Rozdział 34

131 15 4
                                    

                              April

Jesteśmy w podróży jeden dzień. Noc spędziłyśmy na zewnątrz. Beth dosyć dobrze się trzyma, zawsze mogło być gorzej. Stwierdziłyśmy, że musimy isć do Azylu. Nawet jeśli tam jest niebezpiecznie to oni tam są i trzeba im pomóc. Według planu jak tam dojść, zostało nam około 15 kilometrów drogi. Jeśli wszystko dobrze pójdzie dojdziemy jeszcze dzisiaj. Trzymamy się torów, nimi dojdziemy do celu. Tęsknię za nimi. Niby nie zawsze jest dobrze, ale to sa jedyni ludzie którzy mi zostali. Są jak rodzina. Ruth... ta dziewczyna codziennie daję mi siłę, a Ron. Ron sprawia że chcę żyć. Kiedyś codziennie myślałam o dniu w którym w końcu umrę. Ta apokalipsa nie jest bezcelowa. Wiem to...

- Po tym co się wczoraj stało los chyba się do nas uśmiechnął - powiedziała Beth, a ja pytająco na nia spohrzałam.

- Patrz - wskazała budynek i auto koło niego. Przyśpiszyłyśmy kroku i po chwili byłyśmy przy budynku.

- Pójdę zobaczyć co jest w środku. Spróbujesz odpalić auto.

- Jasne - odpowiedziała, a ja powoli weszłm do środka. Zero trupów. Jest tu trochę jedzenia, ale nie ma żadnej broni. Wzięłam kilka puszek zupy i udałam się do wyjścia. Nie mamy w co spakować więcej jedzenia. Wyszłam i zobaczyłam otwarte drzwi auta, ale ani śladu Beth. Stanęłam na drodze i zobaczyłam odjeżdżające auto z jakimś białym znakiem z tyłu.

- Kurwa - podbiegłam do auta, wrzuciłam do niego moje rzeczy i zaczęłam próbować go odpalać. Po pięciu minutach udało się i udałam się w stronę w którym odjechało auto. Jest to również kierunek w którym znajduję się terminus. Nigdy wcześniej nie prowadziłam auta. Na razie dobrze mi idzie. W pewnym momencie dojechałam do dwóch drug. Wysiadłam z auta i spijrzałam na plan który znajduję sie na środku. Żeby dotrzeć do Azylu powinnam udać się lewą stroną. Kurwa, ale co z Beth. Może to ludzie z Azylu wzięli jąze sobą, ale czemu by na mnie nie czekała. Jadę lewą drogą, Nawet jeśli pojadę w prawo nie dogonię ich tak szybko. Wsiadłam do auta i ruszyłam

  Po 20 minutach jazdy torami dojechałam do dużego budynku z napisem ,,Terminus". Wysiadając z auta wzięłam wszystkie rzeczy i przeszłam przez bramę. Doszłam do tyłu budynku lecz nie zauważyłam nikogo. Nagle na mojej szyi poczułam zimne ostrze. Wszystkie moje rzeczy nagle wypadły mi z rąk.

- Kim jesteś? - spytałam człowieka który mnie trzyma.

- Nie ważne. Zaprowadzę cie do pewnego miejsca. Nie rób głupstw - powiedział mężczyzna i lekko mnie popchnął, a ja zaczęlam iść. Przez duże drzwi weszliśmy do środka. Minęliśmy jeden korytarz i stanęliśmy przed metalowymi drzwiami. Facet nadal mnie trzymając otworzył drzwi i mnie tam wrzucił. Podniosłam się z podłogi i zobaczyłam dwóch chłopaków. Rzuciłam się Ron'owi na szyję i zaczęłam go całować. Kiedy przestałam przytuliłam go.

- Cieszę się że was widzę - puściłam chłopaka i lekko uścisnęłam Carl'a.

- Nie ma z tobą Ruth? - spytał zawiedziony Carl.

- Niestety nie. Byłam tylko ja, Beth i Michonne.

- Gdzie one są?

- Michonne nie żyje, ugryzł ją szwędacz. Beth została najprawdopodobniej porwana. Kilkanaście kilometrów przed Azylem poszłam sprawdzić co znajduję się w pewnym budynku. Kiedy wyszlam zobaczyłam tylko odjeżdżający samochód. A wy? Dlaczego jesteśmy tu zamknięci.

- To miejsce chyba jednak nie jest miejscem do którego wszyscy mogą przyjść i być bezpiecznym. Nie wiemy po co tu jesteśmy...

  Hej! April doszła do terminusu, ale niestety sama. Ciekawe czy Ruth też się uda. Mam nadzieję że rozdział sie podobał. Cześć :)
#MrsRhee 💘

✔Other Story - The Walking DeadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz