Rozdział 32

187 17 23
                                    

Theo

Dzwonił do mnie lekarz Ruth. Powiedział, że zasłabła w domu, znalazł ją jakiś znajomy i zadzwonił po pogotowie. Ruth jest w złym stanie, chcą na razie jako pierwsze uratować dziecko. Muszę tam teraz pojechać, wiem, że jestem jej mimo wszytko potrzebny. Chowam telefon do kieszeni, razem z dokumentami. Shai podchodzi do mnie i patrzy pytającym wzrokiem.

-Ruth w ciężkim stanie została przewieziona do szpitala, muszę do niej jechać.

-To ja pojadę z tobą.

-Nie ma na to czasu, Shai!

-To dojadę do ciebie, jak znajdę opiekę dla Mii.

-Dobra- rzucam szybko i wybiegam z domu.

Wsiadam do samochodu. Mam nadzieję, że uda im się uratować dziecko. Przypomina mi się, jak Shai została potrącona przez samochód i w wyniku tego, również urodziła wcześniej, ale przeżyła, a w przypadku Ruth nic nie jest pewne. Jakby zadzwoniono od razu po pogotowie...Ona musiała tam leżeć dłuższy czas, stąd jej stan.

Z pośpiechu i zamyślenia przejeżdżam na czerwonym świetle. Jeszcze by mi brakowało, żeby zatrzymała mnie policja.

Piętnaście minut później dojeżdżam na miejsce. Wybiegam z samochodu i biegnę do szpitala. Nie tracę czasu na oczekiwanie na windę. Biegnę schodami na trzecie piętro, tak jak mi mówił lekarz. Szukam jej sali. Wchodzę tam. Pusto, zastaje tylko pielęgniarkę.

-Pan do pani Ruth?- pyta mnie kobieta.

-Tak.

-Jest na sali operacyjnej, robią jej cesarskie cięcie, pan jest ojcem dziecka?

Kiwam twierdząco głową.

-A jakie są szanse na przeżycie dziecka?- dopytuję.

-Dziecka? Bardzo duże, gorzej z matką, jeżeli przeżyje tą operacje, to czeka ją następna, tylko, że...

-Nie wiadomo czy da radę?- kończę.

-Tak, mieliśmy już kilka takich przypadków...Bardzo przykre, tak niewiele trzeba, żeby doszło do tragedii, najczęściej to się przytrafia samotnym matkom, a kiedy ktoś się zorientuje jest już za późno, czasem tylko dla matek, a czasem razem z nimi odchodzi dziecko- pielęgniarka w jednej chwili robi się przygnębiona.

Siadam na łóżku. Może już nie darzę Ruth sympatią, ale do cholery to jest matka mojego dziecka, ona musi żyć, dla niego... Chowam twarz w dłoniach. To, że zaraz może zabraknąć Ruth jest dla mnie nie do pomyślenia...

Nie wiem ile tak siedzę, ale przywraca mnie do rzeczywistości lekarz, który ciągnie łóżko, na którym leży chuda, blada blondynka.

Lekarz stawia łóżko na miejsce i podchodzi do mnie. Mój wzrok cały czas spoczywa na Ruth. Nigdy nie widziałem jej w takim stanie. Teraz nawet mi jej żal.

-Gratuluje został pan ojcem. Pana syn będzie leżał przez jakiś czas w inkubatorze, w oddzielnej sali, natomiast pani Ruth... No co tu dużo mówić, z nią jest znacznie gorzej. Omdlenie spowodowało pewne zmiany w jej organizmie, damy jej chwilę odpocząć i zaraz ponownie zabieramy ją na sale operacyjną.

-Nie wierzę w to, a szanse, że przeżyje są małe?

-Są równe 50/50, ale to wszytko zależy od niej, jest bardzo słaba.

-A mogę z nią jeszcze porozmawiać?

-Tak, tylko krótko, jest już wystarczająco słaba.

-Dobrze.

Odchodzę od lekarza, który zaraz wychodzi z sali, i podchodzę do Ruth. Ma wory pod oczami, sine, spierzchnięte usta, bladą twarz, okropny widok.

-Widziałeś naszego synka?- pyta cichym, słabym głosem.

-Jeszcze nie, ale zaraz do niego pójdę- łapię ją za rękę, chłodna.

-Alex.

-Alex- potwierdzam, i próbuję się uśmiechnąć.

-Będziesz o niego dbał, dobrze? Zajmuj się nim i mów mu o mnie, niekoniecznie te złe rzeczy, pokazuj zdjęcia...

-Hej, ale ty się nigdzie nie wybierasz, prawda?

-Nie wiem, Theo- po jej twarzy spływa łza.

Ściągam wargi. Jest jaka jest, ale nie zasługuje na to, żeby odejść.

-Czuję, że moje życie tutaj dobiega końca, mam wrażenie jakbym jedną noga była już tam...

-Nie mów tak- szepcę.

Moje oczy tez powoli zapełniają się łzami, nie chcę ich, więc mrugam szybko, aby je odpędzić.

-Ale taka jest prawda, dlatego Theo, mam do ciebie jeszcze jedną prośbę.

-Jaką?

-Pocałuj mnie... po raz ostatni.


Ale mi szybko poszło z tym rozdziałem :D

Dobranoc :)

CDN.


Sheo- fanfiction ♥ część 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz