Rozdział 62

196 21 14
                                    

Theo

Za dziesięć minut wybije północ, więc wcześniej zacznie się odliczanie. Jai, Ansel i Miles są już nieźle wcięci, a ja trzymam fason, chcę coś pamiętać z tego wieczora. Dziewczyny siedzą na kanapie i gadają o czymś, ciągle się śmiejąc i popijając wino.

-Theo, a co ty zrobiłeś gdy dowiedziałeś się, że będziesz ojcem?- pyta się mnie Miles opierając na moim ramieniu. Delikatnie plącze mu się język.

W sumie trzy razy dowiadywałem się, że będę ojcem, lecz koniec końców mam tylko jedno dziecko, jeszcze...

-Byłem rozanielony.

-Anioł?

-Nie, ja byłem roza... szczęśliwy bardzo byłem, no.

-Cieszyłeś się?- chłopak unosi brwi.

-Tak, a co ty nie?

Chłopak prycha i kręci ręką.

-Zależy.

-Od czego?

-Czy to chłopak czy dziewczynka. Bo jak dziewczynka to będę się cieszył a jak chłopak to będę się na maxa cieszył!

Wybucham śmiechem. Trochę współczuje temu dzieciakowi. Mieć takich rodziców to mieszanka wybuchowa, a jak jeszcze on się do nich uda, to rozniosą razem dom.

-No to dobrze chłopie, to dobrze- klepię go po plecach i odchodzę.

Idę w stronę dziewczyn, a Miles wraca do chłopaków siedzących przy stole.

-Shai, a ten twój Theo, to jaki jest?- pyta Margot, moją też troszkę wstawioną żonę.

-Miły, troskliwy...

Uśmiecham się i mam odchodzić, ale...

-Nie o to pytam, w łóżku jaki jest?

Unoszę brwi ze zdziwienia.

-A! To było tak od razu. Cholernie dobry! Gorący, ostry, czuły, zależy od sytuacji, przecież sama widzisz, że to chodzący bóg seksu, to co ja ci będę jeszcze mówić. Dobrze gotuje...

-W łóżku?- dopytuje Violetta.

-A, no tak!  Zapomniałam jakie było pytanie- Shai klepie się po głowie.

Wszystkie parskają śmiechem. Łącznie ze mną. Czy tylko ja i Zoe jesteśmy tutaj trzeźwo myślący? A nie Zoe nawet gdy jest trzeźwa, to trzeźwo nie myśli.

Kręcę tylko głową i odchodzę. Przynajmniej wiem, co Shai o mnie myśli.


-Dziesięć, dziewięć, osiem, siedem, sześć, pięć, cztery, trzy, dwa, jeden! Nowy rok!- krzyczymy wszyscy razem, gdy wybija północ.

Ansel rozlewa szampana. Każdy bierze swój kieliszek do ręki. Wypijam zawartość mojego kieliszka i jeszcze bardziej niż do tej pory przyciskam Shai do siebie. Przybliżam swoje usta do jej warg. Nasz pocałunek jest intensywny i ostry. W końcu się od siebie odrywamy. Shai odchodzi ode mnie do stołu, gdzie zasiadła Zoe i Margot.
Violetta z Anselem siedzą na kanapie i się obściskują, a Miles z Jaiem przyglądają się przez szybę fruwającym fajerwerkom.

-Możemy chwilę porozmawiać?- pochodzi do mnie Zoe z dość poważną jak na nią miną.

-Jasne- kiwam głową.

Ta bierze mnie za rękę i ciągnie w stronę sypialni.

-Ty na pewno chcesz tylko rozmawiać?- śmieję się.

-Faceci... Zawsze tylko o jednym!

-Tylko żartowałem.

Dziewczyna zamyka za nami drzwi. Zaglądam do Mii, która śpi w łóżeczku. Aniołeczek. Niedługo skończy roczek.

-Teraz żartowałeś, a co jeśli nie skończy się na żartach?

Marszczę brwi. O co tej dziewczynie do cholery chodzi?

-Słucham? Nie rozumiem.

-To zrozum, że tyle razy zawiodłeś już Shai, że jeśli zrobisz to jeszcze raz, to już będzie koniec.

-Dalej nie rozumiem. Co ja takiego robię?

-Nic, ja cię tylko ostrzegam, bo bardzo was lubię. Jeżeli jeszcze raz skrzywdzisz Shai to już nie będzie tak samo. Ona może i ci wybaczy, bo jest cudowną osobą o wielkim sercu, ale jej zaufanie do ciebie się skończy, a dobrze wiesz, że bez zaufania nie ma miłości.

-Nie zamierzam jej krzywdzić, skąd ten pomysł?!- podnoszę głos.

Zoe mnie ucisza i kiwa głowa na małą. Staram się uspokoić.

-Po prostu się o nią martwię. Nie spieprz tego, Theo. Proszę.

Dziewczyna wychodzi. Co ja mam o tym myśleć? Co to do kurwy nędzy w ogóle było? Dlaczego ona mi to powiedziała? Czy naprawdę uchodzę za takiego dupka, który mógłby wykorzystać wielkie serce Shai, żeby ją krzywdzić?


Chomik mi zdechł :(

R.I.P Mela [*]

CDN.




Sheo- fanfiction ♥ część 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz