Dziedzictwo Merlina
Rozdział 41
William bezradnie stanął pod drzwiami. Doskonale wie, że to tu ukrył się Christopher, a to, że Septimus mu towarzyszył było oczywiste. Zresztą, nawet Tobiasz to potwierdził, a on zawsze wiedział o wszystkim. Zawahał się z prostego jak słońce powodu. Nie bardzo wiedział jak ma wesprzeć przyjaciela. Nawet nie bardzo wiedział jakich mógłby użyć słów. Bo sam szczerze nigdy nie kochał żadnej dziewczyny aż tak.
Lubił Cho, ale to było niezgrabne szczeniackie zauroczenie, przepełnione bardziej nastoletnimi hormonami, niż rzeczywistym zaangażowaniem. Lubił Ginny. Była ładna i zabawna, do tego świetnie grała w Quidditcha. I podobała się wszystkim chłopakom w Hogwarcie. Jemu osobiście podobało się kilka dziewczyn z Hogwartu, ale nawet to było tylko wizualnym stwierdzeniem. Harry Potter, czy Wiliam Prince. To nie istotne bo i tak nie miał zielonego pojęcia o czymś tak ważnym jak „miłość”. Dla niego to była abstrakcja. Stał więc bezradnie pod drzwiami, a gdy usłyszał jak coś najwyraźniej uderza o ścianę i zmienia się w kupę szkła, stwierdził, że słów już dzisiaj padło wystarczająco dużo.
Okręcił się na pięcie po cichu schodząc schodami w dół. Nasłuchiwał chwilę, by stwierdzić, że całe zgromadzenie dorosłych przebywa w jadalni głośno coś omawiając. Z cichą nadzieją na to, że ojciec jest wystarczająco zajęty, aby właśnie w tym momencie nie wyjść z pomieszczenia by go sprawdzić, bez wahania podniósł z szklanego barku butelkę z alkoholem, a po chwili zawahania podniósł drugą. Bezszelestnie, a przynajmniej mając taką nadzieję, że tak właśnie jest, wrócił na piętro.
- Jeśli którykolwiek z Was powie o tym rodzicom, to Wasza praca stanie się jeszcze mniej przyjemna. A uwierzcie mi na słowo, że do tej pory starałem się współpracować. – zagroził w pustą przestrzeń.
To, że ktoś tu był było tak oczywiste jak to, że jako Harry Potter przeżył Avadę. Choć Merlin wie jakim cudem. Dopiero wtedy podszedł do drzwi w próbie ich otworzenia. Fakt, że były zaryglowane nawet go nie zdziwił. Też by to zrobił. Przełożył szklane butelki w lewą rękę i złamał zaklęcie używając więcej mocy niż chciał, przez co zamek delikatnie zaczął się dymić. Ugasił żar szybko i jeszcze szybciej kopniakiem otworzył drzwi i wszedł by zamknąć je kolejnym kopniakiem. Machnięciem ręki zablokował je z powrotem przez chwile obserwując, czy nic więcej się nie topi, pali czy dymi, ale gdy nic takiego nie zaobserwował odetchnął z ulgą.
- To znowu mi się wymyka... - mruknął.
- Brak jednych pierścieni, Willi. Więcej mocy w nadal słabym ciele. Próbuj to kontrolować, stary. Teraz, kiedy jedne znikły zapewne przez przesilenie związane z drugim progiem, rada nadzorcza PPM może uznać „że dla twojego dobra jest potrzeba założenia ich ponownie, a Twoja magia je zaakceptuje, bo to nie Twoja kontrola sprawiła, że zniknęły” – usłyszał głos Septimusa.
William spojrzał na niego z przerażeniem, aby później przez chwile obserwować pojedyncze pierścienie na swoich dłoniach. Pokręcił głową odganiając złe i niepokojące myśli i wyprostował się unosząc w górę butelki.
- Akurat to teraz nie ma znaczenia, będę się tym martwić później. - stwierdził odstawiając jedną butelkę na stolik nocny. Drugą odkręcił biorąc w pierwszej kolejności spory łyk i skrzywił się, gdy alkohol rozpalił jego gardło. Zakaszlał, po czym otarł mimowolną łzę jaką poleciała mu po policzku przekazując butelkę Christopherowi. Ten uniósł brew rozbawiony reakcją kolegi.
- Nigdy nie piłeś alkoholu… - zawyrokował.
- Oczywiście, że piłem - mruknął kładąc się na łóżku – Nie zawsze byłem taki... no, taki... - wskazał na siebie – Jako Potter już nawet musiałem się golić! – ogłosił z dumą.
- A później czar dorosłości pryska i stałeś się chochlikowym księciem. - zadrwił Chris upijając nie jeden, a kilka łyków.
Jego ciałem wstrząsnął mimowolny dreszcz.
- Trzymaj, bracie. Szczerze wątpię by pozwolono nam długo delektować się tym... – przekazał butelkę Septimusowi.
Ten obserwował ją przez długą chwilę nim w końcu przyłożył szkło do ust.
- Ach, pieprzyć odpowiedzialność... - wykrztusił przez ściśnięte gardło, tylko po to by upić jeszcze jeden solidny łyk nim oddał butelkę Williamowi.
Rozlokowali się każdy w innym kątku pokoju. William na łóżku, Septimus na transmutowanym fotelu, a Chris na podłodze zabierając Williamowi jedną z wielu poduszek na łóżku. Podawanie butelki szybko im się znudziło, więc lewitowali ją jeden do drugiego, a jej zawartość ubywała szybciej niż się spodziewali.
- A więc kiedy? - padło niespodziewane pytanie.
William przewrócił się na brzuch opierając się na łokciach spojrzał na Septimusa.
- Co kiedy? - zapytał w jego głowie szumiało, a po ciele rozniosło się przyjemne ciepło relaksując spięte mięśnie.
- Kiedy pierwszy raz piłeś coś mocniejszego niż kremowe? - doprecyzował
- Ach, o to Ci chodzi. Po pierwszym zadaniu w Turnieju, z Charliem. Uznał, że skoro poradziłem sobie z Rogogonem Węgierskim to poradzę sobie z Ognistą.
- I?
- Ognista jest zdecydowanie trudniejsza niż Rogogon - uznał z powagą.
Chris zachichotał w szkło nim upił kolejny łyk.
- Jesteś nienormalny...
- To już chyba dawno ustaliśmy – stwierdził. – A Wy?
- Trzynaste urodziny. Od tamtego dnia barek ojca jest strzeżony pilniej niż jego skarbiec. Skąd to masz?
- Z barku mojego ojca. - stwierdził lekko – Obydwaj, Tobiasz i Severus, nie tylko traktują mnie jak smarkacza. Oni żyją w głębokim przekonaniu, że mój wygląd zewnętrzny jest odzwierciedleniem mojego rzeczywistego wieku, więc o zabezpieczeniu barku raczej nie myśleli. Po kolacji kazał mi rozpakować świąteczne prezenty. – wyjaśnił - Jestem wręcz rozczarowany, że nie było tam jakieś zabawki.
- Trauma... Oni nie pozwolą Ci zbyt szybko dorosnąć. Tak twierdzi mój dziadek. Jesteś ich pisklakiem, więc pozwól im na to. No, w granicach rozsądku, rzecz jasna - objaśnił Septimus, a Wiliam uniósł brew, jednak nie skomentował tego tylko przyłożył butelkę do ust nim podał ją Chrisowi.
- No szczerze mówiąc to musi być makabrycznie chujowe. – zauważył Chris - Wstajesz rano, jesz śniadanie z piękną ciężarną żoną, by wieczorem dowiedzieć się, że ich już nie ma. – mimowolnie wzdrygnął się, a Septimus uniósł brew wyrywając mu butelkę z dłoni.
- Przeraża mnie ukierunkowanie twoich myśli, Christopherze. – mruknął Septimus – Skupiłbyś się na Quidditchu co? To mniej ryzykowny temat.
- Nic nie rozumiesz! – warknął podrywając się z podłogi.
Zrobił kilka kroków niczym dzikie zwierzę w klatce, by w końcu stanąć przy ścianie i uderzyć w nią pięścią. Mimowolnie syknął z bólu, ale pomogło mu to utemperować gniew.
- Co tam się stało, Chris? - pytanie Williama było ciche, ale przedłużające się milczenie Chrisa nawet Septimusa zaniepokoiło.
- Chris?
- Chcieli ją zgwałcić! Te skurwiele chcieli... - nie skończył, tylko podszedł do Septimusa wyrywając butelkę z jego dłoni – A Ci... Merlinie, ojciec mnie tak wkurza! Traktuje mnie tak jakby był kompletnym kretynem! On mnie ma za chorego psychicznie! Co nie umie ocenić właściwie sytuacji. „Twój osąd jest zaburzony, synu... Tyle się działo...”- przedrzeźniał głos Tomasa – Zamiast być teraz z nią, zamknęli mnie tu! A oni tam na dole decydują o moim życiu! – wrzasnął zirytowany.
- Podbijam! Moi też mają jedną i tą samą śpiewkę... – odezwał się Will wyciągając dłoń po butelkę.
- Bo mają cholerną rację - mruknął Septimus - Doskonale wiecie jak wyglądał drugi próg. To był emocjonalny rolercoaster i aby pozbierać się po tym to potrzebujemy czasu. A tu jeszcze Voldemort dopieprzył swoje. Na poważnie, Chris. Związek z Ginny to proszenie się o gwóźdź do trumny.
