Lato roku czterdziestego trzeciego było przepełnione chęcią odwetu. Klara nie przypominała sobie, by kiedykolwiek wykonali tak wiele akcji w przeciągu trzech miesięcy. Niemcy pacyfikowali wiele wsi. Nie zatrzymywali się, brnęli dalej, paląc i niszcząc kolejne miejscowości i mordując ludność. Oprócz hitlerowców, od wschodniej granicy, atakowali Ukraińcy. Oni także nie znali litości, dopuszczając się nawet gorszych czynów.
Getta z kolejnych miast brały przykład z tego warszawskiego. Wybuchały bunty, powstania. Głównie sprzeciwiające się kolejnej, zatrważającej decyzji Himmlera. Kazał on bowiem zlikwidować wszystkie żydowskie dzielnice na terenie całego kraju. Pozostali przy życiu Żydzi, drżeli ze strachu przed niszczycielską siłą nazistowskich wojsk. Nigdzie nie było dla nich miejsca, nie mogli choć przez chwilę poczuć się bezpiecznie. Niszczycielskie dzieło Hitlera zbierało coraz większe żniwo.
Gdyby tego było mało, Sowieci wciąż przeprowadzali naloty bombowe nad Warszawą. Poczuli strach, którego od września tysiąc dziewięćset trzydziestego roku, prawie nie znali. Nikt nie mógł spać spokojnie, bo w każdym momencie na niebie mogły się pojawić metalowe ptaki, siejące pożogę i śmierć.
Trzydziestego czerwca zostało poruszone całe AK. Stefana Roweckiego aresztowało gestapo, a oni potrzebowali dowódcy jak nigdy wcześniej. Wydany został przez trójkę konfidentów, agentów, którzy skrzętnie ukrywali się jako żołnierze Armii Krajowej. Niestety nikt nie był w stanie odpowiednio szybko odkryć ich zamiarów.
Jednak AK nie zatrzymało swoich działań, choć działało bez dowódcy. Stosowano kolejne zasadzki partyzanckie i dywersyjne, by wreszcie piętnastego lipca założyć nową komórkę komendy głównej, czyli Kierownictwo Walki Podziemnej. Było ono zwieńczeniem Kierownictwa Walki Konspiracyjnej i Kierownictwa Walki Cywilnej. Dwa dni po tamtym wydarzeniu mianowano nowego dowódcę — Tadeusza Bora Komorowskiego. Teraz mogli walczyć, nie martwiąc się o brak osoby, która prowadziłaby wszystkimi działaniami konspiracyjnymi.
Zamojski nieco przekonał się do swojej sekcji i nie szukał na siłę nowego dowódcy. Dziewczęta były rade z tego, że przynajmniej nie zrzędził i dał im pracować w spokoju. Po kilku, mało znaczących akcjach, wreszcie dał im choćby odrobinkę uznania. Nie mogły ucieszyć się bardziej. Wreszcie widział w nich żołnierzy, a nie nastoletnie trzpiotki, które nie miały pojęcia o walce. I tak minęło im całe lato. Można by rzec, że było to bardzo efektywne i pracowite lato.
Jesienią władze wydały kolejne nakazy i rozporządzenia, tym razem dotyczące mieszkań. W lokum trzypokojowym z kuchnią miało mieszkać minimum pięć osób. Klara nie była rada z tego, że niebawem mogła zostać pozbawiona dachu nad głową, ale nie wpakowałaby przecież nikogo na siłę do mieszkania, by tylko zostać w nim jak najdłużej. Potrzebowała jednak dwóch osób, by rychło nie znaleźć się na bruku. Tym samym Pola przemeldowała się i zamieszkała z nimi na stałe.
Trzeba było przyznać, że towarzystwo osiemnastoletniej blondynki przypadło Klarze do gustu. Panienka była nieco bardziej rozgarnięta niż ona, pomagała jej w domowych pracach i dokładała się do czynszu, tak jak obiecała. Razem o wiele łatwiej im się żyło. Estera też zdawała się być jakaś weselsza, od kiedy Pola zamieszkała z nią i Jasińskimi.
Pewnego jesiennego wieczoru, gdy Klara szykowała kolację, a Zosia czytała W pustyni i w puszczy, które dostała na urodziny, Estera i Pola siedziały w pokoju dziennym, pijąc herbatę. Po, ciężkim i męczącym, całym dniu pracy w fabryce potrzebowały chwili odpoczynku.
— Wiesz co, Polu? Cieszę się, że z nami zamieszkałaś.
— Teraz spędzamy ze sobą całe dnie. — Zaśmiała się Pola.
CZYTASZ
Mazurek
Historical FictionCZĘŚĆ PIERWSZA MUZYCZNEJ TRYLOGII Kiedy nuty historii ponownie wygrały wojenną melodię, ludzie musieli stanąć do walki. Klara była nieco naiwną dziewczyną, po uszy zakochaną w muzyce i starym fortepianie, stojącym w rogu pokoju. Nie przejmowała się...