Dziedzictwo Merlina Rozdział 21

209 12 0
                                    

Dziedzictwo Merlina
Rozdział 21
Wiliam właśnie analizował rozłożenie gałęzi dębu, w celu szybkiego wspięcia się na jego czubek, gdy jego skupienie przerwało wołanie Septimusa
- Tutaj!- Zawołał. A Septimus szybko do niego podbiegł patrząc w górę.
- Po co tam wlazłeś?- Zawołał zdziwiony.
- Nigdy nie zastanawiałeś się czy granice osłon zaburzają obraz tego co jest za nimi? Znaczy jak stoisz na ziemi to wiadomo, że tak. Ale jestem ciekawy czy z wysokości jest taki sam efekt... – wyjaśnił. – To ciekawe... – mruknął.
- Twoja ciekawość ma zadziwiająco idiotyczne problemy do rozważania wiesz? Złaś stamtąd zanim spadniesz. 
- Niby dlaczego miałbym spaść?- zdziwił się. Chwytając kolejną gałąź i podciągając się w górę.
- Mówię poważnie Willi! Złaś zanim Swinss obedrze Cię że skóry!
- Niby skąd miałby wiedzieć!
- Willi złaś! Pal licho Swinssa! PPM jest o wiele gorsze!
- PPM? – zdziwił się William.- Ministerstwo znowu kogoś nasłało? – zamarł.
- Są nawet gorsi od Ministerstwa! – przyznał.
- To kto to jest?- zapytał zaniepokojony. Schodząc w dół.
- International Office of Magical Treatises w skrócie znani jako PPM Prince- Perevelly- Melyflua, zaczął objaśniać Septimus- Mówiąc prościej Dziadkowie tu są i chcą z nami rozmawiać.
Wiliam roześmiał się i uderzył Septimusa w ramię, za ten żart. Może i Septimus „obawiał” się swojego dziadka, ale dla niego Tobiasz był zawsze spoko!
~oOo~
Wiliam zmierzył dziadka ostrym i rozeźlonym spojrzeniem.
- Zwariowałeś! – stwierdził jak tylko jego mózg przetrawił to co Ignacius Perevelly  im powiedział.
Jeśli cokolwiek przeszkadzało mu w nowej formułę ich „rodziny” to fakt, że wszystko było ustalane nie tylko za ich plecami, ale także po skrupulatnych ustaleniach między trzema rodzinami, tak, że im nie pozostawało już nic jak pokornie zgodzić się na decyzje które zapadły.
Zdążył się rozeznać, że tak właśnie wyglądała droga decyzyjna w każdych ważnych kwestiach. Takich jak ich powrót do szkoły, Medyk który był z nimi, wyjazd na wakacje. I pewnie wiele mniej ważnych rzeczach o których Wiliam nie był w stanie nawet pomyśleć.
Nie tym razem... Stwierdził Wiliam nawet nie próbując ukrywać swojej złości w związku z tym „pomysłem”.
- Absolutnie się na to nie zgadzam! – Warknął. Tobiasz jedynie uniósł brew w nieukrywanym rozbawieniu i Wiliam domyślał się co go aż tak rozbawiło.
Przed wyjazdem do szkoły Severus pracował z nim nam „kontrolą” w tym celu chciał naocznie pokazać Wiliamowi reakcje jego ciała kiedy wpada w złość. A czy był lepszy sposób niż pokazanie mu wspomnień Severusa?
Wtedy Willi mógł pierwszy raz zobaczyć siebie oczami kogoś innego. I szybko uznał, że imitowanie morderczego spojrzenia ojca w jego wykonaniu to nie zbyt dobry pomysł. Bo zamiast wyglądać na kogoś kto byłby wstanie zabić spojrzeniem wyglądał jak wkurzony sześciolatek któremu zabrano cukierka. I od tamtego czasu naprawdę starał się, aby jego brwi nie układały się w ten dziwaczny sposób.  Ale to się działo samo. Bez jego chęci. I za pewne teraz tak właśnie wyglądał.
Co absolutnie nie zmieniało faktu, że był całkowicie szczerze zły za sam fakt, że tak irracjonalny pomysł powstał w głowach Seniorów!
- Śmiem twierdzić, że to jest jawne naruszenie naszych praw do prywatności! – zauważył Septimus. A Wiliam mógł tylko podziękować za fakt, że chłopak lepiej niż on potrafił obrać to co myśli w „grzeczne” słowa.
- Anna I Aleksander też mają ochronę. – Septimus zmarszczył czoło obserwując dziadka. Jakby oceniał czy ten mówi prawdę.
- Przysięgasz?
- Septimusie przysięgam, że każdy z moich wnuków czy podopiecznych- tu spojrzał na Chrisa i Wiliama-  ma tak samo silną ochronę. – zapewnił Fryderyk poważnie. Ciemne oczy Septimusa zmarszczyły się oceniająco. Po czym lekko wzruszył ramionami.
- Ok! – zgodził się lekko- Idziemy polatać?- spojrzał na Wiliama jakby temat ochrony przestał mieć dla niego znaczenie.
- Jak to Ok! Ja się nie zgadzam! – Warknął William. Septimus wzruszył ramionami.
- Jak masz ochotę dyskutować to proszę. Chris idziesz?- blondyn przez chwilę stał z poważną miną nim w końcu kiwnął głową. Najwyraźniej poddając się woli dziadka.
- Zdradzieckie szuje...- Burknął cicho.
- Willi!- Upomniał go Tobiasz za co oberwał wściekłym spojrzeniem. Wiliam przez dłuższą chwilę próbował opanować złość i poczucie z góry przegranej sprawy nim szklanka na barku eksplodowała. Zgrzytną zębami. To nie zdarzyło mu się od ośmiu dni!
- Wiliamie myślę, że złość jest nie wskazana.- zaczął Fryderyk
- A JA MYŚLĘ,  ŻE TO...- zaklęcie Tobiasza uciszyło jego dalszą wypowiedz.
- Zastanów się dwa razy do kogo i jakim tonem się odzywasz, Wiliamie. – Zrugał go Tobiasz i był to chyba pierwszy raz gdy ton Tobiasza brzmiał ostro. Nieprzyjemny dreszcz przebiegł po plecach chłopca.
- Chcemy byście byli bezpieczni. Nawet nie będziesz świadomy, że ktoś jest w twoim pobliżu! – zapewnił go Fryderyk.
- Raczej nie da się nie zauważyć dwumetrowego faceta chodzącego za mną krok w krok! – Warknął stwierdzając, że może i Tobiasz był na niego zły, ale On na niego też i nie zamierza kulić się ze strachu jak jakiś dzieciuch.
- Będzie pod zaklęciem Kameleona, Wiliamie! Naprawdę myślisz, że chłopcy przełknęli by to z taką łatwością? Oni po prostu już znają sposoby działania naszych ludzi! Zaufaj nam. W żaden sposób nie będą Ci „przeszkadzać”.- zapewnił Fryderyk.
- Na egzaminach... – zaczął.
- Na egzaminach to była całkiem inne sytuacja. Nie musieliśmy zachowywać pozorów. Nam tak samo jak i Wam zależy by nikt po za Dyrektorką obiektu nie zdawał sobie sprawy, że macie kogoś kto obstawia wasze tyły! Uwierz mi na słowo, że nie będziesz świadomy ich obecności!
Wiliam przez długą chwilę analizował słowa starszego mężczyzny. I nie ważne jakby na to nie patrzył to w żaden sposób nie uważał tego za dobry pomysł.
- To najgłupsza rzecz jaką słyszałem! To Hogward! Tam jest bezpiecznie. – mruknął patrząc na dziadka błagalnie. Tobiasz założył ręce na piersi.
- I mówi to chłopiec który Walczył z Trollem, Omal nie umarł w Komnacie Tajemnic, cudem uniknął ugryzienia Wilkołaka, został uprowadzony z Międzynarodowego Turnieju, aż w końcu został porwany, torturowany I otruty! I to wszystko wydarzyło się w tej „bezpiecznej” szkole! – wrzasnął Tobiasz.
- I to ty twierdzisz, że ojciec z tobą nie rozmawia?- mruknął pod nosem.
To jedno zdanie jakby otrzeźwiło Tobiasza. Bo zamknął oczy w jawnym geście prośby o cierpliwość nim przemówił.
- Twierdzisz, że nie potrzebujesz ochrony... – zaczął od początku.
- Oczywiście, że nie! Znam zasady! Nie opuszczę osłon! Przecież wiesz...- zapewnił. Oczy Tobiasza pociemniały złowieszczo słysząc te zapewnienia.
- W porządku. – mruknął cicho. A Wiliam uśmiechnął się.
- Wiedziałem, że zrozumiesz! – powiedział z ulgą. – To skoro to już ustalone, Panowie wybaczą...
- Chwila! – zatrzymał go głos dziadka. A Wiliam spojrzał na niego z obawą.
- Pod jednym małym warunkiem...- zaczął.
- Jakim.
- Masz mi udowodnić, że umiesz się bronić. Już nie będę taki wymagający by kazać Ci odnajdować sygnały zwiastujące przemianę przedmiotu w świstoklik, czy jak rozpoznać czy posiłek nie zawiera składników toksycznych. Kto by się tym przejmował. O artefaktach magicznych które przenoszą klątwy na pewno sporo wiesz!  Hogward jest taki bezpieczny...- mruknął zimno.- Pojedynek, Wygraj to ze spokojnym sumieniem uznam, że umiesz się obronić. – zaproponował. Wiliam przełknął ślinę. Ton głosu, postawa i wyczuwalną w powietrzu magia Tobiasza powiedziała mu jasno, że to nie będzie przyjemne...
- Mogę się na to zgodzić...- przytaknął- Pod jednym małym warunkiem.
- Jakim?- zapytał Tobiasz.
- Wszystkie chwyty dozwolone...- powiedział.
- Wszystkie?- zapytał dla pewności Tobiasz.
- Wszystkie. I jeszcze jedno. Nie ma taryfy ulgowej. Nie chcę słyszeć po wszystkim, że ktoś mi dał fory bo wyglądam jak dwunastolatek!
Tobiasz roześmiał się na to żądanie.
- Nic się nie martw. Mają wprawę w temperowaniu nastolatków...- zapewnił. A Wiliam wiedział, że wpakował się w katastrofalną uwagę.
- Tylko jeszcze jedno małe uzupełnienie. – wtrącił Tobiasz- Skoro jesteś przekonany o swojej wygranej to nie sprawi Ci kłopotu.
- To znaczy?
- Jeśli przegrasz to po pierwsze zgadzasz się na pełno skalową ochronę, po drugie  nie podpisuje twojej zgody na wyjścia do Hogsmede...
- Ej no! – zaprotestował.
- Słucham?
- A co Ci będzie przeszkadzało moje wyjście do miasteczka jak i tak mam mieć ochronę! – zaprotestował.
- Przecież wygrasz....- przypomniał mu Tobiasz.
- A żebyś wiedział, że wygram- mruknął rozeźlony.
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. I Willi uświadomił sobie, że Tobiasz nie będzie grał czysto. Jest Ślizgonem. Ale On od nie dawna też. Uśmiechnął się podle wychodząc z salony. Chwała Merlinowi, że ojciec oddał mu kufer. Miał w nim sporo zabawek produkcji bliźniaków Weaslay!
Tobiasz z kolei zmrużył oczy i spojrzał na Fryderyka.
- Poinformuj Ritę, że może publikować.
- Godzinę temu to ty stwierdziłeś, że upublicznienie tego zdjęcia narobi im większych kłopotów!
-  Skoro zachowuje się jak nieodpowiedzialny dzieciak to tak właśnie będzie traktowany. Może świadomość, że ktoś ich widział przemówi mu do rozsądku! A nawet jeśli nie. To Severus już na pewno o to zadba...- mruknął wściekły.
~oOo~
Jon Ferguson spojrzał na swojego szefa w szoku.
- Mam okładać smarkacza zaklęciami?
- Czym się da... Wszystkie chwyty dozwolone. Masz mu uświadomić, że jesteś od niego lepszy, silniejszy i nie od parady pracujesz dla PPM. No wiadomo lepiej dla ciebie by było, abyś go trwałe nie uszkodził... Ale cytując słowa szefa, nie ma nic przeciwko kilku porządnym siniakom.  Jasne?
- Merlinie to jeszcze dziecko! – sprzeciwił się- Nie będę walczył z schorowanym dzieciakiem!
- Będziesz to rozkaz szefa...  Mało tego masz go rozłożyć na łopatki tak by sam się poddał.- mruknął szef ochrony.
Jon spojrzał na współpracowników. 
- Powariowali!
- A tam... Walniesz dzieciakawi Galaretowatymi nóżkami i się podda. Na  Merlina Widziałeś go. Mały, chudy, przestraszony. To nie potrwa długo. To tylko dziecko...- poklepał go po plecach Ivan
Jon spojrzał na niego zły. On miał farta Septimus nie miał tak kretyńskich pomysłów.
~oOo~
„To nie potrwa długo” pomyślał ironicznie Jon ocierając krew z nosa, zbierając się na nogi próbując się rozeznać w terenie w gęstej mgłę jaką wybuchła po użyciu jakieś magicznej zabawki.
