Rozdział 66

132 11 8
                                    

April

- Jesteś zdrowy. Skąd wziąłeś się w tych sklepach?

- Uciekałem przed trupami. Mój kościół nie był już tak bezpieczny jak kiedyś.

- Rozumiem. Możesz już iść. Poszukaj kogoś i powiedz że to ciebie dzisiaj przywieźliśmy -mężczyzna wyszedł, a ja zostałam sama czekając na kolejnych pacjentów. Ta praca już mnie męczy. Położyłam się na podłodze i zaczęłam robić brzuszki. Po chwili do środka wszedł Ron.

- Jak tam? - spytał chłopak całując mnie.

- Jak zwykle. Nudno. Chciałabym tak jak kiedyś codziennie chodzić na wyprawy lub długie spacery. I wrócić na stację.

- Więc powiedz o tym Deannie.

- Niedługo to zrobię. Ruth i reszta już wracają, nie mają nikogo rannego, więc mogę zrobić sobie przerwę. Idziemy - powiedziałam i wyszliśmy z pokoju. Ubrałam kurtkę oraz szal i wyszłam z budynku. Stanęłam na dosyć grubej warstwie śniegu i rozejrzałam się dookoła. Zima. Jest tak pięknie.

- Idziemy nad staw?

- Dobry pomysł - złapaliśmy się za rękę i przeszliśmy przez dziurę w płocie, która znajduję się za naszym domem. Staw znaleźlismy kilka miesięcy temu. Jest dziesięć minut drogi piechoyą czyli znajduję sie bardzo blisko.

- Pamiętasz jak pierwszy raz się spotkaliśmy? Co o mnie myślałaś? - zaśmiałam sie pod nosem, bo wtedy nie traktowałam Ron'a poważnie.

- Myślałam, że jesteś niedojrzały i szybko zginiesz. A ty?

- Że jesteś tajemnicza. I nadal tak myślę - to prawda, ale nie przeszkadza mi to. Minęliśmy ostatnie krzaki i zobaczyliśmy mały zamarznięty zbiornik wody.

- Poślizgamy się? - chłopak wbiegł na lód przewracając się na nim. Lód może pęknąć, ale w tym roku zima jest bardzo mroźna i jest to mało prawdopodobne. Powoli weszłam na lód i położyłam się koło Ron'a. Chłopak nagle zaczął się śmiać.

- O co ci chodzi?

- O nic.

- Głupek - chłopak położył się na mnie i spojrzał na mnie uśmiechnięty.

- A mówiłem ci, że cię kocham?

- Ze sto razy... Ale możesz powiedzieć to jeszcze raz.

- Kocham cię - zaczęliśmy się całować lecz po chwili usłyszeliśmy szelest liści.

- Pójdę zobaczyć co to - chłopak wstal ze mnie i zniknął pomiedzy drzewami. Po chwili ja także wstałam i znów usłyszałam ten szelest. Podeszłam bliżej dźwieku i wsłuchałam się odgłosy.

- Ron?

- Co jest? - dobiegła mnie odpowiedź zza moich pleców. Odwróciłam się i znów spojrzałam na krzaki.

- Co to było?

- Chyba jakieś zwierzę.

- Wracajmy już - ruszyłam w stronę Alexandrii potykając się o korzeń. Ron złapał mnie w pasie i przerzucił sobie przez ramię.

- Zostaw mnie! - chłopak totalnie mbie olał i szedł dalej.

- Dlaczego ty nigdy nie słuchasz?

- Muszę o ciebie dbać. A co jakbyś się przewróciła?

- Bolałaby mnie dupa.

- Nie denerwuj się już jesteśmy - postawił mnie przed bramą przez którą przeszłam. Zobaczyłam samochód którym ruszyli Ruth i Carl. Weszłam do domu, zdejmując kurtkę i szal, po czym weszłam do pokoju w którym badam ludzi. Na krześle siedzi Eugene.

- Cześć. Potrzebujesz czegoś?

- Własciwie to tak. Jest jakiś sposób na wyleczenie ugryzienia?

- Jeśli jest to ja o nim nie wiem. Dlaczego pytasz? - mężczyzna spojrzał na swoją nogę i podwinął nogawkę. Zobaczyłam dość świeże ugryzienie...

  Hej! Pół roku  minąło spokojnie, ale znów jakieś problemy. Co stanie się z Eugenem? Ja sama go nie lubię więc liczę że zginie xD Mam nadzieję że rozdział sie podobał. Cześć :)
#MrsRhee

✔Other Story - The Walking DeadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz