Dziedzictwo Merlina Rozdział 35

209 17 0
                                    

Dziedzictwo Merlina
Rozdział 35
Przyjaźń to jedna z najbardziej wartościowych relacji, jakie człowiek może nawiązać w swoim życiu. Znacznie różni się od zwykłej znajomości. Nie jest także tożsama z miłością. Gotowość do przyjaźni oznacza zdolność do przezwyciężania swojego naturalnego egoizmu, czyli do pomyślenia o kimś jako równie ważnym jak ja.
Jednak czym jest to co łączyło go z chłopakami? Jak opisać związanie z drugą osobą na sferze cielesnej, emocjonalne i w jakiś sposób uczuciowym? Tego Wiliam za żadne skarby nie umiał zdefiniować. Wiedział za to, że to co wydarzyło się w przeciągu czterech dni zmieniło wszystko.
Jeszcze nie dawno patrząc na chłopaków czuł wobec nich odpowiedzialność w końcu to dzięki nim tak naprawdę przeżył. Być może wszystko potoczyło by się inaczej, gdyby powiedział w odpowiednim momencie Severusowi lub komukolwiek o problemie z pierścieniami, o tym jak bardzo go raniły. Jest więcej niż pewne, że wówczas nie doprowadziłby samego siebie do stanu agonalnego, a chłopacy nie czuli by się w obowiązku ratować.
Czuł się w obowiązku ich „ lubić” choć tak naprawdę nic o sobie nie wiedzieli.
Później wypadek na wieży I przymusowe przerwanie Wymiany Mocy i fakt jak bardzo Ci dwaj z tego powodu cierpieli spowodował, że czuł wyrzuty sumienia. Tak naprawdę chyba dopiero wtedy dotarło do niego jak bardzo są ze sobą związani. Na zawsze do końca swoich dni.
To było odkrycie przerażające i tak naprawdę starał się o tym nie myśleć. Nawet nie bardzo miał na to czas. Bo jego myśli zakrzątał Ron ze swoim irracjonalnym zachowaniem. A także użalanie się nad sobą z powodu straty ich przyjaźni. A Ci dwaj w dalszym ciągu w ciszy akceptowali namiastkę uwagi jaką im dawał. Byli niczym opiekunowie małego zadąsanego dziecka. Akceptujący fakt, że dopóki dzieciak sam nie zrozumie swojego karygodnego zachowania, to oni z tym nic nie zrobią. Więc stali z boku znosząc własne niedogodności, a on nawet przez jedną sekundę nie pomyślał, że być może coś w ich relacji jest nie tak.
Bo w końcu nie byli przyjaciółmi. Czasem w żartach nazywali się „braćmi”, ale dla Wiliama było to tylko nic nieznaczące słowo. Było coś co ich łączyło. Coś wyjątkowego z punktu magicznego, ale nic w sferze emocjonalnej. W dalszym ciągu Wiliam nie czuł się w obowiązku poznać ich. Byli to byli, czasem było dobrze z nimi porozmawiać, ale jak miał być szczery to wołał gdy się nie odzywali. Zwłaszcza, że Septimus zachowywał się częściej jak psychoterapeuta, a Christopher wyglądał jakby miał mdłości od jego głosu.
Ale teraz?
Znowu go uratowali. Znowu narazili siebie dla niego. Fakt obowiązek ratowania go, wynikał za pewne tylko z konstrukcji magicznej Rytuału jakim był  Trójkąt Merlinowski. Tak go stworzył Merlin. Skonstruował go w sposób specyficzny i nierówny, aby chronić najmłodszego i najsłabszego magicznie syna. Trójkąt nie jest układem trzech równych sobie czarodziejów. Jednemu daje więcej ochrony co z kolei dwóm pozostałym nakłada obowiązek „troski”. I najwyraźniej Christopher  I Septimus zaakceptowali ten warunek bez szemrania. A Wiliam był tak zapatrzonym w siebie egoistą, że nawet nie próbował zadbać o ich potrzeby czy bezpieczeństwo.
A teraz wydarzyło się to... Coś okropnego, obrzydliwego, obdzierającego ich z godności, prywatności i szacunku do samego siebie. Poznali się w sposób jaki nikt nigdy nie powinien się poznać.
Wiliam szczerze wierzył, że jego życie z Dudleyami będzie jego dożywotnią tajemnicą. Fakt zarówno Weaslayowie jak i członkowie Zakonu znali kilka „przykrych” szczegółów. Za pewne sporo rzeczy domyślali się. Jednak szczegóły były jego tajemnicą. A to co czuł jako małe dziecko zakopał głęboko w sobie. A teraz Moc Trójkąta to wydobyła na powierzchnię jego świadomości. Tak samo jak jego relacje z Ronem, Hermioną, Suriuszem...
I Severusem.
Wiliam chyba sam nie zdawał sobie sprawy jak wiele „nadziei” pokłada w mężczyźnie. Jak bardzo chciał by to on przejął  kontrolę nad wydarzeniami w jego życiu. Jak bardzo pragnął tego by ciągle słyszeć „ Jesteś dzieckiem, ta wojna nie jest twoją”. Severus bardzo często to powtarzał. I zawsze słysząc te słowa Wiliam czuł złość. Do tej pory sądził, że jest to spowodowane faktem, że przecież nie jest już dzieckiem. Za kilka miesięcy będzie pełnoletnim czarodziejem! A jednak... Tak skrupulatna analiza emocji i to w towarzystwie Chris I Septimusa  uświadomiła mu, że jego złość wynika z prostego i oczywistego faktu.
On nie chciał tej wojny. Nie chciał żyć z dyszącym mu w kark Voldemortem. Nie chciał być Manipulowany przez Dumbledora. Chciał tego co mieli inni. Domu, rodziny, spokoju, wolności...
Odkrycie tych emocji spowodowało, że poczuł się jak tchórz. Jak dzieciuch chowający się za szatą ojca.
To był natłok emocji na które absolutnie nie był gotów. Ale czy ktokolwiek byłby gotowy zmierzyć się z tak szczegółową analiza swoich obaw, pragnień, lęków i marzeń. Czy ktokolwiek byłby w stanie znieść w spokoju fakt ujawniania tak prywatnych odczuć przed kimś w zasadzie kompletnie obcym osób?
Chyba nie...
I nawet nie miał czasu na przemyślenie tego wszystkie, przepracowania i pogodzenia się z faktem, że moc Trójkąta obdarła go z prywatności. Bo został zalany kolejnymi emocjami. Obcymi nienależącymi do niego, ale do nich.
Christophera I Septimusa
A to było o wiele gorsze niż obnażanie samego siebie. Patrząc na nich Wiliam zawsze widział pewnych siebie młodych mężczyzn. Już nie dzieci... Czasem puszczały im nerwy, czasem mógł dostrzec obawę w ich oczach, ale to było rzadkie. Z reguły stwarzali pozory tych co w przeciwieństwie do Wiliama wiedzą co robić.
Och w jak wielkim żył błędzie.
Jak bardzo źle ich oceniał.
Jak bardzo ich nie znał.
Byli zagubieni. Może nawet bardziej niż on. Zagubieni, przytłoczeni, przerażeni... A jednocześnie nieśli na swoich ramionach poczucie winy za zmarnowanie życia swoich rodzin. Poczucie krzywdy za życie w uwięzi. Obrzydzenie do samych siebie, że czuli to co czuli. Bo przecież to wszystko co poświęcały ich rodziny było dla nich... I powinni być za to wdzięczni.
A to wszystko przeplatywało się z brakiem akceptacji, chorych i nierealnych do spełnienia oczekiwań rodziców i dziadków. Myśli, że nigdy nie będą mogli odpowiadać za samych siebie. Nigdy nie będą „ wolni” I nigdy nie będą dostatecznie dobrzy dla nikogo.
Strach nawet przed nim. Przed Wiliamem. Że uzna ich za niegodnych, że wybierze kogoś innego, lepszego, silniejszego.
Wiliam był tym szczerze zszokowany, bo nawet nie był świadomy, że być może na świecie jest ktoś kto by był wstanie spełnić warunki Trójkąta, ale także szczerze wątpił by ktokolwiek inny byłby w stanie unieść na swoich barkach coś tak nienaturalnie okropnego jak Moc Trójkąta Merlinowskiego. Jeśli mieli to przeżyć to tylko we trzech.
Albo wszyscy albo żaden...
Tyle Wiliam wiedział. Czuł każdym swoim nerwem, że tylko Ci dwaj są w stanie nieść  nim  to Dziedzictwo. I czuł się w obowiązku jakoś im to udowodnić. Jakoś uśpić ich obawy. Pokazać jak naprawdę jest im wdzięczny za ryzyko jakie podjęli dla niego. Wdzięczność za to, że żył.
I wtedy w ich Łączeniu wydarzyło się coś dziwnego. Coś okropnego, przerażającego...
Emocjonalna podróż się skończyła. A oni dostali niczym kubeł zimnej wody na głowy. Uświadomienie, że Trójkąt nie jest dla nich. To nie jest podróż w głąb siebie, w celu uleczenie swoich wszystkich wewnętrznych ran. Trójkąt nie jest nagrodą. Trójkąt nie jest czymś dobrym.
Trójkąt powstał jako broń. A oni mają się nauczyć wykorzystywać go w celu ochrony siebie, ale i innych ludzi. A jeśli nie... to stracą to czego tak bardzo pragnął. Życie, spokój, bliskich...
Widmo przyszłości, tego co by się wydarzyło, gdyby Voldemort dokończył rytuał, było przerażające. A jednocześnie boleśnie uświadamiając, że trwa wojna. A oni nie są już dziećmi. Oni są bronią... Bronią Magii która chce zwalczyć zło. Chcę przyszłości kolejnych pokoleń, niekoniecznie przyszłości ich. Albo będą godnie nieść swoje Dziedzictwo, albo Dziedzictwo się ich wyrzeknie.
- Na słodkiego Merlina, chłopcy...- Jack staną w drzwiach ich pokoju, przerywając ich idiotyczną próbę poradzenia sobie z tym co odkryli w trakcie przejścia kolejnego etapu wtajemniczenia.
- Merlinie, przecież... – Jack z niedowierzaniem chwycił w mocnym uścisku dłoń Wiliama. – Jeszcze chwilę temu nic tu nie było. Uleczyliście go! Już po pierwszej wymianie nie było nawet śladu po bliznach!  – Medyk spojrzał na Wiliama z przerażeniem, a później spojrzał na chłopaków A jego oczy stały się jeszcze większe z przerażenia. Chwycił rękę Septimusa, a później bez pytania usuną z niego koszule. Blednąc widząc szereg blizn.
-.Merlinie.... Jak... – wyszeptał ściśniętym głosem. – Jak to możliwe?
- To kara...- przyznał w końcu Will ściszonym głosem.
- Kara? Willi czy tobie całkiem rozum odebrało?
- Jak zwykle Willi użył złego słowa Jack... – przerwał mu Septimus.
- Nie rozumiem...
- To ostrzeżenie Jack... Ostrzeżenie Trójkąta... Dla nas, ale też dla Was... Chyba...- powiedział Chris.
- W dalszym ciągu nie rozumiem.
- Za bardzo skupiliśmy się na sobie, zapominając istotę potrzeby utworzenia Trójkąta. Skupiliśmy się na tym byśmy go przeżyli. Chcieliśmy żyć tak jakby nic się nie zmieniło. a jednak zmieniło się wszystko. Dziedzictwo dało nam upomnienie... Taki policzek otrzeźwiający, że nasze pragnienia są kwestią drugoplanową.
- Na wszystkie świętości Septimusie co ty wygadujesz...
- Prawdę Jack. Tu nie chodzi o nas. My jesteśmy nikim. Bezwartościowe pionki w szachownicy życia. Mamy wybór stania się kimś kluczowym w nadchodzącej przyszłości lub nadal chować się w swoich pałacach pod ochroną rodziny. Ale wtedy... – Septimus spojrzał na swoje poranione ręce I drgnął na wspomnienie tak świeżego wspomnienia. Tak żywego bólu.
- Widzieliśmy przyszłość, Jack. Przyszłość tego świata, gdyby Voldemort przejął nasze moce. Gdyby tamtego dnia dokończył rytuał... Przejąłby Moce nie tylko Willa, ale też nasze. Jesteśmy ze sobą powiązani. Nie jesteśmy już odrębnymi jednostkami. Jesteśmy jednością, bronią i ewentualną przyszłością. Ale jeśli się nie ogarniemy... – Septimus spojrzał na swoje dłonie zwiększając głowę. – Tylko dwa razy Trójkąt osiągnął pełną moc. Dwa razy, Jack. A my nie jesteśmy na dobrej drodze by powielić ten sukces.
- Zamknij się Tim!- Przerwał mu Will. – Zamknij się. Wszyscy wiemy, kto ma się ogarnąć. I czyją to cholerna wina. Zostaliście ukarani przeze mnie. Za to, że zamiast skupiać się na Was, na Trójkącie użalałem się nad sobą. To moja kara. – wyszeptał z trudem podnosząc się z łóżka. Zaciskając mocno usta.
- Willi!
- Gdzie tu jest łazienka, Jack? – w zamian zapytał uświadamiając sobie, że kompletnie nie wie gdzie jest.
- Willi chyba powinniśmy porozmawiać, bo chyba inaczej zrozumieliśmy to co widzieliśmy...
- Nie Chris... Myślę, że każdy z nas zrozumiał to tak jak powinien. I każdy z nas powinien przemyśleć to czego się dowiedzieliśmy o sobie, o Trójkącie, o Voldemorcie... Ale najpierw niech mi ktoś powie, gdzie jest łazienka! Serio Wielka Moc Trójkąta wymagając od nas tak cholernie trudnych rzeczy powinna zadbać by potrzeby  fizjologiczne nam w tym nie przeszkadzały...
- Willi nie żartuj. I wracaj do łóżka!  - Upomniał go Jack- Nie mam pojęcia o czym bredzicie, ale wszyscy trzej jesteście zimni jak lód, bladzi jak ściana, a wasze mięśnie trzęsą się jakby siedzenie było zbyt wielkim wysiłkiem! Więc skoro Wasze moce przestały o Was dbać to ja się tym zajmę. Do łóżek! – Warknął Jack.
- Muszę się wysikać! – zaprotestował Wiliam.
Jack przewrócił oczami i rzucił na niego zaklęcie, a przez ciało Wiliama przebiegł nieprzyjemny dreszcz, a kolana się pod nim ugięty. Jack podszedł do niego chwytając szczupłe ramię w pewnym i silnym uchwycie. Usadzając go na łóżku.
- To było wredne... – Upomniał go chłopak.
- To było absolutnie konieczne. Z jakiegoś Medycznie nieznanego mi powodu wszyscy trzej jesteście na skraju Hipotermii, do tego bredzicie więc obstawiam, że doznaliście jakiś fascynujących halucynacji. Nie zamierzam pozwalać żadnemu z was opuścić tego pokoju i tych łóżek dopóki nie zrozumiem co dokładnie wydarzyło się w przeciągu ostatnich dwóch godzin, odkąd wyszedłem z tego pokoju!
- To trochę Ci z tym zejdzie...- powiedział Chris opadając na poduszkę, poddając się słabości ciała.
Jack Swinss mrugnął kilka razy obserwując ich z obawą. Cokolwiek się wydarzyło chyba nawet Magnus nie będzie w stanie udzielić mu jakiejkolwiek rady jak sobie z tym poradzić.











Harry Potter i Przekleństwo SalazaraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz