Wraz z nowym rokiem przyszły nowe problemy. Związek cierpiał z powodu braku broni i funduszy. Dlatego poszczególne sekcje zostały wyznaczone do zebrania potrzebnych rzeczy. Antonina wezwała dziewczęta końcem stycznia, z nowymi planami na akcję. Miała ona polegać na obrabowaniu niemieckiego magazynu z bronią. Ponura przerobiła mieszkanko, w którym skrywały się niegdyś dziewczęta, na kwaterę sekcji. Tajemnicze kartony ubyły w mgnieniu oka, a wszędzie zrobiło się czyściej.
Pewnego styczniowego popołudnia, gdy wszystkie panienki wyszły z pracy, udały się na pierwsze w nowym roku spotkanie sekcji. Gosia i Klara z niechęcią powróciły do tamtego miejsca, ale nie chciały się sprzeciwiać. O Irenie nie było słychać już zupełnie żadnych wieści, przepadła jak kamień w wodę i słuch po niej zaginął. Mogły wreszcie przestać się martwić i spróbować wrócić do normalnego życia.
Klarę jednak wciąż niepokoił fakt, że nikt jeszcze Irki nie złapał albo nie znalazł. Minęło przecież cztery miesiące, w których mogła uczynić wiele rzeczy. Jednak siedziała cicho, a panienka Jasińska nie wiedziała, co powinna myśleć w tamtej sytuacji. Poczucie złudnego bezpieczeństwa ciągnęło się za nią krok w krok. Straciła zaufanie do większości osób, które znała. Przecież słyszała mnóstwo historii o ludziach, Polakach, którzy przeszli na stronę wroga. Nie wiedziała, kto krył się za pozornie miłym uśmiechem, a w tamtych czasach lepiej było pozostać ostrożnym, niż potem żałować. Nie mogła narażać Estery ani Zosi na więcej takich niespodziewanych sytuacji, musiała troszczyć się o nie tak, jak obiecała.
— Ciekawe, gdzie się podziewa Anastazja — odparła Gosia, gdy schodziły w dół ulicy.
Mróz muskał je po twarzach, a z nieba powoli zaczął spadać biały puch. Już dawno zrobiło się ciemno, a około godziny dziewiętnastej ledwo kto wychodził z domu. Starały się przejść jak najszybciej i jak najmniej zauważalnie się dało. Nie chciały wyglądać zbyt podejrzanie w oczach gestapowców, którzy czaili się na rogach ulic.
— Może zaspała albo się upiła — stwierdziła Klara po chwili. — Wiesz, z nią nigdy nic nie wiadomo. Nie masz pojęcia, gdzie może podziewać się Anastazja Kocek. To wie tylko Beniek i sam Bóg.
— Mam nadzieję, że nie zdurniała do reszty. Przecież nie można tyle pić. Oby Pyza i Kaja chociaż przyszły na czas, bo Ponura będzie wściekła.
— Mamy niecałe pięć minut — powiedziała Klara, spoglądając na zegarek, który miała założony na lewą rękę.
— Ledwie widzę, gdzie idę. Od tego mrozu zaparowały mi szkiełka! — odparła panienka Spysińska, usiłując przetrzeć szalem zaparowane okulary.
— Prawie dotarłyśmy na miejsce. To chyba tutaj? — Docia wskazała na kamienicę, która stała po lewej stronie ulicy.
— Tak, to tutaj. Nawet w środku się świeci, wchodźmy — stwierdziła Ruda i razem weszły do środka.
Ku ich zaskoczeniu, po podaniu hasła, drzwi otworzyła im Anastazja Kocek. Spodziewały jej się w każdym innym miejscu na ziemi, ale nie w miejscu spotkania na czas, a nawet kilka minut przed jego rozpoczęciem.
— Co ty tu robisz? — spytała Gosia z niedowierzaniem.
— Będziesz tu tak stać, czy wejdziesz do środka? Nie mamy czasu, czekamy na was.
— Jest śnieżyca, ledwo tu doczłapałyśmy. Poza tym, siódma jeszcze się nawet nie zaczęła.
— Mniej gadania, więcej działania, Docia. Wskakujcie do środka.
Panienki weszły do mieszkania i zdjęły z siebie buty oraz odzienie wierzchnie. Potem wkroczyły do pokoju dziennego, który był połączony z kuchnią. Na stole leżały już rozłożone plany. Pyza i Kaja siedziały na kanapie, a Ponura chodziła od ściany do ściany i rozmyślała nad zbliżającą się akcją. Kiedy zobaczyła swoje podwładne, klasnęła w ręce i spojrzała na zegarek.
CZYTASZ
Mazurek
Historical FictionCZĘŚĆ PIERWSZA MUZYCZNEJ TRYLOGII Kiedy nuty historii ponownie wygrały wojenną melodię, ludzie musieli stanąć do walki. Klara była nieco naiwną dziewczyną, po uszy zakochaną w muzyce i starym fortepianie, stojącym w rogu pokoju. Nie przejmowała się...