✧XXXVIII. Złe wieści✧

123 23 38
                                    

Rankiem przerażona Zosia zbudziła swoją starszą siostrę. Krzyczała, że Niemcy stoją pod drzwiami, że ktoś przeraźliwie mocno puka. Klara zerwała się z łóżka, założyła kapcie na stopy i wyjrzała przez wizjer. Była jeszcze lekko zaspana, więc przez chwilę otępiale słuchała pukania, zanim doszło do niej, że pod drzwiami nie stoi żaden policjant. Do mieszkania usilnie próbowała się dostać Anastazja Kocek. Pukała i krzyczała:

— Jasińska wyłaź, muszę ci coś powiedzieć! Wstawaj z tego wyra! Rusz się wreszcie, nie uwierzysz, co się stało!

Klara nieprzytomnie otworzyła, a Kockówna wleciała do środka, żywo i nerwowo gestykulując rękami. Mówiła jakieś niezrozumiałe dla zaspanej panienki wyrazy. Przetarła oczy i zaprowadziła Anastazję do kuchni.

— A teraz na spokojnie opowiesz mi, co się stało i dlaczego wbiegłaś tu o w pół do siódmej rano, przecież normalnie śpisz o tej godzinie!

— Twój chłoptaś... — wypowiedziała dwa słowa, ciężko dysząc.

— Coś znowu od ciebie chciał? Cholera, mogłaś mu przekazać, że jest okropnym tchórzem! Mieliśmy wczoraj poważnie porozmawiać jak dorośli ludzie. Dla Równego to najwidoczniej zbyt wiele.

— Nie o to chodzi. Nie był u mnie, niczego nie chciał.

— Usiądź i wpierw się uspokój, bo do niczego nie dojdziemy. Jak szybko pędziłaś, że złapałaś taką zadyszkę? — spytała z niedowierzaniem Klara.

— Wystarczająco, aby z Woli przybiec, aż tu.

— Co ty tam robiłaś? Przecież tam jest niebezpiecznie! Dziewczyno, cóż żeś znowu wymyśliła?!

— Mam tam swojego informatora. Znaczy tam się spotykamy. Chłopak ma wtyki w dużej części Mokotowa!

— Do rzeczy, moja droga. Co to ma wspólnego z E... — powiedziała, ale ugryzła się w język, nie zamierzała nazwać go po imieniu — z tamtym tchórzem?

— Bo zdobyłam bardzo ważną informację. Byliście umówieni wczoraj na dziewiątą, mówiłaś mi o tym. Tak się złożyło, że krótko po niej, jakieś trzy ulice dalej twojego mieszkania, Edmunda złapało gestapo. Nie miał papierów, biegł i przewrócił jakiegoś szwaba. Trochę się namęczyłam, zanim skojarzyłam, kogo zobaczył mój przyjaciel.

Klara spojrzała na nią wytrzeszczonymi oczami i spytała:

— Jesteś pewna, że to był on?

— Wysoki blondyn, który w ręce trzymał różę, a na nogach nosił czarne, niemieckie buty. Po jego opisie nie mogłam powiedzieć jednoznacznie. Ale poszłam do kwiaciarki, znajomej, którą kiedyś poleciła mu Gośka. Edmund kupił jedną, dużą i najpiękniejszą z jej sklepu różę. Wyszedł krótko po piątej. Uprzedzając pytania, nie śledzę cię, nie kontroluję każdego aspektu waszego życia, po prostu...

Dziewczyna chwilę przetwarzała informacje. Człowiek, którego przed chwilą nazwała tchórzem, teraz prawdopodobnie leżał w jakimś więzieniu, niesamowicie zbity przez Niemców. Zaczęło jej się kręcić w głowie. Usłyszała tylko końcówkę wypowiedzi Kockówny:

— Właściwie miałam iść do Ponurej, być może chciałaby wiedzieć.

— Idę z tobą, musimy coś wymyślić. Musimy... — powiedziała Klara.

— Wszystko w porządku? — spytała Anastazja, na co, w odpowiedzi, zobaczyła potwierdzające kiwnięcie głową.

Zosia i Estera wyszły z pokoju i radośnie oznajmiły, że wychodzą się pobawić na podwórko. Ich opiekunka tylko lekko przytaknęła i powiedziała, że po zabawie mają przyjść do sąsiadki. Poszła do pokoju, aby się ubrać, gdy skończyła, wraz z Anastazją opuściły mieszkanie i zamknęły drzwi na klucz. Kockówna wciąż rozmawiała, ale Klara w ogóle nie uważała.

MazurekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz