Rozdział 56

121 9 7
                                    

April

- Nie wyobrażasz sobie jak ona teraz cierpi.

- Wiem, nie obwiniam jej. Ale nie chciałem tego zrobić. To był wypadek.

- To nie twoja wina. To nasza wina. Ale musimy się z tym pogodzić. Inaczej nie damy rady żyć - jeszcze mocniej złapałam chłopaka za rękę i zaczęłam go ciągnąć w stronę zbrojowni.

- Gdzie idziemy?

- Musisz mi pomóc. Rozmawiałam o tym z Deanną. Pojedziemy do stacji w której dzisiaj byliśmy, oczyścimy ją. Będzie można obserwować czy nie idzie zagrożenie. Chyba że nie chcesz jechać.

- Jadę. Co mam zrobić?

- Idź po auto. Ja załatwię resztę - puściłam chłopaka i weszłam do zbrojowni. Zobaczyłam jak Olivia coś liczy.

- Hej.

- Hej. Potrzebujesz czegoś?

- Tak. Karabin, dwa pistolety i jedzenie. Deanna o wszystkim wie - kobieta weszła do składu broni i przyniosła to czego potrzebuję.

- Ile jedzenia potrzebujesz?

- Na kilka dni... Mam pytanie.

- Jakie - spytała wybierając produkty i wsadzając je do plecaka.

- Mamy krótkofalówki?

- Tak... Są w tej szufladzie - pokazała palcem na szufladę i dalej pakowała żywność. Wyjęłam dwa przedmioty, a kobieta podała mi plecak i broń.

- Mam nadzieję, że tyle starczy.

- Na pewno. Dziękuję - powiedziałam i wyszłam. Zobaczyłam Aarona. W sumie mógłby nas zmienić za kilka dni albo poprosić o zmianę kogoś innego. Porozmawiam z nim.

- Aaron - krzyknęłam, a mężczyzna spojrzał na mnie i podszedł.

- Tak?

- Jadę z Ron'em na stację w której ostatnio byliśmy. Mógłbyś tam za 2 dni przyjechać i na trochę tam zostać? resztę opowiedziałabym ci na miejscu - usłyszałam silnik auta, odwróciłam się i zobaczyłam dwuosobowe srebrne auto.

- Pewnie.

- Masz - podałam mu do ręki krótkofalówkę - Będziesz się nią z nami kontaktował, my ruszamy.

 Skończyłam zdanie i wsiadłam do auta.

- Ja chcę kierować - powiedziałam, a Ron uśmiechnął się sam do siebie.

- Nie ma mowy.

- Więc mam nadzieję, że przeżyjemy - auto ruszyło do bramy która się otworzyła. Dobrze, że to miejsce jest blisko i zaraz tam dojedziemy.

- Robi się ciemno - jaki on jest spostrzegawczy. Naprawdę wcale nie mam oczu i tego nie widzę.

- Skąd to wiesz Einsteinie?

- Po prostu chciałem zacząć rozmowę - chłopak zaśmiał się, a ja uśmiechnięta na niego spojrzałam.

- Wiesz Ron. Chyba już sobie wybaczyłam - złapał moją rękę i ją pocałował.

- Już jesteśmy - chłopak zatrzymał auto i wziął ode mnie plecak. Ja wzięłam broń. Weszłam pierwsza, a rzeczy położyłam w kąt. Poszłam na zaplecze po miotłę i zaczęłam zamiatać.Po chwili podłoga była już czysta i zajęłam się podnoszeniem przewróconych rzeczy. Jest całkiem schludnie. Jutro posprzątamy dokładniej. Nagle z sufitu otworzyła się klapa, a w niej zobaczyłam Ron'a. 

- Zobacz - podał mi rękę , a ja  się wspięłam. Weszłam i zobaczyłam piękne nocne niebo.

- Ładnie.

- Śpijmy tu.

- Temperatura spadnie poniżej zera. Idzie zima.

-Wiesz, zawsze możemy się rozgrzać.

- Zachęcająco, ale nie - pocałowałam chłopaka w polik i udałam się w kierunku klapy...

✔Other Story - The Walking DeadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz