Shai
Budzę się i pierwsze co widzę to Theo siedzący obok mojego łóżka. Od razu się uśmiecham. Leżę tutaj od miesiąca. Nie marzę o niczym innym, niż żeby urodzić i już stąd wyjść. Mój mąż przychodzi do mnie zazwyczaj rano, tak jak teraz, kiedy Ashley sprzątając u nas w domu i zajmuje się przy okazji Mią. Później Theo się z nią zmjena i sam zajmuje się naszą córką. I tak jestem mu wdzięczna, że siedzi przy mnie po cztery godziny dziennie, nie opuszczając mnie o krok, bez względu na to czy śpię czy nie.
-Cześć- witam się z nim.
-Cześć- uśmiecha się do mnie delikatnie.
Od jakiegoś czasu mam wrażenie, że zachowuje się jakoś inaczej. No ale może mi się tylko wydawać. Nie chcę już go o nic dopytywać. Między nami jest już w porządku, i niech tak zostanie.
Theo chwyta moją rękę i ściska ją mocno. Nic nie mówi tylko przygląda mu się, drugą dłonią głaszcząc mój policzek.
Tak bardzo chcę już wrócić do domu. Bardzo tęsknię za Mią. Tak dawno jej nie widziałam. Theo co jakiś czas wysyła mi jej zdjęcia, ale to nie wystarcza.-Jesteś piękna- szepcze Theo.
Uśmiecham się mimo to, że wcale tak nie uważam. Przynajmniej nie teraz.
-Skarbie, ją muszę już iść. Ashley zaraz będzie musiała iść, dochodzi dwunasta.
-Jasne idź, trochę dzisiaj pospałam- śmieję się.
-Jesteś w ciąży, sen jest ci potrzebny.
-Już niedługo.
Oboje się uśmiechamy. Theo wstaje, całuje mnie i odchodzi.
Jest tu codziennie, ale i tak za nim tęsknię.Nie mam co robić. Poddaje się więc moim jeszcze opadającym powiekom i zasypiam.
Budzą mnie czyjeś szepty. Otwieram oczy, marszcząc brwi. Zerkam na zegarek. Jest trzynasta. Nagle podchodzi do mnie znajoma pisać.-Miles! - wykrzykuje.
-Hej, śliczna!- całuje mnie w czoło.
-Co ty tu robisz? - pytam kiedy ten siada na krześle- Zoe też jest?
-Nie, Zoe została z małym w domu. Przyjechałem bo dowiedziałem się, że tutaj jesteś.
-A.
-Ale Zoe kazała cię mocno uściskać i ucałować.
-No to na co czekasz?
Chłopak wstaje i przytula się do mnie, uważając na brzuch i całą tą aparaturę.
-Jak się czujesz? - pyta mnie Miles, z powrotem siadając na krześle- Gdzie Theo?
-Czuję się dobrze, chociaż nie wiem czy można tak powiedzieć, leżąc miesiąc w jeden sali, mogąc spacerować tylko po korytarzu, podpartej na kroplówce- śmieję się- A Theo poszedł do domu godzinę temu zmienić naszą pomoc domową nad opieką nad Mią.
- Ok.
-Zazdroszczę Zoe, ona naprawdę dobrze się trzymała- mówię.
-A to fakt, urodziła nawet naturalnie, za to po porodzie była mega wycięczona.
-No właśnie, a jak wasz mały?
-Cud, miód i orzeszki. Jest wspaniały od razu jak go tylko zobaczyłem to go pokochałem...
Nagle czuję ogaromny skurcz. Krzywię się i łapię za brzuch. Drugi jeszcze silniejszy. Nie mogę się powstrzymać i jeczę.
-Co jest? - pyta Miles kładąc mi rękę na ramieniu.
Słyszę jak do sali wpada lekarz. Nie jestem w stanie nic powiedzieć. Ból jest potworny.
Lekarz odkrywa mnie i bada brzuch.
-Na sale! Robimy cięcie- uśmiecha się do mnie.
Mam ochotę zapytać o co chodzi co się dzieje, ale nie mam siły.
-Co się dzieje?- pyta Miles, wyręczając mnie.
-Dzidziuś chce już wyjść.
Wytrzeszczam oczy. Nie spodziewałam się, że to będzie tak szybko. Ale został mi jeszcze miesiąc do terminu. Boże.
Jacyś faceci wywożą mnie z sali. Lekarz ściska mnie za dłoń. Miles biegnie za nami.- Spokojnie, będzie dobrze.
-Zadzwońcie do mojego męża- wyduszam z siebie.
-Oczywiście.
Dziesięć minut później jestem już na bloku. Znieczulenie zaczyna działać. Nie czuję nic od pasa w dół.
-Dobrze pani Shailene. Będziemy rozcinać.
Kiwam tylko głową. Zamykam oczy. Razi mnie jedna z lamp. Czuję lekkie ciągnięcie i nagle robi mi się nie dobrze. Chyba zaraz zwymiotuje.
To uczucie na szczęście pod chwili ustępuje.-Zadzwoniliście do mojego męża?- pytam.
-Nie mogliśmy się do niego dodzwonić.
Przełykam głośno ślinę. Tak bardzo chcę żeby tu był.
Nagle czuję kolejne pociągnjecie i zaraz głośny płacz.-Cześć maluchu- woła lekarz- Przetniemy teraz pępowinę.
Po chwili lekarz przesystawia mi do twarzy zakrwiaionego malca. Mojego malca. Łza spływa mi po policzku. O Boże. Moje maleństwo. Całuje go w główkę, a ten macha rączkami.
-Charlie- szepcze.
Facet przekazuje mojego syna pielęgniarkom, a te zaczynają go myć, ważyć, mierzyć, sprawdzać czy wszytko w porządku. Nie mogę oderwać od niego wzroku. Jest prześliczny, mimo tej krwi.
Szkoda, że nie byłam przytomna, gdy rodziła się Mia. A jeszcze większa, że nie mogłam urodzić ani jej ani Charlie'go naturalnie.Gdy maluch jest już gotowy wywożą go z bloku. Ja wyjeżdżam zaraz za nim.
Widzę, że Miles stoi pod salą z szerokim uśmiechem na twarzy.
-Cudowny!- mówi.
Uśmiecham się tylko. Charlie pewnie jedzie na swoją sale do innych maluchów.
-Dodzwoniłeś się do Theo?- pytam.
-Nie ale mogę do niego pojechać, jak chcesz.
Kiwam tylko głową i również odjeżdżam na salę.
Jestem szczęśliwa.😍💕💕 Niech żyje Charlie! 💞
CDN.

CZYTASZ
Sheo- fanfiction ♥ część 2
FanfictionTo opowiadanie jest kontynuacją pisanej przez mnie wcześniej historii Shailene i Theo noszącej tytuł Sheo- fanfiction.