✧CIII. Godzina W✧

149 13 101
                                    

Promienie letniego słońca oświetlały twarz Klary. Zmrużyła oczy i przeciągnęła się lekko, uważając, by przypadkiem nie zbudzić Edmunda. Jasna poświata rzuciła na sypialnię blade światło. Dziewczyna przewróciła się na drugi bok, by wstać z łóżka. Jej mąż postanowił jej to jednak uniemożliwić. Edmund objął ją ręką i zaczął coś mamrotać:

— Wstajesz już? Nie idź, tak ciepło tu było z tobą.

— Zaraz do ciebie wrócę, śpiochu! — Zachichotała Klara.

Pierwszy sierpnia zaczął się zwyczajnie. Całkowicie zwyczajnie i niemalże tak samo jak każdy inny dzień. Jednak było w nim coś wyjątkowego. Zupełnie, jakby to, na co tyle czekali, miało wydarzyć się jeszcze tamtego zwyczajnego dnia. Niedługo później blade słońce zniknęło całkowicie, zasłonięte przez dywan gęstych chmur.

— Chyba będzie padać — wyszeptała, podchodząc do okna.

Pchnęła lekko okiennicę i wciągnęła rześkie powietrze. Zegar nie wybił jeszcze szóstej. Patrole gestapo wciąż panoszyły się na ulicach w zwiększonej ilości. Gdzieś po drugiej stronie osiedla w oknie mignęła przesuwająca się firanka. Miasto powoli budziło się do życia. Tylko po to, by za kilka godzin zasmakować śmierci...

O godzinie siódmej, gdy Klara Równa wciąż wpatrywała się w okno, łączniczki alarmowe otrzymały wiadomość o ustaleniu Godziny W na pierwszego sierpnia o godzinie siedemnastej. Upragnione powstanie miało się zacząć tamtego pochmurnego dnia. Zupełnie, jakby chmury chciały schować przed nimi ostatnie promyki słońca, a wraz z nimi odebrać powstańcom resztki nadziei.

✧✧✧

W okolicach południa do mieszkania Klary ktoś zapukał, dość mocno i krótko, po czym wszedł do środka bez najmniejszego pozwolenia. Gosia była tak rozentuzjazmowana, że nie czekała na żadną odezwę ze strony swojej przyjaciółki. Wiedziała, że i tak zostałaby wpuszczona w progi domu Równej.

— Wiesz już? — wypaliła nagle, ledwo łapiąc się framugi.

Klara stała w kuchni. Cerowała swoją sukienkę z kieszeniami, gdyż uznała, że będzie najwygodniejsza do walki. Kiedy ujrzała swoją przyjaciółkę w mieszkaniu, nieco się zdziwiła.

— O czym? — spytała zdezorientowana Równa. — O co chodzi, Gosiu?

— Czy już dostałaś informację od łączniczki? No i tę drugą od Zamojskiego.

— Siedemnasta — odparła Klara, opanowując drżenie głosu. — Godzina W to siedemnasta. A tej od Zamoja jeszcze nie mam.

— Och, to nic nie szkodzi. W zasadzie jest tam tylko napisane, że Zamojski nam każe szybciej być na miejscu. Wtedy podzielimy się na oddziały i pozbieramy broń z naszych skrytek.

— Ach, Edmund jakąś czytał. To chyba była ta. No to wiemy już wszystko. Ruscy są już nad Wisłą.

— Jest tak cholernie blisko. Wszystko we mnie buzuje, nie mogę się doczekać. Ale zaraz, co z Zosią? — spytała rudowłosa.

— Zostaje w domu. To nie potrwa długo, kilka dni i po krzyku. Poza tym, okropnie nie chciała jechać. Stwierdziła, że przyda się w pilnowaniu mieszkania. Nie byłam przekonana, ba, wciąż nie jestem, co do jej pobytu w Warszawie, ale po prostu nie dało jej się przegadać.

— A bomby? Poradzi sobie sama? Przecież szkopy na pewno będą bombardować.

— Pamięta jeszcze z września, jak uciekaliśmy do piwnicy. Nawet jeśli coś zrzucą, to wie, gdzie ma się schować. Wierzę w nią, jest naprawdę mądrym dzieckiem.

MazurekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz