Dziedzictwo Merlina Rozdział 55

133 10 3
                                    

Dziedzictwo Merlina
Rozdział 55
Edi Smith spojrzał na Williama współczująco, gdy Snape ogłasza koniec szlabanu dla niego, ale nie dla Pana Prince’a. Chłopiec z trudem dusił rozbawienie i czekał tylko, aż drzwi do pracowni się zamkną. Gdy to się stało, Snape zablokował główne drzwi i otworzył tajne przejście, przez które William przechodzi bez szemrania.
- Głodny?
- W sumie... – mruczy William ściągając bluzę, buty i padając na kanapę.
- Robisz to specjalnie? – pytanie jest ciche i swobodne, jakby Severus na poważnie był zaciekawiony odsyłając zaklęciem buty chłopaka pod ścianę.
- Nie rozumiem.
- Jak tylko kończysz zajęcia przebierasz się w mugolskie ubrania. Robisz to specjalnie. – William zamarł przyglądając się swoim ciuchom.
- W regulaminie szkoły nie ma, że na szlabanach mam mieć mundurek. - zauważył.
- Większość, tak jak Edi Smith przychodzi w mundurkach. Harry Potter też zawsze przychodził w mundurku.
William uniósł brew woląc zachować dla siebie stwierdzenie, że ubrania jakie posiadał Harry Potter były w tak fatalnym stanie, że ubierał je tylko wtedy jak musiał.
- To przez chłopaków. – wyjaśnił.
- Każą Ci nosić mugolskie ciuchy?
- Sami je noszą. - zauważa.
- Wiem, i to mnie intryguje. Manifestacja uwielbienia do mugolskiej mody udzieliła się także Tobie? Nie pamiętam bym płacił za tą koszulkę. - Wiliam spojrzał na swój t-shirt z rozbawieniem.
- To prezent. W sumie, nawet nie wiem od kogo, była w paczkach świątecznych. - wyjaśnił – Podoba mi się! – zapewnił, aby przypadkiem ojciec nie zamierzał się jej pozbyć przez dwuznaczną ilustrację, która chyba najbardziej przeszkadzała Severusowi - A co do Twojego pytania, myślałem, że tak będzie najlepiej. Jak leżałem w skrzydle, a oni mnie odwiedzali zawsze byli ubrani w spodnie i koszulki, ewentualnie swetry lub koszulę. Później zauważyłem, że zrzucają szaty szkolne jak tylko kończą się zajęcia. Robili to bo po prostu było im wygodniej. W końcu sam stwierdziłem, że oni nie są przyzwyczajeni do szat. W domu pewnie tak właśnie chodzili ubrani, a tu nie są przyzwyczajeni do mundurka. Uznałem, że ja też nie powinienem być „przyzwyczajony” skoro także uczyłem się w domu, nie?
- Szczerze wątpię by dziadek kiedykolwiek kupił Ci mugolskie ciuchy, dziecko. - westchnął  – U Perevellych Aśka rozpoczęła bunt modowy, aby dopiec Ignaciusowi, a smarkacze to podłapali - wyjaśnił odbierając od skrzata talerz z kanapkami i kubek z parującym napojem - Siadaj i jedz.
William bez szemrania podszedł do stołu i podniósł kanapkę. Spojrzał na ojca ze złośliwym uśmiechem.
- Aśka... - mruknął sugestywnie - Ciekawa osoba.
- Irytująca. - mruknął posępnie.
- Często tu bywa. – zauważył
- Sprawdza Jacka, na prośbę Daniela. To młody chłopak, i o ile Was ogarnia to papirologia Hogwartu go chyba przerasta. Zresztą, wyprowadzenie blisko czterystu kart  medycznych na prosto to prawdziwe wyzwanie. Daniel jest zirytowany, że Poppy tego nie robiła, zresztą, nawet teraz uważa to za skrajną głupotę. Daniel, jako główny uzdrowiciel odpowiada także za Hogwart. Dumbledore zrobił tu sobie prawdziwa własną dziuple nie dopuszczając nie tylko Ministerstwa, ale nawet Uzdrowicieli z Munga.
- A po co ma to prowadzić? To raczej prywatne sprawy uczniów. – zwrócił uwagę na co Severus uniósł brew.
- Po to, że jak się trafi taki szczególny przypadek jak Ty, nie trzeba było sięgać do analizy struktury magicznej, aby ustalić jak wyglądało leczenie dziecka. To powinno być prowadzone, Will. A ona tego nie robi... Rozdaje eliksiry na prawo i lewo, tak naprawdę nie odnotowując kto i w jakich dawkach je zażywa, a jej tłumaczenie, że ona to pamięta to już kompletny idiotyzm. Śmiem twierdzić, że pewnie od kolejnego roku zagości tu ktoś nowy bo Daniel traci cierpliwość, a w sumie wyszło to wszystko przez przypadek. Daniel szukał jakiegoś powodu by ulokować w szkole Jacka legalnie. Jakby Dumbledore’owi się udało nas usunąć to Jack tu jednak by był.
- JAK TO USUNĄĆ?! - William odłożył kanapkę.
- Synu, te ustalenia były na długo przed dymisją Albusa. Zabezpieczaliśmy wszystkie... drogi i mogące zaistnieć sytuacje. Staraliśmy się myśleć o wszystkim, a wprowadzenie uzdrowiciela na stałe w mury szkoły wymaga masy papierów. Już w lipcu nad tym pracowali. Co nie zmienia faktu, że coś co miało być tylko przykrywką okazało się prawdziwym burdelem.
- Jesteście przerażający! – zauważył biorąc kubek.
- Może odrobinę zbyt nadopiekuńczy... – przyznał uśmiechając się przekornie – Kończ to mozolne przeżuwanie, Will.
- Tak, tak, wiem. Pora spać. Mogę użyć kominka?
- Właściwie to mamy jeszcze jeden mały temat do omówienie w pełniejszym składzie. - przyznał jak kanapka zniknęła w ustach syna.

~oOo~

Wielka Sala tak jak zawsze tętniła życiem w trakcie śniadania. Uczniowie wesoło plotkowali lub nerwowo przeglądali notatki przed jakimś testem. Za to trzech nastolatków z domu Salazara Slytherina obserwowało to wszystko z jawnym rozdrażnieniem.
- Panowie, a wam co się stało? – zapytał Draco wydelegowany przez innych domowników.
Bo nie umknęło uwadze Ślizgonów, że ich złote Trio już nie jest w tak wyśmienitych humorach jak w dniu wczorajszym.
- Gówno. - warknął Septimus zrywając się z ławy z zamiarem opuszczenia Wielkiej Sali.
William szybko poszedł za jego przykładem. Tylko Chris się zawahał, ale jak odebrał codzienny list od Ginny pobiegł za przyjaciółmi. Byli wściekli. I każdy w szkole Magii I Czarodziejstwa Hogwart o tym wiedział za sprawą ich wzburzonej Magii, która jeszcze wczoraj przyjemnie wibrowała w murach szkoły, teraz powodowała nieprzyjemne dreszcze. Severus obserwujący swój stół westchnął ze zmęczeniem.
- To dla ich bezpieczeństwa. - po raz tysięczny powtórzył Tomas.
- Obawiam się, że to zadziała całkowicie w drugą stronę...
- Opuścili granice szkoły, Severusie! Nie możemy pozwolić im na swawole w aż takim stopniu! Zwolennicy Voldemorta krążą wokół osłon czekając tylko na taką okazję. A ja nie zamierzam pozwalać im na wpakowanie się w kolejne śmiercionośne niebezpieczeństwo.
Severus zacisnął usta. Sam nie wiedział, czy robią w rzeczywistości dobrze.

~oOo~

Kociołek Lavender wybuchł.
Severus z irytacją machnął różdżką sprzątając pozostałości nim żrący kwas zrobi komuś krzywdę. Na poważnie zastanawiał się jakim cudem ta dziewczyna trafiła na jego zajęcia na poziomie OWTEmów. A później uświadomił sobie, że sam sobie jest winny. Pozwalając Williamowi na napisanie uzupełniającego egzaminu musiał pozwolić na to samo innym uczniom którzy osiągnęli powyżej oczekiwań. Rugając dziewczynę i odejmując jej całe trzydzieści punktów obwieszcza szlaban, a ta pchła zamiast się wystraszyć jeszcze maskowała uśmieszek zadowolenia!
Z irytacją spojrzał na czarne jak noc zmierzwione włosy syna, bo nie umknęło mu, że Lovender Brown od jakiegoś czasu wyjątkowo często wpada na jego syna. Chłopak uniósł głowę najwyraźniej wyczuwając spojrzenie ojca i zgromił go zezłoszczonym spojrzeniem by po chwili zmrużyć oczy, a Severus był wręcz pewien, że w główce jego syna powstawał misternie irytujący i wkurzający go złowieszczy plan zemszczenia się za zwiększenie ochrony. A kiedy wzrok jego syna spotkał się z oczami Lavender uśmiechnął się ni nieśmiało, ni współczująco ukazując te swoje Blackowie dołeczki w policzkach na które uczennice piały z zachwytu, po czym mrugając zawadiacko okiem do Panny Brown, Severus zacisnął mocniej usta przeklinając Tomasa Perevelly’ego. Bo może i mogli ograniczyć chłopakom pole w jakim korzystali z własnych mocy za pomocą zabawek Ksawerego, może I mogli zmuszać ich do dodatkowych zajęć z Daysonem, może i mogli ograniczyć im możliwość wymykania się ze szkoły rzucając na nich potężniejsze zaklęcie lokalizujące, czy zwiększyć ilości ochrony z trzech do sześciu osób w trzech zmianach dobowych, by Kameleon ich za bardzo nie wymęczał i zachowywali trzeźwość umysłu, ale nie mogli im zabronić interakcji z rówieśnikami, bo temu to nawet ochrona stanowczo się sprzeciwiała. I najwyraźniej te cholerne gnomy właśnie to odkryły.
Kiedy Panna Brown zachichotała na to niespodziewane zainteresowanie że strony młodego Prince’a Severus grzmotnął tomem o biurko informując dziewczynę o fakcie, że szlaban będzie odbywać z Profesorem Perevellym.
Severus nie zamierzał ułatwiać smarkaczom nawiązywania bliższych relacji.
Po jego trupie.

~oOo~

W czwartkowy wieczór Severus Snape musiał odbyć z synem poważną rozmowę, której nie planował przeprowadzać przez najbliższe kilka lat. A być może nigdy. Tak by było najlepiej dla zdrowia psychicznego Mistrza Eliksirów.
Jednak jawne poczynania Williama, ku rozbawieniu całej szkoły i Tomasa Perevelly’ego, go to tego zmusiły. Bo jego pierworodny w zwyczajowym sobie tempie z nieśmiałego uśmiechu do Panny Brown w sposób płynny przeszedł do bycia chłopakiem Panny Brown. I smarkacze wcale a wcale się z tym nie kryli! Spotykali się wzrokiem na korytarzach, wysyłali liściki na lekcjach i obściskiwali we wcale nie tajnych miejscach, ale kiedy William z podłym uśmiechem zasiadł do kolacji koło niej przy stole Gryffindoru pozwalając by jej ręka co chwile go dotykała w jawnej demonstracji ich „związku” Severus Snape dosłownie dostał szału.
Gdy umęczony treningiem z Daysonem Will zjawił się w końcu na swoim szlabanie w lochach, ojciec mu udowodnił, że nie zamierza tolerować takiego zachowania, a Edi Smith mógł tylko współczuć koledze nie wiedząc, że to dopiero początek. Bo po oficjalnym szlabanie, William musiał wysłuchać dwugodzinnego wykładu o zaufaniu w związku, prywatności, sferze intymności, sposobach antykoncepcji, a nawet o tym jak bardzo potencjał magiczny kobiety jest ważny w dalszym związku, nie tylko ze względu na zachowanie czystości krwi, ale także ze względu na zdrowie i życie przyszłych dzieci oraz samej kobiety.  To wszystko było przeplatane zjadliwością, kpiną i jasnym zaznaczeniem, że może William kończy w lipcu siedemnaście lat, ale jego ciało w rozwoju biologicznym nie osiągnęło jeszcze czternastu, o niechybnym osiągnięciu dojrzałości magicznej nawet nie wspominając. Zobowiązania i powinności Williama względem chłopaków to już był oddzielny wykład.
Powiedzieć, że Willi był zażenowany do granic możliwości to tak jakby nic nie powiedzieć! W duchu przysięgał sobie, że zdzieli Septimusa za wplątanie go w tą sytuację. Z drugiej strony Lavender była idealną przykrywką. Bo była głupia, zapatrzona w siebie i kompletnie nie zwracała uwagi, że William za jej plecami wymienia się wiadomościami z rozbawionym Ronem i zniesmaczoną Hermioną. W jakiś sposób to wszystko sprawiało, że William czuł w końcu podekscytowanie ich całą konspiracją, a jednocześnie skutecznie odwracał uwagę ojca, a nawet Perevelly’ego. Tak jak Septimus zauważył, obydwaj byli zszokowani faktem, że Will „ma dziewczynę” i obawa, że narobi głupot odwróciła ich uwagę. I nie tylko ich, bo ochrony też! Dzięki temu Septimus na zmianę z Chrisem po cichaczu poznawali Komnatę Tajemnic.
- I przysięgam Ci! Przysięgam, że jeśli jeszcze raz zobaczę jak analizujesz uzębienie Panny Brown na szkolnym korytarzu to Twój szlabanach nie skończy się do trzydziestki!
- Czyli w schowku na miotły to już mogę dokonywać analizy jej uzębienie, tak? – wyszczerzył się.
Nozdrza Severusa rozszerzyły się w jawnej irytacji i unosząc groźnie palec odetchnął kilka razy mocno.
- Przysięgam Ci, Will. Jeśli nie uspokoisz się to w końcu pozwolę Filchowi na nadzorowanie Twojego szlabanu! I przysięgam Ci, drogie dziecko, że dziadek absolutnie nie będzie zadowolony z Twojego karygodnego zachowania! No, chyba, że prędko Ci do żeniaczki tak jak Christopherowi! To rób tak dalej! Może już zaklepiemy Ministerialnego Urzędnik na wiosenna przerwę?!
- Nawet tak nie żartuj! – krzyknął.
- Ja nie żartuje! Brown jest córką pieprzonego Ambasadora Stanów Zjednoczonych! Nie daj Merlinie, by ojciec uznał go za słusznego partnera biznesowego! Bo przysięgam Will, że nic na to nie poradzę! To on jest Twoim prawnym i magicznym opiekunem i jest do tego zdolny! Uwierz mi na słowo! – zagroził.
William zagryzł wargę jakby zastanawiał się nad tym czy groźby ojca są słuszne.
- To ja już nie mogę się umawiać z dziewczynami? – zapytał.
Severus w pierwszej chwili wrzasnął „Oczywiście, że nie!”, by po chwili spuścić z tonu próbując dojść do słusznego kompromisu. W końcu Will opuścił jego kwatery obrażony.
- Urabia Cię. - oznajmiła Joanna uchylając drzwi od sypialni Severusa.
- Nie ładnie podsłuchiwać! – warknął wypijając spora ilość ognistej – Masz ochotę? – a gdy Joanna kiwnęła lekko głową podszedł do niej wręczając misternie zdobiona szklankę ze złotym napojem.
- Wykończy mnie! Ten smarkacz mnie wykończy… - mruknął.
- Skoro ja swojego nie wykończyłam to i on nie wykończy Ciebie. Ale mam idealny pomysł jak Cię od stresować Wredny Nietoperzu… Tak perfidnie kłamać? Brown mógłby pomarzyć o ewentualnych zaręczynach Willa z jego córką! To nie ta liga.
- Ale on tego nie wie! – mruknął skupiając swoją uwagę już na niej.
Zamknął swoje usta na jej, a Joanna zaśmiała się pozwalając, by poprowadził ją do łóżka i zaczął rozpinać jej bluzkę kompletnie porzucając temat Williama i Panny Brown. Dłoń Severusa majstrowałam już przy zmyślnym staniku kobiety, gdy przerwał im okrzyk zaskoczenia.
- A ja pieprze, oczy mi wypali! – wrzasnął Wiliam z przerażeniem wycofując się z pokoju.
Severusowi zajęło sekundę zerwanie się z łóżka.

~oOo~

- Co ty tu robisz!
- Zapomniałem torby… – wyjaśnił zakłopotany i zawstydzony nastolatek.
- W mojej sypialni jej nie było! – zauważył wkurzony Severus, a Wiliam uniósł brew.
- Drzwi były otwarte – spróbował się wybronić - No wiesz?! Wstydziłbyś się! Bzykasz uzdrowicielkę własnego syna! – zrugał ojca.
- Nie jest Twoim uzdrowicielem! Już od dawna...
- Przynajmniej już wiadomo dlaczego! A to się dziadek zdziwi! – zakpił.
Nozdrza Severusa zadrżały ze zdenerwowania.
- Posłuchaj mnie, mały gnomie...
- No słucham, słucham... – mruknął William opadając na kanapę.
Severus był lekko zdziwiony zachowaniem syna. Spodziewał się, że smarkacz ucieknie. To przynajmniej dałoby mu czas na zastanowienie się co mu powiedzieć.
- Synu! – zaczął ostro, może zbyt ostro - Jesteśmy dorośli. – zauważył oczywisty fakt. William pokiwał twierdząco głową.
- I to dlatego się ukrywacie? - zapytał z udawaną niewinnością.
- Willi! – zaczęła Aśka nie mniej zmieszana jak sam Mistrz Eliksirów - Widzisz... nasza... zażyłość...
- Zażyłość?
- Słuchaj...
- Dobra! Oszczędźmy sobie kolejnej żenującej rozmowy! Żadne z Was nie chce sobie psuć opinii! Ty  zbuntowanej nastolatki co straszy tatusia ślubem z mugolem, a Ty... – Wiliam przechylił głowę patrząc na Severusa z zastanowieniem – Ty to Ty. Wiadomo. Merlinie, zamykajcie drzwi do cholery! Zbrukaliście mój dziecięcy umysł na wieki wieków! – zganił ich – Nikomu nie powiem... ale nie ma nic za darmo! – uśmiechnął się z błyskiem w oku.
Właśnie odkrył w sobie gen Ślizgona.

~oOo~

Był piątkowy wieczór gdy Wiliam wszedł do pokoju wspólnego Gryffindoru.
Jak dziwnie tu być! Jeszcze dziwniej patrzeć na dawnych współdomowników patrzących na niego jak na intruza. A najbardziej dziwnie było czuć usta Lavender na swoich i jej dłonie na biodrach.
Było dziwnie.
Pokój wspólny Gryffindoru był przyciemniony, a w tle roznosiła się muzyka. Z ociąganiem pozwolił Lavender zaciągnąć się na parkiet by zatańczyć od czasu do czasu się całując się. Jedno w tym wszystkim to mu się bardzo podobało – siedziała wtedy cicho.
Ale wciąż było dziwnie.
Miał jednak misję i, jak przed wyjściem ogłosił Septimus poprawiając zaklęciem jego koszulę oraz włosy, ma tego nie spartolić.
Spojrzał ukradkiem na Rona, a ten kiwnął delikatnie głową dając mu znać, że jest gotów. Po chwili w pokoju zrobiło się całkiem ciemno, a fajerwerki produkcji Weasleyów zaczęły wybuchać.
William korzystając z zamieszania odkleił się od Lavender, wcisnął Neville’owi buteleczkę z wielosokowym, a ten wypił ją bez szemrania. Wtajemniczony w ich potajemny plan zmienił się w Williama Prince’a i przystaną przy Lavender akurat w momencie, gdy ochrona się ujawniła by wyprowadzić dziedzica fortuny z opanowanego chaosem pokoju. A prawdziwy Will rozmył się z pokoju z ukrytymi pod peleryną niewidką Ronem i Hermioną. Wszystko wydawało się trwać wieki, a trwało dwadzieścia sekund.
Upadli na szachownicy, a Ron zaklął z uznaniem na umiejętności Williama i jeszcze głośniej, gdy pomnik Salazara Slytherina ich przywitał.
- Robi wrażenie, prawda? – zapytał porzucając kameleona, lęk przed atakiem choroby był silniejszy nic chęć popisywania się przed Ronem.
- Dobra! Nie mamy czasu, bo jesteśmy na cenzurowanym u ochrony i nie wiemy czy się nie skapną. Ale! Droga Hermiono i Ronaldzie, jako reprezentant założycieli WSC przedstawiam Wam nasze nowe miejsce spotkań! – okrzyknął z zadowoleniem, a Hermiona otworzyła usta z wrażenia gdy pociągnął za drzwi do ukrytej Sali.
- Magia jest niesamowita, prawda?


Harry Potter i Przekleństwo SalazaraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz