April
Każdy z nas wybrał już swój pokój i łóżko. Abraham i Rosita wzięli łózko dwuosobowe, Elody mały pokój z jednym łóżkiem, a ja z Ron'em mamy wspólny pokój z dwoma łóżkami. Jedynymi rzeczami jakie mam jest siekiera i nożyk który położyłam na łóżku. Pójdę się przejść i zobaczyć jak to wszystko wygląda. Wyszłam przez drzwi na zewnątrz i z daleka zobaczyłam Deanne.
- Możemy porozmawiać? - krzyknęła kobieta i zaczęła zbliżać się w moim kierunku - Jak się nazywasz?
- April.
- Piękne imię. Takie szlachetne i dumne.
- Więc zupełnie nie pasujące do mojej osoby. O czym chciałaś porozmawiać?
- O waszej podróży i o tym gdzie byliście przed przyjazdem. Więc, skąd przyjechaliście?
- Z okolic Atlanty.
- To strasznie daleko. Czemu zdecydowaliście się stamtąd odjechać?
- Źli ludzie zaczęli nam zagrażać. Na początku też mieliśmy jechać do Washyngtonu, ale jednak nam się nie udało.
- Washyngton? Ambine plany. Jak minęła wam podróz tutaj?
- Było... Miło i przyjemnie.
- Cieszę się. Mam nadzieję, że podoba wam się to miejsce?
- Tak, wydaję się tak bezpiecznie, czysto. Tak idealnie. Ale mam co do tego pewne pytanie. Wątpię, że byliście sami. To miejsce jest za piękne żeby nikt inny tu nie był.
- Jesteś bardzo inteligenta - bardzo w tą wątpię - To prawda, byli tu inni, ale odeszli. Stwierdzili, że nas nie potrzebują i dadzą sobie radę sami. Zostaliśmy tylko my.
- Ja myślisz, dali radę?
- Szczerze w to wątpię... Wiesz muszę pomóc Denise. Widzę, że jesteś w swoich ciuchach. Jeśli chcesz możesz się wykąpać, a z szafy wziąć świeże ubrania - powiedziała i odeszła. Kąpiel to chyba dobry pomysł, a nowe ubrania mi się przydadzą. Wchodząc do domu wpadłam na Elody.
- Bardzo przepraszam.
- Nic się nie stało. O czym rozmawiałaś z Deanną?
- O naszej drodze tutaj i starym miejscu pobytu. Nic wielkiego. Dobra pora się wykąpać... - dziewczyna uśmiechnęła się, a ja ruszyłam do szafy przy której stali Rosita i Abraham. Po chwili odeszli, a ja mogłam dostać się do szafy. Wybrałam z niej szare leginsy i niebieską bluzę. Weszłam do łazienki i ją zamknęłam. Zaczęłam się rozbierać i spojrzałam na rękę. Nie jest chyba tak źle, może jest trochę ropy, ale to normalne przy ranach. Mimo, że zrobienie tego było głupie, nie żałuję tego. Ten napis zawsze będzie mi przypominał, że muszę stać się lepsza. Weszłam pod prysznic i puściłam ciepłą wodę. Dokładnie umyłam się, a potem wyszłam i ubrałam się. Rozczesałam włosy i wyszłam z łazienki udając się do mojego pokoju. Gdy do niego weszłam, na swoim łóżku siedział Ron. Patrz na mnie wzrokiem pełnym żalu.
- Kurwa, nie rozumiem jednego - zaczął chłopak patrząc na mnie - rozumiem, że możesz być zła na Ruth, ale dlaczego jesteś zła na mnie?
- Nie jestem na ciebie zła, na nią może trochę. Najbardziej jestem zła na siebie za moją głupotę.
- Więc dlaczego się do mnie nie odzywasz?
- Nie wiem jak zacząć rozmowę, by była ona normalna. Ostatnio mam problemy sama ze sobą, a ludzie wokół nie pomagają. Muszę się zmienić, by oni mi wybaczyli.
- Ja ci wybaczyłem, bo wiem że ty czasem po prostu działasz pod wpływem impulsu.
- Wiem, że mi wybaczyłeś, ale ja nie wybaczyłam sobie. Daj mi czas, żebym to wszystko sobie ułożyła.
- Jasne, skoro go potrzebujesz. Masz - chłopak rzucił do mnie metalowym przedmiotem. Podniosłam go i zobaczyłam srebrny naszyjnik z moim imieniem.
- Skąd go masz?
- Znaleźliśmy je z Carl'em. On wziął złoty ze swoim imieniem dla Ruth, a ja ten dla ciebie.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się i zaczęłam ubierać go na szyje...
Hej! Już 50 rozdział! Całkiem szybko minęło. Ciekawe czy będzie rozdział 100. Mam nadzieję, że tak bo pisanie tej książki to sama przyjemność. Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Cześć :) #MrsRhee
CZYTASZ
✔Other Story - The Walking Dead
FanfictionApril i Ruth spotkały się przypadkowo na początku tego wszystkiego. Nie wiedziały wtedy, że to nie skończy się tak szybko. Los dał im siebie by razem przeszły przez apokalipsę zombie. Czy im się to uda?