Rozdział 13

227 18 10
                                    

Shai

Jest już czwarta nad ranem. Theo już śpi, a ja dalej jestem ożywiona. Mam szeroko otwarte oczy, na dworze zaczyna się już powoli przejaśniać. Cały czas myślę o tym co zobaczyłam na telefonie Milesa. Wybaczyłam Theo, a przynajmniej tak powiedziałam, w głębi serca dalej czuje do niego żal, i chyba zawsze będę go czuła. To co mi zrobił jest jak blizna, nie pozbędę się jej. Teraz wiem jedno, muszę wziąć się w garść, nie mogę być tak uległa. Mam nadzieję, że mnie już nie skrzywdzi, bo to się staje męczące. Sen powoli nasuwa mi się na powieki. Zasypiam.

Rano budzi mnie głos Theo. Chyba rozmawia z kimś przez telefon. Wstaję z łóżka i się przeciągam. Idę naga do Theo i zachodzę go od tyłu. Obejmuje go, a ten się odwraca. Patrzy się na mnie z uśmiechem i kończy rozmowę.

-Kto dzwonił?- pytam.

-Mama, pytała co u nas po ślubie.

-Tak wcześnie?- przecieram oczy.

Theo zaczyna się śmiać. Marszczę brwi.

-Wcześnie? Jest już trzynasta.

-Serio?- wytrzeszczam oczy- Trzeba się zbierać, bo o czternastej musimy zwolnić pokój.

-No to mamy jeszcze godzinę- mówi przyciągając mnie raptownie do siebie.

Kładę dłonie na jego ramionach i oddaje się całkowicie jego pocałunkom składanym na mojej szyi. Wzdycham cicho.
Opieram się o niego. Wdycham zapach z jego koszulki, jego zapach. Zamykam oczy. Odfruwam. Po kilku minutach takiego stania odrywam się od niego i otwieram oczy. Patrzę się na niego i przybliżam wargi do jego ust. Nagle czuje jak ślina w dużej ilości podchodzi mi na język. Jest mi strasznie niedobrze.

-Przepraszam- mówię cicho, zakrywam usta dłonią i biegnę do toalety.

Nachylam się nad sedesem. Nie jest za dobrze. Coś mi musiało zaszkodzić.

-Wszystko w porządku?- słyszę głos Theo za drzwiami.

Nie odpowiadam, nie mam jak. Słyszę jak chłopak wchodzi do środka. Wstaje, spuszczam wodę i podchodzę do umywalki, aby wypłukać usta. Przemywam też twarz. Spoglądam w lustro, na swoje odbicie. Spotykam tam spojrzenie Theo. Wymuszam na sobie uśmiech, choć nie czuję się najlepiej. Theo bierze szlafrok i okrywa mnie nim. Odwracam się do niego.

-Jak się czujesz?- pyta.

-Słabo, idziemy się przejść? Potrzebuję się przewietrzyć.

-Dobra, chodźmy.

-Poczekaj tylko się ubiorę.

Wychodzę z łazienki i podchodzę do naszej małej torby, z rzeczami tylko na dzisiaj. Biorę dżinsy, czarną bluzkę z krótkim rękawem i długi, lekki pomarańczowy sweterek, a do tego balerinki. Szybko się ubieram. Theo bierze torbę i wieszaki z naszymi ślubnymi ubraniami.

-Zaniesiemy to, i pójdziemy na spacer, dobrze?- mówi

-Ok.

Schodzimy na dół do samochodu. Po drodze mijamy ludzi z personelu, więc dziękujemy im za przyjęcie i oddajemy klucze. Chłopak chowa nasze rzeczy do bagażnika, po czym go zamyka. Obejmuje mnie i idziemy się przejść. Wdycham powietrze.

-Już lepiej?- dopytuje chłopak składając na moim czole ciepły pocałunek.

-Tak, musiało mi coś zaszkodzić.

-Możliwe.

Idziemy wolno, nigdzie się nie spiesząc, brakuje mi tu tylko Mii, teraz nie wyobrażam sobie bez niej życia. Tęsknię za nią. Nagle się zatrzymujemy.

-Albo...- zaczyna.

-Albo?

-A może jesteś w ciąży?- sugeruje uradowany.

Serce mi zaczyna walić. Nie, to niemożliwe, na sto procent.

-Nie sądzę, przecież biorę tabletki

-No ale...

-Nie to nie możliwe, dwójka dzieci ci nie wystarczy?-rzucam chamsko i rwę się do przodu.

Theo rusza za mną. Może go uraziłam, ale mam to gdzieś, bo on też wiele razy mi to robił. Nie wiem czy kiedykolwiek będę chciała mieć z nim jeszcze jedno dziecko.

-Przepraszam, jeżeli cię uraziłem- kładzie i rękę na ramieniu.

-Ostatnio ciągle to robisz- żałuje tych słów od razu jak wychodzą mi z ust.

-Wiem- zatrzymuje mnie ponownie- Wiem, bo jestem skończonym debilem, idiotą, chamem, nie zasługuje na ciebie, ale ja nie chce cię krzywdzić.

Czuję ciepło pod powiekami. Mrugam. Mam zaszklone oczy od łez. Przecieram je, aby nie wydostały się na powierzchnie.

-No jesteś- mówię ze śmiechem- Ale mimo to cię kocham.

Podchodzę do niego i składam na jego ustach słodki pocałunek. Obejmuje mnie i odwzajemnia gest. Odrywam twarz od niego i kładę ją na jego ramieniu. Widzę za nim fontannę, pod którą wczoraj się kłóciliśmy. Wpadam na pomysł. Odrywam się od niego całkowicie i popycham go z całej siły do tyłu. Nie spodziewał się tego, więc bez problemu uległ mojemu ruchowi. Teraz jest cały mokry. Zaczynamy się śmiać. Chłopak wstaje, woda po nim cieknie.

-Ok, należało mi się.

-Oj tak!

-A za co to konkretnie?

-A za całokształt- zataczam w powietrzu kształt koła.

Zemsta jest słodka, ale to i tak za mało. Trochę mi go szkoda, ale przecież to przeżyje.

-To co jedziemy po Mię?- pytam

-Jak?

-Samochodem!

-Jestem cały mokry!

-No i? Nogi masz, ręce też, możesz kierować.

Chłopak wzdycha ciężko i podchodzi do mnie. Obejmuje mnie, i czuje ciarki na ciele. Jest zimny i mokry.


Miłego dnia :)

CDN.


Sheo- fanfiction ♥ część 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz