Dziedzictwo Merlina Rozdział 50

168 12 7
                                    

Dziedzictwo Merlina
Rozdział 50
Sympatia lub jej kompletny brak u uczniów Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart była chwiejna jak chorągiew na wietrze. Jednego dnia wyzywali Cię od najgorszych, by drugiego udawać, że nigdy przenigdy nie traktowali Cię źle.
William znał te zachowania jako, że to już jego szósty rok w tej szkole, co nie zmieniało faktu, że w dalszym ciągu był podirytowany i sfrustrowany. Zwłaszcza, że nie był w stanie normalnie przejść przez szkolny korytarz śledzony przez rozchichotane dziewczęta. Znowu. Miał ochotę stanąć i warknąć, że przez ostatnie trzy tygodnie absolutnie nic się nie zmieniło, bo w dalszym ciągu jest rozpieszczonym do granic przyzwoitości wnukiem Tobiasza Prince’a noszącym buty za trzysta galeonów i mającym miotłę ze szczerozłotym trzonkiem. Jednak nie odzywał i nie reagował w żaden sposób. Septimus obrał podobną taktykę, jedynie od czasu do czasu psioczył pod nosem, że to wszystko wina Chrisa i jego nieprzemyślanego czynu, bo teraz każda uczennica w szkole marzy o ślubie jak z bajki. Zwłaszcza po artykułach w „Nastoletniej Czarownicy” sugerujących, że Septimus wcale nie planuje ciągnąć rodowej tradycji linii czystej krwi. To ostatnie wyjątkowo mocno drażniło Septimusa.
W takich chwilach William zaczął doceniać fakt przydziału do domu Salazara Slytherina. Jego nowi współdomownicy sprawiali wrażenie jakby całe „podekscytowanie” uczniów przyprawiało ich o ból głowy w takim samym stopniu co ich. Tylko pierwszego dnia przy śniadaniu Ares Nott cicho zapytał o nieobecność Chrisa, a gdy Septimus odpowiedział mu krótkim „Jest w skrzydle szpitalnym”. Kilku chłopaków zaśmiało się pod nosem, a Draco skomentował to równie krótkim „Też bym się pochorował jakby zmusili mnie do ślubu z Weasleyówną”, na co Blaise Zabini poklepał go po plecach z prostym „Stary, Weasleyówna jest przynajmniej urodziwa, pomyśl sobie jak mały wybór nam pozostaje”. To sprawiło, że Malfoy zmarkotniał rozglądając się po stole Slytherinu, by po chwili niechętnie uznać, że w Ravenclawnie jest na czym zawiesić oko i najwyraźniej trzeba zrobić imprezę integracyjną nim co ładniejsze zostaną „zaklepane”. Na stół Puchonów i Gryfonów nawet nie spojrzał. To wystarczyło by Septimus spojrzał groźnie na blondyna i warknął „Wara od mojej siostry, Malfoy”. Męska część uczniów domu węża wybuchła gromkim śmiechem zwracając na siebie większą niż normalnie uwagę. Dogryzkom nie było końca i nawet Will, któremu także się oberwało sugestią, że „podbija do Anny, ale jego szanse są bliskie zeru, bo siódmoroczny Edwin Howard już od dawna raczy Anne upominkami”, nie czuł złości ani zażenowania. Po prostu był rozbawiony. To była chyba pierwsza tak swobodna rozmowa między nimi a Ślizgonami. I jak się okazało, nie tylko William zamartwiał się o ewentualne swatanie przez dziadka, ale większość chłopaków „z dobrych i majętnych domów”, a w Slytherinie było ich kilkudziesięciu, miało dokładnie ten sam problem. Zwłaszcza siódmy rok. Wyglądało na to, że Zaślubiny Christophera zestresowały chłopaków na poważnie. Powodując... co tu dużo mówić, szereg idiotycznych zachowań, jakby perspektywę poważnych zobowiązań chcieli zostawić daleko za sobą poprzez żarty, psoty i dogryzanie sobie nawzajem.
Kiedy pierwszy dzień zajęć po przerwie świątecznej minął, William czuł się nie tylko zmęczony, ale także przyjemnie odmóżdżony i zadowolony, że nikt nawet słowem nie wspomniał o Rytuale, jaki Voldemort próbował na nim odprawić. Tak jakby wydarzenia przedświąteczne nigdy nie miały miejsca. W sumie to chyba powinien być wdzięczny Christopherowi za zrobienie o wiele większego i bardziej intrygującego w mniemaniu uczniów zamieszania.
- Ruszyliście dzisiaj cokolwiek ze stołu, czy tylko klepaliście bez sensu w trakcie posiłku?
Jednak w tym temacie absolutnie nic się nie zmieniło. Postrach Hogwartu i Mistrz Eliksirów Severus Snape nie zmienił w swoim zachowaniu absolutnie nic. Gdy jeden z siódmorocznych zaczepił ich z informacją, że Snape chce ich widzieć u siebie spodziewali się prędzej jakieś awantury, niż posiłku na stole w jego szkolnym saloniku.
- Siadać i jeść! – warknął znad sterty pergaminów.
Septimus spojrzał na Wiliama błagalnie na co Will mógł tylko wzruszyć bezradnie ramionami.
- Dopiero skończyła się kolacja... – spróbował, za co oberwał srogim spojrzeniem.
- Albo siadacie i zjadacie solidny posiłek, według moich obserwacji w zasadzie pierwszy tego koszmarnego dnia, albo od jutra będę towarzyszył Wam osobiście przy stole Slytherinu podczas posiłków. A szczerze wątpię by Wasi współdomownicy byli z tego zadowoleni.
- NIE ZROBISZ TEGO! - zaprotestował Will z przerażeniem.
- Chcesz się założyć, synu? – zapytał odkładając pióro i rozsiadając się na swoim fotelu z ironicznym uśmiechem.
William tylko chwilę „sztyletował” ojca swoimi jasnymi oczami, by opaść na krześle i wbić widelec w wołowinę wzdychając cierpiętniczo.
- Tak właśnie myślałem... - mruknął Severus chwytając na nowo pióro, wskazując Septimusowi drugie krzesło.
- Byłeś u Chrisa? - zapytał pomiędzy kęsami Will.
- Nie rozproszysz mnie gadaniem. Jedz!
I tak w zasadzie było, Snape ignorował ich wszystkie pytania do czasu, kiedy talerze nie zrobiły się puste, a dwóch nastolatków przeniosło się z krzeseł na kanapę stwierdzając, że na chwilę obecną nie są w stanie ruszyć się ani kroku dalej.
- Chris zostaje w skrzydle pod obserwacja Jacka do jutra, więc dzisiaj zapomnijcie o Wymianie. - Septimus z zadowoleniem uniósł pięść w stronę Williama na co ten z wyraźną ulgą ją przybił.
- Właściwie to na czym polega teraz Wasza wymiana mocy? – zapytał Severus ze zmarszczeniem czoła.
Bo fakt był oczywisty, że cała trójka robi co musi robić przez przymus, a nie tak jak wcześniej z własnej woli, wręcz nie mogąc się doczekać tej energetycznej przygody. William spojrzał na Septimusa wzruszając lekko ramionami.
- Jest nieprzyjemnie... - mruknął w końcu widząc, że ojciec nie zamierza odpuścić.
- W jakim sensie, synu?
- Po prostu, możemy już iść? – zapytał podnosząc się z kanapy.
Severus zmarszczył czoło, ale w końcu odpuścił kiwając głową.
- Wykorzystajcie okazję i pokażcie się w pokoju wspólnym. Zwłaszcza Ty, Will! Praktycznie tam nie bywasz! Później Jack do Was zajrzy...
- Tak, tato... – mruknął nastolatek uchylając drzwi by przepuścić przez nie Septimusa i  samemu uciec nim ojciec uzna za stosowne jednak bardziej pociągnąć ich za języki.

~oOo~

Pokój wspólny Ślizgonów był długim, nisko sklepionym lochem o kamiennych ścianach. Z sufitu zwieszały się na łańcuchach zielonkawe lampy. Wewnątrz bogato zdobionego kominka płonął ogień, a w rzeźbionych krzesłach z poręczami siedziało kilku Ślizgonów.
Tak jak zauważył Severus, William pomimo faktu, że od czterech miesięcy jest oficjalnym Ślizgonem, nie spędzał swojego wolnego czasu w pokoju wspólnym. Z prostego jak budowa cepa powodu - nie miał kiedy. A ten fakt chyba był zauważany, bo kiedy weszli do pokoju wspólnego nie bardzo wiedząc, gdzie się podziać pozostali uczniowie spojrzeli na nich w dziwny sposób. Pewnie nawet oni zwrócili uwagę, że przemykali przez pokój niczym cienie do swojego dormitorium i z powrotem. W końcu z opresji wyrwał ich kapitan drużyny Quidditcha.
- Macie chwilę... - to nie było pytanie, chłodne stwierdzenie faktu - Musimy wrócić do treningów w pełnym składzie, Prince! Skoro jesteś już na chodzie, a sprawa z Weasleyem się skończyła nie widzimy powodów byś dalej robił nas w konia. Puchar w tym roku ma być nasz. Snape i tak zrobił roszadę w grafiku dzięki czemu zyskaliśmy czas. Jednak po meczu Ravenclaw- Hufflepuff, czeka nas mecz piętnastego lutego. Dasz radę, prawda?
William spojrzał na Igora lekko zaskoczony i zmieszany, by w końcu spojrzeć na Septimusa niepewnie. Piętnasty luty wydawał się cholernie odległym terminem. Do tego czasu może się wydarzyć tak wiele, że nawet nie chciał o tym myśleć
- Jasne, że tak - zapewnił stwierdzając, że w sumie to sam nie wie, czy Jack i ojciec pozwolą mu latać.
Czy Chris i Septimus będą w stanie latać? Czy w ogóle jest szansa na to, by ten mecz się odbył? Jednak najbezpieczniej było potwierdzić, niż narażać się na falę nieprzyjemnych pytań.

~oOo~

- Zaklęcia defensywne i ofensywne to podstawa. Jednak jest jeszcze jedna grupa zaklęć, których do tej nie ruszyliśmy. A są nimi...? Panie Prince? – William spojrzał na Daysona z nieukrywaną złością.
Ten facet szczerze się na niego uwziął.
- Defensywno-ofensywne. - mruknął
- Genialna odpowiedź! Może jakiś przykład?
- „Tuum erit meum" - odpowiedział bez wahania.
Ślizgoni zawyli cichym „uuu” w jego plecy, Krukoni spojrzeli na niego jak na potwora, Puchoni zakryli swoje usta, Dean i Seamus wybałuszyli oczy, Ron, Hermiona i Neville spojrzeli na niego z przerażeniem, a Septimus pacnął się teatralnie dłonią w czoło.
- Udam, że tego nie słyszałem. Jeden jedyny raz. - warknął Dayson rozeźlony.
- Niby dlaczego? – zapytał - To najlepszy przykład zaklęcia defensywno-ofensywnego.
- Może ktoś poda ZDECYDOWANIE lepszy przykład? Panno Granger?
- Stop! Niby dlaczego nie możemy omówić TEGO zaklęcia?
- Myślę, że doskonale wiesz dlaczego! – warknął Dayson.
- A właśnie, że nie wiem! – sprzeciwił się, a Septimus kopnął go w nogę sugerując ciszę.
- Panie Prince, może Pan podyskutować na ten temat w moim gabinecie, na Pana szlabanie. - warknął.
- A dlaczego nie tutaj? Merlinie, a później wszyscy się dziwią, że DPPC pieje z zachwytu nad uczniami wyczarowującymi Patronusa! Dumbledore’a tu już nie ma, więc może skończmy z tą cenzurą... – palnął nim pomyślał, a mina Daysona jasno mu powiedziała, że przegiął.
- To nie Pan ustala program nauczania, Panie Prince! – zrugał go Dayson.
Malfoy rozsiadł się z uśmiecham dodając ciche, lecz dobrze słyszalne przez uczniów „Jeszcze”.
- Przyjdzie Pan do mojego gabinetu dzisiaj po kolacji! Z Ojcem... – warknął nauczyciel - Albo mam jeszcze lepszy pomysł. Z dziadkiem, Panie Prince. Jeśli mnie pamięć nie myli to jego podpis widnieje pod urokami zakazanymi!
- Wysokiego ryzyka...- poprawił go mimowolnie Septimus.
- Słucham?
- Tuum erit meum nie jest urokiem zakazanym, jest urokiem wysokiego ryzyka, mile nie widzianym, ale jednak nie zakazanym. Artykuł 147 paragraf 34 ustęp 9… albo 11, nie pamiętam...  mówi jasno, że użycie tego zaklęcia jest rozpatrywane w dwojaki sposób. Najprościej mówiąc, jeśli ktoś pieprznie w Willa choćby dobrze wszystkim znanym Cruciatusem, a on by go przejął używając Tuum erit meum to już nie jest przestępstwo z punktu widzenia prawa, bo to nie jego wina, że napastnik traci rozum lub umiera. Jest to klasyfikowane jako obrona własna i to już problem tego, kto rzucił zaklęciem nie biorąc pod uwagę siły przeciwnika. Jednak gdyby Willi użył tejże klątwy przeciwko prostemu urokowi z pierwszej kategorii, to wtedy miałby problemy. Tego to by nawet nasi nie wybronili... Wracając do zajęć i poruszonego tematu, w zasadzie Willi ma prawo podać go jako przykład i ma rację, że to najlepszy przykład zaklęcia defensywno-ofensywnego. Służy obronie, ale eliminując przeciwnika przy okazji zostawia bonus kolejnemu. To nie jest urok czarnomagiczny, a fakt, że lubowali się w nim zwolennicy  Grindelwalda nie powinien powodować, że nie możemy go podawać jako przykład na zajęciach. Bo Tuum erit meum jest w zasadzie genialny w swojej prostocie. Przejmujesz moce napastnika by po chwili zużyć je na kolejnym. To znaczna oszczędność własnych zasobów energetycznych. Bo o ironio, po za trudnością w utrzymaniu, nie jest tak wysokoenergetyczny jak chociażby Patronus...
- Dość! – wrzasnął Dayson - Twojego też poproszę na rozmowę!
- Ojca czy dziadka? Bo obydwaj są troszkę zajęci...
- Dwadzieścia punktów od Slytherinu, Panie Melyflua! Ktoś jeszcze ma ochotę podyskutować? – warknął.
W zamian dłonie Aresa, Draco, Blaise’a i, ku zdziwieniu wszystkich, Neville’a poszybowały w górę, a William jedynie zamknął oczy w rezygnacji. Severus jak nic przerobi go na składniki do eliksirów.

~oOo~

Tobiasz ze zrozumieniem pokiwał głową na słowa Daysona.
- Ma Pan całkowitą rację. Uświadamianie innych uczniów jak bardzo ograniczana jest ich wiedza to okrutne przewinienie... - stwierdził spokojnie, a usta Fryderyka wygięły się w szybko zamaskowanym uśmiechu.
- Szczerze mam w poważaniu czego Wy ich uczycie w wolnym czasie! Ale oni nie mogą celowo nakierowywać zajęć na tematy zakazane! Utrudniają mi zajęcia...
- A skąd ja mam wiedzieć jakie tematy są „zakazane”? Jest jakaś lista? -  zapytał szczerze zdziwiony Will.
- Zamknij się w końcu! – warknął Severus.
- Może najlepiej dla wszystkich, aby zrezygnowali dobrowolnie z OPCM? Nie potrzebują tych zajęć...
- Oczywiście, że potrzebują. - powiedział spokojnie Franciszek - Muszą zdać OWTEMy. - wyjaśnił na zirytowany wzrok Daysona - Jak sam bardzo słusznie zauważyłeś chłopcy wybiegają myślami ponad program. Muszą zapoznać się z materiałem szkolnym by nie popełniać takich gaf na egzaminie.
- Ja w dalszym ciągu nie rozumiem, dlaczego nie mogliśmy zwyczajnie omówić tego zaklęcia?
- Porozmawiamy o tym później, Will! - burknął Severus, a nastolatek wypuścił powoli powietrze niezadowolony – I czy ktoś mi w końcu coś powie o tej zakazanej liście tematów? – Severus zgrzytnął zębami, a Will zrobił niewinną zdezorientowaną minę.

~oOo~

Chris otarł łzę rozbawienia patrząc na Wiliama z rozbawieniem.
- Mówiłem. Geniusz zła... – mruknął Septimus, a Chris zachichotał ponownie.
- Merlinie, szkoda, że mnie tam nie było! Dobrze, że już jutro wracam na zajęcia, Jack na poważnie przesada.
- No... tak jakby... potrzebuje byś jutro jeszcze trochę „pochorował”... – stwierdził Tim.
- Nie! – sprzeciwił się Chris - Dopiero dzisiaj mnie wypuścił! Merlinie, jak zacznę jęczeć to zatrzyma mnie do końca tygodnia… Absolutnie nie!
- Przykro mi bracie, ale to wyższa konieczność! – stwierdził Septimus.
- Chris, ja mam miesięczny szlaban z własnym ojcem! Serio wolałbym spędzić dzień, góra dwa u Jacka! Merlinie, ja nawet nie wiem czym jest Tuum erit meum!
- MERLINIE, TIM! Ty mu kazałeś użyć tego zaklęcia jako przykład bez tłumaczenia?
- Jakbym wyjaśnił to by nie był taki pewny siebie! Stary, jego szczere zdziwienie na oburzenie Daysona było genialne!
- Czym dokładnie jest Tuum erit meum?! – zapytał wkurzony Will.
- Ojciec Ci na pewno wyjaśni. - zapewnił Septimus.

~oOo~

Hogwart huczał od plotek. Po pierwsze, o tym co wydarzyło się w Ministerstwie w trakcie sprawy sądowej Rona i o jego powrocie do szkoły - najwyraźniej wojna między nim a Princem uległa zawieszeniu. Po drugie, o obrzydliwym rytuale jaki Voldemort chciał wykonać na Williamie. Po trzecie, o nieudanym ataku sług Voldemorta na Hogwart Express i ewakuacji przez Biuro Aurorskie z pociągu. Po czwarte, o bezczelnym zachowaniu Williama na OPCMie. I po piąte, o ślubie Ginny i Christophera.
To ostatnie wydawało się w mniemaniu nastolatków najważniejszym wydarzeniem wszechczasu, a widmo wojny i tego co wyczyniał Czarny Pan miało dużo mniejsze znaczenie.
- Wyglądała jak księżniczka… Podobno jej sukienka kosztowała fortunę! Jak To mówią, nie ma ludzi brzydkich, są tylko biedni... -  trajkotała Lavender przeglądając z zazdrością jedno z nastoletnich magazynów, w których na każdej stronie widniało jakiś urywek zdjęcia z Ceremonii, zapewne zaczerpnięty z Hologramu.
Hermiona zamknęła oczy modląc się o  cierpliwość.
- Dlaczego Septimus obciął włosy? – zapytała Padma.
- Nie mam pojęcia. – mruknęła udając, że jest zaczytana.
- Jak to nie masz pojęcia? Przecież tam byłaś. Mało tego, wyglądaliście na „zaprzyjaźnionych”. – odzywa się Lovender
- Muszę Was rozczarować, ale byłam na ślubie tylko z powodu Gin. Nie rozmawiam z Septimusem o powodach dla których zmienił fryzurę.
- Też wyglądałaś ślicznie...
- Dziękuję. – mruknęła.
Szczerze mówiąc nie miała ochoty rozdrapywać wszystkich szczegółów Ceremoniału, bo o wiele lepiej pamiętała to co działo się, gdy Hologram przestał być aktywny, niż samą piękna uroczystość.
- To prawda, że Perevelly zrobił jej dziecko?
- Wiecie co? Może zapytajcie go jutro przy śniadaniu? Na pewno chętnie odpowie! – zaproponowała podirytowana.
Podniosła się pochylając się nad kufrem, by odnaleźć czarną teczkę która spędzała jej sen z powiek, jednak ku jej ogromnemu zdziwieniu teczką zniknęła. A Hermiona Granger nie należała do osób, które gubią rzeczy. Zwłaszcza tak ważne!
- Nie wiem jak William tak szybko doszedł do zdrowia! Przecież to, co go spotkało było okropne! Pewnie dlatego plecie teraz takie okropne rzeczy na zajęciach... Musi być taki zagubiony! To okropne co go spotkało! A Dayson to dupek, że wezwał ich dziadków!– komentowała w dalszym ciągu Lavender wyglądając na kogoś, kto bardzo chętnie by pomógł Williami z jego „traumą” i nawrócił na drogę nieskazitelnej jasności.
Hermiona zacisnęła mocno usta.
- Przecież ten cały ślub był po to, by pokazać, że Voldemort ich nie złamie. Zrobili imprezę na sześćset ludzi w kompletnej konspiracji! Wyobrażasz sobie, jak to musiało być trudne organizacyjnie i logistycznie? – objaśniła Padma.
- TAK, JASNE! Jakby o to tylko chodziło, to Ginny by tu była z uniesioną głową chwaląc się obrączką! A jednak jej nie ma! Jak nic zaliczyli wpadkę, mówię Ci! Tylko wykorzystali okazję do zorganizowania spędu dla ważniaków, by poprawić swój PR! Pogodzenie się Williama i Rona też śmieszi fałszem na kilometr! Podobno dziadek Christophera jest namawiany do objęcia stanowiska Ministra Magii… Ciekawe, czy to co wypisują o Williamie i Annie to prawda? W końcu już latem krążyły plotki...
- To Ty roznosiłaś te plotki. – zauważyła Hermiona – I nie! William nie jest zaręczonym z Anną. To akurat jest pewna informacja. – skomentowała Hermiona znad kufra.
- Szkoda. Śliczna z nich para... A ich gra... Merlinie, to musiało być cudowne być tam na miejscu!
Hermiona zamknęła oczy w próbie opanowania zdenerwowania. Pukanie sowy w okno wytrąciło dziewczyny od plotek. Hermiona podeszła do okna wpuszczając ptaka i  odebrała list.
Najwyższa pora na wyjaśnienia, Miona.
Ten list przeniesie Was w wyznaczone miejsce w jutro po 23 (tak przynajmniej twierdzi Tim!).
Wolę by nikt nie wiedział.
Will
Mruknęła zdziwiona odczytując wiadomość dwukrotnie nim atrament rozmył się znikając. Wypuściła powoli powietrze w nadziei, że zgoda między Ronem a Williamem już niedługo nie będzie fałszem. Zignorowała docinki dziewczyn, że to pewnie Septimus wysłał jej wiadomość. Musi uświadomić Williama, by używał mniej charakterystycznego i wyróżniającego się pergaminu.

~oOo~

Ron niepewnie spojrzał na pergamin i na Hermionę.
- To świstoklik?
- Chyba tak. – powiedziała niepewnie.
- A jak to podstęp?
- Bardzo możliwe. Niby nie wykrywam złych uroków poza tymi zdolnymi do przenoszenia ciał. Ale... To nie jest też pismo Harry’ego... Ale pewnie to też wyćwiczył. Przecież nauczyciele, zwłaszcza McGonagall, rozpoznaliby jego bazgroły.
Ron spochmurniał spoglądając na zegarek niepewnie.
- Trzydzieści sekund – zauważył.
Hermiona ścisnęła pergamin.
- Nie wiem jak Ty, ale ja ryzykuje.
Ron dotknął pergaminu dosłownie w ostatnim momencie, nim poczuli charakterystyczne szarpnięcie w okolicy pępka. Upadli z hukiem na kamienną podłogę, by usłyszeć okrzyk radości.
- Ha! Mówiłem Ci bracie, wchodzimy na poziom spiskowania jaki ta szkoła jeszcze nie widziała! – okrzyknął uradowany Septimus.
Ron uniósł się rozmasowując obolałe kolana, tylko po to by gruchnąć z powrotem od silnego uderzenia.

~oOo~

- Ulżyło? – zapytał Septimus z delikatnym uśmiechem.
- Troszeczkę. - przyznał Will, patrząc na podnoszącego się Rona.
- Zasłużył. – uspokoił go Tim opierając się o poduszki na swoim łóżku z kpiną obserwując Rona - Następnym razem wal troszkę niżej. Mniej zużyjesz siły, a jego zaboli bardziej - poradził.
Ron otarł stróżkę krwi z rozciętej wargi patrząc na Williama w zdziwieniu.
- Zasłużyłeś - wyjaśnił. – Teraz jesteśmy kwita, już tak naprawdę.
Hermiona rozejrzała się po pokoju w zdziwieniu, aż w końcu spojrzała na Williama niepewnie. W końcu otworzyła usta tylko po to by je zamknąć.
- Myślę Granger, że najodpowiedniej byłoby zacząć od zwykłego „przepraszam:... Przepraszam, że nie użyłam swojego wielkiego i wybitnego mózgu do odkrycia prawdy, przepraszam za nazwanie Cię czystokrwistym dupkiem, przepraszam za wyzywanie Cię od ślizgońskich kup gówna, przepraszam za bycie tępą idiotką...
- Zamknij się, Tim! – Warknął Will nawet na niego nie patrząc.
Oczy Hermiony zabłysły od łez, zagryzła aż do krwi wargę, by w końcu wpaść w ramiona Williama zanosząc się głośnym i bolesnym płaczem.
Septimus uniósł wzrok na sufit w próbie zignorowania szlochów dziewczyny i jąkających się tłumaczeń Ronalda. Tia, może Willi miał rację, że nie powinien tu być.

~oOo~

Hermiona wydmuchała nos, a drugą otarła zaryczaną twarz. Przyjęła szklankę wody nim niepewnie spojrzała na Williama, a później na Septimusa.
- Gdzie jesteśmy?
- W naszym dormitorium. Obłożyli nas zaklęciami i nie mamy jak się stąd ruszyć by Snape czy Perevelly o tym nie wiedzieli. Jednak czas nam się kończy, Jack tu wpadnie jak tylko uśpi symulującego Chrisa.
- Symulującego? – zapytał cicho Ron.
- Wy myślicie, że to tak łatwo załatwić sobie audiencje u nas? Z całym szacunkiem, ale działasz na Snape gorzej jak płachta na byka, Ronaldzie. Więc musieliśmy trochę pokombinować. A Chrisowi dobrze zrobi jeden dzień dłużej w skrzydle, co nie zmienia faktu, że dłużej jak godzinę nie da rady ściemniać, Jack w końcu nafaszeruje go usypiającym, a później przyjdzie tu sprawdzić, czy aby na pewno nasze zaklęcia diagnostyczne nie kłamią.
- Masakra...
- Nikt nie powiedział, że jest lekko. – wzruszył ramionami Septimus.
- Więc stworzyliście świstoklik...
- Łatwizna. - machnął lekceważąco Septimus, a William spojrzał na niego ze zmęczeniem.
- Skończ już, Tim... – poprosił - Napracował się... więc było by miło jakbyście to docenili. Bo wcale nie musiał mi pomagać, a szczerze wątpię, by ojciec pozwolił nam na rozmowę. John to już na pewno by do tego nie dopuścił. A musimy pogadać...
- Nie zrobiłem tego tylko dla Ciebie! – zauważył.
Hermiona uniosła brew, a Ron spojrzał na Septimusa z zaciekawieniem.
- No tak. – zgodził się Will słabo – Widzicie... Septimus postawił jeden mały warunek, a ja się tak jakby w Waszym imieniu na niego trochę zgodziłem.
- Niby jaki?
- Widzicie, Septimus ma takie trochę dziwne marzenie...
- Dziwne marzenie? – zadrwił Ron
- No tak... Widzicie... bo my serio bardzo dobrze się znamy. I Septimus jest zafascynowany Gwardią Dumbledore’a, konspiracją i te sprawy... i tak jakby... on chce zostać pierwszym Ślizgonem przyjętym do GD.
Hermiona otworzyła usta, Ron zmarszczył czoło, na co Septimus uśmiechnął się złośliwie.

~oOo~

Stali na końcu bardzo długiej komnaty wypełnionej dziwną zielonkawą poświatą. Wysokie kamienne kolumny ozdobione takimi samymi splecionymi wężami wspierały sklepienie ginące w mroku rzucając długie czarne cienie. Gigantyczny posąg Slytherina ukazywał jego wielkość i wyniosłość. Posągi węży natomiast symbolizowały jego zdolność do mowy w języku węży. Septimus gwizdnął z uznaniem rozglądając się po pomieszczeniu.
- Czuję się tu jak w domu... - stwierdził, na co William uniósł brew.
- On nie żartuje, Will. Serio Tim, to Wasze zamczysko na północy Bułgarii jest w podobnym stylu. – Chris, tak samo jak Septimus, rozglądał się z dziką fascynacją wokół siebie.
Po dwóch dniach pod „opieką” Jacka zaczął wyglądać zdrowiej, ale to perspektywa „knucia” jakby całkowicie go uleczyła. Septimus podszedł do kolumn przyglądając się poszczególnym wężom sycząc w wężomowie ciche „Otwórz się”.
- To też już na Was przeszło? – zapytał Wiliam z przerażeniem.
- Ale co? - zapytał Septimus prostując się.
- No, wężomowa... – obydwaj spojrzeli na niego jak na durnia.
- Willi! Jesteśmy Dziedzicami Salazara Slytherina! My to mamy we krwi, baranie! – zadrwił Tim pochylając się nad kolejnym wężem.
- Serio?
- Serio! Tak dla ciekawości powiem Ci, że już Alex tego nie umie. – wyznał Chris. – Musimy pozbyć się tego truchła... - mruknął obserwując szczątki Bazyliszka.
- Niech Cię Merlin broni ruszyć tam cokolwiek! – wrzasnął Septimus.
- Bo co?
- Jeszcze pytasz ? Stary, szczątki bazyliszka są najcenniejszym składnikiem eliksirów! W tym Czarciego Kryształu, czy samego Przekleństwa Salazara! Jeśli cokolwiek tu ruszymy to Snape od razy się pokapuje, że już tu myszkujemy.
- Zabije nas... - mruknął Wiliam z przerażeniem, na co Septimus zaśmiał się cicho.
- Otwarcie komnaty przez wejście w łazience sprawia trochę zachodu. Szczerze wątpię by zaglądał tu w trakcie roku szkolnego, gdzie przypadkowy uczeń mógłby go przyłapać. A nie każdy tak jak my potrafi się teleportować w murach Hogwartu. Nie zapominajmy, że nasze powiązania z tym tu o to gościem to dziesięciowieczna tajemnica! Szczerze wierzę, że nawet Albus Dumbledore o tym nie wie. Pewnie zrobił zapasy jak nie było uczniów. Nie przyjdzie tu. Przynajmniej mam taką nadzieję, że żadne licho go tu nie ściągnie. Jednak truchło bazyliszka zostaje!
- To co, będzie tak tu leżeć? Sorry, stary, ale przyprawia mnie o dreszcze...
- Ciebie? To ja tu omal nie umarłem gdy miałem 12 lat! – warknął Will unikając spojrzenia na szczątki Bazyliszka.
- Willi! Ty tyle razy umierałeś, że to już nie powinno na tobie robić wrażenia! – zakpił Tim.
- Ostatnio nawet zaczęło mi się podobać... - przyznał.
- No co ty Will, w ogóle tego nie zauważyliśmy! – zakpił Chris rozglądając się po komnacie.
- Wyjście spod pantofla Gin wyostrzyło Ci język? – odwarknął Will, a Septimus zgromił go wzrokiem.
- Odsuńcie się, Dziedzice! – zakomenderował stając nad szczątkami Bazyliszka i wyczarował czarne kotary zasłaniające widok kości. – Już lepiej? Żadnych traum, czy bolesnych wspomnień? W sumie Willi, jak Ty mogłeś uwierzyć w ten stek bzdur, że Voldi obrzucając Cię zabójczą klątwą przekazał Ci umiejętności wężomowy?- Wiliam już otwierał usta by odpowiedzieć, ale Tim uciszył go wyciągniętą ręką - Błagam nie odpowiadaj! Nie zdzierżę słuchania głupot jakich naopowiadał Ci ten człowiek! To pytanie czysto retoryczne! – opuścił rękę obserwując przez chwile czarne kotary nim klasną z zadowoleniem w dłonie - Proszę bardzo. Tylko pamiętajcie, aby to usunąć zanim wyjdziemy, Snape to kumaty facet i może myszkować. Ale Panowie proszę się więcej nie kłócić i pomóc mi szukać!
- Niby czego? – zapytał Will
- Willi, po co Salazar stworzył komnatę? – zapytał
- Aby ukryć w niej bazyliszka mordującego mugolaków i półkrwi!
- Nie! Merlinie, przeraża mnie jak mało wiesz o Salazarze. Dumbledore powinien zgnić w Azkabanie za sam fakt jak bardzo ogranicza i cenzuruje historię tej szkoły! To miała być sala lekcyjna, Will! Zabezpieczona tak, by czarnomagiczne uroki nie niszczyły murów szkoły. Śmiem twierdzić, że to najbezpieczniejsza sala w tej szkole. Ale oczywiście jego spór z Godrykiem sprawił, że nigdy nie została oddana do użytku. Tu, gdzie jesteśmy to jest coś w rodzaju Auli. Zabudowali to w osiemnastym wieku jak Hogwart przeszedł modernizację. Wiecie, że tu nie było kiedyś toalet? Tam gdzie stałeś, tam sikałeś. Obrzydlistwo...  Rozbudowywanie hydrauliki groziło zniszczeniem wejścia do Komnaty Tajemnic, gdyż zaplanowano w tym miejscu zbudować łazienkę. W tych czasach obecny był w szkole potomek Slytherina, a przodek Toma Riddle'a − Corvinus Gaunt. Dzięki niemu ukryte wejście zostało potajemnie ocalone, przy tajnej współpracy z naszymi przodkami, i umiejscowione pośród nowoczesnej instalacji kanalizacyjnej. Tak się zastanawiam, jakim cudem Gaunt nie zdradził naszego sekretu... albo nie przekazał tego swoim przodkom? Bo przecież w naszych zbiorach jest to dość szczegółowo opisane, widziałem nawet plany architektoniczne. Śmierdzi mi tu Obliviate na kilometr. Co nie zmienia faktu, że każda z głów węża jest niczym więcej jak wejściem do sali lekcyjnej. Ile głów, tyle sal, tak myślę... To brzmi logiczne i z tego co czytałem o Hogwarcie to tak właśnie powinno być, ale nikt nigdy ich nie otworzył. Ani nasi, ani nikt od Gauntów.
- To może tego nie ruszać, co?  Ja nie wiem jak Wy, ale szczerze mówiąc obstawiam, że w każdej tej klasie jest jakiś okrutnie obrzydliwy urok... Serio chłopaki, ja już ledwie zipie. Nie mam ochoty oberwać czymś otwierając dziesięciowieczną salę lekcyjna!
- Nie trzeba było robić Ginerwie dziecka to byś lepiej funkcjonował. My tam nie narzekamy... Prawda Willi?- uniósł głowę znad posągu węża i spojrzał na Williama, który stał na wprost posągu Salazara Slytherina z rozdziawioną buzią.
- Willi? – zapytał stojącego nieruchomo nastolatka.
- On się na Nas gapi... - wyszeptał z przerażeniem.
- SŁUCHAM?!
- On się gapi!
W tym momencie pomnik mruknął do nich jednym kamiennym okiem.
- Witajcie, Moi Dziedzice...
Po Komnacie Tajemnic rozniósł się przeraźliwy wrzask trzech chłopców.

Harry Potter i Przekleństwo SalazaraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz