Rozdział 54
Transmutacja jest trudna. William od zawsze traktował ją na równi z eliksirami. Minerwa McGonagall była tak samo wymagająca jak Mistrz Eliksirów, z tą różnicą, że potrafiła zmieszać ucznia z błotem nie używając obraźliwych przytyków. W tym temacie przez sześć lat nauki absolutnie nic się nie zmieniło. No, może po za jednym - Minerwa McGonagall odkąd została nagle wrzucona w rolę dyrektora szkoły stała się... jeszcze mniej cierpliwa.
Wszyscy zgodnie uważali, że jest trochę sama sobie winna, bo powinna odpuścić zajęcia z uczniami. Jednak ktoś tak ambitny i obowiązkowy jak Minerwa nie potrafił porzucić trzech najstarszych roczników od tak. Dlatego dzielnie walczyła starając się pogodzić obowiązki dyrektora z obowiązkami nauczyciela piątych, szóstych i siódmych roczników - ku rozpaczy męskiej części uczniów, bo nowa nauczycielka ucząca młodsze roczniki była bardzo atrakcyjną kobietą. Jednak Minerwa McGonagall nie zamierzała się poddać nawałowi obowiązków i tym sposobem William utknął z nią na zajęciach, na których nie szło mu za dobrze.
Był jeszcze jeden problem. Nauczycielka miotała się między sympatią do urokliwego ucznia, przypominającego jej o Syriuszu Blacku, którego także odrobine faworyzowała w trakcie jego nauki, a złością na Mistrza Eliksirów - zawsze uważała, że Severus jej ufa, a fakt utajnienia istnienia syna traktowała jak policzek w twarz. Któregoś razu Severus niechętnie przyznał Williamowi, że sam czuje wyrzuty sumienia w związku z tym, bądź co bądź nie małym, kłamstwem jednak ze względu na zajmowane przez Minerwę stanowisko nie mogą jej zdradzić tej tajemnicy. Sam Will kompletnie nie wiedział co o tym myśleć, dlatego zdawał się na ocenę sytuacji przez ojca.
Jednak fakt pozostawał niezmienny. William miał problem z transmutacją. To było dziwne, bo Przekleństwo Salazara naprawdę bardzo pomógł mu rozwinąć jego zdolności magiczne, a posiadanie za ojca Severusa Snape też miał ogromny wpływ na stopnie Williama. Prawda była taka, że akurat tego mężczyzna doglądał i wielokrotnie zmuszał Willa do wysłuchiwania objaśnień materiału, zwłaszcza w okresie powrotu do zajęć lekcyjnych po wypadku. Chcąc nie chcąc dzięki tym dwóm czynnikom, choć Septimus też swoje dokładał, William był klasyfikowany w pierwszej piątce najlepszych uczniów ich rocznika. Ustępując miejsca tylko Septimusowi i Christopherowi, w jego plecy dyszała ambitna Hermiona, a tuż za nią Draco Malfoy.
Tylko Transmutacja stała na drodze „wyprzedzeniu” Christophera, a Will po cichu liczył, że dojdzie do etapu kiedy utrze nosa przemądrzałemu Septimusowi. Taka ich mała rywalizacja, tylko na chwilę obecną to on przegrywał w tej grze.
Z każdym tygodniem było nie tylko gorzej, ale nawet Septimus zaczynał się wkurzać na Williama, bo liczył na pomoc McGonagall w nauce animagii, a William stanął na bardzo ważnym etapie tego procesu. Poczucie jedności Septimusa i Willa hamowały jego zapędy oraz podekscytowanie nauką wyższego poziomu transmutacji, przez co coraz częściej patrzył na Willa z wkurzeniem.
A William zwyczajnie utknął. Wszystko szło dobrze na tych zajęciach do czasu, kiedy ograniczali się do transmutacji przedmiotów. Pierwsze zgrzyty pojawiły się przy transmutacji myszki, poważne zakłopotanie chłopak odczuwał przy szczurach. W efekcie większość uczniów naśmiewała się z niego, że boi się gryzoni. Jednak całkowitą porażkę, blokadę i niemożność wydobycia z siebie nawet okruszyny magii przeżył, gdy przeszli do transmutacji króliczka w bambosze. A teraz został już jedynym uczniem, który nie potrafił tego zrobić. Nawet Neville po dwóch lekcjach tego dokonał, a William wciąż nie przez co kompletnie nie rozumiał co się dzieje.
Kiedy McGonagall obwieściła koniec zajęć, tylko chęć zachowania odrobiny godności podtrzymywała go od walenia głową w blat biurka. Dziękował wszystkim mocom tego świata, że zajęcia z Daysonem mają po przerwie obiadowej. Po cichu liczył, że uda mu się w tym czasie pozbierać resztki swojej godności i pewności siebie bo inaczej na pewno zrobi z siebie durnia. Wrzucił niedbale rzeczy do torby czując się kompletnie wykończony serią nieudanych prób i zdążył tylko mruknąć do Chrisa by przyniósł mu z lunchu cokolwiek co Jack i jego ojciec uznają za posiłek, bo on zamierza wykorzystać długą przerwę na sen. Blondyn obrzucił go zaniepokojonym spojrzeniem, Septimus zmarszczył zabawnie nos stwierdzając, że w rzeczywistości wygląda jak gówno. William jedynie z irytacją poprawił przepocony mundurek i przecierając ze zmęczeniem oczy pierwszy raz zaczął się zastanawiać, czy to osłabienie jakie czuje od wczoraj nie jest winą jego wybryku z eliksirem na skutki klątwy Cruciatus.
- Na słówko, Panie Prince - zawołała McGonagall, na co Will westchnął zrezygnowany.
- Tak?
- Blokujesz się, dziecko. - powiedziała cichym zatroskanym głosem, gdy tylko drzwi się zamknęły.
- A może po prostu transmutacja to nie moja bajka? Przekleństwo Salazara nie daje monopolu na wszechwiedzę, Pani Profesor... – sarknął lekko urażonym tonem, za który zganił się od razu – Przepraszam. – zreflektował się, gdy tylko oczy McGonagall zmarszczyły się niebezpiecznie.
- Jestem szczerze przekonana, że Transmutacja jest Twoją „bajką”. Twój wuj...
- Nie jestem swoim wujem! – zauważył podirytowany - A dajcie Wy mi wszyscy spokój... – machnął ręką i odwrócił się na pięcie by wyjść kompletnie ignorując nawoływania Dyrektorki.
Dopiero jak zamknął drzwi do dormitorium uświadomił sobie, że za takie zachowanie czeka go nie tylko szlaban i ujemne punktu, ale za pewne też pogadanka z Severusem. Schował głowę pod poduszkę modląc się by sen szybko przyszedł i odciął go od tych wszystkich natrętnych myśli.
~oOo~
Dayson nie rzuca słów na wiatr i zgodnie z obietnicą od razu po sprawdzeniu listy obecności wywołał Williama do tablicy. Podniósł się leniwie i ociężałe, nie do końca rozbudzony po drzemce, pomimo szybkiego prysznica zimną wodą jaki sobie zafundował w celu odgonienia mar sennych. Jednak, jak to nazwał Septimus, miał misję.
Ich plan był prosty jak budowa cepa. Mieli wzbudzić w uczniach poczucie, że są ograniczani. W tym celu była stworzona cała heca z zaklęciem „Tuum erit meum”. A później pokazać, że wiedzą dość sporo, by nauczyć zakazanych zaklęć rówieśników. Poczucie bycia oszukiwanym powodowało chęć buntu, a oni chcieli wykorzystać to uczucie kolegów dla swoich celów. Tych przyszłościowych. Tych, o których mówi ich przepowiednia przyszłości. Tych, o których nie bardzo chcieli myśleć , ale jednak musieli.
William to wszystko wiedział. Tak samo jak fakt, że dokładnie do takiego podejścia namawiał Septimusa, Ksawery. Jednak stając na wprost rówieśników nie był przekonany, czy rozpoczynanie tej drogi jest dobre dla nich (uczniów), a nawet dla nich (Septimusa, Christophera i jego samego). Jak miał być szczery sam ze sobą, to nie tylko nie podzielał optymizmu Septimusa, ale nawet miał obawy, czy to w rzeczywistości słuszna droga.
Bo przede wszystkim William był diabelnie zmęczony samym sobą, swoim słabym i wyniszczonym ciałem, swoimi natrętnymi myślami i obawami. Namówienie kogokolwiek do brania udziału w „tajnej nauce” wiązało się z wzięciem za niego odpowiedzialności. A William kompletnie nie czuł się na siłach by nieść tak wielkie brzemię.
Więc kiedy Dayson wywołał go przed tablicę zajęło mu chwilę nim patrząc na swoje biurko i leżące na nim dwa pergaminy, wziął drugi z lewej z poczuciem winny. Septimus będzie wściekły, uznał rozwijając pergamin. Rozpoczynając czytać nudny jak flaki z olejem, czterostopowy referat całkowicie podporządkowany pod „oczekiwania” społeczeństwa, sam czuł się znudzony, zniesmaczony i kompletnie pozbawiony zapału do walki o swoje, jaki czuł dzisiejszego poranka w trakcie rozmowy z Severusem. Uczucie goryczy i słowa „świata nie zmienicie” dudniły w jego sercu.
Dobiegał do trzeciej stopy referatu, gdy nawet Dayson mimowolnie ziewnął szybko to maskując, zapewne przez monotonny głos Williama. Septimus zirytowany zachowaniem przyjaciela wyciągnął rękę po drugi zwinięty pergamin, jednak Will szybko przywołał pergamin do siebie zanim Melyflua go dotknął. Wciskając pergamin do kieszeni mundurka spojrzał na Septimusa z jawnym oburzeniem i zniesmaczeniem takim zachowaniem.
- Nie rusza się cudzych rzeczy, bracie... - wyszeptał wkurzony.
- To przestań pieprzyć! – warknął Septimus.
- Minus dwadzieścia punktów za wulgaryzmy, Panie Meluflua! – zganił go Dayson.
Septimus otworzył usta w chęci sporu, ale kopniak od Chrisa ostudził jego zapędy.
- Dalej, Panie Prince. - mruknął Dayson – Inspirujący referat.
William uniósł brew, ale kontynuował czytanie nudnym bezbarwnym tonem. W trakcie odczytywania przedostatniego akapitu sam nie mógł poradzić sobie z ziewaniem, a gdy pięścią przetarł zmęczone oczy niczym śpiący maluch, kilku uczniów zachichotało. I to była jedyna żywa reakcja w trakcie ich zajęć.
~oOo~
Zanurkował na swoim łóżku okrywając się kołdrą bez trudzeniem się rozbieraniem.
- Chociaż buty byś zdjął! – zrugał go nadąsany Septimus.
- WILLI! Jesteś wybitnym aktorem! – w zamian powiedział Chris klepiąc kołdrę, gdzie ukrył się Will.
- On tam prawie spał! Merlinie, ja zasnąłem! Dobrze, że Dayson też przysypiał to chociaż nie dostałem szlabanu!
- Nie kumasz, Tim! – mruknął z ożywieniem Chris - On zrobił to dokładnie tak jak powinien!
- Zrobił to dokładnie tak jak nie powinien! Miał wszystkich zaciekawić! Zachęcić! Wzbudzić w nich chęć do działania! Pokazać, że nie jesteśmy potworami!
- Jakby to zrobił tak jak Ty tego oczekiwałeś, to by wyszedł na takiego lamusa jak Ty, Tim! A nikt nie chce zadawać się z arogantami! Może ich przynudził dzisiaj. Merlinie, Will… Twój głos był tak monotonny, a ten referat tak obrzydliwie podręcznikowy... Stary, genialnie to rozegrałeś! – Septimus otworzył usta by mu przerwać, ale Chris uciszył go ruchem ręki.
- On ich zaciekawił! Wszyscy doskonale wiedzą o tym, że Dayson strzelił mu pogadankę o tym o czym może, a o czym nie może mówić. William dzisiaj udowodnij, że Mateo go ogranicza! Kazał mu napisać drugi referat, bardziej grzeczny, bardziej porządny, mniej „Prince’owy”. Tim, to jest to czego potrzebujemy! Bo to nie my mamy ich zachęcać! To oni mają do nas przyjść i błagać, prosić, obiecywać cuda za naszą uwagę! No... Taka idea to mi się podoba. Świetna robota, Will! – poklepał chłopaka w miejsce gdzie za pewne były jego plecy okryte kołdrą, ale gdy nie otrzymał reakcji odkrył głowę nastolatka.
- Ty… On śpi! - zauważył ze zdziwieniem.
Septimus uniósł brew opadając na własne łóżko w zamyśleniu.
- On tego nie planował... - uznał Septimus - Po prostu mu się nie chciało. Jednak analizując całą sytuację to masz rację. Jakieś korzyści z jego lenistwa mogą wyjść... Zdejmij mu buty chociaż - rozkazał.
- A niby dlaczego ja? – zapeszył się Chris, ale po chwili zlitował się nad stopami Williama i zrzucił jego obuwie, a chwilę później za obuwiem poszły skarpetki.
~oOo~
- Jack! – Septimus wszedł do pokoju medycznego jaki okupował uzdrowiciel od dnia wypadku Wiliama. Medyk uniósł głowę.
- Nie musisz się drżeć Tim. - zauważył – I jeśli przyszedłeś tu by negocjować jutrzejsze OBOWIĄZKOWE zajęcia ze mną to zapomnij. - mruknął ponownie wracając do starych pożółkłych pergaminów.
- Próbować zawsze warto… – zauważył wzruszając ramionami- ale w zasadzie... To chodzi o Willa... – Jack uniósł brew.
- Te Twoje zaklęcia są w porządku? – zapytał w końcu.
Jack przeniósł wzrok na mały prostokątne urządzenie.
- Tak. - stwierdził by zmarszczyć po chwili czoło - Dlaczego o to pytasz?
- Bo on śpi...
- I dobrze... Tego potrzebuje. Tobie też by się przydało. Musicie pamiętać, że nadmierne przemęczenie może spowodować atak, Tim, więc idź jego śladem.
- Nie kumasz. On ma szlaban, a śpi!
- To go wytłumaczę! Niech śpi. Jakby się coś działo to zaklęcie by mnie powiadomiło. – Septimus wypuścić zirytowany powietrze.
- Martwię się! – wyjaśnił - Chris padł zaraz po nim. Są jak trupy! Nie ruszają się w ogóle!
- Ale oddychają?
- No oddychają, ale śpią jak zabici. Próbowałem obudzić Wiliama. Byłem bardzo kreatywny, Jack i nic. Trochę mnie martwi, że Twoje zaklęcia nie reagują na taki stan.
Uzdrowiciel uniósł głowę patrząc na nastolatka z zamyśleniem.
- Septimusie, wyglądasz tak jakby i Tobie przydał się sen. Wyślę notę do Snape’a, że Willi opuszcza dzisiaj szlaban. Idź się prześpij, a później działacie z Wymianą Mocy! Nie myśl sobie, że nie widzę, że od kilku dni się wymigujecie! Przyjdę do Was jak tylko skończę z tym.
- Jack!
- Wynoś się, Tim! Chłopakom nic nie jest, ich diody są idealnie zielone - uniósł prostokącik z trzema kropkami - W przeciwieństwie do Ciebie, więc jazda do łóżka. A o Snape’a się nie martw, dobrze?
- JACK! Ja się martwię! A Twoim zasranym obowiązkiem jest uspokojenie moich obaw! – zauważył - A jak im się coś stanie, albo się rozchorują to Ty będziesz miał naszych ojców na głowie. - zagroził.
Jack z irytacją odłożył pióro i wstał.
Piętnaście minut później wskazał różdżką na Septimusa urokiem zmieniając szkolny mundurek na piżamę.
- Mówiłem, że śpią. Śpią, bo są zmęczeni. A Ty idziesz ich śladem! A jak tylko się obudzicie, to macie się zabrać za wasze czary-mary, Tim! – zrugał chłopaka.
Nastolatek zagryzł wargę nim zanurkował pod kołdrą i dopiero wtedy Jack uniósł głowę na milczących mężczyzn. Snape mrużył z zaniepokojeniem oczy, a Tomas choć na pozór spokojniejszy także zdawał się zaniepokojony.
- Serio, Panowie? Dwa dni względnego spokoju, a Wy już panikujecie? Moje zaklęcia się nie mylą. Chłopcy po prostu w końcu odpoczywają! Więc radzę korzystać i iść ich śladem! – warknął opadając na fotel przy biurku Williama.
- A ty co robisz?
- Jak to, co? Pilnuje! W końcu po to tu jestem, prawda? Nie dacie mi spokoju, jeśli nie będę tu siedział więc proszę posłuchać moich słów i pójść odpocząć. Wszyscy! A ja tu posiedzę i popilnuje, by nic nie zakłóciło tego błogiego i jakże rzadko spotykane stanu. A później przypilnuje by chłopcy robili to co do nich należy, jasne? Spać Tim!
~oOo~
Czuł się jak młody bóg!
Dosłownie, weekendowy maraton snu i wymiany mocy przerywany tylko przerwą na szybki, ale kaloryczny jak diabli posiłek spowodował, że William z nową werwą stanął w poniedziałkowy poranek w Wielkiej Sali. Ukradkiem spojrzał na Septimusa i Christophera, którzy przystanęli obok niego. Tak, zdecydowanie to był najlepiej spożytkowany weekend od bardzo dawna.
W głowie mu pojaśniało, a uczucia kurczenia się klatki wokół niego przestało być takie nachalne. Nawet myśli i wszystkie obawy jakie w sobie w dalszym ciągu miał nie wydawały się już tak, przytłaczające.
Odpoczął.
Szczerze mówiąc, czuł się tak jakby mu ktoś wymienił baterie. Magia przyjemnie łaskotała jego palce, nawet czuł jej delikatne wibracje wzdłuż kręgosłupa, a fakt, że dzięki fatalnej kondycji fizycznej Jack odpuścił im to okropne terapeutyczne coś co planował, powodował, że Will naprawdę czuł się świetnie. Przynajmniej na razie. Nie łudził się, że Jack zapomni o swojej obietnicy, tak samo jak wszystkie inne problemy nie wrócą z podwójna siłą. Ale był na nie gotowy.
Opadli na ławie obok innych Ślizgonów zgarniając że stołu jajka, bekon, świeże bułki i pochłaniali to wszystko nic do siebie nie mówiąc. Kiedy Will po tak solidnym posiłku sięgnął po babeczkę marchewkową, obserwujący ich Malfoy nie wytrzymał.
- A Wam co się stało? – zapytał patrząc na Chrisa, który kończąc solidna porcję jajecznicy sięgał po kiełbaskę.
- Nie pytaj - mruknął Chris - O jasny Merlinie, nie pamiętam, kiedy byłem taki głodny... - sapnął z błogim uśmiechem, obserwując stół w poszukiwaniu czegoś słodkiego na dokładkę – Oddawaj babeczki, Will - zażądał.
William roześmiał się chwytając ostatnią z talerza i chwycił torbę by opuścić stół nim doszłoby do rękoczynów. Chris przez krótką chwilę patrzył na odchodzącego chłopaka nienawistnie, by w końcu zlokalizować babeczki na drugim końcu stołu i przywołać talerz do siebie.
- To był najlepszy weekend w moim życiu! - zadecydował z zadowoleniem, a Septimus parsknął śmiechem, ale po chwili zgodził się z nim.
Chris w akcie łaskawości oddał przyjacielowi jedną czekoladowa babeczkę i z delikatnym uśmiechem zajadał słodycz. Nagle złota obrączka na palcu, stek bzdur w każdym możliwym szmatławcu i presja rodziny przestały go przytłaczać. A dwóch mężczyzn zasiadających przy stole nauczycielskim spojrzało na siebie z grozą.
- Dadzą nam popalić... - uznał ponuro Severus, obserwując chłopców, których magia przyjemnie wibrowała wokół nich do tego stopnia, że nawet uczniowie wyczuwali te przyjemne energetyczne falę.
Perevelly zachmurzył się na chwilę, by poderwać się za odchodzącym Mateo prosząc go o rozmowę. Tak, zdecydowanie musieli spożytkować odzyskane siły witalne chłopców zanim wpadną na pomysł jak to zrobić samodzielnie.
~oOo~
McGonagall wezwała Williama do swojego biura przed rozpoczęciem zajęć. Zapał chłopca trochę przygasł z tego powodu, ale postanowił dzielnie stawić czoła rychłej karze za swoje nie kulturalne zachowanie.
- Wyglądasz zdrowiej, Panie Prince. - zauważyła McGonagall z zainteresowaniem obserwując chłopca.
Wiliam bezradnie przeczesał swoje włosy.
- Tak, w końcu się wyspałem. - przyznał – Pani Dyrektor, moje piątkowe zachowanie, było...
- Rozmawiałam z Twoim ojcem, Williamie. – przyznała nauczycielka – Żałuję, że wcześniej nie odbyłam tej rozmowy, bo… sporo wyjaśniła... - oczy chłopca zrobiły się wielkie z przerażenia i mrugnął kilkukrotnie nie bardzo wiedząc co powiedzieć – Razem z Twoim ojcem uznaliśmy, że masz rację. W związku z tym na chwilę obecną myślę, że w Twoim wypadku odpuścimy z Transmutacji komórek żywych. A skupimy się...
- Chwila! – sprzeciwił się - Ja chce nauczyć się animagii!
- Williamie…
- Nie! Znaczy, przemyślałem to sobie dzisiaj. I już wiem co jest grane, zamienię królika w bambosze. Pod jednym warunkiem...
McGonagall mruknęła z zainteresowaniem, a jej oczy zrobiły się jeszcze większe jak Will bez wahania zmienił wyciągnięty z torby szal w futro, futro w króliczka, a króliczka w bambosze.
- Wiem, że to nie jest prawdziwie żywy królik, ale to z nim miałem problem. Był zbyt milusiński! Pani Profesor, solennie przysięgam, że wobec samego siebie nie mam tyle skrupułów! – zapewnił.
McGonagall niepewnie kiwnęła głową, po czym strzeliła mu wykład, że potrójna Transmutacja nie powinna być możliwa. William uśmiechnął się przepraszająco, jednak czuł, że w końcu ruszy z miejsca. Nie tylko w temacie Transmutacji.
CZYTASZ
Harry Potter i Przekleństwo Salazara
FanfictionHarry zostaje porwany i otruty przez Lorda Voldemorta. Jedynym ratunkiem jest zdjęcie zaklęcia adopcyjnego, które ujawnia, że jest synem Severusa Snapa i Anny Black, młodszej siostry Syriusza. Jak poradzi sobie z nową rzeczywistością? Czy uda mu się...