Dziedzictwo Merlina Rozdział 24cz.2

191 14 1
                                    

Dziedzictwo Merlina
Rozdział 24 cz.2
Ares zmrużył oczy widząc Draco myszkującego w dziale Historycznym. Cierpliwie poczekał, aż wybierze kilka pozycji i zasiądzie za biurkiem nim postanowił do niego podejść.
- Czego szukasz?- zapytał.
- Referat...- odpowiedział blondyn.
- Z Historii? – zakpił przysiadając po drugiej stronie biurka.
- Historia jest ciekawa...- powiedział unosząc szare oczy na Aresa.- Zwłaszcza, gdy może się powtórzyć...
- Może, ale nie musi...
- Byłem pewien, że już się dzieje. To co robili na meczu... – zaczął.
- Kompatybilność magiczna...- stwierdził lekko Ares.
- U całej trójki? Takiego fenomenu jeszcze ten świat nie widział...
- Podejrzewasz, że...- Zawiesił głos.
- Podejrzewałem. Ale mija dziewiąta doba odkąd Prince jest w śpiączce. Gdyby coś między nimi się wydarzyło... Świrowali by. A nie wyłapałem nic dziwnego w ich zachowaniu...
- Nie radzę Ci myszkować. Snape ma na Ciebie oko.
- Myślisz, że nie wiem? Jak ogarnąłeś upełnoletnienie? – zapytał.
- Normalnie. Złożyłem wniosek. Pykło.
- Tak po prostu?
- Na początku nie chcieli na to patrzeć, ale jak zrobiono sekcje zwłok Apollo... Jak ojciec dostał, zarzuty poszło już z górki. Ale Ty na to nie licz. Niestety jesteś nie stabilny jak cholera z daleka idzie to wyczuć... A jedynym warunkiem jest dojrzałość magiczną.- wyjaśnił. Draco wypuścił powoli powietrze.
- Pisałem do Igora... – wyznał. Ares uniósł brew.
- Odpisał?
- Nie. Ale Ty mógłbyś...
- Zapomnij. Moje istnienie mają tak samo w dupie jak i twoje. Niepewny grunt... Nie zaufają nam. Przykro mi stary. Wiem jak jest...
- To kto Ci pomógł?- zapytał. Ares nawet sekundy nie poświęcił na zastanowienie się nad ty co mówi.
- Matka.
Draco szybko ukrył uczucie zdrady za maską obojętności.
~oOo~
Tomas Perevelly skończył swój wykład,  gdy przed jego biurkiem staną blondyn.
- Słucham Panie Malfoy.
- Wuju...- Na to jedno słowo Tomas uniósł brew. Przez ostatni miesiąc Draco jakoś nie wnikał w ich powinowactwo. Tak bezpośrednie zaznaczenie ich pokrewieństwa musiało mieć jakiś cel.
- Tak?
- Czy matka... Czy masz może informacje czy moja matka pisuje listy do Ciotki? – wyrzucił z siebie.
- Nie wnikam w korespondencję mojej żony, chłopcze. Może wyjaśnij dokładnie o co Ci chodzi. Wtedy będzie mi łatwiej zrozumieć twoje pytanie.
Draco przez chwilę wahał się nim wyjął z teczki pęczek listów.
- Nie widziałem jej od kilku miesięcy. Wysyła listy w każdą niedzielę jak zawsze, ale...
- Ale? – Draco zamknął oczy nim wypowiedział na głos to co od miesięcy tłukło się po jego głowie.
- Formuła listów się nie zmieniła...
- Wybacz, ale w dalszym ciągu nie rozumiem.
- Nie mam dowodów, pismo jest identyczne, ale... Martwię się... – przyznał w końcu.
~oOo~
Ksawery oddał pęczek listów Tomasowi.
- Perfekcyjne podróbki. – przyznał.
- Czyli Severus miał rację. Malfoy podsuwa nam syna.
- On zna go najlepiej. Co nie zmienia faktu, że jeśli Maria zgłosi zaginięcie, mogę rozpocząć poszukiwania. Zagramy w ich grę. Zobaczymy co z tego wyniknie... Osobiście uważam, że lepiej mieć smarkacza pod kontrolą...
- Jak zwykle chłodna logika...- mruknął Tomas. – Byłeś u Williego?
- Bez zmian. Jutro będą próbować kolejny raz go wybudzić... Może tym razem pójdzie lepiej.
- Dwa dni temu też tak mówili...
~oOo~
- Cholerne świństwo...- mruknął Chris odstawiając kubek na blat. 
- Świństwo, ale działa... Wątpię byście bez tych mnisich ziółek to przetrzymali...- Tomas obserwował syna uważnie. Nawet On zaczynał się już martwić. – W sumie szkoda, że wcześniej o nich nie wiedzieliśmy. Przydały by się...
- Ale zabawne! – mruknął blondyn. – Idę do Daysona.
- Idź, przyjdę za godzinę. Mały pojedynek dobrze Ci zrobi...
- Od pojedynków mam Septimusa. Wybacz staruszku, ale to już nie ta liga... – poklepał ojca po plecach z rozbawieniem, ale nie sięgało ono oczu.
~oOo~
Chris staną w Holu. Nie wiedząc co ma z sobą zrobić. Dayson wykopał ich z namiotu jaki postawił, kiedy zaklęcie Chrisa rozwaliło ścianę Sali,  twierdząc, że nie da się z nimi współpracować i mają odpocząć. Ale jak odpocząć, gdy wszystkie nerwy ciała aż wrzeszczą o Moc Wiliama?
- Muszę pobyć sam- przyznał w końcu.
- Mamy dwie godziny do ciszy nocnej.- powiedział Septimus.
Rozeszli się w dwie różne strony.
Chris z początku łaził bez celu. Poznając nieznane zakamarki zamku. Aż w końcu znalazł się przy schodach Wieży Astronomicznej. Jeszcze nigdy tu nie był. Zrezygnował z Astronomii na poziomie OWTMów, i tak mieli dużo na głowie... Wszedł po wysokich schodach. Zastanawiając się czego Willi tu szukał.
A kiedy w końcu się wgramolił. Poczuł zimny wiatr i zobaczył jak noc powoli zapada i usłyszał cichy płacz. Spojrzał w kierunku skulonej postaci. Rude włosy od razu mu powiedziały kim jest.
- Czemu ryczysz? – zapytał, a dziewczyna aż podskoczyła. Otarła nos rękawem i Christopher stwierdził, że nic bardziej obrzydliwego jeszcze nigdy nie widział.
- Już idę- mruknęła.
- Przecież Cię nie wyganiam. Tylko pytam. – wyczarował chusteczkę, podając ją z obrzydzeniem dziewczynie. – Ktoś je po coś wymyślił, wiesz? – Burknął.
Rozejrzał się po wieży.
- To największe...- powiedziała w końcu. Christopher zmarszczył czoło.
- Wiliam wypadł z tego największego okna. Na zajęciach zawsze rzucają na nie zaklęcie. Aby nikt nie wypadł. Nie rozumiem dlaczego nie ma stałych zabezpieczeń.
- Bo jeszcze nikt stąd nie wypadł. A po za tym nic nie utrzyma się na stałe. Zaklęcie amortyzacji rzucili założyciele. Aby zabezpieczyć okna na stałe musieli by znaleźć czterech potomków w pierwszej linii dziedziczenia by zamek ich uznał. Tylko Salazar ma  żywych męskich dziedziców... Zamek upada... Tak jak I Dziedzictwa Zalożycieli
- Jednak krew ma znaczenie...
- Ma znaczenie tylko tam, gdzie magia była budowana na niej. A Hogwart tym właśnie jest. Miał być bezpiecznym miejscem dla ich dzieci. Reszta to tylko finansowe wsparcie... oni mieli moc I pomysł, a reszta kasę. Ale wszystkie zabezpieczenia oparli na krwi... Wbrew temu co głosi Historia założyciele tej szkoły to niezłe cwaniaki... – mruknął podchodząc do okna. Wychylił się patrząc w dół.
- O ja Cię sole! Tu  jest z pięćdziesiąt metrów! Ten Chochlik ma więcej żyć niż pieprzony kot. – poczuł jak niewidzialna ręką dotyka jego klatki. Małe przypomnienie. Przewrócił oczami z irytacją. Serio przesadzają już...
- Chochlik?- zapytała dziewczyna. Odsunął się od okna by nie drażnić faceta. Jeszcze burak zechce się ujawnić!
- Małe, psotne, wszędobylskie i hałaśliwe stworzenie. Idealnie pasuje do Williego. – wyjaśnił.
- Urocze- powiedziała cicho. A Chris przewrócił oczami.
- Uroczy to on na pewno nie jest strasznie mnie wkurwia. Ale co zrobić... braci się nie wybiera.- mrukną. Później spojrzał na dziewczynę- Więc przestań ryczeć jeszcze kilka dni i ten kretyn zwany twoim bratem wróci do szkoły i skupią się na nim, a tobie dadzą spokój.
- Wątpię... Ludzie nie zapominają.
- Na Merlina nie wiele brakowało,  aby go zabił! Niech się cieszy, że podpisali ugodę tak szybko. Gdyby Tobiasz zdawał sobie sprawę jak długo Will będzie się po tym zbierał nie obyło by się na terapii i zawieszeniu. Twój brat zgniłby w Askabanie z największym możliwym wyrokiem! Tobiasz to kurewsko mściwy człowiek. Odpuścił bo wierzył, że Wiliam ogarnie się w ciągu tygodnia. Jak zwykle z tym chochlikiem nie wyszło... Więc uwierz mi na słowo, że wiem że ludzie nie zapomną, bo dziadek Wiliama już o to zadba. Twój brat zadarł z jednym z najbardziej wpływowych ludzi na tym globie i nie jestem pewien czy zdawał sobie z tego sprawę. Tobiasz nie wybacza tak łatwo i przyjemnie. To co zrobił Ron będzie się za nim ciągnęło do usranej śmierci... Ale to nie twój problem. To on naważył piwa. Nie ty.
- Myślisz...
- Że na tym się skończy? Oczywiście, że nie. Willi to oczko w głowie dziadka. Ronald ma przesrane.
Dziewczyna pobladła. I spochmurniała.- Bill też tak mówi.
- Twój starszy brat, tak? Pracuje w brygadzie mojego ojca... Rok temu przed tym całym szambem poznałem go w Egipcie. Mądry facet...- machnął ręką-  Szkoda gadać.
- Aż tak z nim źle?- zapytała cicho.
- Szczerze? – spytał, a dziewczyna kiwnęła głową.
- Jest fatalnie. Chyba nikt nie spodziewał się, że będzie Aż tak...
Więcej się nie odezwał. Patrząc na niebo pogrążył się we własnych myślach. Ostatni raz spojrzał w dół, kręcąc głową. Kiedyś ich szczęście się skończy... uznał ponuro.
- Nie rycz. Jakoś to będzie...- mruknął wychodząc.







Harry Potter i Przekleństwo SalazaraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz