Dziedzictwo Merlina
Rozdział 56
Sala lekcyjna Salazara Slytherina po gruntownym uprzątnięciu z pająków, pajęczyn, tony kurzu i wszystkiego innego co zalęgło się przez prawie tysiąc lat była zdumiewającym i fascynującym miejscem.
- Tydzień temu nie mogliśmy nawet tu wejść pajęczyny, takie były grube! Ale daliśmy radę! – wyjaśnił podekscytowany William – Nie ma tu już ani jednego pająka, Ron - zapewnił pamiętając o arachnofobii chłopaka – Ściany są powite czarnym turmalinem, dzięki czemu czarnomagiczne uroki nigdy nie przebiją się przez mury. Kluczem jest jego niezwykła moc ochronna i zdolność do leczenia na wielu poziomach: emocjonalnym, fizycznym, umysłowym i duchowym. Septimus uważa, że Salazar namyślenie użył tego minerału, bo wiadomym jest, że niestabilne rdzenie magiczne jakie mają uczniowie nie znoszą za dobrze obciążenia jakie niesie za sobą czarna magia. Turmalin chroni przed działaniem negatywnych energii pochodzących od innych ludzi, środowiska, a także nadprzyrodzonych mocy. Działa jak tarcza ochronna przed mocami, które nie mają względem nas dobrych intencji. Potrafi łagodzić stres, pomaga odsuwać złe myśli i wszelki niepokój. Tajemnica jego niezwykłej mocy kryje się w jego właściwościach. Turmalin świetnie utrzymuje ładunek elektryczny. Podczas zmiany temperatury na jego powierzchni pojawiają się ładunki elektryczne, który może przechowywać i przetwarzać w energię elektryczną, stąd zapewne uczucie, że kamień trzymany blisko siebie wychwytuje negatywną energię i przetwarza ją w wiązkę energii pozytywnej. – William z nabożeństwem przejechał palcami po czarnych ścianach.
Oderwał się dopiero po chwili i z lekkim zakłopotaniem przeczesał swoje włosy by spojrzeć na przyjaciół błyszczącymi z podekscytowania oczami – No wiadomo, nikt tu nie będzie rzucał czarnomagicznymi klątwami. Jednak moim skromnym zdaniem ta sala jest odjazdowa! Wystarczy, że tu wejdę by... – zarumienił się lekko – no… poczuć, że jestem tam, gdzie powinienem być.
- Otworzyliście Komnatę Tajemnic! Prawdziwą Komnatę Tajemnic! – wychrypiała w końcu Hermiona.
- Wyszło trochę przypadkiem – przyznał - Septimus był pewien, że kluczem jest wężomowa. Żebyście widzieli jak on nawijał do tych głów! Idę o zakład, że ta sala była zamknięta przez te wszystkie wieki tylko dlatego, że wszyscy Dziedzice Salazara popełniali ten sam błąd.
- Septimus posługuje się wężomową?
- W końcu też są dziedzicami Salazara, nie? Nawet nie wiecie jaka to ulga wiedząc, że nie jestem jedynym dziwakiem mówiącym jeżykiem węży! No i sam fakt, że ten dar nie pochodzi od Voldemorta... - przeczesał włosy palcami - Powiem szczerze, że trochę odetchnąłem z ulgą... No wiecie, męczyło mnie to „zbrukanie” mojej magii i umysłu jego cuchnąca magią. – przyznał świadom, że właśnie zdradza największą tajemnice ich rodów.
Mina Hermiony od razu mówiła, że wyłapała ten szczegół, Ron... On z reguły potrzebował dłuższej chwili na przemyślenia.
- Jesteście Dziedzicami Merlina. On nie miał nic wspólnego z... – William zamknął oczy przysiadając na jednym niskim kamiennym parapecie przy imitacji okna.
- To tajemnica. – wyszeptał – Słuchajcie, to naprawdę ogromną tajemnicą! Taka ciągnącą się od wieki wieków! Jeśli sypniecie się... Nie będą mieli skrupułów by rzucić na Was Obliviate... Cholera! Po prostu czasem się zapominam. No wiecie... Z chłopakami wiemy już o sobie wszystko, dosłownie wszystko. Przywykłem już, że nie muszę się pilnować przy nich. Ale za żadne skarby nie możecie tego nikomu powiedzieć! - skłamał robiąc minę niewiniątka zmartwionego swoim zbyt długim jęzorem.
- Nie rozumiem... - mruknął Ron
- Merlin był synem Salazara... i córki Godryka Gryffindora. To o to poszła cała wojna między nimi! Nie o Czarną Magię. Salazar był dużo starszy od niej, nie wiem dokładnie o ile… ale mogła tu być uczennicą. Godryk, gdy dowiedział się o ich romansie wkurzył, wykopał Salazara ze szkoły, a córkę zamknął w jakimś klasztorze z mugolskimi zakonnicami. To tam urodził się Merlin. Ona umarła przy porodzie, pewnie była za młoda na urodzenie tak silnego magicznie malucha, więc siostra przełożona okłamała Godryka, że dziecko umarło by go uchronić przed zemstą dziadka. No i się zaczęło... Dziedzictwo Merlina... Nigdy nie nosił nazwiska ojca, ale magia na to nie zważała. Liczy się krew. A my... my jesteśmy Dziedzicami tej historii. A otwarcie tej Sali jest na to najlepszym dowodem...
Hermiona milczała przez chwilę analizując słowa chłopaka.
- I chcecie wpuścić tu innych uczniów? Przecież to się wyda!
- Nie. To znaczy… Was wpuściłem oficjalnym wejściem, jest też drugie. Chris odkrył je dopiero dwa dni temu, nie uwierzycie jak je Wam pokaże! Ale uznałem, że nie naprawimy naszych relacji jeśli nie okaże Wam okruszyny zaufania. Jeśli nie dam nic od siebie nie mogę oczekiwać bezwarunkowej... lojalności. Christopher się ze mną zgadza, Septimus miał obiekcje, ale... - uniósł głowę – Między nami przez ostatnie lata wydarzyło się tyle złego... Ale wierzę, naprawdę wierzę, że zaprzyjaźniliśmy się jako smarkacze z jakiegoś powodu. Jak to mówi Chris, magia nas prowadzi i szczerze wierzę, że to dzięki niej spotkałem Weasleyów przed peronem 9 ¾ . To dzięki niej się zaprzyjaźniliśmy. Może to naiwne i głupie, ale ja w to wierzę. I wiem że nie tylko mi było ciężko... – przyznał cicho – Potrzebuje... znaczy potrzebujemy Was. Ja wiem, że chłopacy wydają się jakby mieli wszystko pod kontrolą, ale na Merlina, oni są... są przerażeni... Wychowali się w odosobnieniu, nigdy nie widzieli tylu rówieśników. Są geniuszami w tych wszystkich polityczno-arystokratycznych gierkach, ale ich relacje z rówieśnikami... no… tu leży i kwiczy, jak lubi mawiać Jack.
Zachmurzył się chwile tak samo jak Ron I Hermiona.
- Będzie wojna... – przyznał - Prawdziwa wojna. A my potrzebujemy ludzi, którzy uwierzą w Nas. Którzy poczują piękno magii jaka w nas płynie. Uwierzą, że tak jak i oni chcemy spokoju, miejsca w którym magia może się rozwijać. Nie chcemy władzy, fortuny, złotych zamczysk. A na razie... na razie to większość by nas zlinczowała. Może nie w tej chwili, bo są jeszcze zauroczeni i rozmarzeni ślubem Chrisa… Ale to minie. Będzie trudno, cholernie trudno, a nasi ojcowie pomimo najszczerszych chęci nie będą mogli nas wtedy bronić. My sami pewnie będziemy… - Jego głos się załamał, perspektywa przyszłości, tego co ich czeka jeszcze przed czwartym progiem, przerażała go, ale wiedział co się wydarzy jeśli nie przyjmą tego brzemienia.
Spojrzał na nich z cała masą emocji na twarzy.
- Jeśli mamy przeżyć test Merlina to potrzebujemy Was. I innych, którzy naprawdę uwierzą nam. By byli wstanie walczyć, gdy my... gdy my nie będziemy w stanie. – zawiesił na chwilę głos rozglądając się po imponującym miejscu - Wiem... Znaczy wierzę, że kiedyś w tej Sali będą uczyć się nasze dzieci. Ale zanim to się wydarzy... Potrzebujemy przyjaciół. Prawdziwych.
~oOo~
Hermiona ze zmrużonymi oczami bawiła się niepozornym naszyjnikiem jaki otrzymała od Rona jako prezent Bożonarodzeniowy.
- Znacie przyszłość. – stwierdziła.
- Nie można poznać przyszłości Hermiono. – zauważył - Przyszłość jest składową naszych czynów, wyborów i decyzji. Nie można jej poznać, bo ona ulega zmianie zależnie od naszych wyborów.
Oczy Hermiony zmrużyły się oceniając drobnego chłopca z zamyśleniem.
- Dopiero co sugerowałeś...
- Nie sugerował. Powiedział jak jest. – usłyszeli głos Septimusa - Nie trzeba mieć wizji przyszłości by przewidzieć do czego prowadzi rządza władzy Dumbledore’a. Nie trzeba być wieszczem, by wiedzieć, że to wszystko co nas otacza pieprznie jeśli nic się nie zmieni. Jeśli Voldemort nie przestanie mordować mugoli... Jeśli Dumbledore nie przestanie niszczyć Dziedzictwa Założycieli... Jeśli prawo magiczne w dalszym ciągu będzie tak niestabilne i nieprzychylne jednostkom... William ma rację, przyszłość jest składową wyborów. A my mieliśmy wątpliwą przyjemność poznać konsekwencje przyszłości jeśli wybierzemy najprostszą i najłagodniejszą drogę. Dlatego pomimo własnych obiekcji i zerowego zaufania do ludzi, którzy przez lata donosili na przyjaciela, ślepo ufając komuś takiemu jak Albus Dumbledore i potrafili się złamać przy najprostszym teście przyjaźni, zgodziłem się byście byli współzałożycielami tego przedsięwzięcia. – mruknął Septimus, po czym spojrzał na Williama.
- Musimy spadać bracie. Twoja replika za bardzo się jąka. Napoiłem go podstępem Ognistą i może Snape się nie połapie, ale wolałbym byś jednak to Ty odgrywał tą rolę – rzucił w stronę chłopaka puszkę z colą.
Will doskonale wiedział, że jest tam Ognista, bo sami ją tam wlali wykorzystując ukradzione zapasy Severusa z Rose House, po czym zaplombowali z powrotem magicznie puszki. Zrobili to jeszcze przed powrotem do szkoły.
- Merlinie, jeśli to zrobię to mnie zabije...
- Wyższy cel! Chodź, Neville to serio słaby aktorzyna. Rzyga w kiblu, John pobiegł po Jacka, Raya uśpiłem, reszta ogarnia pokój wspólny Gryffindoru zarzucając im naumyślny zamach. Jazda bez trzymanki! Mamy góra kilka minut na zatarcie śladów. Wy dwoje zróbcie nam przysługę i zaszyjcie się w jakimś schowku na miotły w czułych objęciach.
- A gdzie Perevelly? – zapytał Ron.
- Jak to gdzie? Spełnia swój obowiązek małżeński! Dajesz, Willi...
~oOo~
Ron zabrał Neville’a z pomocą świstoklika Septimusa w momencie gdy wielosokowy przestał działać. William dla większego dobra wypił całą puszkę ognistej na raz krzywiąc się diabelnie i sięgnął po drugą. Ray został wybudzony w momencie gdy Will teatralnie chwiejąc się na nogach na niego wpadł krzycząc na ochroniarza, że go nienawidzi, a facet nie bardzo miał jak rozeznać się w trzyminutowej przerwie jaką wymusił na nim Septimus. I to wszystko w krótszym czasie niż Snape zdołał pokonać dystans jaki dzielił pokój wspólny Gryffindoru, (gdzie sprzątał pobojowisko jakie zrobiły fajerwerki i opatrywał kilku uczniów jacy zostali delikatnie oparzeni przez nie) od pokoju wspólnego Slytherinu.
- CO TO WSZYSTKO MA ZNACZYĆ?! OBIECAŁEŚ! OBIECAŁEŚ, ŻE TE GŁĄBY NIE BEDĄ MI PRZESZKADZAĆ! – wrzasnął Will – O nic więcej nie prosiłem! O jeden NORMALNY wieczór! A oni wynieśli mnie z pokoju jak pierdoloną lalkę! – wydarł się przystawiając puszkę do ust, ale zanim upił choć łyk ona zniknęła z jego rąk.
- Uspokój się w tej chwili! – upomniał go surowo ojciec patrząc podejrzliwie na puszkę, a gdy dotarł do niego zapach alkoholu zrobił ogromne oczy w zdziwieniu i niedowierzając temu co widzi i czuje, upił odrobinę.
- To Ognistą, Will! – wrzasnął. – Ty perfidny, zakłamany...
- To Ty mnie okłamałeś! – krzyknął przywołując puszkę z rąk ojca i upijając z niej spory łyk.
Chciał udowodnić ojcu, że jest w stanie spożywać alkohol na oczach ochrony, a oni nie będą o niczym wiedzieć. Bądź co bądź, udowadnianie, że Ray i reszta mogą im całe gówno zrobić trwa w najlepsze tak oficjalnie i tak mniej oficjalnie. Severus sapnął na bezczelność syna i machnięciem ręki usunął puszkę z jego dłoni. Kolejny urok już trafił w lekko pijanego chłopca powodując jego znieruchomienie w momencie gdy Jack wpadł do sypialni lekko dysząc.
- Kominek nie działa - wyjaśnił.
- No wiadomo! Przecież doszło do pierdolonego zamachu! Co za banda idiotów… – złorzeczył zły Severus podchodząc do syna by unieść go jakby smarkacz nic nie ważył – Na co się gapisz?! Odblokuj kominek, kretynie! – zrugał Raya – Merlinie, z nastolatkami sobie nie radzą… – mruczał rozeźlony wynosząc Williama do swoich kwater.
Septimus przyglądał się tej scenie z delikatnym zmieszaniem, a później uśmiechnął się szeroko.
- No, w końcu mam pokój dla siebie! – zapiał z zachwytu.
- Co tam się stało, Ray? - zapytał Jack.
- No… odpalili fajerwerki...
- Smarkacze w trakcie imprezy odpalili fajerwerki...
- Dokładnie.
- I przez to rozpieprzyliście im imprezę? Was do reszty pogięło?! Przecież Willi Wam teraz żyć nie da!
Septimus, który już ulokował się na swoim łóżku uniósł leniwie brew jedynie kiwając głową.
- On ma rację. Willi to mściwa bestia jest...
~oOo~
Jego pokój w kwaterach ojca zawsze wzbudzał w nim mieszane uczucia, od tych dobrych, po te kompletnie paskudne. Jednak dzisiaj czuł w przeważającej części tylko wyrzuty sumienia. Wcisnął na nogi trampki, przez głowę włożył gruby sweter i odetchnął głęboko gotów zmierzyć się z Nietoperzem z Lochów, Severusem Snapem, najprościej mówiąc z Ojcem...
Wystarczyło, że drzwi się uchyliły by pióro w długich palcach jego ojca znieruchomiało, a później znalazło miejsce w kałamarzu. Czarne oczy zmrużyły się z jawną frustracją, a William odwdzięczył się tym samym.
- Gdzie się wybierasz? – zapytał cichym lekko zachrypniętym głosem.
Usta Wiliama zacisnęły się. Z prostego powodu. Wiedział, że jeśli je otworzy to albo rozpęta się karczemna awantura, albo się rozsypie jak domek z kart. Targały nim dwa sprzeczne uczucia. Wyrzuty sumienia z powodu tej mistyfikacji jaką stworzyli tylko po to, by włączyć Rona i Hermionę w plan tworzenia WSC mieszały się z czystą złością na ojca i ochronę. Pomimo tego, że ich plan najprawdopodobniej wypalił, to zachowali się dokładnie tak jak przewidział Septimus, czyli z zerowym zaufaniem do oceny sytuacji przez Williama. Potraktowali go po raz kolejny jak nierozumne dziecko przez co Will czuł prawdziwą wściekłość. I szczerze wierzył, że ma ku temu pełne prawo.
Podszedł do drzwi z zamiarem opuszczenia kwater, ale drzwi okazały się być zaryglowane. Dlaczego go to nie dziwi? Zamknął oczy w nadziei, że dzięki temu zapanuje nad burzą emocji.
- Zadałem Ci pytanie! Nie myśl sobie, że wyjdziesz stąd bez mojej zgody! Zwłaszcza po wczorajszym karygodnym zachowaniu! – Severus uniósł się znad biurka, a pięści Williama zacisnęły się.
- Co masz do powiedzenia?! – zażądał Severus.
William zmrużył oczy. Przez chwilę szacował, czy jest w stanie otworzyć drzwi, ale szedł o zakład, że zarówno w kwaterach ojca, jak i innych pomieszczeniach są rozłożone czujki, które nie tylko wyłapują ich moce, ale także osłabiają znacznie ich uroki. Poza tym, nie potrzebował kolejnej awantury na oczach uczniów.
Spojrzał na ojca sfrustrowany i nagle poczuł, że chce zemsty. Chce, by Severus poczuł to co on czuł jeszcze niedawno w tym miejscu - dezorientację, opuszczenie, brak zrozumienia.
Wiec milczał.
Stał niczym słup soli, wysłuchując jego głosu żądającego wyjaśnień i milczał.
O ironio to było o wiele trudniejsze niż czynny spór. Tobiasz w jednym miał rację, William jest podobny do Severusa. Obaj są uparci jak osły.
CZYTASZ
Harry Potter i Przekleństwo Salazara
FanfictionHarry zostaje porwany i otruty przez Lorda Voldemorta. Jedynym ratunkiem jest zdjęcie zaklęcia adopcyjnego, które ujawnia, że jest synem Severusa Snapa i Anny Black, młodszej siostry Syriusza. Jak poradzi sobie z nową rzeczywistością? Czy uda mu się...