zdecydowanie chłopiec w jego wieku powinien wyglądać poważniej.
- Zagraj coś starej ciotce...- zażądała kładąc się z powrotem na sofie. Kilka spokojnych dźwięków jakie wydobywały się spod palców chłopca były tym co potrzebowała by się wyciszyć nim zacznie obrzucać go zaklęciami diagnostycznymi. 
- Nie jestem w tym zbyt dobry... Znaczy... Lubię tu przychodzić. Ale....
- Jaja sobie robisz? Tobiasz pieję z zachwytu za każdym razem jak ma okazję rozwodzić się o twoim talencie... A jego trudno zadowolić. I parę razy udało mi się Cię podsłuchać. Więc nie ściemniaj mi tu. Potrzebuję kołysanki Argeri jak jeszcze nigdy.
- Coś nie tak w Mungo? – zapytał szczerze zmartwiony. Uzdrowicielka uniosła powieki patrząc na sufit.
- Will?
- Tak? – zapytał cicho.
- Możemy dzisiaj nie gadać? – poprosiła.
- To ty zawsze trajkoczesz... – zauważył próbując odgadnąć co z pogodną Uzdrowicielka jest dzisiaj nie tak.
- W sumie to masz rację... Po prostu... Miałam ciężki dyżur...- skłamała.
Harry obserwował ją chwilę by w końcu odwrócić się do fortepianu swojej babki, który został przeniesiony do salonu specjalnie dla niego i zaczął grać melodię, którą znał od dawna. Melodie którą jeszcze nie dawno uważał za własną. A jednak okazała się magicznym Dziedzictwem jego Babki, a matki Severusa. Po trzech pierwszych nutach przerwał.
- Jak to w ogóle możliwe? – zapytał w końcu.
- Co? – zapytała Joanna nie otwierając oczu.
- Jeśli zaklęcie adopcyjne wpływa na wygląd to chyba też na rodzinne talenty nie? Więc dlaczego nauka gry na fortepianie przychodziła mi z taką łatwością? Wiesz... Tylko przyglądałem się jak nauczyciel tłumaczył kuzynowi jak ma grać. Nie rozumiałem jak może tego nie umieć. Teraz... No teraz już się wyjaśniło, że to nie ja gram tylko moja magia...
- Stop Willi! – Sprzeciwiła się Joanna.- Zaczynasz umniejszać swoje zasługi! To, że dzięki dziedzictwu swojej babki słyszysz więcej niż ktokolwiek inny, że jesteś bardziej wrażliwy na dźwięki, nie znaczy, że nie wypracowałeś tego co umiesz...
- Jak miałem wypracować coś co było... No wiesz... To po prostu przyszło, nie? Jak latanie na miotle...- I nagle spoważniał i od razu posmutniał.
- Ej młody co jest?
- Nic- Powiedział cicho zaczynając grać znaną melodię.
- Wiliam? – spróbowała. Jednak chłopak nie przerywał gry. Miał dość analizowania wszystkiego co utracił.
~oOo~
- Coś nie tak?
Z salonu przenieśli się do jego pokoju, gdzie  Uzdrowicielka ulokowała go na łóżku i rozpoczęła rzucanie swoich czarów Scanujących pod czujnym okiem Severusa. Jednak dzisiaj trwało to znacznie dłużej i Harry po prostu od razu wiedział, że coś jest nie tak.
- Wykrakałeś... – powiedział z pretensja w stronę Wiszącego nad nim Severusem,  nim Joanna nie skończyła zaklęcia.
- Miałeś nie gadać! – upomniała go. – Jeszcze jedno zaklęcie i kończę. – Poklepała jego chudą dłoń w chęci dodania mu otuchy. Machnęła różdżką i nad chłopcem pojawił się jasnożółty obłoczek i znikł momentalnie. Joanna uśmiechnęła się do niego, ale chłopiec od razu zauważył, że uśmiech nie sięgał oczu. A brwi Snape’a zmarszczyły się bardziej niż normalnie.
- Wykrakałem- potwierdził Snape, a Wiliam Warknął pod nosem niezadowolony. Joanna spojrzała na Severusa pytająco.
- Rozmawialiśmy o tym co będzie trzeba zrobić jeśli toksyny nie będą się wypłukiwać w takim tempie jakbyśmy sobie tego życzyli- wyjaśnił uzdrowicielce. Jednocześnie tym jednym zdaniem sugerując jej w jakim kierunku ma podążać ich kłamstwo. Bo o tym, że będzie potrzebował kolejnych pierścieni nie mogli mu powiedzieć. Na pewno nie teraz. - Chyba nie lubi kroplówek...- skończył Severus.
- Ciekawe czy Ty byś lubił!- zaprotestował.
- Nikt nie lubi Will. Jednak... Nie możemy tego zostawić tak jak jest. – spróbowała załagodzić sytuację.
- Dużo? – zapytał zrezygnowany.
- Kilka dasz radę! Na pewno zniesiesz to lepiej niż Syriusz. Blednie na sam ich widok. – zażartowała.
- Spoko...- mruknął niezadowolony.
Na końcu języka miał, że nie potrzebuje igły wbitej w rękę by odstraszać ojca chrzestnego. Bo ten odkąd Snape nie wymagał od niego ciągłego przesiadywania przy łóżku Harrego jakby kompletnie zapomniał o chrześniaku. I chłopak nie chciał się czuć tak podle z tego powodu, ale jednak... Nie dało się ukryć, że czuł, że Syriusz także się od niego oddala.
Przeżył stratę Rona i Hermiony. Powoli zaczyna rozumieć, że James musiał odejść, zwłaszcza po rozmowie z Severusem, gdy ten wyjaśnił mu co musiała odczuwać dusza Jamesa tkwiąc między dwoma światami. I Harry nie chciał by jego adopcyjny ojciec cierpiał dłużej niż to było potrzebne. Nawet jeśli sam chłopiec czuł się samotny jak jeszcze nigdy wcześniej. Poradzi sobie z brakiem Syriusza i byciem przykutym do łóżka na Merlin jeden wie jak długo.
Joanna zaczęła rozmawiać z Severusem o jakiś Eliksirach, ziołach, posiłkach i o tym, że zamiast przytyć przez ostatnie cztery dni znów zgubił pół kilo.
Jednak nie miało to dla niego już żadnego znaczenia. Bo i tak nie miał wpływu na to co postanowią. Jeśli chodziło o jego zdrowie Snape był nieugięty. I jakiekolwiek próby wmówienia im, że czuje się dobrze nie miały najmniejszego sensu.
Po tym jednym poranku tak naprawdę nie wiele zmieniło się w nudnym życiu Wiliama. Oprócz tego, że Mgiełka jeszcze bardziej pilnowała jego posiłków i tego ile wody wypiją w ciągu dnia. Snape trzy razy dziennie podłączał mu kroplówki, ale na szczęście na czas kiedy powolnie skapywały nie musiał leżeć w swoim łóżku. Z reguły przesypiał ten czas na hamaku bo w końcu pogoda zrobiła się iście wiosenna i mógł łapać promienie słońca.
Jego egzystencja polegała głównie na kompletnym nic nie robieniu. A nawet jak próbował zrobić coś więcej niż gra na fortepianie czy czytanie książek to Snape zaraz wisiał nad nim z jakimś obrzydliwym eliksirem nakazując odpoczynek.
- Potrzebujesz tego...- powtarzał mu Tobiasz jak próbował chociaż z nim uzgodnić zmniejszenie rygoru odpoczynku jaki narzucił mu Snape.
Harry pamiętał jak Ron powtarzał, że Snape nie może być już bardziej wredny, a jednak „zamartwiający się i troskliwy” Severus Snape był milion razy gorszy w mniemaniu chłopca.
Dni upływały mu nie wiadomo kiedy, aż do pewnego popołudnia. Kiedy to Suriusz wpadł na patio na którym Wiliam gnił niczym jabłka.
- Nietoperze po za granicami....- Zawołał zadowolony. Harry uniósł brew znudzony.
- Nie będzie ich do wieczora... – Zawołał zadowolony.
- Wiem przecież. – Doskonale o tym wiedział bo „Ojciec” jak na prośbę Tobiasza zaczął nazywać Severusa, tłuk mu o tym przez co najmniej dwie godziny. I Harry serio zaczął się zastanawiać czy uważa go za kompletnego kretyna, który nie może zostać kilku godzin bez jego opieki. Bo to, że nie zostawił go bez „opiekunek” tak całkowicie było oczywiste. Mgiełka zawsze gdzież się kręciła no i Syriusz... On też był.
- Uśpiłem skrzaty! Merlinie Mgiełka mnie przeraża!
- To nie za tobą chodzi niczym cień, zmusza Cię do jedzenia i drzemek w ciągu dnia- Burknął obrażony.
- Może i nie... Ale zawsze niszczy moje plany! Nie wiem co z nią jest nie tak...
- Może to skrzacie Demencja?- zaczął się zastanawiać chłopiec-  Ostatnio sporo czytałem o skrzatach. Podobno to się zdarza jak skrzaty są już stare... A Ojciec mówił, że ma dwieście lat! To by wyjaśniało dlaczego traktuje mnie jak dziecko! Pomieszało jej się w głowie– zawyrokował i zmarszczył nos z niezadowoleniem. Syriusz roześmiał się na ten dziecięcy grymas.
- To chyba nie to Willi- mruknął przysiadając koło chłopca i zarzucając swoje ramię na szczupłe ramiona.
- Przysięgam uroczyście, że to będzie najlepsze popołudnie jakie przeżyjesz w tej rezydencji! – okrzyknął zadowolony- Ale najpierw wypij te świństwa. Severus i tak uważa mnie za kompletnego durnia któremu nie zależy na twoim zdrowiu. – poskarżył się- Nie kumam o co temu człowiekowi chodzi. To, że on się trzęsie jakbyś był ze szkła nie znaczy, że ja też muszę nie? Wiesz, że jesteś dla mnie najważniejszy. Prawda, Szczeniaku? – Spojrzał na Harrego szaro- zielonymi oczami z delikatnym uśmiechem. Harry uśmiechnął się jedynie delikatnie.
- Jasne... – zapewnił. A Syriusz uśmiechnął się szeroko.
- Albo wiem co go tak ruszą! Masz moje oczy! Mój wdzięk! No serio Willi jesteś bardziej Blackiem niż Princem! Ale nie ważne. Mam miotły, kosz piknikowy, a granice osłon są rozciągnięte na kilka hektarów pięknego lasu nawet zahaczają o jezioro. Gotów na przygodę?
I tym razem Harry uśmiechnął się już całkowicie szczerze. To zdecydowanie będzie najlepsze popołudnie uznał.
I takie było....
Latali, żartowali, śmiali się.
Syriusz nawet opowiedział mu kilka anegdotek o Snape z ich wczesnego dzieciństwa kiedy to Blackowie i Princeowie spotykali się dość regularnie.
- Nie wierzę...- mruknął Harry ocierającego łzy rozbawienia. Siedzieli na kocu i zajadali się kanapkami. A Syriusz opowiadał mu właśnie jak ośmioletni Severus wysadził wschodnie skrzydło bo chciał uważać eliksir który dawałby efekt Luminescencji przez co podobno całe lewe skrzydło do dziś dnia świeci nocą.
- To szczera prawdą! Zapytaj Severusa! Może nawet Ci pokaże!
- Dziadek pewnie był wściekły!
- Żartujesz? Ośmiolatek uwarzył eliksir z poziomu OWUTemów! Jakby nie chciał go wzmocnić dodając żaru wulkanicznego to na pewno by mu to wyszło! Tobiasz chwalił się tym przez następny rok!
Harry spojrzał na Syriusza w zamyśleniu.
- Więc co się stało, że... No, że aż tak się zmienili... chyba mieli dobre relacje jak Snape był mały...
Syriusz spoważniał I zapatrzył się na zachodzące słońce.
- Zaczęliśmy dorastać... To zawsze wszystko zmienia...- mruknął- Idź polatać bo musimy już wracać. Robi się chłodno...
- Unikasz odpowiedzi...
- Wiem Will- powiedział poważnie. Co było dziwne dla Animaga.  Jednak jeśli chcesz poznać cała historie to musisz z nimi o tym porozmawiać. Leć! Moje zaklęcie wygaśnie przed dwudziestą i idę o zakład, że Mgiełka urządzi mi awanturę stulecia.
Harry przez chwile tylko obserwował Syriusza nim w końcu odłożył nadgryzioną kanapkę i wziął do ręki stara sfatygowaną miotłę. To nie była błyskawica, nawet nie Nimbus. Ale dało się na niej polatać, a zachodzące słońce było piękne.
- Mogę polatać nad jeziorem?
- A co ja twój ojciec by Ci wszystkiego zabraniać? – zapytał w zamian. Harry uśmiechnął się szeroko.
Syriusz Black był najlepszym ojcem chrzestnym na świecie! Uznał.
Pod warunkiem, że złowrogi Mistrz Eliksirów nie zabraniał mu wszystkiego co fajne...
~oOo~
Severus Snape szczerze i z całego serca nienawidził Syriusza Blacka! Piorunował go wzrokiem rzucając na syna zaklęcie osuszające i rozgrzewające.
- To wina miotły! – spróbował się bronić chłopiec.
- Zamilcz! – zażądał zirytowany.
Wrócili z Tobiaszem zaledwie dziesięć minut temu z odbywającej się pierwszej sprawy sądowej. Która przebiegła zgodnie z ich założeniami i Severus był tym faktem bardzo zadowolony. Do czasu kiedy nie wrócił do domu i przywitała go kompletna cisza. Bez śladu skrzatów, Blacka i tym bardziej Wiliama!
Jego serce stanęło na dobre kilka sekund wyobrażając sobie najgorsze scenariusze. Jednak Tobiasz szybko go uspokoił, że nikt na pewno nie włamał się do rezydencji bo osłony są nienaruszone. Wniosek był jeden.
Black coś wymyślił. Coś idiotycznego. Co do tego nie miał wątpliwości. Szybkie zaklęcie wskazujące pozwoliło mu namierzyć chłopca kilometr od rezydencji, na polanie nad jeziorem. Z pomocą oszołomionego skrzata aportował się akurat w momencie, gdy jego syn spadł z miotły prosto w lodowate jezioro.
Wyciągnął chłopca z wody bardzo szybko Jednak wiedział, że ta nieodpowiedzialna wyprawa skończy się katarem! Dlaczego tylko on musiał być odpowiedzialny w tym gronie. Wziął chłopaka na ręce pomimo jawnych sprzeciwów i z pomocą skrzata dotarł do pokoju chłopca.
- Zaklęcie na miotle przestało działać!- spróbował się wytłumaczyć chłopiec.
- Nie powinno Cię być na tej miotle w ogóle! – wrzasnął – Zaledwie miesiąc temu wyszedłeś że śpiączki! Tułkujemy Ci godzinami, jak słabą masz odporność! Jak osłabione są twoje mięśnie i nerwy!
Harry zwiesił głowę, a przed jego oczami pojawiła się fiolka z eliksirem Pieprzowym.
- Do dna! – Warknął- I nie wychodzisz z łóżka! – wrzasnął zmieniając zaklęciem ubranie chłopca na czystą piżamę- Nie muszę pytać czy ten dureń pamiętał o kroplówkach prawda?
- Wiesz, że tego nie lubi! – powiedział cicho chłopak.
- Jest dorosły! Gówno mnie obchodzi co lubi, a co nie! Mgiełka miała się tym zająć, ale ten kretyn ją uśpił! Więc skoro odważył się na taki krok powinien pamiętać o planie twojego leczenia do cholery!
- Eliksiry wypiłem... – zapewnił. Czarne oczy zmrużyły się niebezpiecznie.
- Wypij Eliksir Pieprzowy! – zarządził. Harry nie zamierzał dłużej dyskutować. Przechylił szklaną fiolkę i oddał ją ojcu.
- Muszę zmienić to wkucie! Mógł je chociaż zabezpieczyć Baran! – pomstował pod nosem. Harry ziewnął mocno i  rozłożył się wygodnie na pierzastych poduchach.
- To był najlepszy dzień w moim życiu! – zaprotestował. A chwilę później zasnął.
- Na pewno takie będzie jak jutro obudzisz się z katarem! – Warknął Severus – Twój ojciec Chrzestny to skończony idiota! – Dalszej wiązanki przekleństw jakie wypowiadał pod nosem Severus, Harry już nie słyszał.
~oOo~
Harry obudził się następnego dnia zanosząc się kaszlem.
- Najlepszy dzień w życiu? – usłyszał zrzędliwy głos ojca. Spojrzał na Severusa przepraszająco. I przyjął chusteczkę aby wysmarkać zapchany katarem nos.
- To tylko katar...- wyrzęził przez obolałe gardło. Severus uniósł brew zirytowany. Wstał z krzesła podając chłopcu kubek z ciepłym mlekiem I miodem.