Był wściekły ten mały piorun nie tylko sobie z niego kpił wykorzystując dziecięce akcesoria, ale jeszcze uderzał zaklęciami z precyzją pieprzonego Aurora!
Jon wiedział jedno, musiał to zakończyć w tej chwili, bo nie tylko stanie się kpiną w śród kolegów, ale za pewne straci dobrze płatną robotę.
A to miało być takie przyjemne proste zadanie! Nawet ucieszył się jak dostał dyspozycję do Młodego Prince’a! Wydawał się taki... miły, grzeczny i uroczy... Wiedział, że na robił rambarasu ucieczką z domu. I wiedział, że stary Prince wywalił za to całą swoją osobistą ochronę. Ale Serio? To był tylko mały schorowany chłopaczek i to z pierścieniami Fryderyka! Podwójnymi!  Jego repertuar nie sięga dalej jak dwadzieścia zaklęć!
Ale jednak robił go w konia. Podstępna łachmyda!
Miał już usunąć zaklęciem mgłę, ale powstrzymał się.
Może i Willi był dzieciakiem, ale umiał grać ostro...
Koniec tej zabawy zdecydował.
~oOo~
Wiliam szarpnął się w próbie uwolnienia spod zaklęcia pętającego. Nie mógł uwierzyć, że dał się tak zwieść! Tak perfidnie oszukać! Dumbledore zawsze mu powtarzał, że jego obawą przed zranieniem przeciwnika wprowadzi go w nie lada kłopoty, ale żeby dać się tak zrobić na „bezpiecznym” terenie? Merlinie zadbał o wszystko.
Zadbał by ani dziadem, ani żaden z Seniorów nie był w stanie „wtrącić się” w jego walkę. Za pomocą zaklęcia sekundowego opóźnił działanie Mgiełki klejącej która sprawiała, że ręce czarodzieja zaczynały się kleić do tego stopnia, że wykonanie prawidłowego ruchu różdżką było nie możliwe.
Septimus słysząc w co się wpakował uprzedził, że ba pewno będzie więcej ochroniarzy chętnych do „utęperowania” Wiliama. I aby uniknąć ich interwencji Willi najzwyczajniej wyczarował swoją barierę wiążąc w niej siebie i oficjalnego przeciwnika. Nie miała pełnej mocy, bo detektory Ksawerego tłumiły jej moc, ale przez tych kilka dni Will wzmocnił się na tyle by nie rozpadła się od pierwszego lepszego zaklęcia.
I kiedy miał pewność, że tyły są zabezpieczone, został mu tylko jeden. Ten z którym miał stoczyć pojedynek.
I początkowo wszystko szło gładko. Ochroniarz tak jak większość przeciwników z jakimi stoczył walkę Harry lekceważył go z racji wieku! Może nawet bał się użyć mocniejszych klątw na wnuku szefa. Jednak Wiliam nie zamierzał z tego powodu narzekać. Miał go rozbroić i odebrać różdżkę I unieruchomić. Wtedy Tobiasz miał uznać pojedynek za zakończony!

A jednak ten gość go wykiwał. Rzucił jakieś zaklęcie, ktore wywołało okrzyk bólu gdzieś nie daleko, ale gdzie Willi tego nie mógł stwierdzić i gdy spanikowany chłopiec chciał ustalić co się stało mężczyznie ten zaszedł go od tyłu wykorzystując mgłę jaką wydobyła się z zrzuconej zabawki. Jego kroki były Nie dosłyszalne! Baaa on wcale nie był widoczny. Najzwyczajniej zaszedł go od tyłu, skrępował jego ramiona , uniósł do góry by usadzić kopiącego Wiliama na krześle i spętać zaklęciem. Baa on nawet zakneblował jego usta!
I Wiliam z diabelską irytacją stwierdził, że dał się zrobić jak małolat! Jakby nie rzucił kulki wywołującej mgły miałby lepszy widok! To on chciał podejść i związać faceta! Nie na odwrót.
- Poddajesz się?- zapytał mężczyzna. Wiliam szarpnął się ostatni raz. Nie uwolni się tak. Musiał użyć swoich magii. Szczerze wątpił by facet użył lin blokujących przepływ mocy. Skupił się na linach i próbował zmusić swoje dłonie do pozbycia się więzów z pomocą Magii.
W pierwszej kolejności poczuł ciepło, a później wrzasnął z prawdziwego bólu, bariera rozsypała się na milion odłamków, ale żaden odłamek nie spadł na Wiliama. Spojrzał na faceta i stwierdził, że nie tylko ugasił ogień jaki Harry wywołał , ale także wyczarował nad nim tarczę ochronną, dzięki czemu opadające warstwy bariery ostre jak szkło, nie zraniły go.
- Wszystko w porządku?- zapytał Jon, chwycił ramie chłopca pomagając mu wstać z chwiejnego podpalonego krzesła. Wiliam szarpnął ramieniem by się uwolnić i spotkał czarne groźne spojrzenie.
- Znów to ktoś obcy musiał Cię ratować. Myślę, że ta sytuacja zakańcza nas, spór. Zgadzasz się ze mną?
Harry zazgrzytał zirytowany zębami... Tyle trudu i wszystko na nic!
~oOo~
Harry wszedł do gabinetu dziadka następnego dnia, nawet nie próbując ukrywać niezadowolenia.
- Hej, Wiliam.- uniósł głowę patrząc na swojego osobistego ochroniarza- wszystko w porządku? – Jon uśmiechnął się delikatnie.
- Miał być nie widzialny! – zaprotestował patrząc ze złością na dziadka.
- O niewidzialności była mowa przed naszymi małymi „uzupełnianiem” umowy, prawda? Jeśli mnie pamięć nie myli to nie zgłosiłeś takie uzupełnienia... Za to jasno i wyraźnie zgodziłeś się, że w wypadku przegranej zgadzasz się na pełną ochronę...- głos Tobiasza był spokojny, choć nie wskazywał, że pozostawiał w tym temacie coś do dyskusji. Wiliam zacisnął mocno usta zirytowany.
- Zrobiłeś to specjalnie! – mruknął cicho. Siląc się na spokój. – Jesteś...- zamilkł.
- Jestem?...- Tobiasz uniósł brew z oczekiwaniem.
- To nie sprawiedliwe! Ojciec na pewno uzna...
- Twój ojciec tak jak i ja jest na Ciebie wściekły, Mój mały Grajku. – Warknął. 
- A co ja niby robię? To Ty odbierasz mi resztki prywatności! – Warknął.
- Ja? W sumie to pewnie masz racje ale to tobie nie można za knuta zaufać!- wrzasnął. A Wiliam drgnął mimowolnie.
- Najwyraźniej mam to po Was!- odpyskował.
Dłoń Tobiasza walnęła w stare biurko aż huknęło.
- Dość Willi! – wrzasnął- Z sterty dokumentów wziął kilka gazet i położył je przed chłopcem.
- Zamiast pyskować i zachowywać się jak rozpuszczony smarkacz wyjaśnij mi to co tu nawypisywano! – zażądał.
- A skąd mam wiedzieć co tam nawypisywano, skoro nawet gazet nie pozwalacie mi czytać! – odparował.
- Nie denerwuj mnie...- ostrzegł Tobiasz.
- Ja Ciebie? Sam się wkurzasz! – Burknął.- On musi tu być?- zapytał wskazując głową mężczyznę.
- Oczywiście, że tak! Przyzwyczajaj się! A teraz może zapoznaj się z tą Intrygującą lekturą!
Wiliam niechętnie sięgnął po gazetę I nie musiał czytać by wiedzieć o co się tak „pieni” Tobiasz. I z całą pewnością ma rację Ojciec na pewno jest tak samo wściekły.
- Masz coś do powiedzenia? – zapytał. Wiliam zwiesił głowę.
- Słucham... Dopiero miałeś tyle do powiedzenia...!
- Nic się nie stało...- spróbował.
- Nic się nie stało?! – wrzasnął.- Jesteś nie odpowiedzialny! I to jest jawny dowód na to, że nie można Ci ufać za knuta! Masz daleko w poważaniu nie tylko swoje bezpieczeństwo, ale także zdrowie! I jak My mamy okazywać Ci zaufanie? No wyjaśnij mi jak? Przez takie durnowate pomysły zostałeś trwałe skrzywdzony! Ale najwyraźniej problemy z magią to dla ciebie nic! Chcesz sobie jeszcze skręcić kark tak? Nie wspomnę już o tym, że złamałeś podstawową zasadę! Znowu opuściłeś osłony! Skoro zachowujesz się jak idiotyczny smarkacz to tak właśnie będziesz traktowany! A teraz wysil tą swoją śliczną główkę, bo masz sporo do zapamiętania!





Harry Potter i Przekleństwo SalazaraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz