Rozdział 4

549 31 2
                                    

Przekleństwo Salazara

Rozdział 4

„Życie jest baśnią, a my jej bohaterami, co chcą żyć długo i szczęśliwie.”

- „Pewnego razu wieczorem Kaj już na wpół rozebrany wszedł na krzesło i wyjrzał przez okrągły otwór na zamarzniętej szybie. W powietrzu kołysało się mnóstwo płatków śniegu, a jeden bardzo duży uczepił się na brzegu skrzynki kwiatowej, zaczął rosnąć prędko, coraz większy, wyższy, aż stał się cudną panią w długiej białej szacie z cieniutkiego, przezroczystego muślinu, obsypanej milionami śnieżnych gwiazdek. Ciało jej było z przejrzystego lodu, białe i połyskujące, a jednak ona żyła. Patrzyła na Kaja i uśmiechała się do niego, a oczy jej jaśniały jak brylanty. Na koniec skinęła ręką, jakby wzywała go z sobą. Kaj przeląkł się bardzo, prędko zeskoczył z krzesła i uciekł w głąb izdebki; ale zdawało mu się, że wielki ptak jakiś przeleciał koło okna.”
Severus przestał czytać. Zmrużył oczy obserwując Ciało smarkacza. Wydawało mu się, że chłopak się ruszył. Jednak, gdy nic w sylwetce chłopca nie zmieniło się w trakcie kolejnych minut uznał to za przewidzenie. I wrócił wzrokiem do czytanej baśni.
Trzynasty tydzień.
Minęło już trzy miesiące od kiedy chłopiec jest w śpiączce. Zarówno Tobiasz jak i Syriusz wydawali się przemęczeni cała ta sytuacją, a właściwie brakiem jakiejkolwiek poprawy. Z tego powodu Severus zrobił coś czego nigdy w swojej karierze nauczycielskiej nie zrobił. Wziął wolne. Do przerwy wielkanocnej zostało trzy tygodnie. Co w sumie daje mu pięć tygodni na opiekę nad smarkaczem. Tobiasz w tym czasie będzie mógł się zająć swoimi sprawami zawodowymi. Syriusz odsapnie i przy okazji zajmie swoją męcząca osobowością znudzonego Aresa, który tkwi w Lewym skrzydle rezydencji niczym więzień.
Zgodnie z przewidywaniami Severusa już na drugi dzień po śmierci syna Nott próbował wyrwać Aresa z murów szkoły pod pretekstem pogrzebu. Informacja, że jego syn tej samej nocy „uciekł” ze szkoły doprowadziła mężczyznę do furii. Co jedynie rozbawiło Severusa. Umiejętnie sfabrykował dowody jakoby Ares skontaktował się z Draco i dołączył do Malfoyów.
Lord Voldemort był sfrustrowany stratą wpływowego sługi jakim był Lucjusz. I wszyscy zaczęli podejrzewać, że dużą rolą w skutecznym zniknięciu polityka miało samo Ministerstwo. Myśl, że Lucjusz był ich szpiegiem jakoś nie docierała do umysłu Severusa. Świadomość, że blondyn zwiódł nie tylko Czarnego Pana, ale także Severusa było dość intrygujące. Jednak, gdy patrzył na blada twarz syna czuł szacunek do przyjaciela, że jednak w ostatecznym rozrachunku wybrał tego, który jako jedyny zasługiwał na opiekę, Draco. Chrześniak całe swoje życie próbował zadowalać ojca i Severus miał nadzieję, że czyn ojca przekona chłopaka, że jest dla ojca ważniejszy niż Czarny Pan. Bo na to wskazywały podjęte przez Lucjusza Malfoya kroki.
Ucieczka Malfoyów, śmierć trzech chłopców znacznie osłabiło morale Śmierciorzerców. Co skutecznie wykorzystywał McGonagall ze swoją armią Aurorów, którzy w ostatnim ataku pojmali Belatrix.
Szala zwycięstwa w tej paskudnej wojnie zaczęła się przechylać w stronę Ministerstwa. I Severus był ciekaw czy Voldemort postanowi się chwilowo wycofać by odbudować struktury czy będzie dalej atakować.
W dalszym ciągu miał w kieszeni Asa. Rowle’s odzyskał świadomość i zaczął uczyć się panować nad swoimi mocami. Co spędzało sen z powiek zarówno Severusa jak i Dumbledora. Chociaż tego pierwszego z całkiem innego powodu. Jeśli Rowle’s dochodził do zdrowia znaczyło to tylko tyle, że jego syn był w gorszym stanie niż zakładali. Severus nie rozumiał jak narażony na stały kontakt z  czarną magią nastolatek mógł tak szybko dojść do pełni sił. Coraz częściej się zastanawiał czy osłona przypadkiem nie odpowiada za przedłużająca się śpiączkę chłopca.
Joanna zasugerowała, że być może brakuje mu Magii ojca. Bo wyniki analiz jasno pokazywały, że magia chłopca była o wiele stabilniejsza po weekendach, gdy to głównie Severus opiekował się synem. Stąd też wymuszony urlop. Dumbledore podejrzliwie spoglądał na Mistrza Eliksirów gdy ten przekazał mu swoją decyzję, a Voldemort został poinformowany, że Severus wyjeżdżą w sprawach Zakonu. Co zaintrygowało Czarnego Pana przez co Severus musiał odegrać rolę życia niby to poszukując Bułgarskiego wodzą wilkołaków, który z kolei zaimprowizował atak w którym to Snape został pojmany,  a Sługusy Voldemorta którzy podążali za Snapem zabici. Jedynym ocalałym z ataku wrócił do swego Pana informując go śmierci swoich towarzyszy i zaginięciu Mistrza Eliksirów.
Rzeczywistość była nieco bardziej przychylną mężczyźnie, bo od lat utrzymywał sojusznicze stosunki z Bułgarskimi Wilkołakami po tym jak przekazał im recepturę na ulepszoną wersję Eliksiru Tojadowego. A wilkołaki wydawały się więcej niż chętne w pomocy odczepienia śledzących Severusa Czarodziejów.
Tobiasz nawet nie ukrywał rozbawienia słuchając całej historii i jak wiele trudu wymagało załatwienie „urlopu” przez jego syna.
Natomiast Severus po cichu liczył, że przez te pięć tygodni w stanie zdrowia jego syna zajdzie jakąś istotna zmiana i będzie mu łatwiej podjąć decyzje co dalej. Bo w tej chwili Snape nie miał pojęcia co dalej robić. Więc robił to co mógł. Ważył dla chłopaka Eliksiry i opiekował się nim. I zanudzał czytaniem. Gdy nawet jemu znudziły się księgi o Eliksirach, postanowił poczytać smarkaczowi to co najwyraźniej miało dla niego ogromne znaczenie. Baśnie. Po zużyciu książki Severus wnioskował, że była często używana. Spojrzał na poplamiony tekst. Zastanawiając się w którym dokładnie miejscu skończył.
„- Kaj przeląkł się bardzo, prędko zeskoczył z krzesła i uciekł w głąb izdebki; ale zdawało mu się, że wielki ptak jakiś przeleciał koło okna....
- To już było...- zachrypnięty głos, cichszy od brzęczenia muchy.
Severus zamarł patrząc na nieruchomą sylwetkę. Wydawało by się, że nic się nie zmieniło. Ale jednak... Smarkacz się odezwał na pewno. To nie były omamy, ani przewidzenia.
- Słyszysz mnie? – Severus podniósł się z fotela i zawisł nad smarkaczem. – Otwórz oczy! – zażądał.- Harry!- Zawołał mocniejszym bardziej stanowczym głosem. Brwi smarkacza poruszyły się jakby jego dawne imię sprawiło mu dyskomfort. W tym momencie Severus nie zamierzał być przyjemny czy łagodny. Musiał rozbudzić smarkacza- Otwórz oczy Harry. No dalej.... Harry Potter nie jest słabeuszem Prawda? Walcz z tym. Wcale nie jesteś aż tak zmęczony...
Powieki z trudem uchyliły się. Niepewnie z ogromnym wysiłkiem jak na tak naturalną czynność. Jednak się otworzyły. I Severus pierwszy raz mógł spojrzeć w zielono- szare oczy. Harry Potter odziedziczył oczy po matce. Zielone niczym wiosenna trawa. Natomiast tęczówki jego syna odzwierciedlały coś obcego, niespotykanego u Princeów którzy mieli czarne oczy niczym noc. U chłopaka Zieleń mieszała się z szarością obwódek, ciemne rzęsy okalające oko uwydatniały tą mieszaninę kolorów. Severus doskonale pamiętał kto był posiadaczem takich tęczówek, Anna. Chłopak zmrużył oczy i czoło w dość charakterystyczny sposób dla osoby, która nie do końca widzi wyraźnie.
- Na okulary będziesz musiał cierpliwie poczekać. – powiedział. – Jak się czujesz?- Kolejne mruknięcie ociężałe i zmęczone.
- Odczuwasz Ból? – Powieki opadły. Najwyraźniej nawet tak delikatny ruch był zbyt dużym wysiłkiem.
- Odezwij się... To ważne. Chociaż spróbuj walczyć z tym zmęczeniem!
Severus miał ochotę zakląć, gdy w zamian otrzymał jedynie delikatne poruszenie czoła, a później ciało chłopca ponownie znieruchomiało. Bez oznak tego, że jeszcze chwilę temu próbował się rozbudzić. Planował już opuścić rozszerzone granice osłony co Być może pomogło by chłopcu zwalczyć senną atmosferę jaką rozprzestrzeniała osłona,  gdy usłyszał jego głos.
- Więc Gadzina jak zwykle przeliczyła swoje umiejętności? – cichy lekko zachrypnięty głos,  Severus uniósł brew słysząc tak długie zdanie najwyraźniej obawy dotyczące uszkodzenia mózgu były bezzasadne. Suchy kaszel jaki napadł smarkacza po monologu rozbawił Snape’a i miał ochotę nawet przeciągać męki bezczelnego smarkacza, ale glos rozsądku wziął nad nim górę. Wyszedł z osłony naruszając jej granice przez co chłopak zaczerpną gwałtownie powietrze jakby ten ruch sprawił mu ból? Severus odgonił od siebie tą irracjonalną myśl. Ze stolika wziął trzy eliksiry i wrócił do zachodzącego się od kaszlu chłopca. Wlał w jego gardło jedną małą porcje eliksiru, łagodzącego suchy kaszel i nawilżającego struny głosowe eliksiru. Zielono-szare oczy spojrzały na niego z przestrachem.
- Uspokój się...- Warknął podirytowany zachowaniem smarkacza- Wdech wydech. Nic złego się nie dzieje. Więc nie panikuj i skup się na uspokojeniu oddechu.- powiedział stanowczym głosem. Jednak smarkacz jakby wcale nie chciał go słuchać. Nie mając większego wyboru rzucił na chłopca zaklęcie oddechu. Wiedząc, że alarmy Joanny na pewno dadzą jej znać o konieczności użycia tak zaawansowanego medycznie zaklęcia. Nie chciał poić syna eliksirem Uspokajającym bo miał także właściwości usypiające. Jednak po kilku minutach chłopak się opanował i Severus zdjął zaklęcie. Przystawił chłopcu szklankę z wodą z czego chłopiec skorzystał bez marudzenia.
- nie była złowroga? – zadrwił- Jak się czujesz? Odczuwasz Ból?
-  jak gumochłon...- wyszeptał nastolatek
- Więc za pewne Czarny Pan się nie mylił co do złowrogiego działania Mikstury...
- Ale żyje...- oczy chłopca uważnie śledziły Severusa.- Albo Pana Geniusz jak zwykle uratował moje nędzne życie.
- Nawet mój Geniusz nic by nie poradził na Przekleństwo Salazara, chłopcze. Na to nie ma antidotum. Gdy Rdzeń magiczny wchłonie substancje z eliksiru są już tylko dwa wyjścia śmierć lub dokończenie przeistoczenia....-Oczy smarkacza które do tej pory były mocno zaciśnięte otworzyły się.
- Przeistoczenia?!- Severus przewrócił oczami na widoczną panikę w oczach chłopca.
- Spotęgowania potencjału magicznego wydobywając z zapisanego w twoim śladzie magicznym dziedzictwa przodków. Wydaje mi się, że dokładnie tak jest to opisane. Więc Uspokój się i nie siej paniki. Nie stałeś się magiczną istotą, twój status w naszym społeczeństwie  w dalszym ciągu brzmi Czarodziej.- wyjaśniał
- Nie rozumiem....- szepnął.
- A co wiesz o Przekleństwie Salazara? – zapytał spokojnie.
- Grindelwald używał go do mordowania Szlam...- padła odpowiedź, a Severus uniósł brew. Chłopak zamknął oczy oddychając spokojnie. – Więc jakim cudem ja to przeżyłem? – zapytał przez zamknięte oczy.
- Wydaje mi się, że wiesz doskonale Jakim cudem to przeżyłeś.- mruknął Severus zakładając ręce na piersi. Cierpliwie czekając na reakcję nastolatka.
- Nie nazywasz mnie Potterem- to zdanie wypowiedziane przez zamknięte oczy, wręcz niedosłyszalnie było początkiem rozmowy, której Severus w zasadzie wcale nie chciał odbywać.
- Dlaczego mam nazywać syna nazwiskiem obcego człowieka?- zielono- szare oczy otworzyły się. Chłopak przez dłuższą chwilę patrzył w czarne oczy.
- Dlaczego nie mogę się ruszyć?- zapytał w zamian.
- Zmieniając temat nie unikniemy tej rozmowy.
- Dlaczego? – cichy szept.
- Dlaczego nie możesz się ruszyć? To chyba oczywiste, twoje ciało przeszło przez szok magiczny wywołany wzrostem poziomu mocy. Przez co zapadłeś w śpiączkę. Staraliśmy się pracować nad twoimi mięśniami, ale nie mogliśmy uniknąć ich osłabienia. Będziesz potrzebował czasu na odzyskanie pełnej sprawności. Ale to nie jest nic trwałego. Minie... Czy ta odpowiedź Cię zadowala? – W oczach smarkacza zobaczył ulgę. A jednocześnie niepokój w dalszym ciągu się iskrzył I Severus doskonale wiedział w jakim kierunku podążają myśli chłopca. Najchętniej by obsypał chłopaka pytaniami, ciągnął go za język. Skąd wiedział, kto mu powiedział, dlaczego nie przyszedł z tą informacją do niego. Jednak zdawał sobie doskonale sprawę Dlaczego tego nie zrobił. W końcu chłopak spisał sto powodów! Ciągnięcie go za język i udawanie, że ich dawne zatargi nie istnieją tylko dlatego, że chłopak okazał się być jego dzieckiem było by szczytem hipokryzji. Był dla niego „kutasem” I w pełni zasłużył sobie na ten zaszczytny tytuł. Pamiętał swoje własne uczucia przez pierwsze tygodnie. Gdy szok, mieszał się z szaleńczą wściekłością, a na końcu z czysta logiką. On, Severus miał ponad trzy miesiące na przywykniecie do myśli, że ten chłopiec jest jego dzieckiem. Czuł w kościach, że zaakceptowanie tego faktu w drugą stronę będzie znacznie dłuższe.
- Jeśli nie Odczuwasz bólu wyjdę, aby wezwać Uzdrowiciela. Musi Cię zbadać – wyjaśnił. Chłopiec obserwował go i Severus był ciekaw jakie myśli krążą po jego głowie. Jednak wypowiedziane zdanie było szczerą prawdą. Joanna powinna sprawdzić chłopaka. Po sytuacji z nerkami nie był pewien czy znowu nie pominie czegoś istotnego w ocenie zdrowia chłopca. Odwrócił się z zamiarem wyjścia z osłon.
- Kim była moja matka? – zapytał. Severus zamknął oczy w próbie opanowania własnych emocji.
- Moja żoną- odpowiedział zdając sobie sprawę, że to dość wymijającą odpowiedź.
- Nie wiedziałem, że ma Pan żonę...
- Bo już nie mam- odpowiedział równie cicho z trudem zmuszając się do zajęcia miejsca na krześle. – Zmarła. – dodał.
- Współczuję...- cichy szept.
- To nie mi powinieneś współczuć. To tobie odebrano szanse na jej poznanie. Z całą pewnością wszystko by wyglądało inaczej, gdyby Anna przeżyła.
- Anna?
- Tak Anna. Anna Astoria Black. Młodsza siostra tego kundla który jest twoim ojcem chrzestnym. – wyjaśnił mając nadzieję, że informacja, że Syriusz jest jego prawdziwym wujem choć trochę złagodzi obrzydzenie faktem, że to Tłusto włosy dupek jest jego biologicznym ojcem, a nie obrośnięty chwałą i uwielbieniem Potter.
- Dalej nie rozumiem- wyszeptał.
- Czego? Że ktoś tak okropny jak ja mógł mieć żonę i planował z nią dzieci? Snucie przypuszczeń jakobym był gwałcicielem i zmusił nieszczęśnice to stosunku i urodzenia dziecka, przez co musiała oddać noworodka do adopcji brzmi znacznie lepiej?- Nie mógł nic poradzić na nutę obrazy w głosie. Zapisane w małym mugolskim zeszycie teorie spiskowe jakim cudem stał się synem Pottera do tej pory powodują odrazę w Severusie. Zdawał sobie sprawę z niechęcią smarkacza, ale jednak przeczytane słowa tkwiły w jego umyśle i choć powtarzał sobie, że każde zdanie zapisane w tym zeszycie jest dziecięca próbą poradzenia sobie z tą szokująca sytuacją to i tak czuł wściekłość. Tylko nie do końca był pewien czy do chłopca czy do świata, który stworzył w jego umyśle obraz nieskazitelnego Pottera. W porównaniu do legendy jasnej strony zawsze będzie wychodził na potwora. W zasadzie nigdy nie powinien czytac tych zapisków. To naruszała prywatność smarkacza. Jednak Severus dusił wyrzuty sumienia. Bo to Dumbledore nalegał na przejrzenie kufra. I w zasadzie, gdyby Severus tego nie zrobił za pewne w dalszym ciągu uważał, że chłopak to mały rozpieszczony idiota zwany Złotym Chłopcem. Jego kufer jasno powiedział Severusowi, że z tego zdania tylko jedno słowo w dalszym ciągu pasuje do smarkacza i jest nim „idiota”.
Policzki chłopca poczerwieniały z zażenowania i Snape poczuł okruszynę satysfakcji.
- Nie jesteś owocem gwałtu. Wyjaśnijmy to sobie na wstępie. – mruknął podirytowany. – Byliśmy małżeństwem od kilku lat, przed tym jak Cię poczęliśmy. I uwierz mi na słowo, że twoja matka bardzo tego chciała... Na pewno bardziej niż ja. Nigdy nie planowałem mieć potomstwa. – Warknął zgodnie z prawdą. Oczy chłopca przygasły zawstydzeniem, a usta zagryzł ze zdenerwowania.
- Pora na Twoje Eliksiry. Wypijesz je czy mam je dawkować zaklęciem? – zmienił temat patrząc na zegarek.
- Po co? Skoro już wszystko dobrze- mrukliwa odpowiedź.
- Z całą pewnością daleko Ci do dobrze. Odzyskanie świadomości to znaczny progres. Jednak twoje ciało zostało uszkodzone. Twoje nerki pracują tylko dzięki Eliksirom. Nie masz duszności bo przebywasz w specjalnej osłonię która dostosowuje się do twojego zapotrzebowania na tlen. A i tak bywały momenty gdy bez zaklęcia oddechu było Ci trudno oddychać. No i twoja moc...
- Co jest nie tak z moją mocą?
- Jest raczej oczywiste, że to jak wielki potencjał magiczny posiadasz w tej chwili przekracza twoje umiejętności kontroli. Ta osłona oprócz tworzenia idealnych warunków atmosferycznych sprawia, że tłumi Twoje moce, które prawdopodobnie by Cię przygniotły w pełnej krasie. Daleka droga do dobrze... Więc pijesz? Zaklęcie choć bardzo przydatne w stanie śpiączki narusza błony śluzowe żołądka. Lepiej dla ciebie abyś spróbował je wypijać. Jednak dopóki Aśki tu nie ma możesz wybrać.
- Nie chciałeś dziecka, Ona umarła. Dlatego mnie oddałeś? – zapytał, a Snape musiał zamknąć oczy, aby się opanować. Teorie spiskowe smarkacza były nie tylko obrzydliwe, ale uwłaczały jego godności.
- Fakt, że nie planowałem potomstwa nie oznacza, że nie wziąłbym odpowiedzialności za dziecko, które powołałem na ten świat! Moja żona trafiła do domu Potterów po tym jak Ten idiota Black Aportował się z nią w efekcie czego odkleiło się łożysko. Dostała krwotoku. Położna jakimś cudem zdołała uratować Ciebie. Ale jej już nic nie było w stanie pomóc. Kilka godzin przed tą sytuacją Lily urodziła swojego syna. Martwego. Zamienili dzieci. Ty trafiłeś do cudownych Potterów. A ja pochowałem żonę i dziecko które uważałem za swoje. Użyli zaklęcia adopcyjnego na tobie i na zmarłym synu Pottera. Jakiekolwiek zaklęcia identyfikujące od tego czasu wskazywały tylko ich jako twoich rodziców. Dopóki nikt nie chciał analizować twojej sygnatury magicznej z skrupulatnością pieprzonego Goblina ujawnienie prawdy było nie możliwe. Bo z biologicznego punktu widzenia byłeś Potterem. Tyle. – chłopiec zamrugał parokrotnie nim się odezwał.
- To...
- Porwanie, uprowadzenie, przestępstwo! Gdyby Potter żył zadbałbym by trafił do Askabanu! Oni Cię uprowadzili, rozumiesz? Nic nie dawało im prawa do podjęcia takiej decyzji. Nic! Nie ważne jak ten Kundel będzie to tłumaczyć. Jednak zastanawia mnie skąd Ty dowiedziałeś się o naszym pokrewieństwie. Syriusz był związany przysięgą. Więc kto jeszcze o tym wie?
- Nie wiem...
- Jak to nie wiesz?
- Nie wiem! Myślałem, że to moje Urojenia! Że to wymyśliłem.
- Wydaje mi się, że teraz to ja nie nadążam nad twoimi słowami. – chłopak milczał dłuższą chwilę.
- Miałem wizję. – Wychrypiał w końcu. – Wizję z Jamesem. I on w nich ciągle powtarzał, że muszę... że muszę poznać prawdę. Że to Ty jesteś moim biologicznym ojcem.
- Miałeś wizję...- mruknął powątpiewająco. A później zmarszczył czoło. – Widzisz zmarłych...- uświadomił sobie nagle. Chłopak pokręcił przecząco głową. Szybko jakby wcale nie chciał tego przyjąć do świadomości.
- Dar Camara... – mruknął Severus – kiedy się zaczęło? Po turnieju? Udział w rytuale odrodzenia Czarnego Pana był wystarczająco Czarno magicznym rytuałem by to w tobie obudzić. Nie mylę się prawda? Rytuał odrodzenia, cmentarz, śmierć Diggorego. To trzy impulsy. Tak naprawdę nawet jeden by wystarczył. Choć podejrzewam, że zaklęcie adopcyjne było dość silne by tłumić dziedzictwo Blacków. Jednak nie na tyle by zignorować to co wtedy się wydarzyło. James miał nie skończone sprawy. Ty byłeś jego nie skończona sprawą. Zaczął Cię nawiedzać.
Chłopak zamknął oczy jakby to miało go uchronić przed słowami. A rozrzucone puzzle powoli znajdowały swoje miejsce w tej szalonej układance jakim była cała ta historia. Wzrok Severusa padł na zegar i z irytacją machnął dwukrotnie różdżką zaklęciem umieszczając eliksiry w organizmie smarkacza. Jego oczy momentalnie się otworzyły w przestrachu i dyskomfortu jakie na pewno poczuł po tak nie delikatnym uroku. Twarz straciła kolor, a wstrzymany oddech powiedział Severusowi wszystko.
-  Absorpcja Eliksirów przez organizm trwa do dziesięciu minut. Jeśli zwymiotujesz szybciej, wypijesz je jeszcze raz.- zielonoszare oczy spiorunowały go ze złością i bólem. Jednak nie odezwał się.
- Radzę zacząć oddychać. To sporo ułatwi w przezwyciężeniu dyskomfortu.
- Gnojek- padła cicha gardłowa odpowiedź. Severus uniósł brew, ale nie miał czasu na kąśliwą uwagę bo chłopak przegrał walkę z mdłościami. Mógł to zrobić delikatniej uznał trzymając omdlałe trzęsące się ciało. Zdecydowanie powinien zrobić to delikatniej stwierdził gdy wymiociny zaczęły zabarwiać się krwią.
~oOo~
Harry dryfował na granicy świadomości. Ból jaki odczuwał był dziwnie przytępiony, ale wciąż obecny. Oddech ciężki I bolesny, a ciało w dalszym ciągu było jakby obwieszone ciężarami. Czuł dotyk na swoim ciele, ale nie był w stanie określić kim była ta osoba. Jego myśli były nieskładna przemijającą falą. I najchętniej ponownie by pozwolił się jej ponieść. Uciec... Ale dokładnie od czego tego to już nie wiedział bo jakiekolwiek przyczyny jego stanu nie miały kompletnego znaczenia.
- Nie będzie więcej pod osłoną! ...- głos. Całkiem dobrze znany. Wywołujący mieszaninę uczuć. I ten jeden głos przerwał jego powolną ucieczkę w błogi spokój. Był irytujący. Wcale nie chciał go słyszeć. Niech umilknie!, ale nie znikał. Słyszał każde słowo dudniące nad jego głową.
Mimowolny jęk wyrwał się z jego ust. Ból był bardziej rzeczywisty, nie chciany, przerażający, ale nie był w tym sam. Ktoś trzymał jego dłoń. Ściskając ją delikatnie
- Prześpij się. Już teraz będzie tylko lepiej... Zobaczysz
Nic więcej nie zapamiętał z tego dnia.

Później zaczęła się jego wędrówka miedzy jawą a snem. Co chwilę wlewali w jego gardło obrzydliwe mikstury. Czasem udawało mu się oprzytomnieć na tyle by zobaczyć Snape, Uzdrowiciela lub Syriusza. Obecność Ojca Chrzestnego go uspokajała, choć przez większość czasu nie był w stanie rozpoznać kto przy nim siedzi. Jednak ktoś zawsze przy nim był. Czuł jak go myją. Masują obolałe mięśnie, podają eliksiry, czasem był na tyle przytomny, aby przełknąć zupę, ale nie na tyle by być w stanie zapytać się co się z nim dzieje. I to trwało. Długo, nawet bardzo długo. Snape był przy nim najczęściej. Początkowo był tym zawstydzony. To co mężczyzna musiał przy nim robić było upokarzające. I nawet nie był w stanie się sprzeciwić. Czasem wyszeptał ciche „Nie” i mężczyzna zamierał w wykonywanych czynnościach. Patrzył na niego bez znanej Harremu złośliwości. Dopiero po jakimś czasie chłopiec zrozumiał, że to współczucie i świadomość, że Mistrz Eliksirów przejawia wobec niego takie emocje była dobijająca. Doszedł do momentu kiedy sądził, że już nigdy nie odzyska władzy nad ciałem i umysłem. Że będzie trwał w tym stanie na wieki. Skazany na opiekę obcych ludzi, w obcym miejscu, bez nikogo kto byłby wstanie przerwać ten stan. Zobojętniał. A później zrozumiał, że mikstury, które mu podają utrzymują go przy życiu. Więc wcale nie chciał ich przełykać. Bronił się przed nimi. Gdy wlewali je do ust przestał je posłusznie połykać. Zaczął się nimi dławić, krztusić. Wrócili do zaklęć, ale one podrażniały jego Żołądek. Więc wymiotował. I był coraz słabszy. Stany kiedy był wstanie rozpoznać kto się nim opiekował były coraz rzadsze. I dobrze. Nie chciał być rośliną. Nie chciał tego jak się czuł. Chciał spokoju...
Powrócił do stanu kiedy już nic, ani nikt go nie obchodziło.
~oOo~
- Cholera jasna co się dzieje?- wrzasnął Severus maszerując po gabinecie ojca tam i z powrotem!
- Musimy rozszerzyć diagnostykę.- mruknęła Joanna- musimy go z kimś skonsultować. Ktoś musi wiedzieć o Przekleństwie więcej niż ja. Muszę coś pomijać. Na pewno coś przeoczyłam!- szepnęła.
- Oszalałaś? Mam iść do Munga i zapytać się który z twoich współpracowników ogarnia Przekleństwo Salazara? Zwłaszcza teraz? – Warknął.
Świat Magii znów rozpoczął pomstę na Przekleństwie. Było oczywiste, że ktoś w końcu zapyta co się stało z uczniami Hogwartu. O ile Nott był przebiegły i stworzył historyjkę jakoby Apollo w grudniu zachorował na Smocza Ospę i dlatego nie wrócił do szkoły i w efekcie końcowym zmarł. O tyle śmierć  Gregory’ego Goyle’a oraz Vincenta Crabbe była ukrywana. Do czasu kiedy ktoś się temu nie przyjrzał. Chociaż Severus nie był idiotą aby wierzyć w taki zbieg okoliczności. Za pewne któryś szpieg poinformował Ministerstwo o tym co zrobił Voldemort. Proces Vincenta i Goyle’a był medialną szopką w ocenie Severusa. Domyślali się, że McGonagall robi to celowo by każdy komu wpadłby ten pomysł do głowy przemyślał go kilkukrotnie. Batalia sądową trwała ponad miesiąc i w końcu zapadł wyrok skazujący całą czwórkę rodziców  na wyrok śmierci.
Wszystko spowodowało, że musieli być bardziej ostrożni. Choć istnienie Wiliama Prince'a- Blacka było tajemnicą, to jednak zbyt duże wypytywanie medyków o Przekleństwo mogło sprowadzić kłopoty na Joannę. Bo św. Mungo dostał dyspozycję, aby zwracać uwagę na dziwne przypadki i na nieplanowane urlopy lekarzy. A Joanna Perevelly już z samej racji pochodzenia była na cenzurowanym. Bo Aurorzy podejrzewali, że Czysto Krwiści to właśnie do niej udają się po pomoc. I w zasadzie się nie mylą.
Z całego zamieszania wynikł jeszcze jeden wniosek. Wiliam musiał mieć Węgierskie obywatelstwo. Przekleństwo Salazara tutaj nie było przestępstwem o ile rodowód dziecka jest wystarczająco „czysty” by miało szanse to przeżyć. Więc Tobiasz miał szmat roboty z uzyskaniem obywatelstwa.
- Perevelly i Melyflua się zorientują...- mruczał któregoś wieczoru Severus.
- Potrafię być dyskretny! – zganił go Tobiasz.
- Nie ukryjemy go na zawsze. Jeśli Brytyjskie Ministerstwo dobierze się nam do skóry, a to bardzo możliwe jeśli Albus będzie chciał odzyskać chłopaka. Ktoś godzien zaufania musi mieć na niego oko. Także prawne! Ministerstwo Nie może na nim położyć łap! Ani Albus. Zwłaszcza Albus. Teraz gdy Rowle’s stanowi zagrożenie, będzie chciał zrobić z niego atut jasnej strony! Mój syn nie będzie pieprzoną bronią Albusa!
- Co sugerujesz? Bo według moich informacji to Ty wymusiłeś na mnie obietnice, że Perevelly I Melyflua nigdy nie dowiedzą się o Wiliamie...
- Trochę się zmieniło! Jeśli wyląduje przed obliczem Dementora chłopak zostanie sam! Bo Ty jako, że jesteś jego prawnym opiekunem polecisz zaraz za mną! Ministerstwo Nie lubi nas tak samo mocno jak my ich!
- Moja pozycja w Wizegmocie jest pewna
- Przestanie taka być jak dowiedzą się, że twój wnuk wypił Przekleństwo!
- Wiec chcesz abym poprosił Ich aby zaopiekowali się moim wnukiem którego przed nim ukrywałem? Czy ty Zdajesz sobie sprawę czego wymagasz?
- Doskonale zdaje sobie sprawę z KAŻDEJ konsekwencji takiego wyjścia. Nie mamy innego wyjścia. Syriusz się nim nie zaopiekuje jako były więzień! Joanna będzie miała kłopoty tak samo jak my! Zostają tylko Oni!
Jednak ta rozmowa odbyła się na kilka dni przed tym jak stan chłopca się nie pogorszył. W tej chwili mieli wrażenie, że chłopak wymyka się w objęcia śmierci.
Przeczesał palcami długie włosy. Po czym usiadł na fotelu pochylając się nad pergaminami na których Joanna umieściła wyniki badań.
-  Aktywność mózgu Spada...- Wyszeptał. Porównując kilka pergaminów do siebie.- Nie rozumiem dlaczego! Powinno być lepiej!
- Zaklęcia uszkodziły Żołądek. Musimy znaleźć inny sposób na aplikację Eliksirów.
- Dożylnie...- mruknął Severus.
- Są za silne! Musielibyśmy wyodrębnić tylko substancje czynne, rozpuścić je w roztworze solnym. To zmieni całkowicie ich właściwości!
Stanęli pod ścianą nie wiedząc co mogą zrobić.
- Musimy wyrwać go z tego otępienia! Jeśli się wybudzi, być może przestanie odrzucać Eliksiry- mruknął Severus. Z braku jakiegokolwiek pomysłu udał się do pokoju chłopca, gdzie Syriusz wisiał zmartwiony nad majaczącym chłopcem. Zmieniając co jakoś czas okłady.
- Wymyśliliście coś? – zapytał. Severus w zamian zacisnął wargi.
- Naszykuj mu kąpiel. Musimy go rozbudzić. On musi zacząć na nowo walczyć!
Syriusz wyszedł, a Snape przez chwilę stał nad chłopakiem czując bezradność jakiej jeszcze nigdy nie odczuwał. Zaledwie 8 dni temu z nim rozmawiał! I wszystko tak cholernie spieprzył jednym zbyt mocnym zaklęciem! Wziął wychudzone ciało na ręce i zaniósł chłopca do łazienki. Gdy chłodna woda stygneła się z rozgrzanym ciałem chłopiec drgnął.
- Budzimy się ty mały wredny gnomie... Już od pierwszego dnia, gdy dowiedziałem się, że Anna jest w ciąży wiedziałem, że będziesz sprawiał kłopoty! To było nie uniknione. Te pioruńskie geny Blacków! Sam musisz to przyznać! Ten kundel nie jest normalny! A twoja matka? Merlin mi świadkiem, że drugiej takiej upartej istoty nie było na tym świecie! I nie radzę Ci się do niej wybierać. Skopie Ci ten chudy tyłek. A później pewnie znajdzie sposób, aby mnie nawiedzać do końca moich dni za to, że pozwoliłem Ci umrzeć! – Zawiesił głos patrząc na bladą przeraźliwie chudą twarz. – Co ja mam zrobić? – zapytał go cicho tracąc po woli nadzieję. Bo pomysły Już dawno się skończyły - Masz rację jestem Gnojkiem. I przysięgam, że jeśli nie zaczniesz współpracować to następna kąpiel będzie w lodzie! Słyszysz? Nie pozwolę Ci umrzeć. Nie pozwolę... Już raz Cię straciłem. I możesz mnie nienawidzić całym sercem, ale śmierci Cię nie oddam tak łatwo. Jesteś w końcu Princem, nie? Choć Merlin mi świadkiem jak bardzo nienawidzę, tego wszystkiego co wiąże się z tym nazwiskiem to Ty może uznasz to za całkiem ciekawe? Jesteś wystarczająco szalony by uznać całe to dziedzictwo za zabawne... Otwórz oczy Wiliamie...- wyszeptał prosząco, używając pierwszy raz nadanego chłopcu imienia. I od tego czasu używał go coraz częściej.
~oOo~
Tobiasz Prince aportował się na granicy pięknej rezydencji rodu Melyflua. Już wcześniej próbował skontaktować się z Perevelly. Ale w jakiś dziwny sposób stali się niedostępni. Nawet w ich wspólnej kancelarii pracownicy musieli przyznać, że dwóch Seniorów odwiedza biuro równie rzadko co Tobiasz. Co było dziwne zważając, że tworzyli to miejsce od czterdziestu lat. I każdy z nich spędzał tam większość swojego czasu. Nadzorując pracę młodszych prawników lub analizując co ciekawsze sprawy. Najwyraźniej nie tylko w życiu Tobiasza coś uległo zmianie.
Skrzat przywitał go służalczo i poprowadził go długim korytarzem w głąb wystawnego salonu.
- Tobiaszu! Nie spodziewaliśmy się Twoich odwiedzin! – przywitała go Catherine Melyflua synowa jego przyjaciela Fryderyka. Tobiasz zmierzył oceniająco bladą twarz kobiety. W jej oczach był lęk choć starała się go ukryć za Osłonami oklumencji. Jednak Tobiasz był zbyt dobry w tej dziedzinie by dać się zwieść.
- Co się dzieje moja droga? – zapytał zamiast przywitania.
- Wszystko dobrze. Może napijesz się czegoś usiądź.
- Fryderyk i Ignacius są tu prawda? Muszę z nimi porozmawiać. – powiedział.
- To nie jest dobry czasz Tobiaszu. – przyznała w końcu uciekając wzrokiem. Tobiasz zmarszczył czoło. Czując w kościach, że w rodzinach jego przyjaciół dzieje się coś nie dobrego. W sumie czuł to od dobrej godziny. Od kiedy Xavier przyznał, że Fryderyk i Ignacius postanowili zmienić obywatelstwo wnuków. Już wtedy uczucie niepokoju zakiełkowało w sercu prawnika.
- Gdzie oni są Catherine! Jesli zrobili to co myślę...
- A co według ciebie zrobiliśmy? – zapytał za jego pleców Fryderyk Melyflua. – Wyraziłeś się jasno, że mamy nie wtrącać się w twoje życie więc co tu robisz przyjacielu?
- Gdzie są chłopcy! – zapytał w zamian.
- To nie powinno Cię interesować, Tobiaszu. – cichy obrażony ton.
- Oczywiście, że mnie interesuje! Są mi niczym wnukowie! Dobrze o tym wiesz. A jeśli zrobiliście to co...
- Robimy co możemy by ta Przepowiednia nigdy się nie spełniła...
- Błagam.... Błagam przyjacielu... Jesteś mi niczym brat! Więc powiedz mi prawdę! Błagam powiedz, że nie zrobiliście tego przed czym ostrzegali nas dziadkowie!
- Zrobiliśmy. – sucha odpowiedź. – I ty na naszym miejscu też byś to zrobił... Ale nie jesteś. Nigdy nie będziesz. - padła oschła odpowiedź. Tobiasz spojrzał na przyjaciela z przerażeniem.
- Kiedy? – zapytał tylko.
- Czy to ważne? To nie powinno Cię interesować!
- Oczywiście! – Warknął nawet nie próbując ukryć rozgoryczenia. Odwrócił się bez wyjaśniania prawdziwego powodu swojej wizyty. Musieli znaleźć jakiś lepszy sposób na ochronę Wiliama.
~oOo~
Mijały kolejne dni, gdy gorączka jaka opanowała ciało chłopca nie odpuszczała. Nie mieli zbyt wiele pomysłów jak mu pomóc. Dlatego robili tylko tyle by złagodzić jej objawy. I modlili się do wszystkich świętości by Jednak chłopak to przetrwał i zwalczył tą słabość.
I choć oni trwali w zawieszeniu i nie wiedzy co będzie dalej Lord Voldemort nie próżnował.
- Przeczytaj!- Warknął Tobiasz rzucając gazetę przed synem. Severus rozwinął gazetę ze zmarszczonym czołem. Był to Węgierski dziennik.
„  Morderstwo uczniów w Instytucie Magii Durmstrag”- odczytał.
Nie milknął echa środowego wypadku na terenie Instytutu Durmstrag w którym zginęło trzech uczniów. Według oficjalnych ustaleń w trakcie zajęć Sztuk Czarno Magicznych jedna z klątw trafiła w grupkę uczniów piątego roku. W efekcie trzech chłopców poniosło śmierć na miejscu, a pięciu innych trafiło do szpitala św. Rity w Sofii. Wypadek ten wywołał dyskusje o słuszności nauki Sztuk Czarno Magicznej.
Pięć dni po wydarzeniu nasz reporter dotarł do nieoficjalnych informacji jakoby Nauczyciel Sztuk Czarno magicznych Igor Karkarov został zatrzymany przez Agentów Biura Bezpieczeństwa. Według nieoficjalnych Informacji Były Nauczyciel Należy to Brytyjskiej Grupy Terrorystycznej zwanej „Śmierciorzercami”
- Czarny Pan dostanie szału jak usłyszy, że na lądzie nazywają go terrorystą- mruknął z rozbawieniem.
- Tylko Brytyjscy Czarodzieje są na tyle głupi by nazywać tego bękarta „Czarnym Panem”- Warknął Tobiasz. – Czytaj drugą stronę. To nas interesuje. Severus przewrócił stronę gazety.
„ [...] Wszyscy trzej chłopcy byli obywatelami Wielkiej Brytanii z której wyemigrowali wraz z rodzicami przed upadkiem samozwańczego „Czarnego Pana Wielkiej Brytanii”. Według  anonimowego donosu powodem opuszczenia kraju przez te rodziny była przepowiednia która głosi, że 31 lipca 1980r. Miał narodzić się pogromca Czarnego Pana (przypis redakcji. Pełna treść przepowiedni została utajniona chwilę po jej wygłoszeniu). Zamordowani chłopcy według anonimowego informatora urodzili się proroczego dnia. Tak samo jak zamordowany w grudniu ubiegłego roku Harold James Potter[...]
- Robi czystkę...- mruknął Severus odkładając gazetę.
- Na to wszystko wskazuje. Perevelly I Melyflua musieli dostać tą samą propozycje co ja od Diggorego.
- Amons?
- A znasz innego? Spotkałem się z nim o poranku. Wie o twoim zaginięciu. Chodzą plotki, że nie żyjesz...
- O proszę- Zadrwił.
- To nie jest zabawne synu! Ministerstwo wie o Wiliamie! – Warknął.
- SŁUCHAM?
- Sprawdzili Archiwa Działu Stanu Cywilnego. Chcieli ustalić ilu jest chłopców urodzonych 31 lipca, oficjalnie aby zapewnić im ochronę.
- Mogą się pocałować wiesz gdzie. – Warknął. Tobiasz przewrócił oczami.
- Patrz na plusy, synu. Skoro Ministerstwo Wie, że twój syn żyje, wiedzą że urodził się tego piekielnego dnia! Wykorzystamy to na swoją stronę!
- On umiera do cholery! – wrzasnął Severus.
- Walczy... i wygra z tym. Nie mam co do tego wątpliwości. To silny chłopiec.
- Silny?  Chyba widzisz coś co sobie wymyśliłeś! Skóra i kości! Tyle z niego zostało! Nie wmieszasz w to Ministerstwa!
- Ministerstwo już się wmieszało synu! Złamali pieczę poufności. Informacja, że twój syn żyje obiegnie Ministerstwo z prędkością śświatła. Voldemort dowie się, że go zdradziłeś. Koniec z udawaniem szpiega! Dlatego Diggory chciał mnie ostrzec. I przekazał list od McGonagalla. Sugerujący, że jeśli zdecydujemy się na „Przekleństwo Salazara” że względu na dzień Narodzenia Wiliama, twoją pozycję szpiega nieskazitelny status krwi nie wniosą oskarżenia. Mam ich zgodę na pergaminie z wszystkimi pieczęciami.
- ŻARTUJESZ- mruknął- zachęcają Cię do otrucia wnuka!
- Dokładnie. Pewnie chcą wykorzystać twój status jako zaginionego. W tej chwili jestem jedynym prawnym opiekunem chłopca. Jeśli „powrócisz” mógłbyś wyrazić swój sprzeciw. Bo nie masz odebranych całkowicie praw rodzicielskich. Uważają mnie za dupka który chce władzy, nawet jeśli miałbym wykorzystać wnuka... wykorzystamy ich założenia.
- Gdzie jest haczyk?
- Chcą mieć pewność, że chłopak jest zdrów i...
- I co? – Warknął
- Chcą by po okresie adaptacyjnym chodził do Hogwardu.
- Na pewno jest coś jeszcze...
- Oczywiscie. Przekleństwo Salazara ma mieć Pieczęć Ministerstwa...
- Jakieś jeszcze marzenia? Chcą położyć łapę na moim synu bo wiedzą, że jako nie liczny ma szansę na przeżycie!
- Nawet jeśli to co? Dumbledore to wróg ale swój ! Znasz go. Jesteś tam nauczycielem. Będziesz z nim w szkole. To nie jest tak, że rozważamy jego otrucia do diabła! To już się stało. I musimy mieć kontrolę nad tymi co Chcą nad nim „czuwać”. Jeśli zrobimy to „ w zgodzie z Ministerstwem” nikt Cię od niego nie odsunie. Do diabła chcesz witać się z Dementorem? Oskarżą nas obydwu. Ciebie Bo jesteś pieprzonym Mistrzem Eliksirów i nie będą słuchać tłumaczeń, że mieliśmy to gówno z innego źródła. Mnie bo jestem jego prawnym opiekunem. Wyciągnął po niego łapy czy tego chcemy czy nie. Więc wykorzystajmy ich cwaniactwo na swoją stronę.
- Ja tam w dalszym ciągu nie widzę, żadnych plusów.
- To może wysłuchasz Co mam do zaproponowania?  Zostaniesz w ukryciu do czasu kiedy Wiliam nie poczuje się dość dobrze, by stanąć przed Sędzią.
- Nie ma mowy!
- Słuchaj Uparty matole. Na chwilę obecną kazałem Spadać Diggoremu. Poczekamy aż stan Wiliama się ustabilizuje. Wtedy zgłoszę się do nich. Że swoimi warunkami. Zgodzą się na wszystko. Tego jestem pewien. Aśka sfałszuje opinie lekarską. Sfingujemy datę podania Eliksiru. Dzięki temu legalnie otrzymamy Pierścienie Fryderyka. Strzegą ich jak oka w głowie. Nie chcą by Rowle’s je otrzymał. Liczą na to sam siebie wykończy. A skarbiec Hogwardu to jedyne miejsce na świecie, gdzie są przetrzymywane. Więc zdobycie ich nie będzie takie łatwe. Nawet Dumbledore musiałby się tłumaczyć komu je ofiarowuje. Oczywiście wszystko to zrobimy  „za twoimi plecami”. Gdy ogarnę papierologię i ustawie Ministerstwo pod nasze żądania, wtedy Ty powrócisz. Wytoczysz mi proces, zarządzasz pełną praw rodzicielskich jakobym ja je naruszył . Moje wszystkie „umowy” które podpiszę w imieniu Wiliama będą nie ważne.  A Ty nie będziesz zmuszony się na nie zgadzać. Nie uwiążemy Wiliama z Ministerstwem. Wykorzystamy nasz ogólnie znany konflikt.
- I jak chcesz utrzymać pozory naszego konfliktu, skoro miałeś zajmować się moim synem?
- To przecież proste. Chłopiec się urodził, Anna zmarła. Nie chciałeś dziecka. Więc go zostawiłeś Mi na wychowanie. Wykorzystamy to co o nas myślą.
- A ty co z tego będziesz miał?- Zadrwił?
- Bezpieczeństwo? Swoje, twoje i wnuka? To mało?
- Brzmi zbyt idealnie...
- Na pewno takie nie będzie. McGonagall będzie utrudniać. Ale na ta chwile musimy zrobić co w naszej mocy, aby żaden z nas nie wylądował przed Dementorem! Bo wtedy Wiliam zostanie pod pieczą Ministerstwa i Albusa. Syriusz nie uzyska praw do opieki o czym już rozmawialiśmy. Nikogo innego nie mamy!
Severus przeczesał palcami włosy. Przeszedł nerwowo tam i z powrotem.
- Dopóki jego stan się nie poprawi nic masz nie robić! A później... Później porozmawiamy o tym jeszcze raz...- postanowił.
~oOo~
.
- Łapa! – cichy szept, ale Głowa Syriusza wystrzeliła do góry, a oczy jego ojca chrzestnego zrobiły się ogromne.
- Szczeniaku w końcu! – podszedł do niego , a jego ręka od razu wylądowała na włosach Harrego. – Boże dzieciaku, ale mnie wystraszyłeś! Co ty sobie myślałeś! – Mężczyzna upadł na jego klatkę i dopiero po chwili Harry się zorientował, że on płacze. 
- Ej Łapa no coś Ty! – zachrypiał,  mężczyzna podniósł głowę I otarł łzy. Przysiadł na skraju łóżka ciągle głaszcząc jego włosy. Zajęło chwilę nim mógł wykrztusić z siebie słowo. 
- Oj Szczeniaku tak bardzo się o ciebie bałem. Było tak blisko, tak cholernie blisko! Nigdy więcej tego nie rób! – wyszeptał przez łzy.
- Nie łatwo mnie zabić- zażartował, ale Syriusz tylko pokręcił głową jakby wcale nie był rozbawiony.
- Jak długo? I gdzie my jesteśmy? – zadał najbardziej nurtujące go pytania rozglądając się po dużym pokoju w którym przebywali
- Ah to dom rodzinny Snape’a. – odpowiedział Syriusz
- I on się zgodził abym tu był?
- W sumie nigdzie indziej nie było bezpiecznie... Hogwart nie wchodził w grę. Nie byłbyś tam bezpieczny.- Harry uniósł brwi, gdy Łapa za wszelką cenę próbował uniknąć jego spojrzenia.
- Więc jak długo już tu jestem? – Po dłuższej przerwie w końcu padła odpowiedź
- Prawie cztery miesiące...- Oczy Harrego rozszerzyły się w szoku. Poderwał się na ramionach, ale Syriusz zmusił go do ponownego położenia się na poduszkach . Gwałtowny ruch spowodował ból promieniujący przez całe ciało. W jego głowie na nowo zawirowało i poczuł jak wymiociny podchodzą mu do gardła. 
- Cholera...- Syriusz w ostatniej chwili obrócił jego bezwładnie ciało na bok nim zachłysnął się wymiocinami. Torsje męczyły go dłuższą chwilę. Nie mógł złapać normalnego oddechu.
- Co się dzieje? – w pokoju pojawiła się nowa osoba, a ręce Syriusza zostały zastąpione kobiecymi.
- No już Harry spokojnie. Wypluj to wszystko. Przynieś mokre ręczniki! – Polecenie padło nad głową Harrego. Jednak już nie poczuł chłodnego ręcznika ocierającego jego twarz bo zatonął w ciemności.
I znów zaczął wędrówkę między jawą a snem. Jedyne co był wstanie zarejestrować to fakt, że na jego twarzy pojawiła się maska która tłoczyła chłodne przyjemne powietrze. Życie toczyło się poza jego świadomością. Słyszał obecność innych, ciche rozmowy, czuł dotyk, ale nie mógł wystarczająco się skupić, aby otworzyć oczy. Wlewali w niego kolejne eliksiry. Były obrzydliwe. I wcale mu nie pomagały. Gdy któregoś razu poczuł jak ponownie zdejmują mu maskę i próbują wlać w niego kolejne porcje mikstury, postanowił walczyć. Za wszelką cenę próbował odepchnąć od siebie szkło i poddał się dopiero gdy usłyszał jak fiolką upada na podłogę. Ciężko sapał próbując złapać odpowiednią ilość tlenu, a później ponownie poczuł napływającą żółć. Silne ręce podobnie jak Syriusz przekręciły jego ciało na bok. Wymiotował i drżał na całym ciele, a coś uporczywie piszczało, zwiększając ból głowy.
- Ma gorączkę....
- Podaje antybiotyki Dożylnie Severusie! Nie będę ryzykować z twoimi nie sprawdzonymi miksturami!
Harry już też niczego nie rozumiał. Ból I wycieńczenie ponownie popchały go w ciemność.
Kiedy ponownie odzyskał świadomość usłyszał znajomy głos. Snape znów czytał mu Baśnie. Często to robił, ale rzadko kiedy Harry był w stanie zrozumieć sens czytanego tekstu, ale tym razem wypowiadane słowa miały sens. To było miłe, choć bardzo dziwnie było mu słuchać bajek czytanych przez Mistrza Eliksirów.
- Jak długo zamierzasz jeszcze udawać?
Otworzył oczy, został zdemaskowany więc udawanie nie miało sensu. Profesor przysiadł na skraju jego łóżka i położył dłoń na jego czole. To było tak przyjemne, że pomimo wewnętrznego oporu wtulił czoło do chłodnej ręki.
- Dalej jesteś rozpalony. – Głos profesora był smutny i zrezygnowany. Chciał zabrać rękę , ale Harry ja przytrzymał. Ciało mężczyzny zesztywniało, ale ręki nie zabrał. Zaczął delikatnie głaskać jego skroń, Harry Zamknął oczy pozwalając odpocząć swojemu ciało. – Będzie lepiej. Uzdrowicielka mówi, że potrzebujemy co najmniej czterech dawek aby ocenić czy antybiotyki działają. Więc nie poddawaj się. – powiedział. – Chcesz się napić?
- Co się dzieje? – zapytał szeptem.
- Jesteś chory... – powiedział Severus zabierając rękę w zamian zwilżając delikatnie usta chłopca. – Musimy uważać z Eliksirami. Według Joanny Eliksir jaki dostajesz na poprawę pracy nerek nie będzie reagować z mugolskim antybiotykiem. Dostałeś już dwie dawki i wygląda na to, że nie dostałeś szoku przez mugolskie leki. Będzie dobrze... – powiedział spokojnie ponownie zwilżając jego usta.
- Więcej...
- Musimy uważać. Lepiej nie podrażniać żołądka przed kolejna dawka renibus sanitarne. Małe łyczki. Małe kroki i wyciągniemy Cię z tego...
Oczy chłopca opadły że zmęczeniem. Severus obserwował go chwilę nim wrócił wzrokiem do książki.
- Przepraszam...- usłyszał ciche słowa.
- Nie masz za co przepraszać. To ja jestem dorosły nie Ty... choć ja na pewno powinienem Cię przeprosić. Za wszystko...
Zielono-szare oczy otworzyły się i Severus zdusił w sobie jęk, gdy zobaczył jak bardzo szkliste jest spojrzenie chłopca. Gorączka nie odpuszczała i szczerze wątpił czy chłopiec będzie pamiętał ten moment. Dlatego pozwolił sobie na gest, który wykonywał tylko wtedy, gdy miał pewność, że Smarkacz jest nieświadomy. Przeczesał jego włosy w niezręcznej próbie okazania czułości, wsparcia i opieki.
- Jestem przy tobie Uparty smarkaczu. – szepnął. Brak sprzeciwu na dotyk powiedział Severusowi jasno w jak ciężkim stanie jest chłopiec.





















Harry Potter i Przekleństwo SalazaraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz