April
- Jesteś zdrowy. Skąd wziąłeś się w tych sklepach?
- Uciekałem przed trupami. Mój kościół nie był już tak bezpieczny jak kiedyś.
- Rozumiem. Możesz już iść. Poszukaj kogoś i powiedz że to ciebie dzisiaj przywieźliśmy -mężczyzna wyszedł, a ja zostałam sama czekając na kolejnych pacjentów. Ta praca już mnie męczy. Położyłam się na podłodze i zaczęłam robić brzuszki. Po chwili do środka wszedł Ron.
- Jak tam? - spytał chłopak całując mnie.
- Jak zwykle. Nudno. Chciałabym tak jak kiedyś codziennie chodzić na wyprawy lub długie spacery. I wrócić na stację.
- Więc powiedz o tym Deannie.
- Niedługo to zrobię. Ruth i reszta już wracają, nie mają nikogo rannego, więc mogę zrobić sobie przerwę. Idziemy - powiedziałam i wyszliśmy z pokoju. Ubrałam kurtkę oraz szal i wyszłam z budynku. Stanęłam na dosyć grubej warstwie śniegu i rozejrzałam się dookoła. Zima. Jest tak pięknie.
- Idziemy nad staw?
- Dobry pomysł - złapaliśmy się za rękę i przeszliśmy przez dziurę w płocie, która znajduję się za naszym domem. Staw znaleźlismy kilka miesięcy temu. Jest dziesięć minut drogi piechoyą czyli znajduję sie bardzo blisko.
- Pamiętasz jak pierwszy raz się spotkaliśmy? Co o mnie myślałaś? - zaśmiałam sie pod nosem, bo wtedy nie traktowałam Ron'a poważnie.
- Myślałam, że jesteś niedojrzały i szybko zginiesz. A ty?
- Że jesteś tajemnicza. I nadal tak myślę - to prawda, ale nie przeszkadza mi to. Minęliśmy ostatnie krzaki i zobaczyliśmy mały zamarznięty zbiornik wody.
- Poślizgamy się? - chłopak wbiegł na lód przewracając się na nim. Lód może pęknąć, ale w tym roku zima jest bardzo mroźna i jest to mało prawdopodobne. Powoli weszłam na lód i położyłam się koło Ron'a. Chłopak nagle zaczął się śmiać.
- O co ci chodzi?
- O nic.
- Głupek - chłopak położył się na mnie i spojrzał na mnie uśmiechnięty.
- A mówiłem ci, że cię kocham?
- Ze sto razy... Ale możesz powiedzieć to jeszcze raz.
- Kocham cię - zaczęliśmy się całować lecz po chwili usłyszeliśmy szelest liści.
- Pójdę zobaczyć co to - chłopak wstal ze mnie i zniknął pomiedzy drzewami. Po chwili ja także wstałam i znów usłyszałam ten szelest. Podeszłam bliżej dźwieku i wsłuchałam się odgłosy.
- Ron?
- Co jest? - dobiegła mnie odpowiedź zza moich pleców. Odwróciłam się i znów spojrzałam na krzaki.
- Co to było?
- Chyba jakieś zwierzę.
- Wracajmy już - ruszyłam w stronę Alexandrii potykając się o korzeń. Ron złapał mnie w pasie i przerzucił sobie przez ramię.
- Zostaw mnie! - chłopak totalnie mbie olał i szedł dalej.
- Dlaczego ty nigdy nie słuchasz?
- Muszę o ciebie dbać. A co jakbyś się przewróciła?
- Bolałaby mnie dupa.
- Nie denerwuj się już jesteśmy - postawił mnie przed bramą przez którą przeszłam. Zobaczyłam samochód którym ruszyli Ruth i Carl. Weszłam do domu, zdejmując kurtkę i szal, po czym weszłam do pokoju w którym badam ludzi. Na krześle siedzi Eugene.
- Cześć. Potrzebujesz czegoś?
- Własciwie to tak. Jest jakiś sposób na wyleczenie ugryzienia?
- Jeśli jest to ja o nim nie wiem. Dlaczego pytasz? - mężczyzna spojrzał na swoją nogę i podwinął nogawkę. Zobaczyłam dość świeże ugryzienie...
Hej! Pół roku minąło spokojnie, ale znów jakieś problemy. Co stanie się z Eugenem? Ja sama go nie lubię więc liczę że zginie xD Mam nadzieję że rozdział sie podobał. Cześć :)
#MrsRhee
CZYTASZ
✔Other Story - The Walking Dead
FanfictionApril i Ruth spotkały się przypadkowo na początku tego wszystkiego. Nie wiedziały wtedy, że to nie skończy się tak szybko. Los dał im siebie by razem przeszły przez apokalipsę zombie. Czy im się to uda?