- Miejmy nadzieję, że skończy się tylko przeziębieniem synu! Joanna ma czterdziestoośmiogodzinny dyżur. Musimy sobie radzić sami...- powiedział niezadowolony.
- Jak zawsze...- powiedział zanosząc się kaszlem. Severus przywołał eliksor Pieprzowy i wręczył go chłopcu.
- Jak zawsze? – zapytał odbierając pustą fiolkę.
- No zawsze, nie? Tylko Ty nie skazujesz mnie na pewną śmierć! – powiedział z przekonaniem.- Pierwszy rok i Quirrell, Puszek, Kamień filozoficzny, drugi rok i komnata tajemnic...
- Tego wale nie pamiętać! – mruknął Severus posępnie.
- Dlaczego? – Harry przechylił głowę z zaciekawieniem odrzucając przykrycie na bok, a Severus z westchną i opatulił chłopca kołdrą po samą brodę.
- Pijesz Pieprzowy by Cię rozgrzewał! Masz się wypocić. – zrugała chłopca.
- Dlaczego nie chcesz Pamiętać o Komnacie? – nalegał. Severus przez chwilę przypatrywał się mu.
- Wejście do komnaty i ujrzenie nieprzytomnego ciała dziecka w rzece krwi nie jest dobry wspomnieniem. (*wydarzenia z drugie toku ulegają modyfikacji na potrzeby opowiadania. Tom napuścił na Harry'ego bazyliszka, lecz Harry zabił go mieczem Godryka Gryffindora, który wyciągnął z Tiary . Przedtem wąż wbił Harremu swój kieł. Wyciągnął go ze skóry i przebił nim dziennik. Przez utratę krwi Harry traci przytomność i jest ratowany przez Severusa Snape, i zabrany do skrzydła dzięki pomocy Feniksa Dumbledora)
- Byłeś tam?  – zapytał zszokowany.
- Przypominam Ci synu, że komnatę Tajemnic może otworzyć Dziedzic Salazara Slytherina... Nie ważne jak wielkie bajki opowiadał Ci Dumbledore. Otworzyłeś komnatę Tajemnic bo w rzeczywistości jesteś potomkiem Salazara. Choć nie oficjalnie.
- Ale... – chłopiec przełknął z trudem ślinę i pociągnął nosem. Severus z irytacją podał mu pudełko z chusteczkami.
- Salazar miał trzy córki z pierwszego małżeństwa. Lord Voldemort jest potomkiem jednej z nich. – wyjaśnił. – Jednak... Widzisz kłótnia Salazara i Gobryka nie toczyła się tylko o Mugolaków. Owszem spierali się o to jednak Salazar zagryzał zęby i tolerował ich obecność przynajmniej do czasu kiedy jego Dom był „Czysty” a był bo dzięki swojej genialnej miksturze miał co do tego pewność. Jednak żona Salazara zmarła, a on nawiązał więzi z córką Gobryka... Ten gdy się o tym dowiedział wpadł w szał i wygnał Salazara ze szkoły.
- Żartujesz...
- Nie. Takie życie. Zdarza się. Pamiętaj synu, że największe wojny na tym świecie rozpoczynały się od kobiet- chłopiec zachichotał.
- Salazar przeleciał córkę kumpla... No nieźle... A teraz pieją pieśni o tym jak to przesz szlamy się pożarli. A tu jeden drugiego zrobił w konia...- Severus roześmiał się.
- Dokładnie... Byli ludźmi. Tak jak I my. Potężnymi Magami, ale nadal tylko ludźmi synu i popełniali błędy... połóż się to będę opowiadać dalej.
- To było coś dalej?
- Najlepsze...- zapewnił. Chłopak ulokował się wygodnie na poduszkach czekając na ciąg dalszy.
- Więc tak jak mówiłem. Salazar został wygnany, a Rosmery córka Gobryka została wysłana do klasztoru. Tam urodziła syna Salazara, Merlina. Zakonnice w obawie, że Gobryk zabije chłopca skłamały, że dziecko zmarło w trakcie porodu razem z matką.
- O kurcze...- wyszeptał zszokowany.
- Dokładnie. Salazar nigdy nie dowiedział się kim w rzeczywistości był Merlin. Jednak zawsze miał do niego słabość pomimo tego, że jego pochodzenie było nie oczywiste. Gdy Merlin ukończył Hogwart został jego uczniem.  Salazar podejrzewał, że chłopiec nie jest pochodzenia mugolskiego i podstępem napoił go swoją miksturą by potwierdzić swoje przekonanie, tym czynem spotęgował dziedzictwo tkwiące w sygnaturze chłopca sprawiając, że ten stał się Najpotężniejszym Magiem tamtego Wieku. Jednak ani Salazar ani Gobryk nigdy nie dowiedzieli się, że w chłopcu płynęła ich krew.
- Nie łatwiej było uwarzyć eliksir dziedzictwa.
- Mówimy o średniowieczu synu! Tamten świat Magii wyglądał całkiem inaczej. Gdyby wówczas istniał eliksir pozwalający ustalić ojcostwo dziecka wówczas Salazar nie musiałby wymyślać „Przekleństwa Salazara”, zresztą przez wiele wieków jego mikstura była zwana „Darem Salazara” . I tu warto dodać, że wszystkie znane obecnie eliksiry pozwalające ustalić ojcostwo lub dziedzictwo zostały stworzone na podstawie „Przekleństwa”.
Harry uśmiechnął się szeroko do ojca.
- Powinieneś uczyć Historii.
- Niech mnie Merlin broni przed takim losem...- powiedział poważnie na co chłopiec roześmiał się.
- Nie lubisz być nauczycielem...- stwierdził chłopiec.
- Nie cierpię... – przyznał.
- Więc dlaczego to robisz?
- Taką umowę zawarłem z Albusem. Nie znam żadnego warzyciela, któremu sprawiało by radość uczenie małych ignorantów nie umiejących docenić potęgi Eliksirów. W dniu w którym przejrzałem na oczy i zrozumiałem, że Czarny Pan nie jest kimś kto zapanuje nad tym całym bigosem jaki powstał w świecie Magii udałem się do Albusa. Zgodził się na przyjęcie informacji jakie mu udzielałem na temat działań Voldemorta i przyjął mnie do Zakonu Feniksa, ale wymógł na mnie bym został także nauczycielem. I tak utknąłem na tym stanowisku.
- Dyrektor nie miał litości...
- Dla mnie czy dla uczniów? – zażartował Severus, a Harry mimowolnie się uśmiechnął.
- Chyba dla obydwu stron!
- Wszystko ma swoje plusy i minusy. Od kiedy uczę uczniowie Hogwardu uzyskują najwyższe noty z OWTEMów ze wszystkich szkół w Europie. Wyszkoliłem ośmiu kolejnych Mistrzów Eliksorów. Gdy tak o tym pomyślę na spokojnie to nawet satysfakcjonujące. Nawet nie wiesz jak interesujące oferty pracy otrzymuje każdego roku... Chociaż trzeba przyznać, że Instytut Magii w Salem przeszedł w tym roku najśmielsze oczekiwania.
- Salem?
- Miasto w Stanach Zjednoczonych, w Hrabstwie Essex (Massachusetts)- wyjaśnił- Mieści się tam największą szkoła Magii w Stanach Zjednoczonych. O ironio zajęcia z Magii odbywają się tam równocześnie z zajęciami Mugoli. Przez lata doszli do niesamowitego porozumienia. Nasze społeczeństwo mogłoby się od nich sporo nauczyć.
- I chcieli byś tam uczył?
- Poniekąd. Jednak nie planuje przeprowadzki za ocean.
Harry zamyślił się chwilę nad tym co usłyszał. Wydmuchał nos na co Snape skrzywił się.
- Black zginie marnie za ten idiotyczny wypad! – mruknął.
- Było fajnie... – zaprotestował Harry.
- Dzisiaj już tak fajnie nie jest! Doskonale obaj wiedzieliście, że to idiotyczny pomysł! Tłumaczyłem Ci, że nie możesz się przeziębić! Zdecydowanie idiotyzm i lekkomyślność odziedziczyłeś po nim!
- Już nie po ojcu? – dogryzł mu Harry ziewając mocno.
- Oczywiście, że nie! – odparł z lekkim uśmiechem.
- No tak. Bo to wcale nie mój ojciec wysadził połowę rezydencji, zabarwił jezioro na fioletowo i sprawił, że połowa skrzatów lewitowała pod sufitem...- wymienił Harry, a Severus przewrócił oczami.
- Sporo Ci opowiedział... – mruknął niezadowolony.
- Nie tak dużo jakbym chciał. Jednak dobrze wiedzieć, że nie zawsze byłeś taki...
- Jaki?
- Drętwy...- mruknął że złośliwym uśmiechem.
- Prześpij się bezczelny dzieciaku...
- To chyba dobry pomysł. – przyznał Harry ziewając. – Jednak w dalszym ciągu nie wiem co historia o Salazarze i Merlinie ma z nami wspólnego.
- To przecież oczywiste. Merlin miał dzieci. My wywodzimy się od jego najstarszego syna. Otworzyłeś Komnatę Tajemnic bo jesteś Dziedzicem Salazara.
- Więc uczniowie mieli rację... Więc moje zdolności w posługiwaniu się językiem węży nie pochodzi od Voldemorta?
- A niby jakim cudem cokolwiek miałbyś umieć dzięki niemu? – zapytał Severus szczerze zdziwiony.
- No przez bliznę... – zauważył chłopiec.
- Jakbyś tak bardzo nie unikał spoglądania w lustro to byś wiedział, że twoja sławna blizna znikła...- powiedział, a oczy chłopca rozszerzyły się na tą informację i usiadł na łóżku.
- Nie wierzę!
- Zaproponował bym lusterko, ale jakoś się ich boisz.
- Pokaż ! – zażądał.
- A nie wysadzisz je w powietrze?- Severus założył ręce na piersi Obserwując chłopca. Jednak po chwili wyczarował żądany przedmiot i wręczył go chłopcu.
Harry w pierwszej chwili spojrzał na swoje czoło. Czyste. Bez jakiejkolwiek blizny. Później spojrzał w swoje oczy. Już nie czysto Zielone lecz z naciekami szarości jak u Syriusza, gęste czarne rzęsy, mały nos, wąskie ale kształtne usta. Patrzył na swoje odbicie długo. Nim w końcu oderwał wzrok i spojrzał na Snape.
- Wyglądam jak dzieciak! – powiedział z przerażeniem.
- Jesteś dzieckiem Will. – zauważył Severus.
- Ale... – chłopiec ponownie spojrzał w lustro.
- Dorośniesz. Syriusz i jego brat także długo wyglądali bardzo młodo. Taka to już uroda Blacków...- skłamał bez zająknięcia.- Zapytaj tego idioty jak mi nie wierzysz.
- Ale... – jąkał się dalej
- Nie jest chyba tak okropnie co? Na pewno nie tak odrażająco jak myślałeś, prawda?
- Chyba wolałbym być bardziej podobny do ciebie...- wymamrotał oddając lusterko.
- Niestety to nie koncert życzeń, synu. A poza tym złamałbyś serce kundla. Dopieka mi każdego dnia, że Przypominasz bardziej jego syna niż mojego...
Harry spojrzał na Severusa z zamyśleniu.
- James miał rację... – powiedział w końcu cicho.
- Słucham?
- James mówił mi, że powinienem dać ci szanse... że byłbyś dobrym ojcem. Myślę... Wydaje mi się, że sprawdziłbyś się w tej roli znacznie lepiej niż Syriusz...
- Na pewno nie kazałbym Ci latać na pięćdziesięcioletniej miotle nad jeziorem! – zauważył, a chłopiec zachichotał cicho.
- Była okropna... – potwierdził- A woda lodowata.
- Dlatego skończyłeś z katarem!
- Mam szczęście, że jesteś taki szybki. Syriusz pewnie kazałby mi dopłynąć do brzegu...
- Chyba obdarłbym go ze skóry gdyby to zrobił...
- Nie zrobiłbyś tego. Nie kumam o co między Wami chodzi, ale jednak jakoś się lubicie...
- Nie trawie tego człowieka.
- Jakbyś go nie trawił to byś go tu nie gościł.
- Jest twoim wujem...
- I twoim szwagrem...
- Taaa niestety... Idź już spać.
- Tak zrobię... – mruknął ziewając- dzięki tym twoim Eliksirom już nie męczy mnie kaszel.. – zauważył.
- Ale nadal masz zapchany nos. Prześpij się.
Chłopiec tylko chwilę obserwował Mistrza Eliksirów nim zanurkował pod pierzyną i pozwolił sobie na sen. 






Harry Potter i Przekleństwo SalazaraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz