Dziedzictwo Merlina
Rozdział 42
Hermiona wypuściła powoli powietrze, by w końcu podejść do Ginny i przytulić ją.
- Nie martw się, Ginny. Wasi rodzice nigdy, ale to nigdy się na to nie zgodzą. Nie teraz! Jesteś za młoda i on też, prawda? – Ginny uniosła zaczerwienione oczy, oceniając jej twarz.
- Zgodzą się... - wyszeptała.
- Ginny... – zaczęła Hermiona słabo.
- Ona ma rację, Miona. Rodzice się zgodzą. Nie mają zbyt dużego wyboru... - przyznał Ron – Gdyby to chodziło o jakiś tam prezent, nawet, gdyby ten lamus jej dał siedmiokaratowy pierścionek z deklaracją miłości, to rodzice by to olali. Opieprz na sto dwa, ale by to olali. A tu chodzi o pieprzoną magię! Tego nawet nasi rodzice nie ignorują… Więc kompletnie nie rozumiem Gin, jakim cudem doszło do sytuacji, że on Ci to dał! Akurat on doskonale wiedział czym jest Amulet!
- Prosił bym nie wracała do domu... - wyszeptała – No a kiedy odmówiłam, strasznie się wkurzył. Pokłóciliśmy się. Okropnie... – przyznała - A na drugi dzień wysłał do mnie sowę byśmy spotkali się w pokoju życzeń, aby pogadać. No i... sporo sobie wyjaśniliśmy – skończyła.
Ron zmarszczył czoło sfrustrowany z wyraźnym zamyśleniu.
- To w końcu spałaś z nim, czy nie?! – zapytał w końcu.
- Ron! To absolutnie nie twoja sprawa! - zrugała go Hermiona.
- Oczywiście, że to jest moja sprawa! Bo jeśli tak to odwrotu nie ma, a ta Malfoyowska podróbka będzie moim szwagrem, Miona! Więc tak, to moja sprawa. Zresztą, tak jak całej rodziny! Serio, Ginny? Serio?! Nie mogłaś bzyknąć się z kimś mniej...
- Ron! - warknęła Hermiona tracąc cierpliwość.
- Co „Ron”, co?! Hermiona, jesteś cholernie mądra i wiesz co najmocniej wzmacnia rytuały i magiczne artefakty: krew, śmierć ofiary i seks! Więc, pytam Ginny jak brat siostrę, czy ten kretyn dając Ci ten Amulet Cię przeleciał?
- Amulet uległ aktywacji. Tego już nic nie zmieni! Po co ja to zrobiłam? – wyszlochała.
- Gdybyś tego nie zrobiła... – głos Hermiony zawiesił się nie chcąc myśleć o tym co by było – Nie kochasz go? O to chodzi? Przyjęłaś Amulet przez przymus? A gdy napadli na nas Śmierciożercy spanikowałaś i go użyłaś?
- Wybacz Miona, że to mówię, ale w to, że ona go włożyła przez przymus to nawet ja pomimo największych chęci nie uwierzę. - mruknął Ron.
- Nie o to chodzi! Merlinie! – Ginny podniosła się podchodząc do okna. – To Chris. Kiedy jest obok to mam wrażenie, że oddychanie jest łatwiejsze, a zarazem trudniejsze. Nagle wszystko przestaje mieć znaczenie. Wszystko wydaje się proste. A później... A później on odchodzi. I świadomość tego kim on jest przytłacza mnie. A myśl do czego Oni ich przygotowują, czego od nich żądają… Merlinie, jak tylko widzę jego ojca to mam mdłości! Nikt do niczego mnie nie zmusił, Miona. Jestem wściekła na siebie, że przyjęłam ten Amulet! Cholernie wściekła! Bo gdybym się z nim nie sprzeczała, gdyby nie uznał, że musi mi udowodnić jak wiele dla niego znaczę, nie przyniósłby Amuletu, nie dałby mi go. Ja bym go nie użyła. A wtedy... Nie chciałam komplikować jeszcze bardziej jego sytuacji... Ma wystarczająco dużo problemów. Zwłaszcza teraz... – wyszeptała.
- Taaa, ciekawe jakie on to ma problemy. – Fuknął Ron.
Ginny spojrzała na brata ze zmęczeniem.
- Ron! Błagam Cię, pamiętaj, że musisz dwa razy pomyśleć zanim coś powiesz! – warknęła Hermiona.
Ron otwierał usta by już jej odpyskować, ale później przypomniał sobie dlaczego to powiedziała. „Subiectum” w dalszym ciągu miało ogromną moc nad nimi. Nawet teraz, kiedy poznali prawdę zaklęcie pełniło swoją rolę. A jedyną szansą na jego zwalczenie była walka mentalna. By każdy osąd lub czyn były ich prawdziwą przemyślaną świadomą decyzją.
Ron spojrzał na sufit myśląc chwilę o Christopherze Perevelly. Co o nim tak naprawdę wiedział? Był genialnym ścigającym. Fakt, Przekleństwo pewnie sporo mu ułatwiło, ale nawet to... Ron musiał przyznać, że to Perevelly rozgrywał wszystkie ich akcje na ostatnim meczu, a Melyflua, czy nawet Harry odczytywali jego intencje i wlatywali tam, gdzie powinni. Ale to ten blond kretyn wszystko rozgrywał. Christopher był genialnym graczem. A takie myśli były trudne do zaakceptowania dla Rona. Dbał też o kumpli. Czy tego chciał, czy nie, Ron musiał to przyznać. Sam osobiście próbował kilka razy „dokuczyć” Septimusowi, i to Perevelly „przechwytywał” dokuczliwe zabawki niszcząc je w jednej dłoni nim zapatrzony w książki Meluflua oberwał łajnobombą, czy czymś podobnym. Za każdym razem Perevelly patrzył na niego ironicznie jakby przyjmując wyzwanie. W krótkim czasie po zajściu to Ron cierpiał z powodu jakiegoś „żartu”. Perevelly nigdy nie przeginał, zawsze trzymał się w ryzach akceptowalnych przez nauczycieli „żarcików”, ale jednak nigdy nie odpuszczał. Cios za cios.
Był w tym wszystkim jeszcze Harry... A teraz Ginny.
Zamknął oczy sfrustrowany swoimi myślami i zagubieniem. Łatwiej by było móc po prostu zwyzywać tego blond kretyna. Strzelić w pysk za ruszenie siostry. Ale nie mógł. Nie ważne jak bardzo Perevelly zbliżył się do Ginny, zadbał też o jej bezpieczeństwo w stopniu dużo skuteczniejszym, niż zrobił to Zakon. I to było najbardziej irytujące w całej sytuacji.
Panującą ciszę przerwało gwałtowne wejście dwóch mężczyzn. Bez słowa przeczesali wzrokiem pokój. By po chwili z różdżkami w dłoni przejrzeć szafę, łazienkę jeden nawet schylił się pod łóżko, by podnieść się z wyraźną irytacją.
- Chłopcy, to przestaje być zabawne. – oznajmił jeden z nich rozglądając się po pomieszczeniu ze zmrużonymi oczami.
- Ale my nic nie robimy! – zauważyła Hermiona.
Mężczyzna dopiero wtedy spojrzał na nią jakby kompletnie nie zdawał sobie sprawy z ich obecności, ale w żaden sposób tego nie skomentował. Wyszli trzaskając drzwiami, by po chwili wrócić ponownie przeczesując pokój wzrokiem. Rzucili w powietrze niewerbalne zaklęcie. Nagle z innego końca domu rozszedł się głośny huk, a obydwaj spojrzeli w tamtym kierunku.
- Zabezpiecz pokój. Nie potrzebujemy by oni się w to wmieszali. – mruknął jeden.
Obserwowali z fascynacją skomplikowany ruch różdżki i niesamowicie długą łacińską inkantację.
- Jakbyście czegoś potrzebowali wezwijcie skrzata. Jak ogarniemy sytuację to przyjdę i to zdejmę - zapewnił.
- ŚMIERCIORZERCY? – zapytała Ginny z niedającym się ukryć strachem.
- Gorzej... - warknął mężczyzna - Pieprzone Gnomy… – nim ktokolwiek się odezwał trzasnął drzwiami, które zafalowały od mocy zaklęcia, by powoli rozpłynęło się po ścianach pomieszczenia. Nim zaklęcie dotarło do sufitu coś spadło na ziemię z cichym klapnięciem.
Zarówno Ginny, jak i Hermiona cicho pisnęły, gdy na podłodze najpierw zmaterializowały się trzy pary butów, by powoli ujawnić ciała trzech chłopaków. Septimus poderwał się na równe nogi, otrzepując spodnie z wyimaginowanego kurzu.
- Ja ci dam Gnoma! Mnie nazywać Gnomem? Bezczelność! – warknął.
- No i wylałem... - zawołał z żalem Wiliam, a Septimus przerwał swą tyradę by spojrzeć na niego.
- Mówiłem! Mówiłem, że wylejesz! – warknął wyrywając butelkę z dłoni chłopaka, a później spojrzał na Chrisa.
- Ginny... - wyszeptał blondyn z cielęcym wzrokiem robiąc niebezpiecznie chwiejny krok w stronę dziewczyny.
Septimus warknął pod nosem chwytając go za ramię usadzając na łóżku.
- Spokój Romeo, bo przysięgam, że się porzygam. – zrugał go, gdy blondyn usiłował się podnieść – A Ty... - wskazał palcem na Ginny - Coś Ty mu zrobiła? Eliksir Miłości? Urok? Takie coś to powinno być kurwa karalne! Merlinie! No zwariuje, zwariuje… Przysięgam...
- Timi, ja ją kocham...- wybełkotał Chris padając na materac, by po chwili zasnąć.
– Odwal się od mojej siostry! – odezwał się Ron podnosząc się.
- O, patrz ! Obrońca się kurwa znalazł! Trzeba było jej pilnować, kiedy była na to pora, a nie... Teraz się kurwa odzywa! Jak już wszystko jasny szlak trafił! – wrzasnął Septimus.
- Ty też mogłeś pilnować kumpla nim dobrał się do mojej siostry!
- I bym to zrobił! MERLIN mi świadkiem, że wybiłbym mu ten durny pomysł z głowy jakbym wiedział! Ale kto by kurwa przypuszczał! Gnida podstępna! Nagle mu się coś przywidziało i Rudzielec mu się spodobał. No, jasny szlak mnie trafi...
- Przysięgam, że jeśli... - groźby Rona zostały uciszone zaklęciem Wiliama.
- Ne-ne-ne! Nie ładnie. Tego nie robimy. – mrugnął Wiliam lekko się chwiejąc – Tim, byłoby bombowo gdybyś się opanował. Sporo by to ułatwiło. Nie możesz kontrolować jego życia. A przynajmniej nie każdą jego decyzją. Prawda, czasem ma głupie pomysły, ale ten akurat wypada zaakceptować. Tak myślę, choć specjalistą nie jestem... A Ty... - wskazał palcem na Rona – Nic nie mów. Serio, stary. Uznajmy to za taki nasz układ. Wybaczę Ci próbę morderstwa, rozjebanie rdzenia magicznego i uwiązanie do łóżka na sześć tygodni. Serio, będziemy kwita jeśli przez czas kiedy tu będziemy nie odezwiesz się nawet jednym słówkiem. Dobrze? – zaproponował biorąc butelkę z rąk Septimusa by się napić.
- Oddawaj, swoje rozlałeś… - wybełkotał Septimus.
- Wypije porcje Chrisa. On... – spojrzał na blondyna łagodnie - Jemu to już wystarczy - stwierdził patrząc przepraszająco na Ginny, która zdumiona tym co widzi jedynie otworzyła usta – No co? Chłopak musiał się trochę odstresować, rozumiesz... Stres go pokonał... – wyjaśnił z lekkim pijackim uśmiechem.
- Chyba gorzała... – mruknął pod nosem wyraźnie wściekły Ron.
- Ej!- warknął ostro William - Pierwsze upomnienie! Nie odzywasz się! Jesteś moim pieprzonym chodzącym czynnikiem stresogennym. Czy jakoś tak... Septimusie, jak to coś co nasila nerwowość nazwać?
- To Ty jesteś najlepszym uczniem na roku, Williamie. Powinieneś to wiedzieć... - zadrwił Septimus.
Podszedł do okna otwierając je zamaszystym ruchem i wyjrzał na zewnątrz.
- No jasne, że jestem! Wkułem materiał do SUMów w miesiąc ! Miesiąc!
- Bo tatuś Ci pytania opracował, Debilu...
- Jesteś zły bo napisałem je lepiej od Ciebie.
- Bo ja się podłożyłem, baranie. Z palcem, nie powiem gdzie, oraz zamkniętymi oczami napisałbym ze wszystkiego na Wybitny.
- Taaa, już to widzę... Bo akurat zawalenie egzaminów cokolwiek Ci pomogło. I tak skończyłeś... no cóż, ze mną. – uśmiechnął się pokazując szereg białych zębów.
- Kara Marlina za niewinność! – odpowiedział na co William roześmiał się pogodnie.
- Przez okno damy radę wyjść. Szczerze wątpię, by zabezpieczyli w taki sam sposób drugi pokój.
- Nie chce psuć Twojego planu, ale Chrisa nie ruszymy. – zauważył William opadając na krzesło, a głowę opierając o ścianę.
- A niech tu śpi. Przyzwyczajaj się, teraz to on będzie chodzić za nią - machnął w kierunku Ginny z nieukrywaną niechęcią - a nie z nami... Idziesz? - odwrócił się by stwierdzić, że Willi, tak jak i Chris, poległ zasypiając.
- Cieniasy... - mruknął opróżniając butelkę.
Mimowolnie wzdrygnął się, gdy poczuł jak moce chłopaków powoli zaczynają go oplatać.
- Zero przyzwoitości... - stwierdził osuwając się na podłogę niechętnie pozwalając im zapanować nad jego mocami obezwładniając pijane ciało i umysł. Ron wrzasnął zrywając się z kanapy, tak samo jak Nevile i Hermiona.
- Co oni kurwa robią? - zapytał z przerażeniem – Ginny?! – spojrzał na siostrę, która tak jak i oni odskoczyła jak najdalej od pola siłowego, ale teraz niebezpiecznie chwiała się na nogach.
Chwycił ją pod ramię, gdy nogi odmówiły jej posłuszeństwa, a Hermiona bez wahania otworzyła drzwi do łazienki.
- Przynieście ją tutaj. - rozporządziła mocząc mokry ręcznik przykładając go to bladej twarzy przyjaciółki.
- Merlinie, co oni zrobili..? Co oni zrobili..? – pytał w kółko Ron usiłując ocucić siostrę – Ginny!
Hermiona spojrzała na Rona kręcąc głową, by się nie odzywał za dużo przy milczącym Neville’u nim wezwała skrzata na pomoc.
~oOo~
Jack zrobił stanowczy krok w tył kończąc analizę krwi Ginny. Zacisnął mocno usta i zmrużył oczy nim wypuścił powoli powietrze i spojrzał na Państwo Weasley.
- Co oni jej zrobili? - zapytała Molly ściskając dłoń córki.
- Nic... - stwierdził siląc się na spokój.
- Gdyby to było nic nie straciła by przytomności - zauważył Artur obserwując uważnie twarz Uzdrowiciela.
- Jest odwodniona. – wyjaśnił w końcu - Kilka dni w łóżku i porządne nawodnienie powinno unormować sytuację. To były stresujące dla niej dni.
- Jeśli próbujesz ukryć występek tych... – zaczęła Molly z naganą.
- Radzę zważać na słowa Pani Weasley. Jeden z „tych”, będzie Pani zięciem i mam słuszne przypuszczenia, by podejrzewać, że także ojcem Pani wnuka.
- Słucham? - zapytała Molly szeptem mrugając szybko w szoku.
- Analiza krwi nie pozostawia złudzeń. Podejrzewam, że Tomas wyjaśnił Państwu jedyny możliwy scenariusz, kiedy jest możliwa aktywacja Amuletu bez ślubu. Naturalnie, wszyscy tlili nadzieję, że odpowiada za to wysoki potencjał magiczny Chrisa, ale... Tak jak państwa informowałem, gdy tu trafiła, pozwoliłem sobie na analizę poziomu hormonów bHCG. Wynik był w granicach normy. Dzisiaj mija trzecia doba, a poziom hormonów wzrósł trzykrotnie. To najlepszy możliwy parametr do kontrolowania rozwoju ciąży na tak wczesnym etapie. Skany są w stanie wykryć ciąże dopiero w okolicy piątego, szóstego tygodnia. Ale wzrost poziomu hormonów nie pozostawia zbyt dużego pola do dalszych „rozważań” z jakiego powodu Amulet zadziałał. Chroni kolejnego Dziedzica.
- To jeszcze dziecko! – zaprzeczyła Molly cichym głosem patrząc na nieprzytomną córkę z przerażeniem i troską.
- Z biologicznego punktu widzenia nic nie stoi na przeszkodzie, by dziewczyna w tym wieku zaszła w ciążę. Z magicznego... Nie jestem położnikiem, Pani Weasley, ale zważając na fakt, że potencjał magiczny Christophera przekracza normy musimy podejść do sprawy poważnie.
- Sugerujesz, że ciąża stanowi dla niej zagrożenie?
- Nie sugeruje. To ogólnie znany fakt, że utrzymanie ciąży z silnego magicznie ojca jest wyzwaniem dla dorosłej i magicznie dojrzałej kobiety. Prince’owie są najlepszym na to przykładem. Zawiadomię Daniela McGonalla, on ma większe doświadczenie i na pewno lepiej niż ja jest w stanie wszystko ocenić.
~oOo~
- Czy wy w ogóle się nimi zajmowaliście w pierwszej fazie wzrostu potencjału, czy kurwa pozostawiliście ich na łaskę skrzatów?! – wrzasnął Severus patrząc na Ksawerego i Tomasa z furią.
- Oczywiście, że się nimi zajmowaliśmy! – warknął oburzony Tomas.
- To jakim pieprzonym cudem są w stanie posługiwać się skrzacią magią? Bo mi to wygląda na to, że w najważniejszym momencie byli skazani tylko na kontakt z ich magią!
- Severusie, już dyskutowaliśmy o tym, że Septimus przejawia dziwne zainteresowanie i zrozumienie ich magii. Najwyraźniej teraz przeszło to też na chłopaków... Co niby mamy z tym zrobić? To tak jakbyśmy my obwiniali Was za to, że Willi wyczarowuje swoje osłony! Są rzeczy na które my nie mamy wpływu!
- William był pod osłoną, która uratowała mu życie! Skazanie syna na opiekę skrzatów świadczy jedynie o tym, że masz go kompletnie w dupie!
- Żaden skrzat się do niego nie zbliżał, więc przestań mnie obrażać! – warknął Ksawery – Miałem w domu dwuletnie dziecko, do kurwy nędzy! Jej skrzatka się kręciła w pobliżu, nie mogłem przewidzieć, że to się tak skończy! Zresztą... Może to znowu Wasza wina?! Czy to nie Wasz skrzat przejawił intencje opiekuńcze wobec Williama? To nie Mgiełka się nim opiekowała, gdy wszystko inne zawodziło? To Wy pozwaliście na to, by skrzat używał magi na Willu, nie my!
- Mgiełka nie zbliżyła się do Williama dopóki nie założył pierścieni!
- Skończcie to, natychmiast! - warknął Tomas – Skakanie sobie do gardeł nic tu nam nie pomoże. Musimy to przeanalizować na spokojnie i zastanowić się jak ich utemperować. Pamiętajcie, że nawet osłony Hogwartu pozwalają na skrzacia teleportacje. Jeśli to rozgryzą, a znając Septimusa to on już to rozgryzł, będziemy mieli problem. Będą to wykorzystywać! – warknął.
- Twój na pewno! Schadzki z Panną Weasley dopiero teraz będą dla niego łatwością!
- Martw się o Septimusa, co?
- Septimus myśli głową, a nie...
- Żebyś się czasem nie zdziwił... - mruknął Tomas – To nie Ty jesteś z nimi w szkole. Mój to chociaż miał na tyle rozumu, by zainteresować się Panną z przyzwoitym rodowodem. Twój wpycha w gardło swój jęzor wszystkim tym, które nie mają pojęcia czym jest „Dziedzictwo Merlina”.
- Septimus nigdy nie zachowałby się w tak nierozsądny sposób. – zapewnił Ksawery, na co Tomas prychnął, a Severus jedynie przewrócił oczami.
- On jest odpowiedzialny.
- Tak samo odpowiedzialny jak mój. – zakpił - Podać Ci nazwiska?
- I teraz mi mówisz? – Ksawery zmrużył oczy.
- A co Ci miałem mówić? Że perfekcyjny Septimus obściskuje w bibliotece wszystko to co się rusza i spełnia kryteria „to nie jest materiał na Twoją żonę?”. Może jakbym się kurwa nie przejmował Waszymi smarkaczami to przypilnowałbym własnego! – wlał do szklanki alkohol wypijając całą jej zawartość na raz – Nie mam kurwa zielonego pojęcia kiedy on to zrobił! Merlinie, nawet Jonathan nie wie!
- A chociaż wiedział, że się z nią spotyka? Może kameleon odebrał im zdolność widzenia i myślenia? Po chuj oni za nimi łażą jeśli smarkacze i tak robią co im się żywnie podoba?! – wrzasnął Ksawery.
Tomas dolał alkoholu do szklanki i po chwilowym namyśle nalał do kolejnych dwóch.
- Nie chce Cię martwić Severusie, ale wyczyścili Ci barek prawie do zera. Co nie wypili to rozwalili...
- A resztą Ty się zajmujesz... - mruknął Severus odbierając szklankę.
- Mówiłem, że prędzej czy później zbajerują ochronę. To pieprzone cwaniaczki. A ochrona ma w zasadzie jedno zadanie, utrzymać ich przy życiu, a nie niańczyć. - Ksawery opadł na fotel - W sumie to Ci zazdroszczę, Tomasie. Dwa, maks trzy dni dramatu, podpiszą papiery i spokój na cztery lata. – Perevelly uniósł brew nie komentując i może dobrze, bo po chwili do pokoju wszedł bez pukania Artur Weasley patrząc na Tomasa z niepasująca do spokojnego usposobienia mężczyzny złością.
- Musimy porozmawiać. – Tomas wypił resztki alkoholu.
- To tyle z nadziei o spokoju... – mruknął- Usiądź Arturze. Podejrzewam, że nasza umowa musi ulec lekkiej modyfikacji.
~oOo~
Artur Weasley odkaszlnął przecierając oczy ze zmęczeniem. Spojrzał na Severusa z bólem.
-William jest naszym Harrym - wykrztusił Artur z trudem - Christopher i Septimus są z nim związani przez Trójkąt Merlina, a Ron omal nie zabił Harry’ego... -wyszeptał.
- Zepchniecie jakiegokolwiek dziecka z Wieży Astronomicznej jest obrzydliwym czynem. Czy mój syn był kiedyś jego kumplem, czy nie... Jednak... Tak jak mówiłem. Zaklęcie „Subiectum” zapewne miało jeden cel. Dumbledore chciał go zabić rękami Twojego syna. Ronald i Panna Granger nie mogą przebywać w pobliżu Williama dopóki nie zwalczą klątwy. Raczej nie liczyłbym, że Albus zdejmie ją z własnej woli. Jednak zważając na stan Ginny logiczne jest, że nie możecie w takim razie opuścić tego domu Arturze. To zbyt ryzykowne.
- Sprawdzaliście Ginny? - odezwał się nagle Ksawery.
- Ginny? - zapytał Artur z trudem.
- Tak, Ginny. Wykrycie Subiectum nie jest wcale takie proste jak twierdzi Jack. U Rona wiedział czego szuka. Wszyscy mieliśmy podstawy sądzić, że chłopak zachowuje się... mało rozsądnie. Ale tak teraz myślę, że Ginny... kto jak kto, ale Albus doskonale musiał zdawać sobie sprawę w jak fatalnym stanie psychicznym i magicznym są chłopcy po wypadku Williama. Uwiedzenie ich w tamtym stanie było… no co tu dużo mówić, było proste, a czy jest lepszy sposób na osłabienie mężczyzny niż podsunąć mu pod nos śliczną dziewczynę? Zwłaszcza nastolatkowi? Dumbledore miał idealny dostęp do dzieci Artura by to wszystko zaplanować. Więc moje podstawowe pytanie brzmi. Czy Jack sprawdził Ginny na obecność „Subiectum”?
W gabinecie zapanowała nieprzyjemna cisza.
CZYTASZ
Harry Potter i Przekleństwo Salazara
FanfictionHarry zostaje porwany i otruty przez Lorda Voldemorta. Jedynym ratunkiem jest zdjęcie zaklęcia adopcyjnego, które ujawnia, że jest synem Severusa Snapa i Anny Black, młodszej siostry Syriusza. Jak poradzi sobie z nową rzeczywistością? Czy uda mu się...