Ku oburzeniu Ireny, Spysińscy musieli zostać w mieszkaniu Jasińskich na nieco dłuższą chwilę, gdyż nie mieli się gdzie podziać. Kobieta przestała się silić na uśmiech w towarzystwie nieproszonych gości. Po prostu była sobą. To znaczy, że nie przestała zrzędzić i syczeć jak wściekła kocica. Klara starała się zignorować zachowanie swojej macochy i tylko dzięki temu przeżyła następne ciężkie momenty z jej udziałem.
W ciągu kolejnego tygodnia Warszawę otoczyło coraz więcej wrogich wojsk, a dzień bez nalotu bombowego, byłby dla atakujących dniem straconym. Przez powybijane w trakcie bombardowań szyby dmuchał wiatr. Im dłużej miasto się broniło, tym bardziej cierpieli mieszkańcy. Jednak byli pewni, że mają jeszcze szansę na zwycięstwo z Rzeszą. Ich nadzieję rozwiał drugi wróg, który do tej pory czaił się w ciemności. Tamtego dnia ciemne chmury weszły na polskie niebo również od wschodniej strony...
✧✧✧
Rankiem siedemnastego września znowu obudziły ich syreny alarmowe, jednak nikt nie spodziewał się tego, co było ich przyczyną. Klara prawie zrzuciła Gosię z siennika, który dzieliły ze sobą od ponad tygodnia, gdy usłyszała dobrze znany pisk. Było wcześnie, więc dziewczęta jeszcze nie kontaktowały. Musiały szybko oprzytomnieć, by zbiec do piwnicy i nie zginąć od uderzenia pocisku.
Klara przeżegnała się i wzięła najważniejszy list swojej matki z szafki nocnej. Zawsze wychodziła do schronu właśnie z nim. Nie wyobrażała sobie siedzenia w zatęchłej piwnicy kilku godzin bez świadomości, że ma przy sobie kawałek papieru zapisany pochyłym pismem pani Jasińskiej.
— Klaro, chodź — powiedziała Gosia, szarpiąc swoją przyjaciółkę za koszulę nocną.
Razem opuściły sypialnię Klary i przeszły do saloniku. Tam Irena mocowała się ze Stefkiem i Zosią. Bliźnięta patrzyły cierpiętniczym wzrokiem na swoją macochę. Ich starsza siostra prędko złapała małe dłonie dzieci i pociągnęła je na klatkę schodową. Gosia i Krzysiek pomogli wyjść pani Spysińskiej, a Irka zamknęła mieszkanie. Każdy wiedział, co miał zrobić. Bez większych problemów znaleźli się w piwnicy.
Przez chwilę nic się nie działo. Siedzieli w ciszy, nasłuchując, jak pan Heniek próbował nastroić swoje radio. Jednostajny szum wypełnił ich uszy. Ludzie bali się, bo nie usłyszeli jeszcze żadnego huku. Co musiało dziać się na zewnątrz?
— Może to Rosjanie... — wyszeptała pani Malinowska. — Jak te dwa diabły się razem zbiorą, to będzie zabór i po naszej wolności.
— Och, niechże już pani przestanie gdybać! — syknęła jakaś matka. — Dzieci są wystraszone.
— Skoro dzieci są takie wystraszone, to po co je pani przywoziła z powrotem do miasta? Przecież Hitler i jego pobratymcy to nie jacyś żartownisie! Mamy wojnę, moja kochana. Mamy wojnę i mogę sobie mówić, co mi się żywnie podoba, a ja czuję w kościach, że dążą do kolejnych rozbiorów!
Kłótnię kobiet przerwał niepokojący huk. Pani Malinowska głośno wspominała o racji swoich słów i o tym, że kiedyś wszyscy ją popamiętają. Klara spoglądała z rozczuleniem na to, jak Stefek zasłania Zosi uszy. Zawsze robiło jej się ciepło na sercu, gdy widziała jak jej brat dba o siostrzyczkę.
Pani Spysińska szeptała słowa modlitwy. Nie miała jednak sił, by wypowiedzieć je na głos. Tamtego dnia czuła się wyjątkowo źle, a ciągłe naloty pogarszały jej stan psychiczny. Gosia martwiła się o swoją matkę przy każdej okazji. Liczyła na to, że wkrótce jej się polepszy.
Ze stoickim spokojem słuchali kolejnych wybuchów. Ludzie zamykali tylko oczy, gdy z sufitu sypał się pył. Od siedemnastu dni przeżywali naloty, słuchali kolejnych złych wieści i z niepokojem patrzyli na swoich najbliższych. Po kilku następnych huknięciach przestali nawet uciszać, rozochoconą w teoriach spiskowych, panią Malinowską.
CZYTASZ
Mazurek
Historical FictionCZĘŚĆ PIERWSZA MUZYCZNEJ TRYLOGII Kiedy nuty historii ponownie wygrały wojenną melodię, ludzie musieli stanąć do walki. Klara była nieco naiwną dziewczyną, po uszy zakochaną w muzyce i starym fortepianie, stojącym w rogu pokoju. Nie przejmowała się...