✧LXII. Plany Anastazji✧

113 19 70
                                    

O siódmej rano, gdy Dębek i Gutek stali na stacji i czekali na pociąg, a Strzała wraz z dziewczętami była już w drodze do Warszawy, Mundek i Nastka przemierzali kolejne kilometry w śniegu i mrozie. Wprawdzie od kiedy zaczęło świecić słońce, mróz nieco ustał, ale po prawie godzinnym marszu obydwoje byli przemarznięci.

— Cholerny Zamojski, jak wyjdziemy z tego cało, ukręcę mu łeb — powiedziała Anastazja, sapiąc. — Przebieranie nogami jeszcze nigdy nie było tak męczące. Mam nadzieję, że dojdziemy wreszcie do normalnej drogi, bo oszaleję.

— Tu się z tobą zgodzę, przez ten śnieg ledwo można przejść i ciągle nas zatrzymuje — dodał Mundek.

— Równy się ze mną w czymś zgadza, to dopiero nowość.

— Wiesz dobrze, jaki wszyscy mamy stosunek do Zamoja. Raczej nie zadawalibyśmy się z nim, gdyby sytuacja nas do tego nie zmusiła. Głównie kiwamy głową i robimy to, co do nas należy. Ty i Ponura byłyście pierwszymi, które zadarły z tym człowiekiem w jakikolwiek sposób.

— Nie będę się z nim cackać. Urwę mu łeb, przysięgam. Matko, patrz! Wreszcie droga po której można iść. Chrzanię te skróty, tylko dodały mi odmrożeń.

— Nigdy więcej przez skróty — westchnął Edmund, zatrzymując się na drodze. — Która jest godzina?

— Siódma piętnaście. Dębek i Gutek są już w pociągu, nasi jadą do Warszawy tym wozem od godziny, więc pewnie zaraz dojadą, o ile nie zatrzymali ich Niemcy. Strzała i Stary za mniej niż kwadrans powinni być już w stolicy. Tylko my zostaliśmy w tyle.

— W ogóle wiemy, gdzie jesteśmy?

— Nie mam pojęcia, ale z moich obliczeń wynika, że przeszliśmy około pięć kilometrów. Wszystko przez te cholerne skróty. Zostało jeszcze osiem. W takim tempie, nie wrócimy nawet do południa.

— Jak wrócimy, to będę leczył odmrożenia przez tydzień.

— Musisz wyleczyć je w maksymalnie dwa dni, bo Zamoj sam się nie odbije. Zresztą...

— Zaczekaj, widzisz to? Tam jest jakaś wieś, możemy się spytać, czy daleko jeszcze do Warszawy.

— Dobra, prowadź, olbrzymie. Bo ja nie czuję już palców u stóp.

We dwójkę zeszli do wsi. Pokryte śniegiem dachy malowały się na horyzoncie. Biały puch przyjemnie skrzypiał pod butami, a wiatr zawiewał z każdej strony. Mieli niewiele czasu...

✧✧✧

W Warszawie pierwsi pojawił się Stary wraz ze Strzałą. Odstawili dziewczęta do kwatery głównej i poszli po członków sekcji wywiadowczej. Kiedy udało się zebrać wszystkich, Strzała wróciła do swojej sekcji, a ludzie Starego zebrali się w mieszkaniu swojego dowódcy i podzielili swoje zadania. Po kilku godzinach dowiedzieli się, że Marysia i komendant byli przetrzymywani na Pawiaku. Te wiadomości nie ułatwiły ich ciężkiej sytuacji. Jednak wywiad postarał się dowiedzieć, kiedy będą poza więzieniem, choćby na chwilę.

Zaledwie kilka minut po samochodzie Zamoja, w stolicy pojawili się członkowie Tygrysa i Sztormu, bez Anastazji i Edmunda. Udało im się bezpiecznie dotrzeć na miejsce. Kiedy sekcja zaopatrzeniowa, wraz z Klarą i Alicją, ujrzała ich w kwaterze, nieco się zdziwili.

— Jakim cudem dotarliście tak szybko na piechotę? — spytała Klara. — Macie jakieś nadzwyczajne zdolności?

— Nie, po prostu Mundek i Nastka zorganizowali nam transport. Przyjechaliśmy z panem Robertem aż tutaj. Nikt nas nie złapał — odpowiedział Wojtek.

MazurekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz