Wiadomo już było, że powstanie odbędzie się w przeciągu najbliższego miesiąca. Nikt nie ustalił konkretnej daty, jednak napięcie wzrastało wraz z kolejnymi wieściami o tym, że Armia Czerwona była już w okolicach Wilna. Edmund wcale się na to nie cieszył. Posunięcie, którego obawiał się od samego początku, wreszcie miało szansę się ziścić. Może mieli trochę więcej broni, może zapał wzrastał w każdym z osobna, ale on wciąż się bał. Nie chciał wyobrażać sobie najczarniejszych scenariuszy, które automatycznie podchodziły mu do głowy. Klara próbowała oderwać go od ciężkich, dręczących myśli. Spacery w gorących promieniach czerwcowego słońca sprawiały, że na jego twarzy gościł blady i nikły uśmiech. Jednak ten nie trwał zbyt długo, rozpływając się po chwili w czarnej chmurze myśli.
Trzydziestego czerwca Lucjan i Benjamin mieli złożyć swoją przysięgę i tym samym wstąpić w szeregi Armii Krajowej. Umówili się z Zamojem i Mundkiem w miejscu, w którym przez ostatnie kilka miesięcy szkolili się pod czujnym okiem Równego.
Znaleźli się tam przed ich przełożonymi, więc cierpliwie czekali na pojawienie się jednego z nich. Lucjan co chwilę spoglądał na Beńka, by odczytać emocje z jego twarzy. Chciał wiedzieć, jak czuł się jego brat, tuż przed jednym z najważniejszych momentów ich życia.
— Damy sobie radę — oznajmił nagle młodszy brat. — Wierzę w nas, Lucek. Skoro nasze narzeczone mogły walczyć, to my tym bardziej możemy.
— Kto jak nie my, młody — powiedział Lucek.
Po niespełna kwadransie na miejscu pojawił się Równy wraz z Zamojskim. Nie było tam nikogo innego, oprócz czterech mężczyzn. Przysiędze towarzyszyła jeszcze wysłużona, biało-czerwona flaga i krzyżyk.
— W szeregu frontem do mnie zbiórka — rozkazał Edmund.
Szereg, składający się z aż dwóch osób, ustawił się przed Mundkiem. Zamojski stał tuż obok, czekając na swoją kolej.
— Baczność! — krzyknął Zamoj, a Lucek i Beniek natychmiast stanęli w miejscu. — Powiem teraz słowa przysięgi, które macie za mną powtórzyć. Mundek będzie trzymał flagę, a wy uniesiecie nad nią dwa palce. Spocznij.
Bracia ustawili się obok flagi, którą trzymał Edmund. W drugiej ręce miał stary, drewniany krzyżyk. Tkanina była nieco poprzecierana w paru miejscach, wyglądała na naprawdę wysłużoną. Lucjan zastanawiał się, co takiego przeszła, że prezentowała się w owy sposób, ile przysięg przyjęła na swe ramiona i ile przysięgających pochowała. Przełknął ślinę i wyciągnął rękę nad flagę. Jego brat uczynił to samo.
— W obliczu Boga Wszechmogącego...
— W obliczu Boga Wszechmogącego — powtórzyli chóralnie Lucek i Beniek.
— ...i Najświętszej Maryi Panny, Królowej Korony Polskiej, kładę swe ręce na ten Święty Krzyż, znak Męki i Zbawienia...
Powtórzyli za nim, co do słowa. Nie zająkali się ani razu, lecz spoglądali to na flagę, to na krzyżyk. Lewa ręka Edmunda lekko się trzęsła. Zacisnął ją mocniej wokół krzyża, nie dał niczego po sobie poznać.
— ...i przysięgam być wiernym Ojczyźnie mej Rzeczypospolitej Polskiej, stać nieugięcie na straży Jej honoru i o wyzwolenie Jej z niewoli walczyć ze wszystkich sił – aż do ofiary życia mego.
Powiedzieli i tamte słowa. Byli gotowi oddać życie za Polskę. Przecież wielokrotnie o tym rozmawiali. Wiedzieli, co wiązało się z walką w wojsku.
— Prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej i rozkazom Naczelnego Wodza oraz wyznaczonemu przezeń Dowódcy Armii Krajowej będę bezwzględnie posłuszny, a tajemnicy niezłomnie dochowam, cokolwiek by mnie spotkać miało.
CZYTASZ
Mazurek
Historical FictionCZĘŚĆ PIERWSZA MUZYCZNEJ TRYLOGII Kiedy nuty historii ponownie wygrały wojenną melodię, ludzie musieli stanąć do walki. Klara była nieco naiwną dziewczyną, po uszy zakochaną w muzyce i starym fortepianie, stojącym w rogu pokoju. Nie przejmowała się...