- Ciebie to nie męczy? – warknął Chris – Serio, Septimusie, rodzice karygodnie Cię skrzywdzili nadając Ci tak popieprzone imię. Weź Ty, kurwa, przestań ich w końcu słuchać. Ryją Ci beret najbardziej z nas wszystkich.
- Odwal się od moich rodziców, co?
- No i się zaczyna... - westchnął Wiliam podchodząc do Chrisa by wyrwać mu butelkę.
- Co ci się zaczyna, Chochliku?
- Dokładnie to. - sprecyzował – Puszczają Wam nerwy, panowie.
- Chyba jemu... - mruknął Septimus, no co William uniósł brew rozbawiony.
- Podpuszczasz go. Zawsze to robisz, Septimusie. Zresztą, mnie też. Nie myśl sobie, że jesteś taki mądry i sprytny. Wykorzystujesz fakt, że my szybciej tracimy kontrole, by rozładować swoje frustracje. A gdy coś w końcu się pieprznie to unosisz niewinnie łapki w górę, „To nie ja, to oni”. I dalej uchodzisz za tego najrozsądniejszego... Rozgryzłem Cię, cwaniaczku. - wyjaśnił klepiąc Septimusa w ramię – Wypij, bracie i wyluzuj. Bo nie zamierzam pozwolić, by ten wieczór skończył się klasycznym obrzuceniem się klątwami. Ojciec wpadłby tu z pianą na ustach i wszystko by zepsuł. Rzucono mi wyzwanie i zamierzam podnieść tę rękawicę, a Wy dwaj mi w tym pomożecie. – wyjaśnił.
Septimus mrugnął kilka razy w oszołomieniu.
- Nie kumam...
- Tobiasz kazał bym tu przyszedł i zachował się jak na nierozumnego nastolatka przystało. Śmiem twierdzić, że w jego ocenie polatamy na miotłach po chacie. Czy coś... Myślę, że chce bym się przestał zamartwiać No i co mam Wam powiedzieć… Zamierzam to zrobić.
- Więc czemu tu siedzimy zamknięci użalając się nad sobą? – zapytał Septimus wyraźnie zaintrygowany.
- Bo na razie nabieram odwagi. - wyjaśnił upijając alkoholu - To okropne, na poważnie wrzaski Severusa sprawiają, że mam obawy. A jest zmęczony, więc to będzie ochrzan życia i zamierzam doprowadzić do tego, że cała złość skupi się na Dziadku. W końcu to on mi kazał...
Opadł z powrotem na łóżko, a ich zabawa w lewitację butelki powróciła.
- To musiało być fajne... - stwierdził po dłuższej ciszy Will.
- Co?
- Dorastanie razem...
- No... chyba... Wiesz, w sumie to my nie mieliśmy wyboru, nie? Po prostu nas razem trzymali. A Ty wiesz, że my się znaliśmy? – stwierdził nagle Septimus.
- Ale jak... - Wiliam uniósł głowę.
- Nooo, zapytaj mojej mamy. Ma nawet twoje zdjęcia w pieluszce. – zadrwił Chris – Znali się z Potterami, a że wszyscy ukrywali się pod Fideliusem z tego samego powodu, to się spotykali. Byłeś taki tyci-tyci-malusi... - uniósł się na kolanach, by zaprezentować wielkość Wiliama jak był mały – Taki malusi i słodziuśki, a wyrosło takie coś upierdliwe! –sarknął wyraźnie rozbawiony – Co nie zmienia faktu, że gdyby nie zły Voldzio to byś pewnie tkwił razem z nami w tej złotej klatce. - zachichotał nie wiadomo z czego upijając spory łyk alkoholu. William wyrwał zaklęciem butelkę z jego rąk i wypił kolejny łyk nim butelka wyleciała z jego dłoni w stronę Septimusa.
Pili w ciszy, jedynie od czasu do czasu któryś rzucił jakimś mało znaczącym zdaniem.
Gdy na dnie drugiej butelki nie było już ani kropelki, wszyscy byli kompletnie pijani i szczerze przekonani, że potrzebują więcej.
- Pójdę na dół - stwierdził Will – Moja odwaga w dalszym ciągu ukrywa się w kieszeni – wyjaśnił - Umiem być cicho... A oni są zajęci, no wiemy czym... – wstał z łóżka chwiejnie stając na nogach.
- Szczerze wątpię byś był teraz cicho. - stwierdził Septimus.
Przysypiał co chwilę w fotelu i tylko od czasu do czasu komentował ich słowa.
- Dam radę.
- Nie dasz. Nawet ustać prosto nie potrafisz.
- To się teleportuje... - uznał.
- Nie umiesz się teleportować, Will. Rozszczepisz się. – zauważył.
- To nie może być takie trudne. Bo niby co w tym jest trudnego? Skupiasz się na swoim ciele, pozwalasz, aby magia zapanowała nie tylko nad dłonią, ale także nad ciałem. Och, już to czuje, ale śmiesznie... – wymruczał wyraźnie rozbawiony - Teraz wyobrażasz sobie, gdzie masz być. Nadajesz magii tępa jednym stanowczym ruchem, i pyk... – stwierdził, by w jednym ułamku sekundy zrobić obród, a w następnym zniknąć.
- Kurwa! - Septimus poderwał się z fotela chwiejąc się.
- On jest taki wkurzający! Jeszcze dobrze nie pomyśli i już to umie! – warknął Chris podnosząc się z ziemi.
Septimusowi zajęło pięć sekund nim zrozumiał co Chris próbuję zrobić. Nim zdążył wybełkotać, by ten przestał, Chris również zniknął z charakterystycznym trzaskiem.
Septimus mrugnął kilka razy nim chwiejnie podszedł do drzwi, jednak zaklęcie Wiliama było silne, a zamek stopiony. Pomyślał tylko chwile nim uznał, że skoro tamci dwaj mogą to on na pewno też.
~oOo~
Severus z znudzeniem obserwował potyczki słowne między Perevellym, a Arturem Weasleyem. Najchętniej to by opuścił pokój, zaszył się w swoim laboratorium i cieszył się chwilowym spokojem. Bo szczerze wierzył, że to byłoby bardziej produktywne. Jednak zobowiązania wobec Perevellych zmuszały go, by jednak był w tym pokoju. Jako wsparcie słów mężczyzn o powadze aktywacji Amuletu. Zapewniał Artura Weasleya, że Tomas i Ignacius wcale, a wcale nie żartują.
Panna Weasley im się podłożyła jak przysłowiowe ziarno ślepej kurze. Była idealną kandydatką na matkę dzieci Christophera z genetycznego punktu widzenia, ale także magicznego. Nadawała się i tyle, a takich okazji się nie traci dla dobra przyszłych Dziedziców Merlina. A właściwie ich problem był dokładnie odwrotnością tego do czego służy Amulet. Jeśli w dniu dzisiejszym zostanie podpisany kontrakt małżeński, Chris będzie uwiązany. Dosłownie. Żadnych więcej jednorazowych randek i schadzek w szkolnym schowku na miotły. Kontrakt zmusi go do zachowania wierności Pannie Weasley.
Gwałtowne otwarcie drzwi w jednej chwili uciszyło wszystkich. Aleksander poczerwieniał zakłopotany uwagą jaką na siebie ściągnął.
- Ja tam Wam nie chce przerywać tego wzniosłego spotkania w celu udupienia mojego brata, ale zostałem wysłany, by Was poinformować, że te trzy matoły bawią się w łapanego, a ochrona sobie z nimi nie radzi. - wyjaśnił.
- Słucham? - zapytał cicho Tomas.
- Jonathan błagał mnie by Was powiadomić, że Willi, Tim i Chris bawią się z nimi w łapanego. Być może powinienem dodać, że jakimś cudem pole antyteleportacyjne nie robi na nich wrażenia i chłopaki zaczynają się obawiać, że któryś z nich postanowi sprawdzić swoje umiejętności na większy dystans.
- Oni nie umieją się teleportować! – zauważył Severus.
Jeśli to kolejny żart młodego Perevelly’ego to przysięga że tym razem tak łatwo się nie wywinie.
- Umieją, nie umieją... Z nimi to nigdy nic nie wiadomo. Jednego dnia męczą się z Leviosa, by drugiego walić zaklęciami jak Elfy z Doriath.
- Elfy skąd? – zdumiał Tomas, ale nie zdążył poznać odpowiedzi.
Nagle w pokoju rozbrzmiał trzask teleportacji. Willi zaprezentował wszystkim swój popisowy lekko zakłopotany uśmiech.
- Patrzcie czego nas nauczył Timi! - zawołał zadowolony bełkotliwym tonem.
Nim ktokolwiek z nich zainterweniował pstryknął palcami i zniknął z charakterystycznym dla skrzatów trzaskiem. Tyle wystarczyło, by wszystkich poderwać na równe nogi.
~oOo~GalaktykaAndromedy dziękuję Ci serdecznie za pomoc przy tym i wcześniejszym rozdziale! Bez Ciebie chyba bym nie ruszyła dalej...
Nie wiem jak wy, ale ja już nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów :)
CZYTASZ
Harry Potter i Przekleństwo Salazara
FanfictionHarry zostaje porwany i otruty przez Lorda Voldemorta. Jedynym ratunkiem jest zdjęcie zaklęcia adopcyjnego, które ujawnia, że jest synem Severusa Snapa i Anny Black, młodszej siostry Syriusza. Jak poradzi sobie z nową rzeczywistością? Czy uda mu się...