Rozdział 56

210 22 9
                                    

Theo

Nasza rodzina opuszcza nas dwa dni przed sylwestrem. Mimo tej małej sprzeczki dotyczącej  Alexa, jakoś się wszyscy uspokoiliśmy, zwłaszcza pani Lori, myślałem, że długo będzie miała do mnie pretensje, ale tak jak Shai nie umie się długo gniewać. Mam nadzieję, że ta sprawa zaraz odjedzie w niepamięć, przynajmniej dla naszych bliskich, bo dla nas...chyba nigdy. Tak czy inaczej święta minęły nam bardzo miło, tylko trochę za szybko. Zaraz będzie trzeba ogarniać sylwestra. W sumie, to już nie mogę się doczekać, ale z drugiej strony, jak pomyślę, co Miles może jeszcze wykombinować... Kiedyś chyba byłem do niego podobny, ale teraz gdy mam rodzinę, uspokoiłem się, wiek też swoje robi, już nie pasują do mnie szczeniackie zabawy.

-Theo! Twój tato zostawił u nas kapice- mówi Shai wchodząc do sypialni.

Miałem ukołysać Mię, jest już wieczór, mała jest po kąpieli, ale niestety chyba jeszcze nie chce jej się spać, nawet nie przymykają jej się oczka, a wręcz przeciwnie, ma je szeroko rozpostarte i śmieję się do mnie, za każdym razem kiedy robię do niej głupie miny. Tak śmiesznie wygląda z jednym ząbkiem, który niedawno jej wyszedł.

-Trudno, i tak bierze je zawsze do gości, w domu ma drugie. Kiedyś, przy okazji je odwieziemy- odpowiadam.

-No dobrze. A mi się zdaje, że miałeś uśpić Mię, a nie ja rozbawiać, Theo!

Dziewczyna siada obok nas na łóżku i patrzy na mnie nieco pretensjonalnie.

-No, ale ona nie chce spać- uśmiecham się.

Shai wzdycha ciężko i wsuwa ręce pod plecy Mii, obok miejsca gdzie ja ją trzymam.

-Daj, ja to zrobię.

-Jak chcesz- unoszę zwolnione od trzymania ręce.

Wstaję. Oglądam się jeszcze za siebie, do dziewczyn.

-Zgasisz mi światło? Ja zapalę sobie lampkę.

-Tak jest, szefowo- puszczam jej oczko, robię o co mnie prosiła i wychodzę.

Kieruję się do kuchni. Troszeczkę zgłodniałem. Zjadłbym pizze. Zastanawiam się chwilę i wyciągam telefon, szukając ulotki. Mam. Wybieram numer, i dzwonie do pizzerni.

Kładę się na kanapę w salonie i czekam na Shai i na zamówioną przed chwilą pizzę. Wparuje się w sufit, co po chwili mi się nudzi, więc włączam telewizor i przełączam na program muzyczny. Ściszam nieco głośność, żeby nie rozbudzić Mii. Pewnie już zasypia, bo jej nie słychać. Przymykam oczy, zakładam ręce za głowę i się relaksuję.

Po jakimś czasie słyszę delikatne kroki stawiane przez Shai. Nie otwieram oczu. Czuję jak dziewczyna siada na mnie okrakiem i składa na moich ustach subtelny pocałunek. Nie mogę powstrzymać się od uśmiechu. Moje ręce zza głowy wędrują na jej pośladki, na których się zaciskają.

-Zasnęła- Shai szepcze mi do ucha.

-Nareszcie. A pamiętasz co mi obiecałaś przed świętami?

Shai odrywa się na chwile ode mnie. Otwieram oczy. Zastanawia się chwilę, sprawiając wyraz rozkojarzonej.

-A tak, już wiem- uśmiecha się delikatnie.

-Tak więc...- chrząkam i poruszam brwiami.

Dziewczyna kręci głową i znów się do mnie przybliża. Łączymy nasze wargi. Błądzę rękoma po jej ciele, a jej zwinne palce, rozpinają moją koszulę. Gładzi mnie po nagim torsie, i zostawia na nim mokre pocałunki. Mimowolnie wzdycham. Moje ręce wślizgują się pod jej bluzkę i pozbywają się jej szybko. Przejeżdżam palcem po jej kręgosłupie, powodując ciarki na jej ciele. Docieram do zapięcia od stanika, i ten również wyrzucam gdzieś za siebie. Przyczepiam się ustami  do jej obojczyków, zjeżdżając coraz niżej. Przerywa nam dzwonek do drzwi.

-Nie otwierajmy- mówi Shai wzdychając.

-A, kochanie, bo ja zamówiłem pizze.

Moja żona wybucha śmiechem. Ześlizguje się ze mnie.

-No to idź po nią, w sumie jestem głodna.

Uśmiecham się i idę otworzyć. Zaczyna mi już burczeć w brzuchu.


Paskudna pogodna, wgl paskudny dzień -,-

CDN.

Sheo- fanfiction ♥ część 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz