Ponura ostrożnie otworzyła drzwi i otrzepała buty. Wróciła do pustego mieszkania, zawsze wracała do pustego mieszkania. Straciła niemal wszystkich przyjaciół. Od kiedy kazała Edmundowi się wynieść, wszyscy w konspiracji patrzyli na nią krzywym wzrokiem. Każdy ze wspólnych znajomych patrzył na Antoninę dziwnym wzrokiem. Takim, którego nie potrafiła odebrać jako coś dobrego. Każdy ją oceniał, wytykał palcami, a ona wróciła do bycia Ponurą. Nie uśmiechała się w ich stronę, nie patrzyła na nich podczas spotkań. Ludzie przemijali obok, a ona była sama.
Tylko Kockówna wciąż z nią została. Kockówna i cała sekcja, którą wyszkoliła. Dziewczęta, którym pokazała, jak walczyć, jak zadbać o samego siebie. Zdawała sobie sprawę z tego, że żadna z nich nie myślała o niej jako o przyjaciółce. Była tylko irytującym dowódcą, który wiecznie czepiał się spóźnień, narażał ich życia i pożerał czas wolny, który mogły spędzić z rodzinami.
Anastazja jednak nie była taka, jak one wszystkie. Przynajmniej w jakimkolwiek stopniu mogła utożsamić się z jej problemami. Panienka Kocek również codziennie wchodziła do pustego mieszkania, w którym nikt na nią nie czekał. Spędzała dni z młodzieńcem, którego kochała, ale nawet nie była pewna swych uczuć do niego. Była w stanie zrozumieć Antoninę, mimo że nie zgadzała się z nią w wielu kwestiach.
Wiedziała o niej więcej, niż mogła na to pozwolić. Ale Anastazja nigdy jej nie oceniała, słuchała uważnie tego, co miała do powiedzenia, patrząc w okno albo zaciągając się dymem papierosowym. Chciała spędzać z nią czas poza akcjami, próbowała wciągnąć Ponurą w swoje pijackie interesy, ale Antonina nie chciała. Wolała dać Anastazji trochę wolności, nie chciała łazić za nią krok w krok. Zawsze była raczej typem samotniczki, nie miała nikogo i było jej z tym dobrze.
Czasami jednak myślała o tym, jak wszystko mogło potoczyć się inaczej. Gdyby wciąż była z Edmundem, gdyby jej nie porzucił, wreszcie, gdyby Janka nie umarła. Z początku, gdy samotne mieszkanie nie było dla niej jeszcze codziennością, często nawykowo wołała kobietę. Odpowiadała jej cisza. Cisza zawsze była przy Ponurej, chodziła za nią jak cień. Nie przeszkadzał jej on, wolała żyć z nim w zgodzie, niż próbować się go pozbyć.
Nawoływanie Janki już dawno straciło sens, przecież wiedziała, że jej starsza siostra nigdy nie wróciła do domu. Wiedziała, że nigdy też jej więcej nie zobaczy. Rozwiązała obuwie, a położywszy je na szafce, zdjęła płaszcz i zawiesiła go na wieszaku. W środku było tak cicho, że jedyne, co słyszała, to swój nierówny oddech.
W jej małym mieszkaniu nic, od wielu lat, się nie zmieniło. Szczelnie pozasłaniane zasłony, aby choć najmniejszy promyk słońca nigdy się nie przedostał do środka. Idealnie poukładane naczynia w kuchni, książki w biblioteczce, pościel w sypialni. Zaschnięta róża włożona, pomiędzy karty ulubionej lektury, stary list, zaadresowany do niej, leżący zamknięty w sztywnej papierowej kopercie. W środku znajdowały się zasuszone ślady łez. Nie chciała o nim myśleć. Myślała za każdym razem, gdy cisza otulała jej świat.
Wyjrzała przez okno, otwierając zasłony. Na półce leżał papieros Kockówny, który kiedyś jej sprezentowała. To był dobry moment na odpalenie bibułki napchanej tytoniem i odcięcie się od ciszy, na skupienie się na czymś innym niż rzeczach, które powoli ją dobijały.
Chłód z otwartego okna przeszył Ponurą, powodując dreszcze. Wychyliła głowę i spojrzała na ulicę. Latarnie wciąż płonęły, pojedyncze osoby wracały do swoich domów. Był kwadrans po dwudziestej pierwszej, a do godziny policyjnej zostało jeszcze trochę czasu.
Zaciągnęła się dymem i zamknęła oczy. Czuła, że wszystko ją przerastało. Sekcja, ciągłe użeranie się z Zamojskim, praca i wszystkie konspiracyjne zadania. Nawet nieustanna cisza i samotność zaczęły jej wadzić. Mogła nie wprowadzać się do Warszawy z powrotem. Gdyby tylko nie wróciła tam, skąd najbardziej na całym świecie próbowała uciec, nic złego by się nie wydarzyło. Mieszkałaby w Gdańsku, z dala od przeszłości, z dala od Edmunda i z dala od przepełnionego goryczą mieszkania starszej siostry. Wciąż za nią tęskniła.
CZYTASZ
Mazurek
Historical FictionCZĘŚĆ PIERWSZA MUZYCZNEJ TRYLOGII Kiedy nuty historii ponownie wygrały wojenną melodię, ludzie musieli stanąć do walki. Klara była nieco naiwną dziewczyną, po uszy zakochaną w muzyce i starym fortepianie, stojącym w rogu pokoju. Nie przejmowała się...