Anastazja siedziała Niemcom na ogonie przez około dwie godziny. Śledziła ich, obserwowała, nie mogła przegapić ani jednego szczegółu, który mógłby przesądzić o życiu dwóch, z trzech najbliższych dla niej osób. Zgubiła swoje cele około osiemnastej, tuż przed ulicą Różaną. Skręcili gdzieś i Kockówna nie mogła znaleźć ich śladu. Wiedziała natomiast, że miała niewiele czasu.
— Te dwie świnie węszą. Teraz pozostaje mi tylko powiadomić Klarę, zanim nie będzie za późno.
Nagle duża, męska dłoń złapała ją za kołnierz, dziewczyna omal nie pisnęła, ale starała się zachować spokój. Obróciła się, by spojrzeć na napastnika i wtedy usłyszała głos:
— O czym chcesz powiadomić Klarę?
Teraz, gdy była pewna, że nie miała się czego bać, szybkim ruchem chwyciła za rękę Edmunda i mocno nią szarpnęła. Nienawidziła go z każdym dniem coraz bardziej. Ledwo mogła pojąć, dlaczego Klara wzięła się za takiego palanta jak Równy. Nie jej było to kwestionować, ale nie mogła się doczekać najbliższej okazji, by wybić jej go z głowy.
— Czy ty chcesz, bym dostała ataku serca? Albo najlepiej od razu umarła ze strachu?
— Wybacz nie chciałem cię przestraszyć. Co ty tutaj robisz?
— Poprawne pytanie brzmi, co ty tutaj robisz? — odparła, szczególnie akcentując słowo ty. — To nie tak, że masz dziś jakieś obowiązki?
— Ja? Ja tylko idę do Klary, muszę jej coś oddać. Mam wolne w pracy przez zamiecie śnieżne, która panują od kilku dni.
— Wiesz, idziesz nieco okrężną drogą, ale mniejsza z tym. Ja też się do niej wybieram.
Edmund chciał zapytać Anastazję o to samo, co kilka chwil wcześniej, jednak ona była zbyt zamyślona, by go usłyszeć. Próbował wołać, ale na próżno. Dziewczyna nawet nie starała się go posłuchać. Dalej szli w ciszy, a kiedy zatrzymali się przed kamienicą z czerwonej cegły, Edmund nie wytrzymał.
— Możesz mi powiedzieć, o co chodzi? Coś się znowu stało?
— Nie mogę ci powiedzieć, ściśle tajne. Lepiej bądź cicho i trzymaj broń przy sobie.
— Nie mam broni przy sobie, o co chodzi? Po co miałbym ją mieć?
— Dla ogólnego bezpieczeństwa. Nigdy nie wiesz, kto czai się za rogiem.
Kockówna delikatnie otworzyła drzwi do kamienicy i wbiegła po schodach na górę. Edmund obejrzał się za siebie i pobiegł za nią. To, co zobaczyli w środku, sprawiło, że serca podskoczyły im do gardeł. Drzwi do mieszkania Klary były otwarte na oścież.
— Klara! Klara! — krzyknęła Anastazja, po czym weszła do środka.
Widok, który tam zastała, spowodował nagły wzrost tętna. Zaczęła oddychać szybciej. Rozglądała się po pokojach w poszukiwaniu choćby jednej żywej duszy. Szuflady leżały powywracane na podłodze, mnóstwo papierów i nutowych zapisów było porozrzucane po całym korytarzu. Poduszki, które miały swoje miejsce na fotelach i kanapie, teraz gdzieś zniknęły, a pierze fruwało po mieszkaniu. Kanapa była rozcięta, a sprężyny wystawały z dziur.
— Ktoś to zrobił bagnetem. Byli tu przede mną, o Boże, co ja zrobiłam — Kockówna złapała się za głowę i obróciła do Edmunda.
— Co tu się, do cholery, stało?! — krzyknął Równy w stronę Anastazji. — Raczysz mi w końcu powiedzieć?
— Nie zawracaj mi teraz głowy! Boże Święty, gdzie ona jest? Klara! — Anastazja nie przestawała krzyczeć. — Nie mogli jej zabrać, nie mogli jej zabrać, do cholery jasnej!
CZYTASZ
Mazurek
Historical FictionCZĘŚĆ PIERWSZA MUZYCZNEJ TRYLOGII Kiedy nuty historii ponownie wygrały wojenną melodię, ludzie musieli stanąć do walki. Klara była nieco naiwną dziewczyną, po uszy zakochaną w muzyce i starym fortepianie, stojącym w rogu pokoju. Nie przejmowała się...