Gosia podniosła sztywną, czarną tkaninę z łóżka. Przywdziała ją na siebie i zapięła guziki, które znajdowały się pod szyją. Z komódki zabrała grzebień i przeczesała nim rude kosmyki. Uwiązała je w warkocz, który swobodnie opuściła na dół. Podniosła kapelusz, obwiązany czarną wstążką i założyła go na głowę. Spojrzała w lusterko, które wisiało na ścianie. Liczyła na to, że skromne nakrycie głowy będzie w stanie przykryć żałość, smutek i sińce pod oczami, które widniały na jej twarzy. Jednak bardzo się pomyliła. Mokre od łez policzki, wyłaniały się delikatnie spod cienia kapelusika. Sińce wyglądały gorzej, niż dwa dni temu, a smutek przebijał się przez najgłębsze warstwy i dogłębnie ranił jej duszę.
Nie mogła uwierzyć w to, co się stało. Żadne z nich nie mogło. Nie przypuszczaliby, że po tak udanej akcji, która szybko rozsławiła się w całym AK, nie będą w stanie się cieszyć z wygranej. Piątego marca wszyscy szykowali się na pogrzeb Kockówny.
Gosia wolałaby zginąć, niż przeżywać śmierć swojej siostry. Wprawdzie nie były rodzonymi siostrami, ale po tym wszystkim, co razem .przeszły, traktowała ją jak swoją rodzinę. Obiecała jej, że ją ocali. Spoglądała w oczy mdlejącej dziewczyny i skłamała prosto w nie. Nie była w stanie wyrwać Anastazji z łapsk Śmierci.
— Gosia, musimy iść — powiedział Krzysiek, spoglądając na nią ze współczuciem. — Inaczej się spóźnimy.
— Już idę
Jeszcze raz spojrzała w lusterko i natychmiast odwróciła od niego swój wzrok. Nie miała siły na siebie patrzeć. Zabrała mały wieniec z przedpokoju. W nim już czekał jej młodszy brat.
— Jeśli coś się wydarzy, jestem w stanie zabrać cię z powrotem. Nie będziesz tego wszystkiego przechodzić jeszcze raz.
— Nie, Krzysiek. Dam radę. Po prostu już chodźmy, bo spóźnienie się na pogrzeb nie leży w moim interesie.
Krzysiek przerósł ją już o głowę, wyglądała przy nim jak dziecko. Jednak czuła się bezpieczniej, gdy jej młodszy brat był obok. Lucjan nie mógł stać przy niej, gdyż Benjamin potrzebował go o wiele bardziej niż zazwyczaj. Razem wyszli przed kamienicę. Lekki powiew wiatru chuchnął w jej bladą twarz. Szli równo, obok siebie. Brat wciąż spoglądał w oczy starszej siostry, nie odezwał się ani słowem. Wiedział, że to wszystko było dla Gosi sprawą ciężką. Obiecał coś matce i słowa miał zamiar dotrzymać.
— Zajmij się nią. Martwię się, to musi być dla niej straszne, Krzysiu.
— Jasne, mamo. Będę ją wspierał aż do końca moich dni. Ze mną będzie bezpieczna.
✧✧✧
Wnętrze kaplicy było niesamowicie zimne. Ksiądz, który odprawiał mszę pogrzebową szczękał zębami. Pogrzeb zorganizowano w dość szybkim tempie, gdyż stan zwłok nie pozwalał na odwlekanie tej uroczystości. Kościelne obrządki nie zajęły zbyt wiele czasu, więc po niecałej godzinie cały, dość duży, pochód ludzi znalazł się na cmentarzu. Kilkoro mężczyzn włożyło trumnę do uprzednio wykopanego dołu. Z każdym stukiem łopaty, Gosia tylko mocniej szarpała Krzyśka za rękaw, usiłując powiedzieć:
Chodźmy stąd, nie mogę dłużej na to patrzeć...
Jednak stała prosto z niezmienną, kamienną twarzą, spowitą wieloma łzami. Nie chciała pokazać po sobie, że w środku się rozsypywała. Kockówna zaraz postawiłaby ją na nogi, porządnie zbeształa za mazgajstwo i kazała wrócić do porządku. Wtedy Gosia zrozumiała, że już nie było z nimi Anastazji Kocek. Dotarło do niej, że już więcej miały się nie zobaczyć i to naprawdę było ich ostatnie pożegnanie. Wtedy wiedziała, że Nastka już nigdy więcej nie przyjdzie do jej domu, prosząc by robiła z nią jakieś szalone przedsięwzięcia, że nigdy już nie wyjdą razem nad rzekę, nie będą razem brać udziału we wszystkich akcjach. Od tamtego momentu zostały same z Klarą. Już nic więcej nie miało być tak jak dawniej. Jej usta zaczęły drżeć, a ona mocniej zacisnęła zęby, by nie zapłakać zbyt głośno.
CZYTASZ
Mazurek
Historical FictionCZĘŚĆ PIERWSZA MUZYCZNEJ TRYLOGII Kiedy nuty historii ponownie wygrały wojenną melodię, ludzie musieli stanąć do walki. Klara była nieco naiwną dziewczyną, po uszy zakochaną w muzyce i starym fortepianie, stojącym w rogu pokoju. Nie przejmowała się...