✧XLI. Strach✧

124 23 40
                                    

Klara wróciła do szpitala z samego ranka. Stwierdziła, że Edmundowi przyda się pomoc. Była prawie pewna, że wypuszczą go ze szpitala tamtego dnia. W końcu lekarz wspominał, że nie mają zamiaru trzymać go tam zbyt długo. Panienka Jasińska przed wizytą u swojego lubego, poszła do jego mieszkania. Pani Apolonia dała jej klucze, gdy wraz z Anastazją poszły ją powiadomić, że Edmund nie wróci przez następne dni. Nie chciały zbytnio martwić matki Edmunda, więc nie powiedziały jej prawdy. Wciąż nie była pewna, czy dobrze zrobiły, ale to nie miało żadnego znaczenia, skoro Mundek był cały i nic poważnego mu się nie stało.

Panienka spakowała dla niego koszulę, spodnie i szelki. Wzięła z wieszaka marynarkę, która była czymś umorusana. Pomyślała nad poszukaniem innej, ale nie chciała za bardzo szperać w jego rzeczach.

— Upiorę mu to, jak tylko wróci do mieszkania — powiedziała sama do siebie.

Rozejrzała się po mieszkaniu, zastanawiając się, czy powinna zabrać coś jeszcze. Nic więcej nie przyszło jej do głowy, więc zamknęła drzwi na klucz i wyszła się na świeże powietrze. Udała się w stronę szpitala, nucąc jakąś melodię, a ciepły wietrzyk powiewał jej włosami. Tamten dzień zapowiadał się naprawdę świetnie.

✧✧✧

— Może panienka zabrać swojego narzeczonego — odparła pielęgniarka, która prowadziła ją na salę chorych.

— Dziękuję, że się nim zajęliście — powiedziała wdzięcznie Klara.

— To nasza praca. Można wejść do środka, powiedzieliśmy mu, że go wypisujemy, z rana. Czekaliśmy na panią, licząc, że trochę mu pani pomoże. Proszę nie wypuszczać go w takim stanie na zewnątrz. Wygląda, jakby dopiero co uciekł z niemieckiego więzienia.

— Dobrze, tak zrobię. Do widzenia!

Klara wślizgnęła się do środka i zamknęła za sobą drzwi. Edmund leżał na łóżku, które znajdowało się najbliżej drzwi. Gdy zobaczył dziewczynę w drzwiach, na jego usta wkradł się uśmiech. Cieszył się, że po niego przyszła. Nie chciał nawet myśleć o tym, co by zrobił, gdyby się od niego odwróciła.

— Serwus — powiedziała Klara i położyła ubrania, które ze sobą wzięła, na poręczy łóżka.

— Kocham cię. — Edmund wziął jej dłoń i złożył na niej pocałunek. — Dziękuję, że tu przyszłaś.

— Też cię kocham, głuptasie. Ale oszczędźmy sobie czułości na sali, bo tamci mężczyźni patrzą się na nas, jakby zobaczyli ducha.

— Skąd masz te rzeczy? — spytał, wskazując na poręcz.

— Z twojego mieszkania. Twoja mama pojechała we wtorek rano. Tak, jak miała. Powiedziałyśmy jej z Nastką, że wyjechałeś pilnie i nie wrócisz w tym tygodniu. Jakoś to łyknęła i dała mi klucze. Oddam ci je, jak się ubierzesz.

Koszula poleciała w stronę twarzy Edmunda i wylądowała na jego głowie. Dziewczyna, która stała przed nim, na pewno nie zamierzała mu popuścić. Nie mógł ruszać lewą ręką, więc tylko prawą, nieudolnie, próbował zapiąć guziki od górnej części swojego ubrania. Klara spojrzała na niego, z delikatnym uśmiechem politowania, i powoli zabrała się za zapinanie jego koszuli. 

— Nie musiałaś tego robić — odparł zawstydzony chłopak. — Poradziłbym sobie.

— Tak, oczywiście. A Anastazja jest abstynentką. Oczywiście, że muszę ci pomóc. Miałbyś wsiąść do tramwaju z rozpiętą koszulą? — powiedziała z ironią Klara. — Czasami naprawdę jesteś uparty. Nie nadwyrężaj tej ręki. 

MazurekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz